czwartek, 26 lipca 2012

Pamiętniki księżniczki- Meg Cabot / The Princess diaries



Song for Friday :D When I was teenage I was listening it ;)

 
      Mia is an ordinary girl- she lives with her mother and beloved cat called Fat Louie who is fat (who will think J ). Mia’s mother lives alone, without husband, she dates with Mia’s algebra teacher, which is weird situation for Mia, her father doesn’t live with them, but he sees his daughter regular, her grandmother is the weirdest person in whole world. Mia is not popular in school, she has only a few friends ( Lily Moscowitz is her best friend ), the most handsome and popular boy in school doesn’t know she exist, her breast doesn’t exist too, she is too tall, too ordinary, she thinks she’s ugly and she hate algebra. As I said- she’s ordinary teenage girl with many complexes.

      And once day Mia’s father told everybody that he’s prince of Genowia, a small European country and Mia will inherit the throne in the future . Wow! Is it great? No! For Mia it isn’t. She didn’t like it at all. She can’t understand why her own father lied her all this time. When he told her this secret she run away to think about all those lies. Her first idea was  to resign and it cheers her up. But then her father told her she can’t resign and she have to be a princess. On the beginning Mia wanted to cry, she felt mutiny. She didn’t want to be more weird than she thought about herself already.  But then she decided do it for her father who can’t have children any more. But even then she didn’t tell anybody in school about her little secret.

      Unfortunately one day the whole school find out that Mia is princess. From now one she had to learn how to live when everybody watching her all the time. And she had to meet her grandmother she doesn’t like and learn about etiquette. Her life changed a lot but she was still a teenage girl with problems in school, at home and with many complexes she had to live with. It’s great and very funny story about teenagers and their problems. Meg Cabot showed as how they think, what kind of problems they have in their young life. “Princess Diaries” are perfect books for everybody who want to remind of their own life in teenager body.

       I like also the love story plot, when Mia felt in love with her best friend’s brother, Michael Moscowitz. For now you know I like love stories, right? So You are not surprise with my fancies to story about Michael and Mia :) The most I like third part of “Princess Diaries” entitle “Third time lucky”- it’s my favorite part because of Mia’s love :)
       So get out from tv and take a book people! Go to a picnic or something and take your book with You! Its deserve for Your attention :D I did it :D

      P.S. It’s Friday yeeeeeeah! I love weekends!! How many hours I need to wait until 3 p.m.? :D Have a nice day :)

     Zupełny przypadek sprawił, że znowu opisuję książkę z ekranizacją w tle. Ale tym razem nie zamierzam marudzić o filmie. Powiem tylko dwie rzeczy: jeśli widzieliście film i macie jakieś tam o nim swoje zdanie- to dla obu grup (zachwyconych i niezadowolonych) moje słowa mogą okazać się przydatne: mianowicie mam do powiedzenia jedną rzecz: książka jest o wiele lepsza (a to nowość!:). Natomiast jeśli ktoś nie oglądał filmu, to niech go oleje i wybierze książkę. Historia ta sama, tyle że o niebo lepiej opisana. Film to raczej uwspółcześniona bajka o Kopciuszku- dziewczyna dowiaduje się, że jest dziedziczką tronu i jej życie zmienia się nie do poznania, każdy ją lubi itd. a na końcu poznaje księcia z bajki i żyje długo i szczęśliwie. Książka zaś to opowieść o nastolatce z problemami typowymi dla nastolatków, która nagle dowiaduje się od ojca, że ten jest księciem małego europejskiego państwa Genowii a ona sama jest dziedziczką tronu. Wiadomość ta wywraca jej nastoletnie życie do góry nogami, ponieważ musi się uczyć etykiety od babki, której nie darzy sympatią, ale jej kłopoty nie znikły jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, a jedynie się pogłębiają. Wiadomość o sekrecie ukrywanym latami przez ojca doprowadza Mię do wściekłości a efektem frustracji są pamiętniki, które pomagają jej uporać się z problemami. Dzięki czemu my mamy niezłą okazję do zgłębienia umysłu nastolatki :)



     Właściwie ciężko jest pisać o książce, jako, że Meg Cabot napisała całą serię poświęconą przygodom Mii Termopolis, wychowywanej przez samotną matkę, której życie nagle stanęło na głowie. Film natomiast to ekranizacja kilku części zebranych w jedną całość, jednak trochę a nawet znacznie odbiegającą od pierwowzoou. Troche- jeśli spojrzeć na historię, a znacznie- jeśli skupić się na samej postaci Mii i jej życiu. Dlatego pozowolę sobie zostawić film w spokoju i opowiedzieć tylko o książkach.
     A więc wyobraźcie sobie, że jesteście zwykłymi nastolatkami. Jesteście za wysokie jak na swój wiek i wyróżniacie się z tłumu, macie tylko kilku bliskich znajomych a reszta nawet nie wie o Waszym istnieniu, do tego uważacie, że jesteście dziwakami, nie macie w ogóle biustu, a Wasza matka umawia się z Waszym nauczycielem algebry (ale przypał, prawda?!) i nagle dowiadujecie się, że jesteście dziedzczkami tronu. Ekstra nie? Większa część z nas by ohoczo przytakneła. W końcu Wasze życie się odmieni na lepsze. Jednak dla Mii była to katastrofa. Mia na swój sposób lubiła to, że była niewidzialna i chociaż czasem marzyła aby najpopularniejszy chłopak w szkole ( i najprzystojniejszy) zauważył, że istnieje, to jednak nie lubiła zwracac na siebie uwagi. I nagle bum! Cała szkoła dowiedziała się, że jest dziedziczką tronu, a także, że jest ktoś taki jak Mia Termopolis! Wszystkie oczy zwróciły sie na nią. Dla osób jak Mia, nie pragnących przeżyć swojego żywota w świetle reflektorów była to sytuacja bardzo niekomfortowa. Wydawało jej się, że teraz jeszcze bardziej będzie się wydawała dziwna w oczach kolegów ze szkoły. Wysoka dziwaczka bez biustu- oto jak się widziała. Dla osoby nie posiadającej zdolności swobodnego brylowania w towarzystwie, z kompleksami- informacja o dziedziczeniu tronu mogła tylko pogorszyć sprawę i powiększyć kompleksy.
      Mia, za zachętą swojej mamy przelewa swoje myśli na papier, pomaga jej to osiągnąć jako taki spokój i uporać się z galopującymi myślami. Dzięki pamiętnikom dowiadujemy się, że ma za złe ojcu trzymanie przez lata w tajemnicy swojego pochodzenia, a jeszcze większe pretensje odczuwa, że nagle jej powiedział, iż jest ona w prostej linii jedyną dziedziczką tronu. Nie pasuje jej ta rola, chce z niej zrezygnować, nie ma ochoty uczyć się etykiety od babki dziwaczki, której jedynym towarzyszem jest wychudzony pudel, ukrywa przed znajomymi w szkole wiadomość o swoim pochodzeniu, z obawy, że koledzy uznają ją za jeszcze większą świruskę niż do tej pory. Ostatecznie godzi się ze swoim losem, a kiedy cała szkoła dowiaduje się o sensacyjnej wiadomości, Mia znajduje się na świeczniku i próbuje sobie jakoś z tym poradzić. Jest to opowiedziana z humorem historia o dojrzewaniu, problemach wieku nastoletniego, i warto się z nią zapoznać.

     Ja osobiście mogę Wam polecić trzy pierwsze części, ponieważ uważam, że są najlepiej napisane. Kolejne części (czytałam 3 kolejne) też się dobrze czyta, ale w największym napięciu trzymały mnie początkowe części. Zwłaszcza część trzecia zasłużyła na moją uwagę, ponieważ mamy tam wątek miłosny, a ja takie wątki po prostu uwielbiam :D Mia zakochuje się w starszym bracie swojej najlepszej przyjaciółki i sama stara się poradzić sobie z tym uczuciem z obawy o brak akceptacji swojego wyboru w oczach przyjaciółki. W końcu która z nas chciałaby, żeby nasza przyjaciółka chodziła z naszym starszym bratem?:) Bardzo fajny wątek, zaczyna się on już w drugiej części, a rozwija w trzeciej. Przyznam, że czekałam na każdą wzmiankę o Michaelu Moscowitz z niecierpliwością i nigdy się nie zawiodłam, zawsze kiedy pojawiał się na scenie działo się coś interesującego :) Taka już ze mnie romantyczka, że ciągle chcę czytać o miłości :D



     Jeśli umiecie dobrze angielski to polecam czytanie książki w oryginale. Ja zupełnie inaczej odbieram książkę przeczytaną w oryginale a inaczej w tłumaczeniu. Wiadomo, każdy inaczej sobie przetłumaczy w myślach zdania i czasem może się okazać, że nasza wyobraźnia przeniosła nas w nieco inny świat. Warto więc dać jej szansę :) Ogólnie jest to interesująca seria, świetnie opowiedziana, pokazuje świat widziany oczami nastolatki, która żyje w nie całkiem normalnej rodzinie, jeśli spojrzeć na matkę, ojca, a nawet babkę. Jest to dobra lektura na wakacje, gwarantuję, że nie raz uśmiechniecie się do siebie i dobrze spędzicie czas. Idealna książka do relaksu. Wyobraźcie sobie wygodny fotel, kawka, ciasteczko, siedzicie sobie na werandzie, słuchacie śpiewu ptaków o zmierzchu, okryci kocem i czytacie sobie Pamiętniki Księżniczki... przyjemnie prawda? :) No to do roboty ;)


      P.S. Mimo, że są to książki o nastolatce to jednak ja sie dobrze bawiłam czytając ją, a już dawno nie pamiętam tych czasów kiedy i ja miałam naście lat :)
      P.S. 2 Ja  braku werandy wzięłam swoje książki na wycieczkę rowerową :)

poniedziałek, 23 lipca 2012

Skazani na Shawshank - Stephen King


I love Stephen King's books! "The Shawshank Redemption" is his best novel. It's a story about friendship and hope. An inteligent banker infarily accused goes to prison for murder where the worst prisoners goes (life imprisonment). He goes to Shawshank- prison where the true law doesn't exist and where the head of prison rules. Andy have to learn how to live in brutal word of prison. One day Andy disapear from his cell...Very good book guys. For men and girls, for everybody who belives in hope.


 Jestem ciekawa jak duzo osób wie, że film "Skazani na Shawshank" z 1994 roku, w którym głowne role zagrali Tim Robbins i Morgan Freeman, został nakręcony na podstawie opowiadania Stephena Kinga, autora bestsellerowych horrorów? Ja, sięgając po zbiór opowiadań "Cztery pory roku", nie miałam o tym zielonego pojęcia, a film dobrze znałam i bardzo lubiłam. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy przewróciłam kolejną kartke i zobaczyłam opowiadnie pod tym właśnie tytułem (to były czasy, kiedy czytałam wszystko, co napisał Stephen King, nie pogardziłam nawet zbiorem nowel, choć sądziłam, że nie ma nic lepszego od porządnej, grubej powieści, która wyszła spod pióra mojego ulubionego niegdyś pisarza). Pomysłałam sobie wtedy- pamiętam to jak dziś- to nie może być ta sama historia. To na pewno tylko zbieg okoliczności. Ale zaczęłam czytać i po kilku chwilach już wiedziałam że to jest właśnie to: oryginał! Powiem Wam szczerze, że troszeczkę sie bałam. Znałam film dobrze (oglądałam go z 5 razy :D), lubiłam, był dobrze napisany i mistrzowsko odegrany- bałam się moje wrażenia zderzyć z oryginałem. Zawsze tak mam- dla mnie liczy sie przede wszystkim książka i rzadko jest tak, że po przeczytaniu książki mam ochotę obejrzeć film nakręcony na jej podstawie i odwrotnie- kiedy już obejrzę film nie ciągnie mnie do książki, choć wiem, że może być znacznie lepsza. Zazwyczaj takie rzeczy dzieją sie przypadkowo i wtedy najczęściej jestem zadowolona, że jednak obejrzałam film czy przeczytałam ksiązkę. Gorzej sprawa ma się z ulubionymi produkcjami bądź książkami. Zawsze istnieje we mnie obawa, która można sformułować tak: "A co jeśli mi się nie spodoba"? Po co zostawiać sobie niesmak na czymś, co się bardzo lubiło? Jestem nieufna i nie lubię zmieniać swojego zdania, zwłaszcza jeśli jestem o czymś święcie przekonana. Ale że wychodzę z założenia, iż trzeba poszerzać horyzonty, więc czasem decyduję otworzyc się na nowe doznania i tym razem również po namyśle nabrałam ochoty na skonfrontowanie tych dwóch różnych rzeczywistości jakimi są książka i film.

      Muszę tu jeszcze napisać, że bardzo spodobała mi się kreacja, jaką stworzył Tim Robbins, grającego cichego, zamkniętego w sobie i nie dzielącego sie swoimi myślami bankiera, oskarżonego niesłusznie za zamordowanie żony i jej kochanka i osadzonego w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Na pewno trudno sobie wyobrazić człowieka w tej sytuacji. Nie tylko żona go zdradziła, ale i został oskarżony o coś, czego nie zrobił. Został wyrwany ze swojego spokojnego świata, możemy go właściwie potraktować jako urzednika, pracujacego pod krawatem, w biurze, przeglądającego kodeksy prawne, piszacego pozwy, spotykajacego się ze swoimi klientami... i nagle więzienie i to o zaostrzonym rygorze, gdzie klawisze są takimi samymi oprawcami jak osadzeni więźniowie i nie wiadomo kto jest bardziej brutalny w tym świecie pełnym przemocy, gdzie prawo stanowi naczelnik więzienia. Stawiam na to, że każdy by zwariował i się załamał już po pirewszym dniu pobytu w takim miejscu, w którym prawo pozostało za murami więzienia, a to czy przezyjesz zależy tylko od Twoich zdolności przetrwania. Taka też była zabawa osadzonych w więzieniu: kiedy przyjeżdżał konwój z nowymi więźniami, wieloletni bywalcy obstawiali kto odpadnie jako pierwszy. Andy zebrał dużo punktów jako pierwszy do odstrzału, w końcu był prawnikiem, gryzipiórkiem, który raczej wsadzał do więzienia niż go sam odwiedzał. Jednak Andy wszystkim sprawił zawód- nie tylko się nie załamał pierwszego dnia, on zaskoczył wszystkich swoja niesamowitą zdolnością do dostosowywania się do panujacych wokół niego warunków. Pewno nawet sam siebie zaskoczył.

      Andy tak doskonale dostosował się do otoczenia, że mimo początkowych "nieporozumień" z innymi więźniami i zadarciu z niektórymi klawiszami, niedługo został prywatnym doradcą szefa klawiszy, który w więziennictwie znalazł źródło nielegalnych dochodów i dzięki temu zyskał nie tylko opiekę klawiszy przed agresywnymi więźniami, ale i wyrwał co inteligentniejszych więźniów z marazmu, oferując im bibliotekę. W czasie swojego pobytu zyskał szacunek i przyjaźń kilku więźniów oraz uprzywilejowaną pozycję dzięki swoim umiejętnościom ukrywania lewych dochodów na koncie naczelnika i pomniejszych klawiszy. Stał się doradcą finansowym całego więzienia, a swoimi przywilejami dzielił się z innymi więźniami. Jednak to wszystko, cały ten pozorny spokój mógł runąć w każdej chwili za jedną decyzja niezadowolonego naczelnika więzienia. Mimo zyskania szacunku współwięźniów i jako takiej pozycji w tej przedziwnej machinie wyjętej spod prawa, mimo otwarcia się na innych, Andy tak naprawdę nikomu, nawet swojemu najblizszemu przyjacielowi, który jest narratorem całej tej fascynujacej historii, Andy nie dał dostępu do swoich myśli i tajemnic duszy. A to właśnie tam, w głębi inteligentnego mózgu powstał misterny plan ucieczki....

      Ci, którzy film ogladali, na pewno zgodzą się ze mną że film jest genialny i trzyma w napięciu przez wszystkie minuty, od samego początku do samego końca. Więc wyobraźcie sobie teraz jak wciągająca może być lektura oryginału! O dziwo, tym razem było odwrotnie niż to zwykle bywa przy ekranizacji filmu, mianowicie opowiadnie Kinga było krótsze niż sam film. Reżyser i scenarzysta dopisali niektóre wątki, rozwinęli myśl mistrza horroru w ten sposób, że wszystko jest idealnie do siebie dopasowane. W filmie nie widać, gdzie scenarzysta dał pole do popisu własnej wyobraźni. Cała historia jest spójna i efektowna. Ale mimo, że opowiadanie jest krótsze to jednak tak samo wciaga i trzyma w napięciu. Podczas czytania zamazuje się twarz Tima Robbinsa jako Andy'ego i Morgana Freemana jako "Red" Redding. W tym momencie widzimy tylko charakter, osobowość, zmuszoną do przetrwania, do zmiany całego swojego światopoglądu, z zapartym tchem próbujemy zgłebić psychike człowieka osadzonego w tak brutalnym świecie, o którym wczesniej nie miał zielonego pojęcia. Opowiadanie jest tak fantastycznie napisane, że po przeczytaniu całego, nawet nie pamietamy, których scen zabrakło tutaj, a były zawarte w filmie. Opowiadanie Stpehena Kinga to doskonały materiał i na scenariusz i na szczęście ktoś to dostrzegł i zrobił wyśmienity film. A książka? No wiadomo, po prostu MUSICIE ją przeczytać! :) Pamiętajcie, opowiadanie jest krótkie a treściwe- to informacja dla tych, którzy martwieją na widok grubej książki :D Po jej przeczytaniu naładujecie się pozytywnie
      Cóż, pozostaje mi tylko powiedzieć "Do przeczytania" następnej ciekawej książeczki :)

wtorek, 17 lipca 2012

Duma i uprzedzenie - Jane Austen / Pride and Prejudice




    
  „Pride and Prejudice” is one of my favourite book I’ve ever read and the best book by Jane Austen. I like “Emma” too, but “Pride and Prejudice” is much better than her another books. I read the book couple of times in my life and I’ll never bored of this story of Elizabeth and Mr. Darcy. It’s very interesting, funny and full of different people’s characters book. I like romance and this book has the best love story ever. I felt in love in Mr. Darcy from first sight and I felt he's a man of my dreams. I know he’s not real person but I don’t mind :) And I like Lizzy, that young woman who know what she want from life and that kind of attitude was something new in her times. She didn’t want a man who has money when she didn’t feel in love with him. She didn't want a husband without love. For Lizzy love was the most important thing in the world. That’s why she refused her hand to Mr. Collins despite of her position (she didn’t have money and connections)  and her mother’s begging. And she didn’t want Mr. Darcy even so he had loads of money and rich husband was dream of every gorl in those times.. Only feeling that she felt to him was scorn and prejudice. I like girls who don’t care about money :)
       When Lizzy and Mr. Darcy met I knew it will spark:) Everything because I read lot of love stories and I have sixth sense in this kind of business ;) When they met first time, Lizzy heard from Mr. Darcy's mouth something bad about herself; she felt humiliated and from now one she was prejudice to Mr. Darcy. But I liked him and I knew there will be something BIG between them :) And I was right. Jane Austen has written a perfect love story and I love this book. You just have to read it, I beg You! :) Open Your hart for this great book:)




      Czy znacie twórczość angielskiej pisarki Jane Austen? Jeśli tak, to myślę, że zgodzicie się ze mną, że jej najlepszą powieścią jest "Duma i uprzedzenie". A jeśli nigdy nie mieliście do czynienia z jej książkami, a lubicie czytać o porywach serca, a do tego nie przeszkadza Wam wyszukany język wieku XVIII i XIX, a także chcielibyście się dowiedzieć o sytuacji społecznej (nawiasem bardzo interesującej) tamtych lat, to zapraszam do biblioteczki zatytułowanej JANE AUSTEN :) Całkiem ciekawa jest pozycja "Emma", ale ja gorąco polecam "Dumę i uprzedzenie". Jeśli jednak planujecie przeczytać wszystko, co Jane napisała, to myślę, że najlepiej zostawić sobie Dumę na deser. Jest to druga z najpiękniejszych opowieści o miłości, jakie czytałam w życiu. Przyznam, że po ten tytuł siegałam kilkakrotnie i za każdym razem tak samo głeboko wszystko przeżywałam, mimo że wiedziałam doskonale jak przebiegać będzie akcja. Jest to jedna z tych książek, które się pamięta całe życie.


       Dodatkowo usadowienie całej akcji w środowisku wyższych sfer przełomu XVIII/XIX wieku powoduje, że książka zyskuje na atrakcyjności- możemy poznać panujące wówczas zwyczaje jak choćby sytuację panien na wydaniu z mniej zamożnych rodzin, nie posiadające posagu oraz to jak atrakcyjność mężczyzny mierzona była wysokością dochodów. To wszystko ciekawie się czyta, nieraz na ustach pojawia się uśmiech gdy docieramy do wygłaszane przez matkę stwierdzeń na temat swoich córek lub widzimy jak beztrosko przebiegało życie nawet mniej zamożnych rodzin (Pani Bennet po balu mówi do kłócących się córek: "Na miłość Boską! Jest dopiero 10!"), pomijając wieczne martwienie się matek o stan cywilny swoich córek. Wszystko to wydaje sie takie nierealistyczne i interesujące zarazem. Podczas czytania powieści ma się wrażenie, że zagląda sie przez okno w przeszłość, tak różną od naszych czasów. Jane w sposób bardzo zabawny oraz z duża dozą humoru opisuje charaktery poszczególnych członków rodziny i robi to w tak ciekawy i realistyczny sposób, że mamy wrażenie, iż te osoby poruszają się wśród nas. Zapominamy, że są to wymyślone postacie, wciąga nas język tamtych czasów, zaczynamy niepostrzeżenie wrastać w epokę. Takie przynajmniej były moje odczucia podczas czytania "Dumy"- po zakończeniu lektury jeszcze przez kilka minut uśmiechałam sie do siebie i chyba przez tydzień nie sięgnęłam po inną książkę, żyjąc tamtymi czasami i przypominając sobie co ciekawsze urywki.
    
       Historia miłosna opisana w książce nie jest zwykłą historią typu: poznali się, zakochali w sobie i żyli długo i szczęśliwie. Było wręcz odwrotnie: poznali się, nie zapałali do siebie zbyt ciepłymi uczuciami i ... no właśnie, to co nastąpiło było najciekawsze. Tytuł książki bardzo dobrze odzwierciedla to, co się działo w umyśle bohaterów. Pan Darcy, pochodzący z bardzo zamożnej rodziny, do tego skryty i nie mający zaufania do nieznajomych osób, jest ze swoim majątkiem łakomym kąskiem dla niezamężnych panien w okolicy (ale nie dla Pani Bennet, która widzi w nim tylko zadufanego w sobie, niemiłego młodego człowieka, dla którego nie warto poświęcać choćby minuty, mimo jego zalet; czyt. majątku i rozległych włości). Kiedy jako towarzysz swojego przyjaciela Charlesa Bingleya, który przybywa tu z zamiarem osiedlenia się na stałe, wprowadza się do majątku towarzyszącego majątkowi Elizabeth i jej rodziny, matka Lizzy, Pani Bennet, od razu ostrzy sobie zęby na Charlesa. Oczami wyobraźni widzi już, jak młody człowiek żeni się z którąś z jej dziewcząt. Z tej okazji nalega na swojego męża, aby ten odwiedził nowych sąsiadów i złożył im uszanowanie, ponieważ w tamtych czasach kobieta nie mogła sama przedstawić się mężczyźnie, musiała czekać aż zostanie przedstawiona przez męskiego członka rodziny. Okazało się, że Bingley wybiera się na bal organizowany przez przyjaciół Państwa Bennet, na który zostały zaproszone ich córki. Pani Bennet nie posiadała się z radości, ponieważ urodziła 5 córek i wszystkie musiała wydać za mąż, ponieważ po śmierci męża majątek przechodził we władanie najbliższego męskiego krewnego rodziny, a to oznaczało, że córki nie będą miały gdzie mieszkać po śmierci Pana Benneta (a także Pan Bennet pozostanie na łasce dziedzica, nic więc dziwnego, że chciała zabezpieczyć przyszłość córek, a także swoją własną).

      Na balu marzenia Pani Bennet spełniają się, jej najstarsza i najpiękniejsza córka, Jane, wpadła w oko Panu Bingleyowi, a to mogło oznaczać tylko jedno- rychłe zamążpójście. Podczas balu cała rodzina poznała też Pana Darcyego i Karolinę Bingley, siostrę Charlesa, bardzo wyrafinowaną młodą kobietę, nie uznającą plebsu i wyśmiewającą się z każdej oznaki małościankowości. Od skrytego pana Darcyego też nie tchnęło serdecznością- całe towarzystwo odebrało go jako czlowieka chłodnego, dumnego i wynoszącego się ponad innych. Dodatkowo na balu zatańczył tylko dwa razy i to z Karoliną Bingley, kobietą ze swoich sfer, która sprawiała wrażenie, że interesuje się tylko samym Panem Darcym. Podczas trwania balu młodsza siostra Jane, Lizzy, pewna siebie młoda kobieta, wygłaszająca zdecydowane jak na swój wiek i tamte czasy opinie, przypadkowo odsłuchała niepochlebną opinię Pana Darcyego na temat swojej urody. To ją mocno dotknęło, mimo że starała się nie poznać tego po sobie. Jako serdeczna przyjaciółka swojej siostry cieszyła się razem z nią jej szczęściem, ponieważ nie dało się nie zauważyć, że oboje z Charlesem bardzo przypadli sobie do gustu.

       Przez to, że Pan Darcy był bliskiem przyjacielem Charlesa a Jane siostrą i najbliższą przyjaciółką Lizzy, oboje byli skazani na siebie. W pewnym momencie pomiędzy wierszami można dostrzec, jak Pan darcy zmienia swoje myślenie na temat Lizzy, która jest tego kompletnie nieświadoma. Cały czas pała do niego niechęcią, która wzrasta za sprawą niejakiego Pana Wickhama, który wpadł jej w oko, a który był dawnym znajomym Pana Darcyego. Opowiada on Lizzy o tym, jak został przez Darcyego niesprawiedliwie potraktowany. Po tej opowieści osoba Darcyego całkowicie zostaje pogrążona w oczach Lizyy. Kiedy nagle, bez żadnego uprzedzenia, Charles Bingley opuszcza majątek, bez zamiaru powrotu, Lizzy od razu wie, kogo winić za tę niespodziewaną dla nikogo decyzję. Od samego początku czuć było, że ani siostra Bingleya, Karolina ani Darcy nie są przychylni zwiazkowi Bingleya i Jane. W ich oczach był to mezalians, na który nie mogli dopuścić. Gdy Lizzy widzi rozpacz swojej siostry, jej uprzedzenie do pana Darcyego wzrasta niemal do nienawiści. Nie wie nawet, że podczas gdy ona hołubi w sercu niechęć do Darcyego, ten w tym samym czasie zaczyna pałać do niej gorącym uczuciem, a to sprawia, że jest on gotów popełnić ten sam mezalians, przed którym wcześniej starał się uchronić swego przyjaciela Charlesa Bingleya. Co może z tego wyniknąć? Nietrudno się domyśleć, że będzie naprawdę ciekawie :)

       Jane Austen wstawiła do swojej powieści cały szereg ciekawych postaci. Najzabawniejszą jest Pani Bennet, której życie kręci się wokół swatania. Do tego wcale sie z tym nie kryje. Wygłasza swoje nieprzemyślane uwagi nawet w najlepszym towarzystwie i czasem zdaje się mieć umysł swoich najmłodszych córek, dla których najważniejsze są bale i towarzystwo, w którym można "bywać". Z kolei najciekawszą dla mnie osobą jest oczywiście Pan Darcy. Od samego początku, mimo jego pozornej wyniosłości i dumy darzę go największą sympatią. Jest inteligenty, z własnymi przekonaniami, dodającymi mu uroku, pragnący zachować pewien status, do którego jest przyzwyczajony (nic dziwnego, kiedy porównuje sie go do Pani Bennet:). Jego osobowość jest magnetyzująca, przyciaga mnie; nie mogłam sie doczekać, kiedy znów pojawi się na horyzoncie, aby odegrać ciekawą scenę z Lizzy.

      Książka mnie urzekła, zwłaszcza językiem jakim jest napisana oraz wspaniałymi scenami miłosnymi. Już w połowie książki byłam zakochana w Darcym, ale podczas głównej sceny miłosnej, gdzieś w połowie książki, kiedy Darcy wyznaje miłość Lizzy w sposób tak haniebny, że zostaje odrzucony przez swoją wybrankę, oddaję mu swe serce :) Książka naprawdę wciąga, nie ma nudnych opisów, jest cały szereg charakterystycznych postaci, jak choćby Pan Collins, z którego zapatrzenia w swoja protektorkę, Lady Katarzynę de Bourgh, której imię wymawia przy każdej sposobności, nie sposób się nie śmiać. Do tego ten wątek miłosny między Lizzy i Darcym... jeden z najciekawiej opisanych wątków miłosnych, zaraz obok wątku Scarlet O'Hary i Rheta Buttlera, jaki kiedykolwiek czytałam. Jest to jedna z dwóch moich ukochanych książek i chciałabym ją Wam serdecznie polecić. Nie jest to "Antek", jest tam trochę do czytania, ale za to czyta sie jednym tchem. Ale raczej nie jest to książka dla mężczyzn, mimo że może doceniliby ciekawy opis sytuacji społecznej tamtych czasów i barwne postacie, które w książce królują. Za to kobiety na pewno docenią mozliwość "poznania" takiego mężczyzny jakim jest Pan Darcy :)

    Dodam jeszcze kilka słów o filmie pod tym samym tytułem, który ukazał się w 2005 roku, a w którym główne role zagrali Keira Knightley i Matthew Macfadyen. Pierwsze moje wrażenie było podobne do tego, o którym ktoś inny wspomniał w internecie - Lizzy zagrana przez Keirę było nieco zbyt rozchichotana, trochę odbiegająca od poważnej, inteligentnej Elizabeth, którą znałam z wcześniejszej produkcji, gdzie Pana Darcyego zagrał Colin Firth (miniserial). Jednak z czasem, porównujac oba te filmy, zauważyłam, że jednak Keira bardziej spodobała mi się w roli Lizzy, była mniej sztywna, mniej oficjalna. W końcu była tylko dwudziestoletnią dziewczyną, która również marzyła o miłości, która lubiła bale i towarzystwo. Tamta dziewczyna w serialu wydała mi się teraz nudną w porównaniu z żywiołową i pełną inteligencji Elizabeth Bennet, jaką zaserwowała nam Keira Knightley. Pan Darcy zagrany przez Matthew również wygrał porównanie z Colinem Firthem- był bardziej męski, bardziej skryty, bardziej mnie pociagał. A i sceny miłosne odegrane przez tych dwojga były bardziej żywe, bardziej poruszające. Teraz jest to jeden z moich ulubionych filmów, i gdy tylko mam ochote na odrobinę romansu, a nie mam czasu na książkę, wtedy odpalam nagraną na płytę (a jakże :)) "Dumę i uprzedzenie". Dodam, że rola Pani Bennet i Pana Colinsa zostały odegrane po prostu po mistrzowsku. Oboje wydają się tak śmieszni ze swoimi przekonaniami, jak chciała ich ukazać Jane Austen. Kłaniam się obojgu aktorom. Kiedyś widziałam aktora, który grał Pana Collinsa w innym filmie, grał tam człowieka poważnego, a ja po prostu nie mogłam przestac myśleć o nim jak o krewnym Pani Bennet, wygłaszającym swoje wcześniej przygotowane, delikatne komplementy, który sądzi, że jak kobieta odmawia swojej ręki mężczyźnie, to robi to tylko dlatego, żeby nie wydać się łatwą i jeszcze bardziej zaognić serce mężczyzny :)

 Ach jedna z moich ulubionych scen :)

Zabawny Pan Collins. Nawet mordkę ma zabawną :)

Pani Bennet ze swoimi młodszymi córkami, po spojrzeniu tej pierwszej od razu widać, że będą kłopoty :)
     Jest to bardzo dobra i co więcej, wierna ekranizacja powieści. Nie łatwo jest przenieść na ekran słowo pisane z zachowaniem charakterów postaci i uczuć, które znamy z książki. Reżyserowi Joe Wrightowi oraz scenarzystce Deborah Moggach udało się znakomicie uchwycić klimat tego romansu oraz uczucia, jakie szarpały serca bohaterów. Najważniejsze sceny miłosne aż kipiały od emocji. Gdy para tańczyła na balu, widz mógł przeżywać to co czuła Elizabeth, gdy rzucała swoje ironiczne uwagi do człowieka, którego nie darzyła sympatią oraz złość Pana Darcyego, gdy padły oskarżenia dotyczące Pana Wickhama. Atmosfera zgęstniała od uczuć i emocji, które z łatwością można było kroić nożem. Idealnie odwzorowana była scena, gdy Pan Darcy przyszedł w odwiedziny do Elizabeth, gdy ta przebywała u przyjaciółki i Pana Collinsa na probostwie. Tak podczas czytania książki jak i oglądania filmu uśmiechałam się do siebie podczas tej sceny, bo zażenowanie Pana Darcyego, gdy przyszedł wyznać miłość Lizzy a nie potrafił nawet zbliżyć się do tematu, tylko chodził po pokoju jak lew w klatce, a w końcu wyszedł nic nie rzekłszy, było widoczne jak na dłoni. Najważniejsza zaś scena wyznania miłości po mszy odpowiadała moim własnym wyobrażeniom, których nabyłam podczas książki.  Gdy czytałam powieść musiałam wczytać się w ten moment dwa razy, uroniłam kilka łez i zapamiętałam ją jako najlepszą scenę miłosną wszechczasów. Film nie zawiódł mnie i pod tym względem. Nie dość, że był doskonały wstęp, a więc uchwycenie wzroku Lizzy przez Pana Darcyego podczas mszy, jej ucieczka w deszczu (doskonała muzyka) i natknięcię się na Darcyego w swojej samotni przyprawiło mnie już o westchnienie, natomiast ich kłótnia była równa swojemu pierwowzorowi. Na szczęście scenarzystka nie kombinowała przy tej scenie i włożyła w usta bohaterów dokładnie te same słowa, które można było przeczytać w powieści. Dodała jedynie od siebie zbliżenie twarzy Pana Darcyego do napiętej od negatywnych emocji twarzy Lizzy tak, jakby zamierzał ją pocałować. A kiedy odszedł, zostawił Lizzy wstrząśniętą całym wydarzeniem: wyznaniem, które ją kompletnie zaskoczyło, formą tego wyznania, swoimi własnymi niegrzecznymi i wynikającymi z uprzedzenia słowami (słusznie Pan Darcy rzekł, że gdyby nie obraził dumy Lizzy, ta nie odpowiadałaby mu w tak ujmujący jej godności sposób). Scena idealna, z mimiką twarzy bohaterów wpasowującą się idealnie w oskarżenia, którymi się nawzajem obrzucali, piękno Lizzy podkreślone kroplami deszczu, wzburzenie Darcyego, gdy przyszło do oskarżania go o kiepski los Pana Wickhama, podczas gdy prawda była zupełnie inna, zszokowanie Darcyego, gdy domyślił się, że wybranka jego serca oddała je człowiekowi, który uczynił wiele zła jego rodzinie... Emocje, widoczne na twarzach bohaterów oraz napięte, nabrzmiałe od uczuć słowa płynące z ich ust sprawiły, że bardzo cenię ten film. Cenię go wysoko za jego wierne odwzorowanie nie tylko w kwestii scen, ale samych charakterów postaci, za wierne odwzorowanie uczuć jakie się w nich kłębiły, za podkreślenie nacisku społecznego do wychodzenia za mąż za bogatych mężczyzn, choćby bez miłości. To wszystko zostało idealnie wprowadzone do filmu i nadało mu właściwego klimatu, sprawiającego, że mogę go oglądać wiele razy na zmianę z czytaniem książki.
    Oczywiście reżyser pozwolił sobie na drobne ustępstwa od oryginału, jak choćby przekazanie przez Darcyego listu z wyjaśnieniami dla Lizzy tuż po ich miłosnym spięciu w altance. W książce spotkali się w ogrodzie, natomiast w filmie Darcy przyszedł do Lizzy do probostwa. Jednak nawet one nie zmieniły charakteru scen. Ponieważ w obu scenach- książkowej i filmowej, Lizzy była wstrząśnieta, kiedy zobaczyła Pana Darcyego w ogrodzie i takie same uczucia targały nią w domku przyjaciółki, gdy po wyjściu Pana Darcyego odwróciła się nagle, jakby chciała mu coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Nie mam nic przeciwko drobnym zmianom w scenariuszu, jeśli mają one wzbogacić historię, a nie ją zepsuć. A w filmie wszystko było udane, zatem czapki z głów dla reżysera i scenarzystki.
     Cóż, jedyne co mogę teraz zrobić, to polecić zarówno książkę jak i film :) Ale uwaga! Najpierw i przede wszystkim książka! Jeśli widzieliście film, to wyobraźcie sobie, że książka jest sto procent lepsza! Tak jakbyście mieli wybrać banknot 10 zł (film) lub 100 zł (książka)- większość z Was wybrała by stówkę. No chyba że lubicie minimalizm to już nie namawiam :) Wspomnę tylko, że żaden film nie jest w stanie oddać tego, co się dzieje w książce a to dlatego, że podczas czytania uruchamiamy wyobraźnię i sami tworzymy swój własny, osobisty scenariusz. W filmie nie było czasu na ukazanie szczegółowo niektórych scen, które moim zdaniem nadają całej opowieści klimat. Także jeśli nie chcecie nic uronić- to tylko książka!

sobota, 14 lipca 2012

Cassettes and good memories

    Jeszcze jeden smaczek z lat 90 :D

     Nareszcie upragniona sobota! Szybkie sprzątanko w mieszkaniu i można oddać się błogiemu lenistwu. Włączyłam sobie kasetę Dj BoBo i oddaję się rozmyślaniom o czasach mojej młodości, pięknych latach 90. Miałam wtedy naście lat i było po prostu pięknie: zero obowiązków, problemów tylko zabawa. Siedziało się godzinami u przyjaciółki i nawiasem mówiąc nie pamiętam o czym się tyle gadało. Kiedy jest się młodym to każdy temat można było wałkować kilka godzin i każdy z nich wydawał się tak samo ważny. Zauważyłam że nie potrafię już tak rozmawiać o niczym jak kiedyś... hmmm. A szkoda, bo było naprawdę zabawnie :)
     Czasem lubię sobie włączyć stare piosenki nagrane na kasety, przypominają mi się naprawdę dobre czasy. Czy jeszcze pamiętacie takie coś jak kasety magnetofonowe i magnetofon? Potem przyszły wieże i powoli zaczęły odmieniać rzeczywistość. U mnie na szczęście przetrwał magnetofon i to na dwie kasety! Szczyt techniki w moich czasach! Można było na nim nagrywać piosenki nie tylko z radia ale i z jednej kasety na drugą! Mogłam sobie pożyczyć jakieś fajne kawałki od koleżanki i wcale nie musiałam kupować drogiej kasety w sklepie. Czy to były pierwsze objawy piractwa? :D Ale zdaje się kopiowanie na własny użytek, przynajmniej wtedy, nie był piractwem. No ale muszę się pochwalić, że mam w domu całkiem niezły zbiór oryginalnych kaset :D Wszystko to dzięki mojemu braciszkowi, zagorzałemu słuchaczowi muzyki lat 90 :) Czy i Wy możecie się pochwalić czymś takim? Mało brakowało a podczas remontu 2 lata temu kasety poleciałyby na śmietnik. Na szczęście sentyment wygrał u mnie z praktycznością (brak miejsca w szafkach).
     Zastanawiam się co ja zrobię, gdy mój odtwarzacz się zepsuje, wątpię żeby ktoś teraz naprawiał takie sprzęty. Swoją drogą cuda techniki tamtych lat odznaczają się wysoką trwałością- mój sprzęcik mimo że szwankuje na jeden głośnik i nie odbiera już fal radiowych za dobrze, to jednak całkiem dobrze sobie radzi po tylu latach używania. Jestem z niego naprawdę dumna i mam nadzieję, że jeszcze wiele kolejnych lat będę mogła cieszyć się zbiorem kaset i przypominać sobie stare dobre czasy :)
      Chcecie się przenieść ze mną w tamte czasy? Proszę bardzo :D



piątek, 13 lipca 2012

Tożsamość Bourne'a- Robert Ludlum/ Czas patriotów - Tom Clancy

    Czas odejść od dotychczasowej tematyki, do której uparcie zachęcam na swoim blogu, mianowicie tematyki miłości i lekkich książek na ten temat - czas sięgnąć po cięższą broń. Nie chcę, żebyście pomyśleli, że lubuję się tylko w opowieściach miłosnych i innej książki nie tknę. Otóż chcę Wam powiedzieć, że tknę ;)
     Mam dziś dla Was coś mocniejszego niż dotychczas- książki z serii sensacja. Tytuły, które pokrótce tu przedstawię polecam zarówno chłopakom jak i niegrzecznym dziewczynkom z wyobraźnią i otwartymi horyzontami. Przyznam, że tylko dlatego przeczytałam te książki, bo dostałam je w spadku po wujku, wcześniej nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby otworzyć czy wypożyczyć sensację. No ale jak już się dostało kilka tytułów, to czemu by nie sprawdzić o co tyle krzyku? :) Nie żałuję swojej odważnej decyzji, bo książki były naprawdę wciągające. Przyznam, że miała po przeczytaniu pierwszej książki z tego działu, miałam krótki okres na czytanie książek sensacyjnych, zapoczątkowany właśnie przez Ludluma. Od wujaszka dostałam dwie z trzech książek o Jasonie Bournie- "Tożsamość Bourne'a" oraz "Krucjata Bourne'a". Choć moim zdaniem pierwsza część była najbardziej wciągająca z powodu zagadki, z jaką musiał się zmierzyć Jason, to jednak druga część pozostawiła po sobie klimat takiego niedosytu, że bardzo chciałam sięgnąć po ostatnią część "Ultimatum Bourne'a" i jego ostateczne spotkanie z Szakalem/Carlosem, niestety nie dane mi było jej przeczytać, nad czym do tej pory ubolewam. Także jeśli kogoś zachęci mój dzisiejszy wywód, niech koniecznie przeczyta całą trylogię, jeśli mogę ją tak nazwać :) Za kolejne tomy, wydane pośmiertnie przez Erica Van Lustbadera nie odpowiadam, ponieważ nigdy nie byłam fanką przejmowania tytułów i bohaterów po nieżyjących pisarzach (np. kompletnie nieudana kontynuacja przygód Scarlet O'Hary i Rhetta Butlera). Ale co do tych trzech tytułów nie mam najmniejszych wątpliwości- musicie je przeczytać!
     Kto zna Jasona Bourne'a z filmów (grał go między innymi Matt Damon) i spodobało mu się odtworzenie książki, tym bardziej powinien sięgnąć po oryginał, nawet jeśli nie za bardzo lubi czytać, lub nie wyobraża sobie żeby można było dobrze opisać sceny walki czy odtworzyć napięcie jakie wywołuje zagadka przeszłości Jasona. Zdecydowanie nie zawiedziecie się moi drodzy, jeśli mnie posłuchacie. Robert Ludlum potrafił utrzymać czytelnika w niesamowitym klimacie zagadki, odsłanianych powoli sekretów i napięcia wywoływanego powolnym odkrywaniem kolejnych konspiratorów. Od samego początku do samego końca Ludlum nie wypuszcza ze swojego świata i trzyma czytelnika w napięciu, od książki nie można się oderwać, co więcej w pewnym momencie odkrywamy, że jesteśmy uzależnieni od kolejnych stron, chcemy znać już rozwiązanie zagadki, chcemy odsłonić wszystkie sekrety i zdemaskować wszystkich aktorów tego teatru, który ktoś skrzętnie stworzył wokół Jasona Bourne'a. I nawet kiedy zamykamy już książkę, napięcie opadło, temat się zakończył, to wciąż się zastanawiamy co może jeszcze się wydarzyć w życiu Jasona w kolejnych częściach napisanych przez Ludluma.
     Książka rozpoczyna się na wodzie. W wyniku strzelaniny ze statku prosto w odmęty morskie wpada mężczyzna. Kiedy ratują go przypadkowi ludzie mężczyzna nie potrafi przypomnieć sobie kim jest, ani co się stało. Jedynym śladem jaki ma to blizny oraz zaszyty pod skórą numer konta w banku szwajcarskim. Mężczyzna wyrusza na poszukiwanie swojej tożsamości i trafia do Zurychu. Tam dowiaduje się kolejnych faktów ze swojej przeszłości, które sugerują, że nie jest człowiekiem prowadzącym zwykły tryb życia. Dodatkowo okazuje się, że ktoś go ściga a nasz bohater odnajduje w sobie umiejętności, które wskazują, że przeszedł przeszkolenie do walki. Z Zurychu ucieka z przypadkowo poznaną kobietą Marie, z którą los związuje go na dłużej, niż oboje planowali. Kiedy Jason układa powoli acz nie ubłagalnie kolejne części układanki, życie jego i Marie zaczyna wisieć na włosku. Dodatkowo Jason zaczyna podejrzewać, że jest płatnym mordercą... Co to oznacza dla Marie, która zaczyna czuć do Jasona więcej niż powinna?
     Brzmi interesująco? Wierzcie mi, że tak jest :)


     Mam tu dla Was jeszcze jeden smaczek: Tom Clancy i jego bohater Jack Ryan. Wprawdzie jest to bohater wielu powieści Clancy'ego, to jednak ja mogę Wam polecić jedynie "Czas patriotów", ponieważ tylko ten tytuł dostał mi się w spadku po wujku :)
     Jack Ryan to wykładowca, historyk, były wojskowy, który podczas pobytu z rodziną w Londynie jest świadkiem próby zamachu na rodzinę królewską, zorganizowaną przez ULA- Armię Wyzwolenia Ulsteru. Przypadek sprawia, że Jack udaremnia atak ale tym samym wydaje na siebie wyrok. Od tej pory musi walczyć o przetrwanie swoje i swojej rodziny.
     Wartka akcja, ciekawe opisy, bohater którego zaczynamy darzyć sympatią od początku książki, napięcie utrzymane przez wszystkie strony - to wszystko zapewnia nam Clancy w książce "Czas patriotów". To, że po wielu latach od przeczytania książki tytuł ten tkwi mi w pamięci, świadczy o tym, że po książkę warto sięgnąć, zaraz po przeczytaniu trzech tomów o Jasonie Bournie :D I proszę, nie poprzestańcie na filmie z Harrisonem Fordem w roli głównej, bo choć rola była znakomicie odegrana, to jednak książka znacznie przewyższa film.

wtorek, 10 lipca 2012

Nie powiesz nikomu / Can you keep a secret? by Sophie Kinsella


     (don't look at my bad grammar :D)

     „Can You keep the secret” by Sophie Kinsella is another funny story about love. We all know Rebecka Bloomwod as Shopaholic so we know what kind of sense of humor Kinsella has. So if we like her writing we will enjoy this book too.

     Emma is working for Panther. She is nobody in the firm and she’s dreaming about to be somebody important. When she got her big chance from her boss, she decided to fly to New York to gain big contract for her firm even though she is frightened of flying. When the plane is going down she thinks she’s going to die for a couple of minutes. So she tells every single secret she has to the man next seat. When the plane landed safety, she thinks she didn’t do anything bad and won’t worry about it because she’ll never meet that man again. When she arrives to the firm she was going, she discovered she lost her chance, because the firm don’t want sign the contract. Additionally she accidentally spill  drink on chairman’s shirt. What a disaster! She came back to her firm and she said goodbye to her promotion.

     Next day her boss introduce everybody his principal and…. Emma freeze! She saw man from plane! He recognized her too but he speaks to her as they don’t know each other. “Why? What happen here?” – thinks Emma. And why he using things he found out from Emma? What will happen after? You will know if You open the book yourself.

     All I say it’ll worth it J The book is very funny, romantic, a little idealized but very nice to write J
     You should write this book, I tell You guys! You won't regret  J

     „Can You keep the secret?”/"Nie powiesz nikomu" to kolejna książka Sophie Kinsella, o której muszę napisać. Czytałam ją jakiś czas temu, więc niektóre fakty mogą być nieco inne niż je opiszę. Najważniejsze jest jednak dla mnie to, jak odebrałam tę książkę, niż na przykład imiona bohaterów. Wiec mimo, że moja pamięć kilkakrotnie mnie dzisiaj zawiedzie, to pokuszę się na opisanie tej książki.

     Jak się łatwo domyśleć na podstawie wiedzy o tym, co Kinsella do tej pory napisała, ta książka jest dla tych, którzy lubią się pośmiać oraz zakochać się w głównym bohaterze. No dobra, to ja się zakochuję niemal w każdym głównym bohaterze (oczywiście jeśli książka jest o miłości, trudno żebym czuła uderzenia gorąca podczas czytania horroru, chyba że z przerażenia), Wy możecie po prostu dać się ponieść romantyzmowi.

     No dobra, ale o czym jest ta książka? Oczywiście o miłości. Czy wspomniałam już, że uwielbiam książki o miłości? No ale do rzeczy. Otóż panna X (wybaczcie, naprawdę nie pamiętam imienia- to dowód na to, że nie jest to pozycja, która na zawsze zapada w pamięć, a jej bohaterowie krążą nam co jakiś czas po głowie, zapraszając do ponownej lektury po latach; jest w niej jednak opisana całkiem zabawna historia, na którą warto poświęcić odrobinę prywatnego czasu) pracuje w czymś w rodzaju agencji reklamowej- kolejny mało ważny szczegół. Ważne jest natomiast to, że czasem lubi minąć się z prawdą. Na przykład na temat swojego rozmiaru. Czasem wychodzi jej to bokiem, jak np. wtedy gdy dostała w prezencie od chłopaka stringi o dwa rozmiary za małe, bo jakoś tak wyrwało jej się kiedyś, że nosi rozmiar 8 zamiast 10. Odpokutowała za to srodze bo oczywiście założyła te nieszczęsne stringi, żeby pokazać chłopakowi jak bardzo podoba jej się prezent. Nietrudno sobie wyobrazić, jaka to była katorga.

      Jest jeszcze jeden drobny szczegół. Panna X panicznie boi się latać samolotami. I oto siedzi właśnie w jednym z nich, gotowa polecieć do Nowego Jorku (o ile dobrze pamiętam J) żeby wypromować nowy produkt i podpisać spory kontrakt dla swojej firmy. Jej towarzyszem jest przypadkowy, acz całkiem interesujący mężczyzna, choć całkowicie pochłonięty czytaniem lektury. Podczas lotu pasażerowie zaczynają czuć turbulencje, a nasza bohaterka przekonana jest, że za chwile zginie. Aby przestać myśleć o zbliżającej się katastrofie, wyrzuca z siebie jak z armaty wszystkie tajemnice i frustracje związane z pracą, których nikomu wcześniej nie opowiadała i które trzymała w tajemnicy nawet przed własną rodziną. Opowiada o tym, co lubi, czego nienawidzi, opowiada o grzeszkach i kłamstewkach jakich dopuszczają się jej współpracownicy, o tym jak zepsuła kopiarkę i zataiła ten fakt, opowiada o znajomych i rodzinie- i wszystko to kieruje do swojego najbliższego słuchacza z przymusu.

      Ostatecznie samolot bezpiecznie ląduje na ziemi, a do panny X właśnie dochodzi to, co zrobiła. No ale w końcu czym tu się martwić? Szansa, że jeszcze kiedyś spotka mężczyznę z samolotu jest statystycznie bardzo niska, właściwie niemożliwa. Skupia się więc na swoim zadaniu, swojej wielkiej szansie, na którą tak długo czekała. W pracy była nikim i  w końcu mogła zdobyć spory kontrakt, za który szef będzie jej wdzięczny do końca życia. Jakie jest więc jej zdumienie, gdy na miejscu okazuje się, że amerykańska firma zrezygnowała w międzyczasie z jej wielkiej szansy by zaistnieć w firmie! W ostatnim desperackim geście chwyta puszkę napoju gazowanego, o który się rozchodzi i przypadkiem wylewa całą jej zawartość na samego prezesa. Ups! Kariera właśnie wyciekła jej z rąk jak coca-cola z puszki. Rozgoryczona wraca do swojej londyńskiej firmy i żegna z awansem. Szef już zna szczegóły incydentu, mimo że prezes obiecał, że nie pochwali się jej szefowi z karygodnego wyczynu, jakiego dokonała.

       Następnego dnia pracownicy firmy reklamowej mają poznać szefa szefów, który ma przejąć kontrolę nad ważnym projektem, nad którym pracuje firma. Jakież jest zdziwienie panny X, gdy szef przedstawia jej i całej załodze statystycznie niemożliwą szansę- mężczyznę z samolotu. Jakie zażenowanie czuje , gdy widzi w oczach mężczyzny, że ten ją rozpoznaje! Dlaczego wita się z nią, jakby widział ją pierwszy raz w życiu? Panna X zaczyna odczuwać ulgę i tłumaczyć sobie, że wszystko będzie w porządku, gdy nagle mężczyzna zaczyna rzucać zakamuflowane uwagi na temat jej kolegów i koleżanek w pracy, nie pomijając także faktu zepsutej kopiarki, korzystając z wiedzy jaką zdobył w samolocie.

       Gdy tylko znajdują się sami, mężczyzna prosi pannę X, żeby ta nie mówiła nikomu o ich przypadkowym spotkaniu, ponieważ chciałby aby pozostało tajemnicą jakim konkretnym lotem podróżował. W zamian zaoferował,  że zatrzyma dla siebie wszystko, co usłyszał od panny X. Nie było innej możliwości jak tylko się zgodzić- w końcu oboje mieli cos do ukrycia. Nic porozumienia została nawiązana. Te skrywane tajemnice zbliżają naszych bohaterów do siebie. Ile zabawnych perypetii przyniesie ta sytuacja? Dowiedzie się sięgając po książkę „Nie powiesz nikomu”.


     P.S. Sprawdziłam, główna bohaterka ma na imie Emma :D

poniedziałek, 9 lipca 2012

Sto dni po ślubie- Emily Griffin


     No prosze, odwiedziłam koleżankę i co u niej znalazłam? Książkę z interesującym tytułem, która leżała sobie na półce i czekała na mnie. Właściwie była to pierwsza rzecz, która przykuła moją uwagę po wejściu do pokoju. Nie ciastka, które leżały na okrągłym stoliczku, przygotowane specjalnie dla mnie, nie piękny widok za oknem, tylko ta książka, krzycząca do mnie tytułem. Zaraz obok leżała kolejna książka Emily Griffin zatytułowana "Dziecioodporna". Ten tytuł również wpadł mi w oko, gdyż jednym słowem opisywał mnie samą, tak więc musiałam, po prostu musiałam po nie sięgnąć! Wcześniej czytałam inną książkę tej autorki pt.: " Coś pożyczonego" (godna uwagi, polecam), wiedziałam wiec, że Emily Griffin zajmuje się tematyką związków. Kiedy więc znajoma, widząc mój zaintrygowany wzrok, zapytała czy chce pożyczyć którąs z książek, niemal krzyknełam: "TAK!", nie zważając na to, ze były to nowe, niedawno zakupione przez koleżankę pozycje, jeszcze przez nią nie przeczytane oraz na to, że sama byłam w trakcie czytania innej książki. A musicie wiedzieć, że nie mam w zwyczaju zaczynać nastepnej historii, póki nie ukończyłam poprzedniej. Znam osobę, która potrafi czytać kilka tytułów na przemian- ja nigdy nie popełniłam tego grzechu. Z prostej przyczyny- kiedy już wkroczę w jeden wyimaginowany świat jednego autora, to nie mam ochoty go opuszczać i do rzeczywistości powracam dopiero wtedy, gdy ten świat sam mnie wyrzuca poprzez dotarcie do ostatniej strony. Dopiero wtedy, po dniu czy dwóch przerwy jestem w stanie otworzyc się przed innym światem. Natomiast gdy ksiązka jest naprawdę dobra , kiedy naprawde mnie pochłonie, to czasem nawet tydzien nie jestem w stanie ruszyć następnej książki. Tak było np.  z "Przeminęło z wiatrem". Czy Wy też tak macie? Czy tez czasem tak głęboko zatracacie się w jakiejś opowieści, że potem trudno Wam wrócić do rzeczywistości?
  
   No ale wróćmy do tematu. Jak moje wrażenia ze "Sto dni po slubie"? Ja tej książki nie przeczytałam, ja ją pochłonęłam. Podejrzewam, że gdyby nie praca, obowiązki to mogłabym ją przeczytać w jeden dzień, pamiętając jedynie o takich obowiązkach jak jedzenie i picie. Zastanawiam się dlaczego ta książka zrobiła na mnie takie wrażenie. Wydaje mi się, że dlatego, iż interesuje mnie tematyka zdrady w związku, a "Sto dni po ślubie" odebrałam jako pewnego rodzaju studium zdrady. Autorka pokazała w interesujący sposób stan umysłu osoby zdradzającej. Emily ukazała za pomocą swojej bohaterki Ellen, krok po kroku, jakie procesy umysłowe zachodzą w głowie osoby, która będąc w stałym związku, zainteresowała się kimś innym. Opisała drobne kłamstwa, zaprzeczanie samemu sobie, że to co się dzieje to coś wielkiego, ważnego, że jest to powód do niepokoju dla partnera, wymyślanie usprawiedliwień dla swoich czynów, wmawianie sobie, że przecież to nic takiego napisać do kogos smsa, porozmawiać przez telefon (tylko dlaczego w takim razie robi się to po kryjomu, czując podniecenie i rozgorączkowanie a także obawę nakrycia na tym występku?), niewinna kawa czy złapanie kogoś za rękę, nagle nieakceptowanie pewnych zachowań partnera, irytujacych cech których wczesniej sie nie zauważało. To wszystko, a takze oczekiwanie na decyzję Ellen którego z męzczyzn wybierze oraz droga do tej dezycji (mój partner zabrał mnie z miasta, które kocham, z życia, które lubię- do swojego życia bogatej rodziny, gdzie żona nie musi pracować, mimo że swoją dotychczasową pracę lubiła - tak więc mam prawo być wściekła, sfrustrowana i sprawdzić, czy gdybym wybrała tego drugiego, moje życie potoczyłoby się inaczej i czułabym się szczęśliwsza; po prostu muszę to sprawdzić...).

   Cała historia rozpoczyna się dokładnie sto dni po ślubie pochodzącej z niezbyt bogatej rodziny Ellen, z Andym, bogatym synem prawnika z Atlanty i bratem swojej najlepszej przyjaciółki. Wtedy to Ellen przypadkowo spotyka na ulicy swojego byłego chłopaka, swoja pierwszą i prawdziwą miłość- Leo. Związek ten był bardzo intensywny i skończył się tak jak to bywa ze związkami- jedna strona się wypaliła, przestała czuc zainteresowanie i fizyczny pociąg, druga musiała się z tym pogodzić i odejść. A właściwie to Leo swoim zachowaniem doprowadził Ellen do nieprzemyślanych i podyktowanych przez emocje słów: "Nie wychodzi nam. Powinnismy się rozstac".Dla jednej strony była to tylko zaczepka, rozpaczliwa próba sprawdzenia uczuć , zachęta do rozmowy na temat problemów w związku (Ellen), natomiast dla drugiej strony była to tylko wygodna furtka by zakończyc coś, czego nie umiało się samemu zakończyć, a co zaczynało powoli ciążyć (Leo). Kiedy więc Ellen nieopatrznie rzuciła te słowa w przestrzeń, nie mogąc ich już cofnąć, Leo skwapliwie z nich skorzystał i zgodził się ze słowami swojej partnerki. Podczas czytania tego fragmentu potrafiłam fizycznie odczuć ból Ellen, niespodziewającej sie takiego obrotu spraw, chcącej cofnąć te słowa, wciąż rozpaczliwie kochającej, porzuconej przez faceta, z którym kilka godzin wcześniej uprawiała seks. Kto kiedykolwiek doświadczył choc podobnej sytuacji, potrafi sobie wyobrazic co może czuć porzucona w ten sposób osoba (wspaniale.żywo opisana scena, podczas jej czytania czulam się tak, jakbym to ja była w pokoju z Leo).

    Nietrudno wiec zgadnąć jakie wrażenie na Ellen zrobiło spotkanie po 7 latach zupełnego braku kontaktu z mężczyzną, którego nigdy nie przestało się kochać, mimo że jest się w bezpiecznym związku, przeciwnym do tego w jakim się było w przeszłości i kiedy ma sie to, czego zawsze sie chciało: rodzinę.
    Zszokowana Ellen, po wymianie zdawkoego przywitania udała sie do najbliższej restauracji , usiadła, zamówiła byle co i oddała sie rozmyślaniom o przeszłosci, nie mogąc uwierzyc w to co się stało. Gdy po chwili dzwoni telefon i okazuje sie, że to Leo, rownie zdziwiony spotkaniem, problemy wydają się byc już tylko kwestią czasu. Kiedy Leo przychodzi do niej do restauracji, dawne uczucie, choć nasączone nutką nienawiści, odżywa w Ellen ze zdwojoną siłą. Kiedy otrzymuje od Leo propozycję pracy, nie waha się długo. Jest to też pierwszy krok do zguby....

     Kogo wybierze Ellen?Swojego spokojnego męża Andy'ego czy seksownego Leo, którego miała nareszcie szansę odzyskać? Czy bardziej będzie sie dla niej liczyć jej nowa rodzina czy dawne życie, z aktórym tak dlugo tęskniła, a które znowu staje przed nią otworem? Ciągłe porównywanie tych dwóch tak róznych mężczyzn zbliza Ellen coraz bardziej do decyzji, której skutków nie da się cofnąć.
 

    Jednym zdaniem: przyjemna lektura :)

sobota, 7 lipca 2012

Burzowy post


  
Chciałam dzisiaj napisać coś mądrego ale niestety burza, która krąży nad moim blokiem, zmieniła moje plany. Ledwo podłączyłam laptopa do kabla, żeby naładować baterię, kiedy zaczęła się ostra burza. Na tym co się podładowało zdążę co najwyżej wstawić kilka zdjęć z poprzedniego tygodnia. A potem lecę do okna łapać pioruny. Uwielbiam oglądać burzę! Najlepiej przez okno :D Może uda mi się nagrać błyskawice :)

    Kiedyś z moim chłopakiem goniliśmy burzę samochodem, bo ja koniecznie chciałam ją zobaczyć z bliska, a kiedy już znaleźliśmy się w centrum nawałnicy, to po 5 minutach prosiłam go żebyśmy odjechali, tak się przestraszyłam! Ja, która zawsze siedzi w oknie podczas burzy i wzdycha do każdej błyskawicy! Ale od tamtej pory już wiem, że co innego patrzeć na odległą burzę siedząc sobie bezpiecznie za zamkniętym oknem, a co innego być w centrum wszystkiego i zastanawiać się czy samochód ma uziemienie ;)

    A Wy? Chowacie się w łazience bez okien czy raczej z bananem na ustach i szeroko otwartymi oczami siedzicie w oknie, zafascynowani tym przedstawieniem natury? 

     A tymczasem kilka widoczków. Mam nadzieję, że poprawią humor tym, którzy się boją burzy :)





















 

 









Hmmmm... mam wrażenie, że wciąż robię te same zdjęcia... No ale cóż poradzić, że wciąż podoba mi się to samo :)