piątek, 29 grudnia 2017

Kreta okiem podróżnika Cz. 5 Kreta środkowa

Masyw górski Ida. Droga na jaskinię idajską. Ekklisia Analipsi



Już nieraz pisałam o Krecie i moich odczuciach z nią związanych na tle innych wysp, które odwiedziłam. W tym roku mogę wreszcie powiedzieć, że zjeździłam ją wzdłuż i wszerz i zobaczyłam wszystko, co było tam do zobaczenia. I jedna główna cecha tej wyspy wyłania się ze wszystkich jej charakterystyk na moim blogu. Mianowicie, że jest to wyspa ogromna, ale tak naprawdę jednostajna. Nie jest tak nudna jak Rodos, pewnie dlatego, że jest kilka razy większa, ale też nie ocieka oryginalnością, jak chociażby hiszpańska Lanzarote lub grecka Samos. Można na niej spędzić mile kilka tygodni, ale pod warunkiem, że mamy auto lub dużą grupę znajomych, z którymi możemy się szwendać po plażach i uliczkach miast. Dla podróżnika natomiast wyspa ta niewiele skrywa tajemnic.



Byłam już na Krecie trzeci raz i każda z tych wycieczek była zupełnie inna. Pierwsza, zapoznawcza i nieśmiała, toczyła się głównie wokół Agii Pelagii i naszego hotelu. Był też krótki epizod z Heraklionem i Rethymnonem oraz poszukiwaniem słynnej plaży Preveli. W drugiej zwiedziliśmy część zachodnią z poszukiwaniem oryginalnych plaż i wieczornym odpoczynkiem w Chani. Wtedy był już samochód i większy głód zobaczenia, co kryje w sobie wyspa. Były szczyty gór, były wąwozy i jednodniowa wycieczka na Balos. Było też szukanie hotelu przez booking.com, nasz pierwszy wysiłek w kierunku samodzielnie zorganizowanego wyjazdu, bez pomocy biura podróży. Były też pierwsze emocje z tym związane, a także pierwsze postanowienia dotyczące podróżowania na własną rękę. W tym roku natomiast przerodziło się to w kompletne szaleństwo w postaci wynajęcia dwóch greckich domów, z próbą wniknięcia w kulturę i styl życia, które nas otaczały.

Ida mountains

Somewhere in the mountains near Ekklisia Analipsi

            Przepiękne widoki, pustka dokoła, brzęczące dzwonki wielkich stad kóz i owiec. Okazja do kontemplowania wspaniałości świata i górskiego piękna. Wijące się wśród popękanych górskich ścian drogi, na których wylegują się mało strachliwe stada. Jaskinie czekające w ciszy na swoich zwiedzających, kompletny brak turystycznego zgiełku i sklepów z pamiątkami czy jedzeniem. Konieczność zabrania ze sobą prowiantu. Można spędzić w tych wysokich górach pół dnia na samym tylko jeżdżeniu i robieniu zdjęć. Po drodze możliwość zobaczenia od środka starych kamiennych okrągłych budowli służących do wyrobu sera. Nie dla tych, którzy lubią zgiełk i tłok. Idealne miejsce dla podróżnika.

Dzięki temu, że każdy z tych wyjazdów był inny, możemy powiedzieć, że Kreta nas nie zawiodła. Jednak już dzisiaj mogę powiedzieć, że czwarty raz to byłoby już za dużo. Znamy się z Kretą jak dwa wyliniałe konie, wiemy czego możemy się po sobie spodziewać, wszystkie tajemnice zostały odkryte. Czas ruszyć w dalszą drogę i nie oglądać się za siebie.

Still Ida mountains
Może jak nie będzie innego wyjścia to wrócimy na tę rajską wyspę, ale będziemy musieli znaleźć jeszcze inny sposób spędzania czasu, żeby nie odczuć zmęczenia tym całym pięknem. Może zejdziemy do tych wszystkich wąwozów, które widzieliśmy tylko z mostów lub z drogi? A może objedziemy wybrzeże wzdłuż, szukając nieodkrytych jeszcze plaż? A może został nam do zdobycia jeszcze jakiś masyw górski, który odłożyliśmy na później, bo jego zdobycie wymagałoby lepszego auta? A może skupimy się na nauce nurkowania, gdy snorkelling nie będzie nam już wystarczał? Albo wypożyczymy przyczepę kempingową, żeby móc mieszkać tam, gdzie akurat przyjdzie nam ochota? Nie wiem co jeszcze mogłabym na Krecie zobaczyć, ale jedno jest pewne- jak zatęsknię za ciepłą, krystalicznie czystą wodą oraz upalnym słońcem, przyjadę tu jeszcze, gdy nic innego nie będzie mnie kusiło lub gdy znowu trafią się nam bilety lotnicze za 150 zł.. Ale póki co odstawiam Kretę na boczny tor, na czas, gdy będzie mi jej brakować.


W tym roku, gdy wróciliśmy w rejon Krety środkowej, w okolice między Rethymnonem a Heraklionem i naszej ukochanej Agii Pelagii z pierwszego greckiego pobytu, skupiliśmy się najbardziej na zwiedzaniu gór. Może dlatego, że znaliśmy już trochę te rejony, a może dlatego, że w środkowej części wyspy nie ma tak naprawdę wielu fascynujących miejsc. Jest wspomniana wcześniej Agia Pelagia, jest Bali schowana między wzgórzami, są dwa większe miasta, ruchliwy i nowoczesny Heraklion ze swoim lotniskiem i bardziej turystyczny, urokliwy Rethymnon z długą plażą. Jest Plakias, Matala i Preveli, której ostatecznie nie zobaczyliśmy. Jest wiele małych miejscowości turystycznych i miasteczek rybackich. I są piękne góry.

Matala

Matala beach
Matala village

          Oblegana plaża Matali ze swoimi ciekawymi jaskiniami (wstęp na jaskinie płatny). Czasem spokojna, czasem wietrzna, tak, że piasek mamy wszędzie- w oczach, pod strojem kąpielowym, w torbie, na ręczniku. Plaża przyjemna do leżenia (gdy nie wieje), woda czyściutka, bez kamieni. Dno nieco monotonne, nie dla zwolenników nurkowania. Dużo ludzi, głośno i bardzo turystycznie. W miasteczku mnóstwo restauracji i stoisk z pamiątkami, nieco przypominającymi Lindos na Rodos. Spory problem z zaparkowaniem auta. Tuż przy plaży płatny parking, niestety w południe nie ma już na nim miejsca. Idealne miejsce dla rodzin z dziećmi. Dla podróżników miejsce na raz.

Matala beach


I właśnie one stały się główną atrakcją tegorocznego wypadu, gdy
wróciliśmy w rejony naszej pierwszej samochodowej wycieczki na Kretę. Wtedy pojechaliśmy w góry Kouroupa w południowo wschodniej części Krety, do przepięknego i robiącego wrażenie, zwłaszcza w późnych godzinach popołudniowych, gdy spływa tam cień zboczy chroniących przez greckim upałem, wąwozu kourtaliotiko, między górami (spolszczona nazwa) Kurupa i Ksiron (Kouroupa i Xsiri (?)), znanego również jako wąwóz Assomatos. Pamiętam uczucie całkowitego zdziwienia i radości, gdy go pierwszy raz ujrzałam. Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego. Był to prawdziwie spektakularny widok, tylko przyroda potrafi tak człowieka zadziwić aż do momentu, gdy
braknie nam słów, kiedy próbujemy opisać piękno, którego doświadczamy.  I mi zabrakło tych słów wtedy, a nawet teraz. Dlatego wstawiam tu zdjęcia sprzed trzech lat, bo są one lepszym dowodem niż najtrafniejszy opis.

Agia Pelagia

Agia Pelagia is a small touristic village with four beaches- the main Agia Pelagia Beach and Lygaria Beach on the right and on the left- Psaromoura and Mononaftis beach. When you seek peace and quiet you can also try small beaches on the cliff- Vlychada and Parasfoungario

Agia Pelagia Beach
Those magnificent sunsets...

A nice little church
Me in 2014 in Agia Pelagia. Sweet memories.
Agia Pelagia beach at night
A view from our hotel Panorama at the golden hour

           Agia Pelagia to nasze pierwsze miejsce, które zobaczyliśmy nie tylko na Krecie, ale i w całej Grecji. Tak właśnie rozpoczęła się nasza przygoda z Grecją, z tym małym miasteczkiem (wioską?) z czterema plażami  i wijącymi się drogami, schowana wśród niewysokich gór. W hotelu Panorama spędziliśmy dwa fajne tygodnie, zupełnie nieplanowane, wykupione pod wpływem impulsu, bez żadnej wiedzy o kulturze greckiej. Wspomnienia z tamtego miejsca były tak piękne, że wracamy do Grecji co roku, coraz bardziej bogatsi w doświadczenie i coraz bardziej głodni wyjazdów.

         Miasteczko to jest idealnym miejscem na spędzenie wakacji z rodziną, także z małymi dziećmi. Plaże są łatwo dostępne i choć kamieniste, to nie niebezpieczne. Jest gdzie popływać, pospacerować jak i zjeść. Nad główną plażą Agi Pelagi mamy mnóstwo restauracji umieszczonych tuż obok siebie. W mieście nie brakuje też hoteli, od trzygwiazdkowych do pięcio. Dla osób o większych wymaganiach poznawczych jest to miasteczko na kilka dni albo baza wypadkowa do innych miejsc, bo wieczorami jest tu spokojnie i można wybrać się w najwyższe miejsca w miasteczku na nocne obserwacje życia. Urocze miejsce godne polecenia. 

W samym środku wąwozu biegnie droga, dzięki czemu możemy go podziwiać z samochodu. I całe szczęście, bo wąwóz ma 8 km długości, ciężko byłoby to pokonać na nogach. A naprawdę warto się wybrać w te góry, bo widoki są niesamowite. Oczywiście nic nie zastąpi zejścia w dół wąwozu (np. jak choćby jest to możliwe w Samarii), ale taka samochodowa wycieczka może być małą namiastką owych przeżyć, jakie mogą na nas czekać, gdy zdecydujemy się założyć buty do hikingu.

 On the road

Pooh on the road. On top of the mountains near Kriti there is only you and sheep/goats


W miejscu, gdzie ściany wąwozu są najwyższe i rozpościera się najpiękniejszy widok, znajdziemy parę zatoczek, gdzie można bezpiecznie zaparkować i oddać się kontemplacji przyrody lub szaleństwu fotograficznemu. Jednak nawet najbardziej zapalonemu fotografowi polecam odłożyć na chwilę aparat i wsłuchać się w dzwonki owiec, które wędrują gdzieś po szczytach. Przy odrobinie szczęścia uda się nawet zobaczyć przyczynę tego delikatnego hałasu, zakłócającego ciszę tamtego miejsca.

Gdy przejedziemy już wąwóz, możemy udać się nad jezioro Preveli lub odbić nieco w prawo przed parkingiem prowadzącym nad jezioro, do klasztoru (Preveli Kloster), pod drodze mijając park pamięci. To tam przeżyłam moje pierwsze chwile grozy, gdy mknęliśmy szosą na zdawało się szczycie gór Kurupa, mając tuż obok siebie przepaść. Była to moja pierwsza podróż w tak wysokie góry i zostawiła we mnie niezatarte wrażenia.

Defenitely worth to climb with your car so high. Peace and harmony


Rocks at the roadside. Not many cars drive so high in the mountains
In October one might anticipate some amount of rain on Crete island


W tym roku również odwiedziliśmy to miejsce, jednak ograniczając się do samego wąwozu. I muszę przyznać szczerze, że miejsce to nie było już takie majestatyczne, jak je zapamiętałam. Nadal piękne, ale nie zatrzymywało już bicia serca. Możliwe, że dlatego, iż widzieliśmy je o innej porze dnia, mocniej nasłonecznione. A możliwe, że to wina wszystkich innych pięknych obrazów, które w międzyczasie zobaczyliśmy, w przeciągu tych trzech lat odstępu. Również duże znaczenie miało pewnie i to, że wszystko, co się zobaczy pierwszy raz, zawsze sprawia na nas inne, często mocniejsze wrażenie.
2014

Na naszej ścieżce wspomnień znalazła się też Agia Pelagia, miasteczko, w którym spędziliśmy pierwsze dwa greckie tygodnie. Miejsce, w którym poczęła się nasza miłość do tego kraju i do podróżowania. W tym roku była to tylko podróż wspomnień, parę godzin spędzonych w Agi Pelagii, pływanie na jej głównej plaży przy zachodzącym powoli słońcu i wspominanie tamtej pierwszej wycieczki sprzed 3 lat. Odwiedziłam nawet uliczkę Marikas Kapsi przy hotelu Out of the Blue, gdzie zrobiłam sobie wspominkowe zdjęcie przy kaskadzie różowych hotelowych kwiatów spływających z muru, aby w domu porównać jak wyglądałam parę lat temu wstecz w tym samym miejscu. Było to ciekawe doświadczenie.
2017


Do samej Agi Pelagii wróciliśmy po paru dniach, na wieczór, żeby zafundować sobie szybką i zimną nocną kąpiel na plaży Ligaria, gdzie parę dni wcześniej zjedliśmy pyszny obiad okraszony deserem, którego nie zamawialiśmy i za który nie musieliśmy płacić. Miłe wspomnienia z tym miejscem pozostaną w naszych sercach.

Little villages hiden in mountains


Przede wszystkim zaś w tym roku zwiedziliśmy góry idajskie, pełne kóz, kozich bobków i przepięknych widoków. Szczyty wystające ponad 2 tysiące km ponad poziom morza robią wrażenie. Także spokój na drogach i cisza po wyjściu z samochodu. Porzucone gdzieś przy drodze maszyny budowlane porośnięte roślinnością, odważne stada, które nie płoszą się na widok człowieka, okrągłe kamienne budowle używane niegdyś (może wciąż? Tyle ich spotykamy po drodze) do wyrobu owczego i koziego sera przez greckich rolników, obecnie opuszczone i wypełnione resztkami zwierzęcych kości, przypominające nieco kamienne igloo lub kurhany, pustki dookoła, przerywane od czasu do czasu przemykającym samochodem wynajętym przez jakiegoś turystę lub przez łamiące wszystkie przepisy drogowe miejscowe samochody terenowe marki Toyota, przewożące wodę dla zwierząt w plastikowych baniakach- wszystko to świadczy o rolniczym charakterze tej części wyspy. Jest to też idealne miejsce na odpoczynek i zwiedzanie trudniej dostępnych miejsc bez tłumu turystów.

Bali

         Bali to urokliwe turystyczne miasteczko w połowie drogi między Heraklionem a Rethymno, mieszczące się na cyplu, otoczone górami, z piaszczystymi i kamienistymi plażami, restauracjami i cudownymi widokami. Fajna baza wypadowa na inne części wyspy, ze względu na swoje umiejscowienie w samym centrum Krety, ale nad linią brzegową. Miejsce spokojne, a jednocześnie turystyczne. Idealne na rodzinny urlop z dziećmi, a nawet z przyjaciółmi. Wystarczy wynająć auto i za dnia wylegiwać się na plażach Bali, by wieczorem robić wycieczki do Heraklionu lub Retimno.






This picture was taken in 2014


Gdy zaś stęsknimy się za zgiełkiem i biciem serca miasta, możemy wyskoczyć do Heraklionu lub Rethymno. To pierwsze bardziej nowoczesne, w drugim czas płynie nieco wolniej, choć nie jest to miasto całkowicie pozbawione turystycznego klimatu. Możliwe nawet, że jest go więcej. Heraklion żyje swoim życiem i obojętne mu jest, czy turyści je odwiedzą, czy nie. Każdy zajmuje się swoimi sprawami i tylko w sklepikach z turystycznymi badziewiami i tanimi kosmetykami w okolicy portu, Greków obchodzi ilość turystów odwiedzających ich wyspę. Natomiast Rethymno ściąga ich do siebie uroczymi uliczkami z pięknie ustrojonymi oknami restauracji, sklepikami z pamiątkami, alkoholem i oliwkowymi pachnidłami oraz najdłuższą plażą na wyspie. Tam można spędzić pół dnia na bezcelowych spacerach i pogawędkach ze sprzedawcami lub cały wieczór, wydając pieniądze w greckich knajpach. Można też zwiedzić zamek na szczycie za dopłatą paru euro lub wylegiwać cały dzień na plaży, aby wieczorami napawać się atmosferą dużego miasta i jego ślicznych zakątków w centrum, nie wydając ani grosza na atrakcje a mimo to nie czując się znużonym.




Z innych miast, do których wróciłam po latach jest podobne do Agi Pelagii w rozmiarach i atrakcjach, Bali. Znajdziemy tu dwie plaże, nudną choć długą Livadi Beach i małą, urokliwą Karavostasi Beach, tuż obok udostępnionego do zwiedzania cyplu. Jest tu więcej plaż, ale tylko te dwie odwiedziłam. Pierwszą, trzy lata temu, drugą w październiku tego roku. Pierwsza piaszczysta, idealna do brodzenia lub rodzinnych wypadów, druga nadająca się do snorkellingu. Z przepięknymi widokami dookoła, malowniczo ułożona w dolinie sprawia, że życie staje się piękniejsze. W Bali warto wspiąć się na najwyższy punkt miasteczka, tam, gdzie roztacza się widok na całą dolinę. Tam wychodzą magiczne zdjęcia, gdy słońce tworzy niesamowitą aurę, wyglądając nieśmiało zza wzgórz. Myślę, że można tam spędzić tydzień pięknych wakacji bez krzty uczucia znudzenia.

Heraklion

Harbour in Irakleo

Nice buildings in the city center

              Miasto ruchliwe, położone nad morzem, nowoczesne i tętniące życiem. Gdy wyjdzie się poza ścisłe centrum, wchodzi się do normalnego miasta, które nie zwraca uwagi na turystów i ich potrzeby. Dobre miejsce na kosmetyczne i pamiątkowe zakupy. Ulice pełne samochodów i skuterów, zaparkowanych w każdym możliwym miejscu. Więcej spokoju znajdziemy z dala od centrum, ale też nie mamy tam za bardzo czego szukać. Znajdziemy tam tylko domy mieszkalne i zapewne wiele kotów, zwłaszcza o zmierzchu. Mimo to warto zapuścić się tam, żeby choć przez chwilę przyjrzeć się normalnemu greckiemu życiu, bez turystycznej otoczki. Na pewno wielu z Was zdziwi się, że to ta sama społeczność, która jeszcze przed chwilą wydawała się taka znajoma w centrum. Pamiętajcie, korzystajcie z każdej okazji, by zobaczyć, jakie życie naprawdę prowadzą ludzie, których spotykacie w restauracjach i sklepach. Zajrzyjcie w okna ich mieszkań, spójrzcie na dzieci wracające ze szkoły, przypatrzcie się jak przywozi się zakupy ze sklepów, gdzie wyrzuca się śmieci i jak rozmawia się z sąsiadami. Bo przez te mało z pozoru ciekawe rzeczy ujrzycie prawdziwą rzeczywistość, która może się okazać bardziej interesująca, niż się spodziewaliście. I być może dowiecie się w jeden dzień więcej o kulturze kraju, do jakiego jeździcie co roku niż przez wszystkie podróże razem wzięte.

So many mopeds on the street

Rethymno

         Bardzo urokliwe miasteczko z pięknym centrum, z częściowo pozamykanymi sklepikami po zakończeniu sezonu turystycznego, mimo to nie tracącego uroku. Mnóstwo restauracji i barów z różnym rodzajem muzyki, jest się nawet gdzie pobawić w rytmy salsy. Ciekawe do zwiedzania za dnia i wieczorem. Ciągnąca się kilometrami plaża sprawia, że jest to miasto turystyczne, aczkolwiek potrafi sobie poradzić także poza sezonem, skierowując swoją ofertę do studentów i lokalnych mieszkańców. Warte odwiedzenia.

Streets of Rethymno/ 2014




Gdy myślę o tych wszystkich wyjazdach, to zastanawiam się za czym tak najbardziej tęsknię. Czy za błękitną wodą i urokliwymi plażami czy też za tymi ludźmi, do których zbliżam się każdego roku coraz bardziej? I gdy przeanalizuję swoje wspomnienia, widzę, że najlepiej bawiłam się, gdy spędzałam czas z lokalną społecznością. To oni zarażali mnie pozytywnym podejściem do życia, czymś, co u nas w kraju odchodzi do lamusa. I wszędzie, gdzie jeżdżę, bez względu na kraj, zawsze czuję się najlepiej, gdy spotykam się z serdecznością ludzi, którzy niczego ode mnie nie chcą, niczego oprócz paru chwil rozmowy i wymiany uśmiechów oraz przeżyć I to jest najwspanialsze w podróżowaniu. 



Gdy poczytacie wszystkie moje podróżnicze wpisy, zauważycie, że najlepiej mi się pisało nie o miejscach, które zobaczyłam, ale o ludziach, których spotykałam. Była Lyuba we Włoszech, która zajęła się mną jak własną córką, był Jannis na Korfu, wołający do mnie ze skutera i specjalnie dla mnie zatrzymujący się w drodze po sprawunki na małą pogawędkę. Na Rodos był Stavros,
sprzedawca miodu, zwierzający się nam ze swoich kłopotów małżeńskich, a na Krecie sprzedawca ze sklepiku z Rethymno. Miło wspominam też Georga z hotelu Panorama, który codziennie podchodził do nas do stolika, aby opowiedzieć nam kilka anegdotek lub spytać o nasze samopoczucie. Natomiast na Samos był kierowca hotelowego busa, wożący nas codziennie do Pythagorio, nucący piosenkę „Taxi”, przedstawiający nam swoje psy po imieniu  i pytający się nas o nasz wynajęty samochód, gdy zniknął z parkingu. To właśnie ci ludzie sprawiali, że czułam się doskonale w ich towarzystwie, że czułam się jak wśród swoich, jak w domu.


I tego szukajcie na wakacjach. Nie strońcie od ludzi, wychodźcie do nich. Bo to oni opowiedzą Wam najciekawsze historie związane z miejscem, w którym przebywacie. To oni będą w waszych wspomnieniach, które będziecie wymieniać ze swoimi znajomymi. To oni pokażą Wam magię miejsc, do których przybywacie i pozwolą Wam zobaczyć więcej niż inni. I nieważne, czy będzie to rolnik pasący kozy czy sklepikarz spotkany na byle jakim stoisku przy drodze. Gdy ktoś zagada do Was „my friend”, uwierzcie, że jest on Wami naprawdę zainteresowany, nawet jeśli mówi tak do każdego z napotkanych ludzi. Skorzystajcie z wyciągniętej do Was ręki, bo wówczas nawet zwykły pobyt w restauracji czy sklepie zmieni się w wizytę u przyjaciół.

 


W Rhetymno poznałam trzy różne historie i trzy różne osoby, pochodzące z różnych środowisk i to, że zadawałam im pytania dotyczące ich samych sprawiło, że stałam się wyjątkowym klientem. I gdy wracałam do tych ludzi następnego i następnego dnia, wołano mnie już z daleka i zapraszano na kieliszeczek i parę chwil rozmowy, tylko dlatego, że zainteresowałam się tym, co mnie otacza. I właśnie te wspomnienia są najpiękniejsze. Wychodźcie do ludzi, wychodźcie poza utarte szlaki, a każdy wyjazd, choćby najkrótszy, stanie się wyjątkowy. Życzę Wam, abyście przeżyli tyle wyjątkowych chwil, które były moim udziałem i poznali tylu wspaniałych ludzi. Życzę Wam, abyście poczuli się tak wspaniale jak ja i mogli pokochać kraj, w którym spędzacie wakacje, tak prawdziwie i bezkompromisowo jak mi udało się pokochać Grecję. Życzę Wam uczucia bezgranicznego szczęścia i wolności podczas wyjazdów. Trzymam za Was kciuki, abyście za granicą poczuli się jak u siebie. Życzę Wam tego wszystkiego.