niedziela, 27 grudnia 2015

Exes Anonymus/ Lauren Henderson



               Rebecca zerwała z Patrickiem prawie pół roku temu, a wciąż nie może o nim zapomnieć. Chociaż zapomnieć to nie jest odpowiednie słowo. Ona obsesyjnie o nim myśli. Po 2,5 roku bycia razem, może nie w idealnym związku, ale połączeni miłością i najlepszym seksem  w życiu, kończą burzliwy związek i wracają do swojego życia. No, może nie do końca wracają, bo Rebecca utknęła w swoim żalu, nie potrafiąc rozstać się ze wspomnieniami o kochanku, czując, że jest to jedyna więź z Patrickiem, która jej pozostała. I nie do końca kończą, bo kobieta nie miała nic do powiedzenia, gdy Patrick postanowił uciec od niej do Nowego Jorku, by dalej wieść odpowiadające mu życie samotnika, odpowiedzialnego tylko za siebie. Chociaż rzucenie mu w oczy jakim jest tchórzem oznaczało, że jednak miała coś do powiedzenia. To jednak nie zmieniło decyzji Patricka o rozstaniu. Czasem łatwiej jest uciec niż walczyć o to, co w życiu ważne.
              Pięć miesięcy to dużo czasu na zagojenie ran. Jednak gdy codziennie spogląda się na rozlepione wszędzie zdjęcia swojego byłego, po kilka razy na dzień słucha się nagrań na automatycznej sekretarce, zachowanych po tchórzliwej ucieczce Patricka, gdy jeszcze oboje udawali, że ten związek nadal istnieje  czy czyta się e-maile jako ostatnie ślady po zniszczonym związku, ciężko jest rozstać się z przeszłością. Zwłaszcza gdy te obsesyjne myśli chowa się przed całym światem, nie mogąc ich zdradzić nawet najlepszemu przyjacielowi. Ale to przecież całkowicie normalne widzieć wszędzie odbicia Patricka w przypadkowo spotkanych mężczyznach, prawda? I całkiem naturalne jest dzwonienie do niego z nadzieją, że usłyszy się jego głos nagrany na sekretarkę. A gdy ten przypadkiem odbierze, powinno się szybko odłożyć słuchawkę. Tak przecież postępują dorośli, prawda? To tylko część żałoby, normalny odruch, który każe oglądać całą serię show, prowadzonego przez mężczyznę tak łudząco podobnego do Patricka.
              Jednak Davey, najlepszy przyjaciel, któremu mówi się o wszystkim (no może za wyjątkiem świątyni, jaką się urządziło swojemu byłemu w mieszkaniu), uważa, że 5 miesięcy to więcej niż potrzeba, aby wrócić do życia po zerwaniu. Gdy więc przypadkowo dowiaduje się, że Rebecca nie tylko nie przeszła jeszcze wszystkich stadiów swojej żałoby, lecz utknęła gdzieś na początku, maltretując się dodatkowo wspomnieniami o Patricku, postanawia działać. Jako były alkoholik, aktywnie udzielający się na spotkaniach AA zbyt dobrze wie, co znaczy obsesja.
              On jeden próbuje pomóc kobiecie uporać się z demonami przeszłości i bez jej zgody umieszcza w gazecie zaproszenie dla osób, które borykają się z podobnymi problemami i nie potrafią poradzić sobie ze zżerającą ich obsesją (aczkolwiek Rebecca wcale by tego nie nazwała obsesją, tylko naturalną koleją rzeczy po utracie kogoś, kogo się bardzo kochało), na wspólne spotkania pod kierunkiem nie kogo innego, jak właśnie Rebecci. Mimo początkowej niechęci kobieta godzi się na prowadzenie spotkań przez wzgląd na śliczną Daisy, przyjaciółkę, która raz po raz pakuje się w kłopoty damsko-męskie i właśnie przeżywa kryzys związany z ostatnim niewypałem, Lewisem, mężczyzną na jedną noc, który wykorzystał ją do własnych biznesowych celów. A także dla Finna, swojego szefa, przygniecionego wiadomością, iż jego brat Barney żeni się z Vanessą, Finna byłą dziewczyną, jakby mało było tego, że w dzieciństwie zabierał mu wszystkie zabawki. W dodatku w głębi duszy Rebecca wie, że jej uczucie do Patricka nie jest tak do końca normalne i że chyba czas rozstać się z nim tak naprawdę.
              Spotkania porzuconych czyli Exes Anonymus stają się bardzo ważne dla wszystkich jej uczestników, a zwłaszcza dla Rebecci, która  pomimo iż tak naprawdę nie chce rozstawać się ze swoimi wspomnieniami o Patricku, bo wówczas będzie musiała przyznać przed samą sobą, że to naprawdę już koniec, czuje, że to, co od pięciu miesięcy dławiło ją w ciszy i samotności, wreszcie dojrzewa, aby opowiedzieć o tym innym i pozwolić temu odejść. Bo gdy to, co nas dręczy, zostanie wyrzucone na zewnątrz, wreszcie daje szansę na to, aby zobaczyć, jakie było naprawdę. I mimo, iż boli, będzie można wreszcie przyznać przed samym sobą, że ten drogi związek wcale nie był taki idealny, jak przekonywaliśmy siebie przez ponad dwa lata. I wreszcie pozwoli zobaczyć, że to ten związek nas stłamsił, a nie rozstanie. Bo być może to właśnie rozstanie było dla nas ratunkiem, a nie ramiona ukochanej osoby.
               Poza tym życie ma dla Rebecci przygotowaną jeszcze jedną niespodziankę, mimo iż ona sama nie sądziła, że ma jeszcze w sercu miejsce na miłość. A może to nie miłość, a próba zapomnienia się w innym człowieku? Ale czy porównywanie innych mężczyzn do swojego byłego nie jest całkiem naturalne? Cóż, tego nie można powiedzieć nikomu, nawet swojemu protektorowi i nauczycielowi Jake’owi. Zwłaszcza, gdy codziennie lubi się go coraz bardziej.

             Z trzech ostatnich książek romantycznych angielskich pisarek- Szukam męża, szukam żony, Other people’s lives i Exes Anonymus, ta ostatnia była najlepsza. Najciekawszy wątek, najbardziej spójna, najbardziej kąśliwa i zabawna. Gdybym chciała polecić koleżance jakąś współczesną romantyczną książkę, wybór padłby właśnie na tą. Co więcej z racji tego, że traktuje o bardzo ważnym problemie uporania się z uczuciami do naszych byłych, poleciłabym tę książkę każdej osobie, która przeżywa lub przeżywała męki rozstania. Bez względu na powód i bez względu na to, kiedy nasz związek się rozpadł. Te z nas, które dopiero co się rozstały, znajdą w tej książce pocieszenie i porady, jak zachować zdrowy rozsadek (przechodziłam przez to, więc wierzcie mi, to są ponadczasowe porady, których warto się trzymać; nawet jeśli napisane są z humorem, dadzą nam wsparcie w trudnych chwilach, a może nawet rozśmieszą, gdy dojrzymy w nich swoje własne zachowania. To, że nie jesteśmy sami, to, że inni przeżywają swoją rozpacz i złość dokładnie tak samo jak my, jest pocieszające i daje nadzieję na przyszłość). Te zaś, które już dawno zakopały wspomnienia po swoich nieudanych związkach we wspólnym anonimowym grobie, na który nie zanosi się kwiatów w każdą rocznicę, będą mogły pośmiać się z siebie i swoich dawnych udręk i na pewno poczują się jeszcze lepiej, wiedząc, że same poradziły sobie ze swoimi uczuciami, które tak naprawdę nie były warte zachodu.
             No ale cóż, jesteśmy dziewczynami i uczucia to nasza domena. Nie potrafimy ich wyłączyć, ani nawet panować nad nimi (wiele z Was jeszcze się o tym przekona, gdy trochę pożyje i zobaczy świat), dlatego dobrze jest czasem pocieszyć się tym, że inni przeżywają te same katusze i tak samo reagują na podobne sprawy. Myślę, że lepiej nie pokazywać tej książki mężczyznom, bo pomimo tego, iż pojawia się w niej parę męskich postaci, które również potrafią rozmawiać o swoich uczuciach (jak to określiła aktorka- nowy typ macho), to jednak lepiej, żeby nie widzieli oni jakimi jesteśmy wariatkami :) Chociaż może okazać się, że mężczyźni, choć rzadziej, również chorują na tę powszechną przypadłość. Obsesja jest jedną z największych ułomności ludzkiego umysłu i łatwo w nią popaść we wszystkich dziedzinach życia.
                 Mimo iż książka opowiada o żałobie i negatywnych uczuciach, takich jak złość, depresja czy wyrzekanie się siebie dla drugiego człowieka, jest ona wyjątkowo zabawna. Autorka potrafi opowiadać o tym w sposób ciepły i lekko ironiczny. Myślę, że dobrze jest pośmiać się ze swoich słabostek, może dzięki temu łatwiej nam będzie się do nich przyznać, kiedy będziemy potrzebować czyjejś pomocy.
                  W tej książce autorka drwi sobie tak z mężczyzn jak i kobiet, jakby chciała nam uświadomić, że zerwanie to jeszcze nie koniec świata i że nigdy, będąc w związku, nie należy bać się mówić, co naprawdę się myśli, bez względu na obawy, że w ten sposób możemy utracić kochaną osobę. Jakby chciała nas ostrzec, że tracąc swoją indywidualność, sami wystawiamy się na niebezpieczeństwo. Może jest to jej sposób, aby ostrzec nas w porę, abyśmy nie musieli przeżywać późniejszych mąk i żali, że tyle z siebie oddaliśmy, tyle się wyrzekliśmy z własnej osobowości i wszystko na nic. Przesłanie tej książki jest bardzo wyraźne- nie powinniśmy rezygnować ze swoich potrzeb w obawie przed tym, że nie sprostamy oczekiwaniom naszego partnera. Powinniśmy bronić swoich przekonań i nie oddawać meczu walkowerem tylko dlatego, że wydaje nam się, że nasz partner tego od nas wymaga. Bo w rzeczywistości często jest tak, że jest to tylko gra naszej wyobraźni, a te wygórowane wymagania stawiamy sobie sami, a nasz partner nie ma zielonego pojęcia, jak bardzo się dla niego poświęciliśmy. Trzeba pamiętać, że poświęcenie a ustępstwo to dwie różne rzeczy i że to drugie należy czynić po obu stronach, aby związek był szczęśliwy i satysfakcjonujący. Poświęcenie zaś to za dużo i żaden partner nie powinien od nas tego wymagać.
               Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale wiele sytuacji w książce Exes Anonymus jest jakby wyciągnięte z mojego własnego życia. Spostrzeżenia autorki są bardzo trafne i sprawiają wrażenie, jakby i ona przechodziła przez te wszystkie trudności, jakie opisała w swojej książce. Podobieństwo do sytuacji, które przeżywałam w przeszłości sprawiło, że książka była mi bardzo bliska. Ale nawet gdybym zignorowała to całe podobieństwo, wiem, że i tak bardzo by mi się spodobała. Była naprawdę zabawna, bliska prawdziwemu życiu, a złośliwość autorki wytłumaczona. Czasem po prostu trzeba spojrzeć na relacje damsko-męskie z przymrużeniem oka, aby nie stracić rozumu i zachować dystans. Bo czasem tylko trzeźwość umysłu i dystans do tego wszystkiego, co się wiąże z miłością, może nas uratować. I chociaż czasem wydaje się nam to niemożliwe, nawet z perspektywy czasu, bywa, że ludzie nie są sobie pisani i trzeba przejść nad tym do porządku dziennego i nie zagrzebywać się w swojej żałobie.             Zwłaszcza jeśli czujemy, że nas związek daleki jest od ideału i zbyt nas wyczerpuje emocjonalnie. Dopiero jak nam klapki ekscytacji opadają, jesteśmy w stanie zobaczyć wszystkie odcienie szarości naszego partnera. A jak wszyscy wiemy, gdy kochamy, nie widzimy pewnych rzeczy albo udajemy, że ignorowanie minusów przychodzi nam z łatwością, bo przecież kochamy. Gdy zaś jesteśmy w związku odmawiamy ludziom z zewnątrz prawa widzenia, jaka jest prawda. Nie chcemy słuchać ich porad, zwłaszcza tych, które mówią o tym, że powinniśmy znaleźć sobie innego partnera i czasem dopiero po latach dostrzegamy plusy rozstania i doceniamy to, co nastąpiło po rozstaniu.
              Bo jak mówi powiedzenie, po każdej burzy zawsze wychodzi słońce, a po nocy nastaje dzień. Jeśli więc nie zagrzebiemy się w żalu tak głęboko, że bez pomocy nie jesteśmy się w stanie wydostać z tego grobu za życia, zawsze odnajdzie nas coś dobrego. Jeśli nie nowy związek, to nowe sytuacje, które pomogą odbudować zniszczone ego i na powrót poczuć szczęście. A wcale nie trzeba być w czepku urodzonym, aby odnalazł nas nowy związek. Od nas tylko zależy, jaką lekcję wyniesiemy z poprzedniego związku i kogo wybierzemy sobie na partnera. Jeśli postanowimy ukarać się powtórką z rozrywki, nic nas przed tym nie powstrzyma. Tylko my sami jesteśmy w stanie uchronić się od złego.
I tego też próbuje nas nauczyć Lauren Henderson. Że tylko my sami mamy zdolność regeneracji swojego serca i swojego rozumu. Nie następny chłopak, który przyjdzie po tamtym. Ten da nam tylko możliwość porównywania tego co było z tym co jest. Prawdziwe katharsis zależy od nas. Tylko pamiętajcie, to nie znaczy, że macie odrzucać zaloty każdego mężczyzny, który się będzie kolo Was kręcić. Upewnijcie się tylko, że przeszłość należy do przeszłości, zanim rzucicie się w kolejny związek. Wówczas na pewno będziecie potrafiły rozpoznać Tego Jedynego.
                No właśnie, Mr Right, jak to się mówi po angielsku. Życie ma dla Rebecci jeszcze parę niespodzianek, a autorka chowa kilka asów w zanadrzu, łącznie z zaskakującym zakończeniem, którego oczywiście nie zdradzę. Jednak zastanawiam się, czy faktycznie mnie to zakończenie zaskoczyło. Wiele znaków przemawiało za tym, że będzie właśnie tak, jak sobie to na końcu Lauren wymyśliła. Z drugiej strony zastanawiam się, czy nie była to decyzja podjęta w jednej chwili, aby pokazać, że być może Rebecca ma po prostu słabą głowę jeśli chodzi o facetów? Wiem, że gdy chodzi o miłość, nigdy nie można być pewnym, kiedy trafi nas strzała Kupidyna, jednak to, w jaki nagły sposób Rebecca odnajduje w sobie zaskakujące ją uczucia każe zwątpić w jej rozsądek. Tak sobie myślę, że może ona po prostu należy do tych kobiet, które po prostu lubią czuć motyle w brzuchu, a potem pogrążać się w żałobie? Czy to właśnie autorka chciała mi powiedzieć? Że nasza główna bohaterka tylko w ten sposób potrafiła czuć, że żyje? Szczęśliwa lub nieszczęśliwa, ważne że z miłości? Przyznam, że nie rozgryzłam tego tak do końca, ale patrząc na nagłe zwroty akcji jestem w stanie w to uwierzyć. A może to był zwykły chwyt, mający zagęścić akcję? Bo przyznam, że poczułam lekki gwałt na mojej wyobraźni, gdy ni stad ni zowąd akcja obróciła się tak gwałtownie, że nie mogłam się przez chwilę pozbierać, wciąż czując chwiejącą się podłogę, gdy moje wyobrażenie o tej książce zadrżało w fasadach. Uważam, że lepiej by było od razu dążyć do takiego zakończenia, bez tego całego „pomiędzy”. Brzmi tajemniczo, prawda? Ale nie mogę nic więcej powiedzieć. Dowiecie się, jak książkę przeczytacie. Choć pewnie niektórzy z Was już się domyślili o co chodzi, bazując na bogatym zapalonej czytelniczki komedii romantycznych :)

                 Ostatecznie, bez względu na zakończenie, które bądź co bądź zepsuło nieco urok książki, Exes Anonymus była wciągająca i śmieszna, kąśliwa i ciepła. Była świetnym towarzyszem na długie ponure wieczory, kiedy kryłam się przed depresyjną pogodą w wannie z gorącą wodą i pod kocem z ciepłą herbatą. Cieszę się, że ją znalazłam, bo umiliła mi długie godziny oczekiwania na święta. Przed nami zaś Sylwester, więc może dla kogoś też będzie wspaniałym towarzyszem na te parę dni, które zostały nam do końca roku? Polecam sprawdzić :)

wtorek, 22 grudnia 2015

Idealne filmy na randkę

        Już od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie myśl, aby stworzyć listę najfajniejszych filmów. Takich ponad wszystkim- ponad granicami wieku, płcią czy zainteresowaniami. A przede wszystkim ponadczasowymi, takimi, po które można sięgnąć zawsze, kiedy mamy ochotę na obejrzenie czegoś fajnego. Ta myśl zapewne jest pozostałością po moich dziecięcych marzeniach, aby zostać krytykiem filmowym :)

        Tym sposobem powstała krótka lista wyselekcjonowanych filmów, które śmiało poleciłabym na każdą okazję. Przede wszystkim są to filmy bezpieczne, które możemy obejrzeć z naszą drugą połówką, ponieważ każdy w tych filmach znajdzie coś dla siebie i nie będzie się nudził. Lista ta będzie z czasem poszerzana, jak tylko natrafię na film godny uwagi. Dodatkowo będzie ona wyświetlana na pasku bocznym na głównej stronie mojego bloga. Wybaczcie, że lista jest tak wątła, ale umieszczam na nie filmy, które nadadzą się dla każdego. A nazwę tę listę:


Filmy idealne na randkę (best dating movies)

1. Footloose 
Koniecznie z 1984 roku. Żadne remake nie wchodzi w grę. Zaznamy w tym filmie dużo dobrej muzyki i old schoolowego tańca, a także przypomnimy sobie jak to jest być nastolatkiem. Do tego Kevin Bacon i jego wysportowane ciało oraz szalona Lori Singer i jej świetna rola zbuntowanej i nie rozumianej przez nikogo dziewczyny z małego miasteczka. Mimo iż w swoim czasie słabo przyjęty przez krytykę, pozwala nam zapomnieć się w latach 80- jej muzyce i stylowi życia i ubierania się. W filmie tym znajdzie się trochę bijatyki dla facetów i trochę dobrego tańca dla kobiet.

2. Chef
Ten film śmiało poleciłabym na każde spotkanie towarzyskie, na randkę i na familijny wieczór. Nakręcony z jajem i ciepłym humorem film o gotowaniu. Gwarantuję, że po nim wzrośnie Wam apetyt na takie filmy. Dodatkowym atutem jest świetna ścieżka dźwiękowa. Przy tym filmie nie da się nudzić, a wielu z Was nagle odkryje miłość do gotowania.

3. La delicatesse
Niecodzienny film o miłości, intrygujący i wciągający. Delikatny jak jej tytuł. Niespotykany i nietypowy. Na początku wydaje się być nudny, ale trzeba dać mu szansę, a nagle okaże się, że nie potraficie się od niego oderwać. Najlepiej jest oglądać go rozłożonym na łóżku pod kocem, wówczas będziecie mogły przytulić się mocno do swoich facetów, żeby nie mogli uciec, a gwarantuję, że parę razy zobaczycie, jak uśmiecha się do siebie półgębkiem. Również film na babski wieczór. Świetna gra aktorska. Można się zakochać w głównym bohaterze, co jest zaskakujące patrząc na to, że nie gra jego postaci śliczny chłopiec o naturze zdobywcy.

4. The hundred foot journey
Kolejny film o gotowaniu. Wciągający od chwili, gdy przenosimy się do Francji. Ciepły i intrygujący. Każdy inteligentny facet doceni ten film. Kobieta- wiadomo- jest miłość, nie potrzeba niczego więcej. Mimo, że film daje wiele więcej niż tylko miłość.

5. Za jakie grzechy, dobry Boże? (Qu'est-ce qu'on a fait au Bon Dieu?
Świetna i nietypowa komedia romantyczna bez względu na wiek. Każdy powyżej 20 lat doceni jej dowcip. Dobra zabawa od początku do końca.

6. Kryptonim U.N.C.L.E. (The man from U.N.C.L.E.)

Dwa ostatnie filmy dodane pod wpływem impulsu, choć różnią się od czterech pozostałych. Mimo to znalazły się na liście, gdyż uważam, że również są dla każdego i gwarantują dobrą zabawę. Ten film szpiegowski przypomina nam nieco lata 20. Trzyma w napięciu przez cały czas i jest zupełnie inny niż typowe filmy szpiegowskie. Dwie główne męskie postacie są zarówno twarde, jak i słodkie- że tak powiem po dziewczęcemu. Faceci będą dobrze się bawić ze względu na męski charakter filmu, a kobiety właśnie ze względu na naszych dwóch szpiegów, w których można się zakochać od pierwszego wejrzenia. Film zabawny, momentami wzruszający. Świetny.

7. Źródło nadziei (The water diviner)
Wciągający dramat. Wzruszający. Zapadający w pamięć. Dający nadzieję.

*****

Christmassy and ladies night movies
          Jako, że zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i każdy będzie miał więcej czasu dla siebie, dorzucę listę filmów, które wprawią nas w świąteczny nastrój. Lista ta sprawdzi się również na samotne wieczory lub babski wieczór (no, może za wyjątkiem ostatniego:)), bo opowiada o miłości. A jakże :)

1. Love Actually
2. Holiday
3. Music and Lyrics
4. An affair to remember
5. Co za życie
6. Ja Cię kocham a Ty śpisz.
7. Powrót do przyszłości.

niedziela, 20 grudnia 2015

Greckie wyspy- porównanie/ Kreta, Korfu, Samos, Rodos. Cz. 2.- Korfu


Korfu
Zobaczona na przełomie maja-czerwca.


1. Temperatura wody i powietrza. Największym atutem Korfu jest jej klimat. Deszcze padają tam częściej niż na Krecie, zatem roślinność jest bardziej urozmaicona. Jest to najbardziej zielona z wysp greckich. 

Widoki zapierają dech w piersiach. Górzyste, z soczystą zielenią na zboczach, z wioskami wciśniętymi w doliny. Warto wypożyczyć samochód i zwiedzić całą wyspę właśnie ze względu na widoki i przepiękne plaże. 
Jest kilka dróg oznaczonych na mapie jako widokowych i rzeczywiście, zasługują na swoją nazwę. Jedna z nich prowadzi do klasztoru, gdzie wydaje się, że nikogo nie ma prócz kotów i turystów, druga zaś wiedzie przez malownicze doliny. Po drodze możemy zaopatrzyć się w butelkę swojskiego wina czy zakupić upominki.





2. Ludzie. Wyspa jest bardziej turystyczna niż Kreta i chociaż niewiele hotelów oferuje opcję All Inclusive, to jednak widać gołym okiem, chociażby po szyldach przed restauracjami, oferującymi śniadania, lunche i kolacje, że duży nacisk kładzie się tu na turystykę.
         Jednak bez problemu można zaznać ciszy, zamieszkując w jakiejś niewielkiej wsi, gdzie można poczuć się jak w domu, ponieważ wszyscy będą nas kojarzyć, wystarczy że dwa czy trzy razy skorzystamy z tej samej restauracji czy sklepu. Jest to bardzo miłe. Człowiek czuje się jak członek rodziny, oglądając zdjęcia rodzinne z kelnerem, który nas obsługuje, czy słuchając szwargotu dzieci, które przyszły odwiedzić mamę w pracy.. Na Korfu życie jest spokojniejsze, bardziej przyjazne ludziom i w ten życiowy spokój wciągani są turyści, co mi osobiście bardzo odpowiada. Na tej wyspie ciężko być anonimowym. 

Myślę, że jeszcze tam chętnie wrócę. Jednak musi minąć trochę czasu, abym zatęskniła za tym miejscem, ponieważ jestem osobą, która nie lubi wracać w to samo miejsce, a Korfu poznałam dość dobrze. Odwiedziłam najciekawsze plaże i nacieszyłam oczy najpiękniejszymi okolicami.

          W przypadku Krety wrócę na pewno, gdyż zobaczyłam jedynie drobny kawałek wyspy. Korfu poznałam bardzo dobrze, teoretycznie więc nie powinnam chcieć tam wrócić. Jednak piękno tej wyspy i ludzie, którzy ją zamieszkują przekonali mnie, że muszę to wszystko zobaczyć kiedyś jeszcze raz.

3. Temperatura wody i plaże. Taka głęboka zieleń nie bierze się znikąd. Zdarzają się więc na Korfu burze, które przychodzą znienacka, ale za to krajobraz staje się jeszcze piękniejszy. Po burzy zaś zawsze przychodzi słońce i można kontynuować wakacje, czy wracać na plażę. 

Plaże są bardzo urokliwe, kamienisto-piaszczyste. Nasza piaszczysta plaża w Agios Stephanos Gyrou, zbyt nudna za dnia dla osób lubiących przygodę, bardzo zyskiwała, gdy słońce zaczęło już zachodzić.
           Wówczas stawała się celem wieczornych lub nocnych podróży i romantycznych spacerów, zwłaszcza gdy wybieraliśmy bardziej odludną, prawą jej stronę. Kojący szum fal, klify, opuszczone chatki rybackie, osuwające się drzewa i zachodzące słońce nadawało spacerom wyjątkowy klimat. Gdy szliśmy w stronę przeciwną do miasteczka, okolica stawała się coraz spokojniejsza i czuliśmy się jak ostatni ludzie na świecie.
 Idąc wzdłuż jej prawego brzegu można było spacerować dobre półtorej godziny, bez pośpiechu, napawając się widokiem nielicznych światełek na dwóch wysepkach, widocznych z plaży.
           Woda tutaj wydawała się całkiem ciepła, kiedy brodziliśmy w niej godzinami, przyciągając nawet w czasie zachodu słońca (jednak nigdy nie spróbowałam popływać o zachodzie i sprawdzić czy rzeczywiście była taka ciepła czy to tylko magia brodzenia i teraz bardzo tego żałuję), choć ze względu na piasek woda w niej nie była tak krystalicznie czysta jak na jej kamienistych siostrach. W niektórych miejscach można było długo wędrować mieliznami, zanim dotarło się w miejsce, gdzie dało się pływać bez zahaczanie nogami o dno. Plaża idealna na kąpiele z dziećmi. Woda zawsze spokojna, fale niziutkie, wiatr delikatny. Spokój i relaks skoncentrowany w jednym miejscu.

 Wiele z plaż jest pół-naturystycznych. Nawet na naszej piaszczystej plaży można było spotkać opalającego się nago mężczyznę, gdyż już zawędrujemy na jej koniec, gdzie morze styka się z klifem. 
Woda na kamienistych plażach jest czysta, idealna do nurkowania, a jej temperatura jest wyższa niż na Krecie w podobnym terminie. Zdarzają się plaże, na której woda jest chłodniejsza. 
Czasami jest wręcz przeraźliwie zimna. Nie wiem od czego to zależy. Czy położenie plaży sprawia taką różnicę, czy też jest to wina prądów morskich? Naprawdę trudno mi ocenić. 
 Dlatego tak ważne jest posiadanie samochodu. Nie jesteśmy wówczas skazani na jedną plażę. Na niektórych spokojnie można się kąpać nawet wieczorem, inne z kolei zawsze maja dla nas wodę zimniejszą niż gdzie indziej. Ta wyspa jest doprawdy zaskakująca.



 
Pogoda na Korfu jest gwarantowana. Jest bardzo ciepło. Nawet burza nie przyniesie zmiany temperatury powietrza na dłużej niż pół dnia, a temperatura wody jest niezmienna, nawet w trakcie burzy. Dobre miejsce na spędzenie rodzinnych wakacji.




4. Warzywa i owoce. Nawet bez opcji All Inclusive nie musimy się martwić o to, że będziemy skazani wyłącznie na restauracje lub jedzenie z puszek (które polecam mieć ze sobą w przypadku dłuższej podróży, bo czasem w poszukiwaniu ukrytej plaży można zawędrować w miejsca, gdzie nie znajdzie się żadnego sklepu). 
A to z powodu najsmaczniejszych warzyw, jakie jadłam na wyspach greckich. Tak pysznych i pełnych smaku pomidorów nie kupicie nigdzie indziej. Smaczne zielone ogórki, sałata rzymska i ser feta plus oliwa z oliwek pomoże Wam stworzyć zdrową sałatkę, którą nie można się znudzić, nawet będąc na tej diecie cale dwa tygodnie. Chleb z piekarni również nie zawiedzie, choć trzeba przyznać, że następnego dnia robi się lekko gumowaty i już nie jest tak dobry jak wtedy, gdy jest jeszcze ciepły i chrupki.
        Dojrzewające w słońcu pomidory ożywią nawet najgorszy sztuczny ser (w Grecji nie kupicie dobrego sera). Jeśli zaś będziecie przechodzić koło drzewa cytrynowego i zobaczycie leżącą na ziemi świeżo spadłą cytrynę, nie wstydźcie się jej podnieść i zabrać do domu. 
Taki owoc da Wam nie tylko wyjątkowo pyszną lemoniadę, ale i jej zapachem będziecie mogli się cieszyć jeszcze na długo po tym, jak weźmiecie go w dłoń. To tak jak jabłka zerwane z sadu u babci. Te kupne nigdy im nie dorównają.

5. Architektura. Dominują wioski i tłoczne miasteczka, jedne podobne do drugich, różni je tylko otoczenie, które sprawia, że jedne wydają się piękniejsze od drugich. Na pewno jednak trzeba się udać do miasta Korfu i spędzić tam jeden interesujący dzień pośród portów, restauracyjek, wspaniałych budowli, fortów i wąskich uliczek.
 
 
 
 


A tutaj Kreta i Samos oraz Rodos

sobota, 12 grudnia 2015

Szukam męża, szukam żony/ Chris Manby


Troje przyjaciół, Ruby, Lou i Martin mają pecha w życiu miłosnym. Ruby jak magnes przyciąga rozwodników, którzy chcą ją wykorzystać do odbudowy własnego ego. Lou prędzej czy później kończy wszystkie swoje związki, gdyż każdy z facetów wydaje się być niewłaściwym. A może winna jest jej obawa przed zobowiązaniami? Może jednak jest to coś, czego nie potrafi przyznać nawet sama przed sobą? Martin zaś ciągle trafia na głupiutkie dziewczęta, które szybko mu się nudzą. Tylko dlaczego wciąż wybiera taki sam typ kobiety, skoro dobrze wie, że to nie dla niego?
Pewnego dnia Lou wpada na pomysł, który ma zakończyć ich pecha w temacie związków. Skoro sami nie potrafią zadbać o swoje szczęście i wybierają niewłaściwych partnerów, czas, aby ktoś zrobił to za nich. Postanawiają napisać dla siebie nawzajem ogłoszenia w serwisach randkowych i wybrać najlepszego kandydata na randkę w ciemno. Pomysł z pozoru genialny, prowadzi do wielu nieporozumień i wpadek, z których trzeba będzie prędzej czy później się wykaraskać, zanim będzie za późno i przyjaciele skończą jeszcze gorzej, niż zawsze. I zanim ich przyjaźń legnie w gruzach.

Różowa okładka i tym razem mnie nie zawiodła. Okoliczności wymagały podjęcia szybkiej decyzji co do wyboru książki, a nie ma chyba łatwiejszego sposobu wyboru jak zasugerować się ładnym opakowaniem.. Nie zawsze przynosi to dobre efekty i kiedy tak czynię, wiem, że istnieje niebezpieczeństwo, iż decyzja będzie nietrafiona.

Na początku rzeczywiście myślałam, że opieranie decyzji na wyglądzie opakowania tym razem się nie opłaciło, kiedy w domu przeczytałam, o czym jest wybrana przeze mnie książka. Troje przyjaciół pisze dla siebie nawzajem ogłoszenia do działu randkowego w gazecie, aby odwrócić zły los i pomóc sobie znaleźć partnera na całe życie? Hmm, pomysł ciekawy ale i łatwy do schrzanienia. Nie lubię książek, w którym jest więcej niż dwóch głównych bohaterów, ponieważ im więcej postaci, tym większe możliwości, aby przedstawić je płasko, bez życia, nudno. Poza tym wyrosłam już z „Dziennika Bridget Jones” i potrzebowałam czegoś odmiennego. Przeklęłam zatem mój pośpiech i rozczarowana zaczęłam czytać.

Nie jest to pozytywna sytuacja, kiedy towarzyszą nam takie uczucia na samym początku drogi w relacji książka - czytelnik. Dużo ciężej jest wówczas autorowi przekonać czytelnika do swojej powieści i bohaterów. Ale oczywiście ja wyznaję zasadę, że każdemu trzeba dać szansę. Zwłaszcza, gdy tyczy się to autorów. W mojej czytelniczej historii znalazło się niewiele tytułów, których nie byłam w stanie skończyć. „Szukam męża, szukam żony” Chris Manby na pewno nie znajdzie się na tej liście.

Mimo iż pewne rzeczy były łatwe do przewidzenia, Chris Manby rozbawiła mnie swoją książką. Kiedy czytam literaturę współczesną, muszę pamiętać, że w dzisiejszych czasach książki tysiąclecia rzadko się zdarzają. Zbiegi okoliczności są obecnie zbyt oczywiste i mało prawdopodobne, a zaplątanie fabuły trochę zbyt sztuczne i jakby na siłę, nie usprawiedliwione tym, jak współczesny świat funkcjonuje. Kiedy czytałam „Przeminęło z wiatrem”, nigdy mi nie przyszło na myśl, że przesadzone i niemożliwe jest, aby Rhett Butler zjawiał się w życiu Scarlet O’Hara w najmniej oczekiwanych momentach, tak przez nią samą, jak i czytelnika. Nie zastanawiałam się nad zbiegami okoliczności, w których dżentelmen i drań w jednym zawsze zjawiał się nie w porę i zawsze był w stanie uratować swą damę serca z opresji, nawet jeśli jej wydawało się, że ze wszystkim poradzi sobie sama. To, że Rhett ciągle natykał się na Scarlett było usprawiedliwione odległościami w Ameryce i sposobem życia tamtejszych mieszkańców. Jednak szczęście Ruby, Martina i Lou do spotykania samych nieodpowiednich partnerów było dla mnie nieprawdopodobne. Oczywiście wiem, że zdarzają się ludzi, którzy nie potrafią uczyć się na własnych błędach, ale żeby cała trójka była tak ułomna? Cóż, aby czytać z przyjemnością dzisiejszą literaturę, należy nieco obniżyć oczekiwania.

Powyższy wywód wcale jednak nie oznacza, że książka jest zła. Chcę po prostu uprzedzić czytelników mojego bloga, że gdy piszę o współczesnej książce i określam ją mianem dobra czy niezła, chcę zauważyć, że nie będzie to nic zapierającego dech w piersiach i że może się zdarzyć, iż osoba o odmiennych niż ja gustach stuknie się w głowę i pomyśli: „Co ona w tej książce widziała?” A ja mam wtedy na myśli to, że dobrze się bawiłam z konkretnym autorem, że konkretna książka mnie wciągnęła i że przedłożyłam ją nad oglądanie filmu, spędzanie czasu z mężem czy znajomymi lub nad ważnymi obowiązkami.

Tak było w przypadku „Szukam męża, szukam żony”. Na początku akcja rozwijała się trochę przydługawo i zbyt mało dynamicznie jak na mój gust, lecz po dość szybkim czasie (Dzięki Bogu) nuda została zastąpiona akcją. Nicość ustąpiła przed zabawnymi dialogami i sytuacjami, które przyciągnęły moja uwagę i zadecydowały o tym, że książka zasłużyła sobie na drugą szansę. Jest to tytuł, który można czytać z przerwami, ale nie za długimi. Zresztą gdy już dobrniemy do 2/3 książki, raczej nie będziemy już mieli ochoty na inne rozrywki. Poczucie humoru autorki jest zgodne z moim, więc szybko udało mi się zbudować z nią pozytywną relację, co wpłynęło bardzo na odbiór powieści. Doszło nawet do tego, że zapragnęłam przeczytać inną jej książkę, o której słyszałam: „Sekretne życie Lizzie Jordan.” Naprawdę duże to osiągnięcie, gdyż obecnie nie jestem już taka jak w dzieciństwie, kiedy nie ustałam, póki nie przeczytałam wszystkich dostępnych książek danego autora. Dzisiaj czytam to, co wpadnie mi w ręce, czasem z polecenia, czasem z przypadku, innym razem ze względu na naukę angielskiego. I musze powiedzieć, że mało dziś spotykam hipnotyzujących książek (choćby kontrowersyjne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”). Kiedy chcę poczuć to niesamowite przyciąganie, które można czuć tylko w relacjach z książka, sięgam wówczas po klasyki i książki zapamiętane z dzieciństwa.

„Szukam męża, szukam żony” jest książką naprawdę na wszystkie okazje. Można ją zabrać do pracy czy tramwaju, bo nie ma tam zbyt wiele dramatu ani sytuacji, gdzie wybuchamy niepohamowanym śmiechem. A przecież nikt nie zwróci na nas uwagi, gdy po policzku potoczy nam się jedna cicha łza czy uśmiechniemy się pod nosem do siebie. Można tę książkę sprezentować koleżance, przyjaciółce czy nawet mamie, jeśli ma lekkie podejście do życia i lubi książki o relacjach międzyludzkich. Nawet jeśli ktoś nie przepada za książkami o miłości, to znajdzie u Chris Manby całkiem niezłą dawkę humoru i lekkiej skłonności do prześmiewania stosunków damsko-męskich. A przecież każdy z nas lubi się pośmiać, nawet jeśli nie interesuje go za bardzo tematyka, z której robimy sobie drwiny.

Mimo tej lekkiej nuty szyderstwa, autorka ma lekki styl, który lubię. Wypowiada się ciepło o swoich bohaterach, pozwalając im popełniać kolejne błędy, nakładając im bielmo na oczy i tylko czekając na moment, kiedy pozwoli im zaznać szczęścia, na jakie zasługują. Nie boję się pisać o zakończeniu w przypadku tej pozycji, ponieważ książki tego typu zawsze kończą się happy endem. Ważne jest natomiast to, jak do tego doszło i co było pomiędzy. Jeśli życie bohaterów na pomiędzy początkiem drogi a jej końcem w międzyczasie się pokomplikuje, wówczas będzie to lepsza nagroda niż czekanie na jakieś fascynujące i zaskakujące zakończenie. Chociaż nawet w przypadku współczesnej literatury nigdy nie można być pewnym, jak nas jeszcze może zaskoczyć życie.

Jeśli więc nie macie jeszcze pomysłu na świąteczny prezent dla swojej przyjaciółki, a wiecie, że nie ma odruchu wymiotnego na widok książek, zaopatrzcie się w egzemplarz powieści Chris Manby. Wasza przyjaciółka na pewno nie zorientuje się, że zdążyłyście tę książkę przeczytać same, zanim owinęłyście ją papierem i wstążką. Wystarczy, że będziecie bardzo ostrożne podczas czytania i oprzecie się pokusie czytania jej w wannie. Chociaż dla mnie to jest najlepsza otoczka dla tej książki. Wanna wypełniona gorącą wodą i świeczka o świątecznym zapachu cynamonu z imbirem oraz „Szukam męża, szukam żony”… Połączenie doskonałe. I oczywiście uszczknięcie z napiętego harmonogramu kilku godzin tylko dla siebie. Jeśli połączycie wszystko razem- sukces macie gwarantowany. To będą najlepsze godziny przedświątecznego tygodnia: )