środa, 3 kwietnia 2013

Wspomnienia z Wielkanocy


      Święta wielkanocne minęły, a ja chcę zatrzymać ten piękny czas jak najdłużej. I choć nie przeżywam tego okresu tak jak dawniej, gdy byłam dzieckiem, to jednak uważam Wielkanoc za wspaniały i radosny czas. W lodówce wciąż czeka pełno jedzenia, w mieszkaniu porozstawiane czekoladowe zajączki przypominają, że okres wielkanocny jeszcze się nie skończył, a w głowie krążą piękne wspomnienia z dzieciństwa.

      Miałam naprawdę wspaniałe dzieciństwo. Pomijając panującą w domu biedę i utratę jednego z rodziców w wieku 4 lat, czy dzielenie pokoju w dwoma starszymi braćmi z władczymi zapędami, to szczerze muszę przyznać, że nasza mama robiła wszystko, żeby nam się dobrze żyło i żebyśmy mieli miłe wspomnienia. Pomagała jej w tym rodzina i właśnie to jest najpiękniejsze z tamtych dawnych czasów- ta radość życia pomimo problemów, z którymi każdy się borykał. Zajmowanie się dziećmi i jednocześnie wykradanie czasu dla siebie. Moja mama wielokrotnie wspominała tamte czasy, które przeminęły; ja sama po części w nich uczestniczyłam, więc wiem, że to, o czym mama mówi, jest prawdą. I podobają mi się jej wspomnienia. Podobało mi się to, że jadąc z trójką dzieci w rodzinne strony, zawsze miała się u kogo zatrzymać na noc i zawsze miała z kim pogadać, bo w tamtych latach dbano o więzy i całymi rodzinami,  razem z sąsiadami, ludzie spotykali się przy jednym stole i rozmawiali godzinami, przesiadując w kuchni, czy przy wspólnej pracy. Telewizor był dobrem luksusowym (i to czarno-białym), ale ludziom wychodziło to tylko na dobre, bo telewizor nie odrywał od tego co ważne. Dzieciaki kręciły się pomiędzy dorosłymi, a dorośli rozmawiali z nimi jak równy z równym. Sama pamiętam bardzo dobrze jeden taki wypad do jakiejś dalszej ciotki z  linii mamy, gdzie był telewizor, ale nam, dzieciakom wcale nie chciało się przed nim siedzieć, tyle było ciekawszych rzeczy do roboty w ciągu dnia. A wieczorami przesiadywaliśmy wszyscy razem w kuchni i gawędziliśmy do 1, 2 w nocy. Pamiętam dobrze tę atmosferę miłości, radości i przyjaźni, jaka nas otaczała. A to wszystko dzięki dorosłym.

      W tamtych czasach, 20 lat temu, wszystko wydawało się bogatsze, piękniejsze. Nie było pieniędzy, a jednak dokoła pełno było radości, która rozdawano za darmo. Nie brakowało też pomysłów, aby sprawić, by życie stało się weselsze. I zawsze znalazł się czas dla dzieci. Dzieci były skarbem, więc o nie dbano. Dbano też o ich rozrywki i wszystkim dawało to szczęście, mimo że ludzie nie mieli takich środków jak obecnie, aby sprawić dzieciom radość. Nie było pieniędzy, aby zatrudnić Gwiazdora- zawsze znalazł się pomocny wujek, który przebierał się w wypożyczony gdzieś strój. Zawsze też znalazły się jakieś słodkości dla dzieciaków, które cieszyły bardziej niż obecne, drogie prezenty i te chwile głęboko zapadały w pamięć. Do dziś pamiętam, jak przyszedł do nas Gwiazdor z wielkim workiem na plecach i kazał mi odmówić modlitwę, aby mogła dostać swój prezent. Pamiętam jak się go bałam i rózgi, którą trzymał w drugiej ręce. I pamiętam radość, jaka mnie ogarniała, gdy dostawałam nareszcie swój upragniony prezent. Pamiętam też, jak mój starszy brat rozpoznał owego „Gwiazdora” po obuwiu i ile było z tego śmiechu. Pamiętam jak na Mikołaja dostałam upragnioną lalkę a’la Barbie i zamiast się nią bawić, to cały czas przesiadywałam z braćmi i bawiłam się ich nowymi koparkami. W mojej pamięci pozostały cenne wspomnienia tych ulotnych chwil, kiedy mama wracała od rodziny i przywoziła nam prezenty od ciotek i babci. I choć były to tylko słodycze, w tamtych czasach były niemal niespotykane na wsiach, więc  cieszyły bardziej, niż teraz może ucieszyć dziecko rower czy laptop. A to dlatego, że wiązało się to z miłością i z tym, że były to rzeczy bardzo rzadkie, które otrzymywaliśmy tylko na święta. Mam jedno miłe wspomnienie o moich chrzestnym, który niestety już nie żyje. Pamiętam otrzymane od niego na Gwiazdkę śmietankowe draże. Wiążę go zawsze z tym wspomnieniem, bo były to najsmaczniejsze draże świata i żadne, nawet najdroższe słodycze nie mogą się równać z tamtymi, które dostałam wiele lat temu od chrzestnego.

      Ale najciekawsze wspomnienia, najbardziej radosne, wiążę właśnie z Wielkanocą. Te rodzinne zebrania, to całe wspólne gotowanie, przygotowywanie stołów i ozdób. Pamiętam jak w Wielki Piątek budzono nas chłostając (oczywiście lekko J ) bose stopy gałęziami brzózek. I choć trochę bolało, to jednak było później mnóstwo niepohamowanego śmiechu z tego. Obecnie tej tradycji już się tak nie kultywuje, a szkoda, bo nadawało to niepowtarzalny klimat tym świątecznym dniom.  

      Najlepsze momenty przygotowań do Wielkanocy to oczywiście przygotowywanie koszyczków na prezenty i malowanie pisanek. Kto nie zrobił koszyczka, ten nie mógł dostać prezentu, bo oczywiście zajączek nie wiedziałby, gdzie ten prezent zostawić. Kleiliśmy wiec zapamiętale nasze koszyczki z papieru, ciesząc się na samą myśl o upragnionych prezentach. Pisanki natomiast robiliśmy wszyscy razem. Dorośli zostawiali na stole ugotowane jajka, a dzieci miały za zadanie je udekorować czym kto miał ochotę. Siedzieliśmy więc w skupieniu przy jednym stole, podpatrując jeden drugiego i ściągając nawzajem od siebie pomysły. Potem przychodzili dorośli i oglądali nasze pisankowe popisy i chwalili naszą zręczność i pomysłowość. Ja zawsze najwięcej pochwał zdobywałam, bo umiałam malować i zawsze wkładałam w tę pracę całe serce. Obecnie nic już z tego nie zostało, bo mamy gotowe farbki do pisanek lub naklejki i odbiera się tym samym całą frajdę dzieciakom, a także możliwość wykazania się talentem i pomysłowością. Jednak ja mam swoje cenne wspomnienia i cieszę się, że żyłam w czasach, kiedy pieniędzy było mało, a radości mnóstwo. Wszystko zależało od tego, co się samemu wymyśli, a rodzice dbali o wychowanie i rozwój swoich dzieci, dając im tyle radosnych chwil, ile mogli. Mimo że pracy przed świętami było dużo, to każdy miał swój wkład w wyjątkową atmosferę świąt. Gdy kobiety pracowały w kuchni, mężczyźni zajmowali się dzieciakami, wynajdując im coraz to nowsze zabawy, które były jednocześnie pomaganiem w przygotowaniu świąt. Przygotowywaliśmy więc koszyk do święconki. Stroiliśmy stoły, ozdabialiśmy babki. A wszystko to wśród śmiechu i wesołych rozmów.

      Ze święconką szło się całymi rodzinami, bo dzieci chętnie szły do kościoła na te kilka chwil, gdzie można było spotkać kolegów i koleżanki i chichotać z nimi za plecami rodziców, a  w drodze powrotnej można było coś podkraść z koszyczka i zjeść. Podczas takiej wspólnej wyprawy do Kościoła towarzyszyły nam zabawy, śmiech i radość i nawet jeśli wynikła jakaś kłótnia pomiędzy dzieciakami, to szybko się kończyła, bo wśród ogólnego nastroju radości żadna kłótnia nie mogła trwać długo.

      Ale najlepsze moje wspomnienie z dzieciństwa związane z Wielkanocą to oczywiście Niedziela Wielkanocna i prezenty. Była to moja największa radość a oczekiwanie na ten dzień było czymś wyjątkowym. Kiedy budziłam się rano, od razu opanowywała mnie myśl, że gdzieś tam czeka na mnie prezent. Bo na prezent trzeba było sobie jeszcze zasłużyć. Mianowicie odszukać go. I to była największa radość- to szukanie prezentów. Żadne z dzieci nie chciało wtedy długo spać, bo przecież trzeba było znaleźć swój prezent pośród wszystkich tych kryjówek w wiejskim domostwie. Uwielbiałam szukać prezentów. Ten dreszczyk emocji jaki mnie wtedy ogarniał, jest nie do opisania. Mój brat też to lubił, dodatkowo nie szczycił się zbyt wielkim taktem. Pamiętam jeden taki cudowny niedzielny wielkanocny dzień, spędzany na wsi, kiedy obudził mnie mój brat mówiąc: „Andziul, Twój prezent jest w szafce w kuchni” i pobiegł szukać swojego. Cudownie, prawda? Sam był zawsze wielkim odkrywcą, ale innym nie pozwalał się tak poczuć. Wybaczyłam mu to zepsucie mi zabawy, ale pamiętam mu to do dziś :) Oczywiście ciotki i wujkowie wiedzieli, że z niego mały Krzysztof Kolumb i bardzo dobrze ukryli jego prezent, tak że dobrą godzinę szukał. A muszę Wam powiedzieć, że mój brat jest znakomitym poszukiwaczem. Okazało się, że jego prezent schowano w stodole, pod wiadrem, częściowo przysypanym słomą. Wprawdzie zajęło mu to godzinę, ale mały zdobywca nieznanych lądów znalazł swój prezent i długo jeszcze obnosił się ze swoim sukcesem, nie zważając w ogóle na moje wymówki, że zabrał mi radość szukania. Powiedział tylko, że mogłam wcześniej się obudzić :)

      Poniedziałek Wielkanocny pełen był radości, śmiechu, nerwów i łez, zależnie od tego, czy dziewczyna życzyła sobie mokrego poniedziałku, czy wolała suchą stopą przejść przez ten ciężki dzień. Ja należałam do tej drugiej kategorii, w związku z czym krzyknęłam „Jak mnie oblejecie, to powiem mamie!” . A że wszystkie dzieciaki bali się gniewu mojej mamy, więc miałam spokój i mogłam do woli biegać po podwórku i zaśmiewać się z mokrych kuzynek :)

      Te piękne wspomnienia zawdzięczam mojej kochanej mamie i rodzinie. Gdyby nie oni, ich starania, nie miałabym tego wszystkiego. Minęło 20 lat a ja to wszystko noszę w sercu, a moje wspomnienia nie są w ogóle zatarte. Obecnie moje święta wielkanocne polegają na pracy w kuchni a potem na jedzeniu więcej niż powinnam i siedzeniu przed telewizorem. Wiem, że z perspektywy dziecka wszystko wygląda inaczej, bardziej kolorowo, ale ja wiem, że w dzisiejszych czasach dzieci nie będą mogły zdobyć takich wspomnień, bo nikt nie dba o to tak, jak kiedyś. Teraz da się dziecku jakiś prezent i na tym kończy się rola rodziny. Wszyscy zapominają się z tym dzieckiem bawić, choćby otrzymaną w prezencie zabawką, a nic tak dziecka nie cieszy, jak możliwość zabawy, a nie otrzymania zabawki. Po co dziecku zabawka, którą nie będzie się bawiło, bo nie będzie miało z kim? Tęsknię za tamtymi dawnymi czasami, tymi prawdziwymi spotkaniami rodzinnymi, gdzie spędzało się czas naprawdę razem, a nie obok siebie. Tęsknię za tym wspólnym zaangażowaniem w przygotowanie świąt, za świetnymi pomysłami, za wspólnym spędzaniem czasu i wielogodzinnymi rozmowami. Czy to kiedyś wróci? Obawiam się że nie. Zbyt zmieniła się mentalność ludzi w tym dziwnym kapitalistycznym świecie. Na szczęście mam swoje wspomnienia, których nikt mi nie zabierze i mam nadzieję, że jeśli będę miała kiedyś dzieci, to dam im takie wspaniałe wspomnienia, jakimi obdarzyła mnie moja mama i moja kochana rodzina :)

1 komentarz:

Kinga pisze...

Tak masz rację. Kiedyś nie było pieniędzy a święta to był cudowny czas.
Ja niestety też już nie przeżywam tak tych świąt jak kiedyś.
Uważam, że przede wszystkim mentalność ludzi się zmieniła,eh.
Pozdrawiam serdecznie.