niedziela, 26 lutego 2017

Girl 16: Pants on fire/ Sue Limb


Ostatnia książka z serii o Jess Jordan, którą udało mi się nabyć, jest zdecydowanie najlepsza. Jest to czwarta część serii i nosi tytuł „Pants on fire”. Już sam tytuł świadczy, że będzie się działo. I faktycznie tak jest. Na Sue Limb można polegać jeśli chodzi o dobry i wyważony humor, a także o liczne nieporozumienia i zabawne sytuacje. A wiele z nich wydaje się być sytuacjami, które mógłby przeżyć każdy z nas, gdybyśmy mieli tak jak Jess tendencję do wpadania w kłopoty i brnięcia w nie coraz głębiej podczas prób wykaraskania się z owych kłopotów. Życie Jess Jordan jest jak ruchome piaski, im bardziej walczy o przetrwanie, tym głębiej zakopuje się w problemach, aż wreszcie wystaje jej tylko szyja. I w tym momencie, gdy wydaje się, że już wszystko się rozpadło, Jess zawsze udaje się wykaraskać nawet z największego bagna, dzięki swojej pomysłowości.
Bardzo mi się spodobało to jak zgrabnie Sue Limb napisała tę część. Oprócz okropnego rozdziału pierwszego – wydaje się, że Sue pomimo swojego talentu kompletnie nie potrafi rozpocząć swojej intrygi, czym zdecydowanie przegrywa z Louise Rennison (przepraszam, znowu ją wspominam) – cała reszta pięknie się ze sobą zazębia. Jess przez swoją lekkomyślność i żywiołowość wpada w pierwsze tarapaty, przypadkowo zadzierając z nową osobistością w szkole, Panną Thorn, sztywną i nieprzejednaną nauczycielką języka angielskiego. W wyniku zbiegu okoliczności (i wielu spraw, które są dla dziewczyny stokroć ważniejsze niż punktualne przybywanie na lekcje) Jess coraz bardziej podpada Pannie Thorn i obie szybko zostają największymi wrogami. Tak wielkimi, iż Jess odmawia wzięcia udziału w przesłuchaniach do sztuki Szekspira, którą szkoła ma w planach wystawić przed świętami Bożego Narodzenia. Duma i obrażona godność każe jej przeciwstawić się Pannie Thorn za wszelką cenę, nawet za cenę tego, że zostaje sama ze swoimi problemami, gdyż cała reszta przyjaciół zaangażowana zostaje w przedstawienie. Zostaje jej tylko nieśmiały Ben Jones, który w swój słodki sposób wkracza ponownie na arenę, stając się jedyną opoką w życiu Jess. Życiu, które zdaje się iść całkiem na opak. Tak bardzo, że jedno małe nieporozumienie prowadzi do kolejnego, aż wreszcie zbiera się ich tyle, że nawet sama Jess nie wie, jak sobie poradzić z tą lawiną zdarzeń. Jedno jest pewne, jej życie legło w gruzach. I tylko ona sama może naprawić to, co się stało, mimo iż kolejne próby kończą się jeszcze większymi nieporozumieniami. Jednak pomysłowość Jess nie zna granic, więc możemy być pewni, że i tym razem sprosta ona zadaniu i przywróci ład w swoim zagmatwanym życiu nastolatki.
Jak już wspomniałam, ta część jest najzabawniejsza ze wszystkich. Sue Limb wzniosła się na szczyty swojego talentu, bawiąc nas praktycznie od samego początku (pomijając ten nieszczęsny pierwszy rozdział). Pojawienie się na scenie Bena Jonesa, dawną miłość Jess, sprawia, że sytuacje gmatwają się jeszcze bardziej, a atmosfera między Jess i Fredem zagęszcza się z rozdziału na rozdział. Przez całą książkę Sue Limb częstuje nas swoim inteligentnym i subtelnym humorem, jednocześnie sprawiając, że Jess wydaje się być jeszcze bardziej szalona i jednocześnie jeszcze zabawniejsza (jak to w ogóle możliwe?). Wszystkie rozdziały są ze sobą zgrane niezwykle precyzyjnie, a wszystkie postacie idealnie opisane. Zwłaszcza osoba Panny Thorn jest tak żywa, że cały czas widziałam ją przed oczami. I bałam się oraz nienawidziłam jej tak samo jak Jess i reszta klasy. Z kolei większa obecność ekscentrycznej babci Jess budowała dodatkową sielską i rodzinną atmosferę, dorzucając jednocześnie szczypty dodatkowego osobliwego humoru we wszystkie sytuacje, jako, że babcia Jess, w odróżnieniu od sztywnej matki dziewczyny, jest osobą, którą kocha się od samego początku, za jej niezwykłe zainteresowania, mądre rady i zabawne teksty. Każdy chciałby mieć taką babcię jak Jess, to jest pewne. A przynajmniej każdy nastolatek.
Co do matki Jess, jest ona także odmalowana w sposób idealny. Jest to typowy przedstawiciel swojego gatunku- matka zamartwiająca się o swoją córkę i jednocześnie kompletnie jej nie rozumiejąca. Typowa nudna matka żyjąca swoim życiem, w którym trzeba gdzieś upchnąć krnąbrne dziecko. W tej części Sue Limb udoskonaliła ten typ przez włączenie do życia matki Jess mężczyzny, przez co dodała smaczku do życia nastolatki, jak i dodatkowego humoru. Jest on zwłaszcza widoczny gdy matka Jess zaczyna okłamywać swoją córkę  z obawy przed jej reakcją na wieść o tym, że w jej życiu pojawił się mężczyzna. Jak można się domyślać, sytuacja staje się coraz gęstsza i daje dodatkowe możliwości do wykazania się doskonałym wyczuciem i świetnym dowcipem.
Czwarta część serii o Jess Jordan uświadomiła mi jak bardzo nie jestem jeszcze gotowa na rozstanie z Jess. Kunszt pisarski Sue Limb z każdą częścią wydaje się być coraz lepszy, a dowcip zdaje się wyostrzać. Przez co jestem coraz bardziej ciekawa co jeszcze się wydarzy, zwłaszcza po tej pierwszej poważnej kłótni Jess z Fredem.
Bo właśnie od tego się wszystko zaczęło. Pomimo wspaniałych wakacji (pełnych nieporozumień, a jakże) Jess nie może się doczekać, aby wrócić do szkoły w celu pochwalenia się swoją zdobyczą, Fredem. Jednak w przeddzień powrotu do szkoły spotyka ją niemiła niespodzianka, Fred wcale nie chce się przyznawać do tego związku. Jak można się było spodziewać, takie wyznanie ze strony Freda przesłania Jess resztki rozsądku. Wściekła i zraniona Jess rzuca parę przykrych słów w stronę Freda i ucieka z płaczem. Następnego dnia, gdy chce wszystko naprawić, sprawy komplikują się za sprawą nieobecności Freda jak i obecności nowego nauczyciela, wspomnianej Panny Thorn. Zaślepiona swoim bólem i zamartwiając się o Freda i swoje z nim stosunki, Jess coraz bardziej podpada nauczycielce, aż wreszcie sprawy wymykają się spod kontroli. I nie tylko w związku ze szkołą. Także z Fredem, gdzie jedno nieporozumienie goni drugie, a kłopoty z matką dolewają oliwy do ognia. Robi się naprawdę gęsto, a wynikiem tego jest spacer do przychodni z babcią, ale bez majtek. Tylko Jess mogła wpaść w takie kłopoty. Choć patrząc na całą sytuację, z czego ona wynikła, jestem prawie pewna, że mogłabym skończyć dokładnie tak samo. I za to cenię Sue Limb tak bardzo. Jej gmatwanie sytuacji jest tak subtelne i idealne, że naprawdę jest możliwe, aby podobne sytuacje mogły zdarzyć się w prawdziwym życiu, gdy ma się podobny charakter do Jess. A ja w pewnym sensie utożsamiam się z nią, jako że też mam problemy do przyznawania się do swoich błędów i wolę brnąć w nie jeszcze bardziej, niż przyznać się do czegoś żenującego. Jess jest dla mnie jak najbardziej prawdziwa i dlatego od samego początku stałyśmy się nierozerwalnymi przyjaciółkami. W literackim sensie oczywiście, choć nie miałabym absolutnie nic przeciwko, aby poznać kogoś takiego, szalonego i inspirującego, aby cieszyć się jego obecnością na co dzień i zmieniać się pod jej wpływem na lepsze.
Ta książka, choć na pierwszy rzut oka głupkowata (mimo iż jednocześnie prawdziwa, o czym pisałam wyżej), jest w rzeczywistości inspirująca, dzięki obecności Jess Jordan. Ta pomysłowa nastolatka poprawia mi humor, uświadamia co jest w życiu ważne i potrafi tchnąć w nie kolor i sprawić, że wszystko odczuwam mocniej, wyraźniej. Do tego jest diabelnie inteligentna i jednocześnie prosta w swojej inteligencji. A także najzwyczajniej w świecie zabawna w swój rozumny i subtelny sposób. Podczas czytania tej części śmiałam się najczęściej. I najbardziej wyraźnie zdawałam sobie sprawę jak świetną pisarką jest Sue. Wprawdzie nie potrafi napisać wprowadzenia (nie tylko pierwszy rozdział był wyrwany z kontekstu, ale i przemowa Freda nie miała większego sensu, ponieważ tak naprawdę nie można z niej zrozumieć, skąd wziął się u Freda strach przed związkiem z Jess), ale za to genialnie wplątuje Jess w śmieszne i nieomal prawdziwe sytuacje. Natomiast jej spostrzeżenia na temat relacji rodziców i nastolatków są godne Oskara. Z każdego gagu przebłyskuje ironiczna inteligencja. Jedyne, co mnie prawie wcale nie śmieszy są skecze Jess. Przemyślenia nastolatki na temat miłości, dorosłych i jedzenia są godne oprawienia w ramki (przy tym naprawdę zabawne), natomiast gdy autorka opisuje próby Jess aby zostać mistrzynią kabaretów, ja nie odnajduję jej skeczów jako śmieszne. Na szczęście jest tego tak mało, że jestem w stanie wybaczyć autorce jej brak kunsztu w zakresie komedii kabaretowej. Ponieważ gdy tylko Jess schodzi ze sceny, wraca przenikliwy humor i świetna atmosfera książki. Ach, zazdroszczę Sue Limb tego humoru. Gdybym miała go choć krztynę, zaraz rzuciłabym się do pisania książek. Niestety, będzie musiało mi wystarczyć tylko ich opisywanie.
Skończyły mi się już książki o Jess Jordan. Aczkolwiek mam już namiary na stronę, na której będę mogła kupić ostatnie trzy części. Niestety są one droższe niż pierwsze trzy, które udało mi się zakupić w promocji. Jednak są one warte każdej złotówki (no, może oprócz ”Flirting for England” : )), więc jak tylko znajdę jakąś niepotrzebną gotówkę, pobiegnę do sklepu (metaforycznie, ponieważ sklep jest internetowy : )). A jeśli Wy nie macie kompletnie pojęcia, co kupić na prezent (świąteczny, urodzinowy, imieninowy) swojej dorastającej córce, możecie jej podsunąć właśnie tę serię. Będzie to sprytny rodzicielski zabieg, aby zmusić ją do nauki języka angielskiego (plus jest to świetna okazja do uświadomienia dziecku ważności wartości rodzinnych, jak miłość do rodziców oraz dziadków oraz wyrozumienie dla słabości i niedoskonałości dorosłych, gdyż książka mimo swojego lekkiego tonu zawiera duży ładunek tych przesłań, zakamuflowanych w bardzo sprytny sposób i pochowanych gdzieś między akcjami Jess). Bo gdy Wasza córka zacznie czytać tę serię, nie będzie w stanie odpuścić. A może dzięki temu pokocha naukę tak jak ja. W końcu w znajomości angielskiego leży tyle możliwości, że nie da się ich wszystkich opisać. Niestety jeśli Wasza nastoletnia latorośl nie zna tego języka ni w ząb, chyba nie będzie to dobry prezent, ponieważ ta seria raczej nie została przetłumaczona na polski. Jednak jeśli Wasze dzieci są choć trochę obeznane z angielskim, możecie zaryzykować rzucenie ich na głęboka wodę, bo język tej serii jest bardzo przystępny i łatwo się go czyta, nawet bez większych umiejętności językowych. Zaryzykujcie, spróbujcie, macie aż 50% szans na sukces. Jeśli się nie uda, zawsze możecie sami po nią sięgnąć, aby nie kurzyła się na półkach. Wam też gwarantuję dobrą zabawę i naukę jednocześnie. Nie tylko języka angielskiego, ale i sposobu myślenia Waszego dziecka. A czy poznanie na nowo własnej latorośli nie jest warte wydania każdej złotówki? : )
Pozdrawiam i do usłyszenia przy kolejnej części serii o szalonej Jess Jordan.


Brak komentarzy: