niedziela, 4 września 2016

Rozważna i Romantyczna plus porównanie książek Jane Austen


Dobrze jest od czasu do czasu wrócić do klasyków, starych, sprawdzonych książek, które kiedyś przyniosły nam radość. Niemal pewne jest to, że ponownie znajdziemy w nich ten czar, jaki był naszym udziałem wiele lat wstecz. Autorzy, którzy w przeszłości byli naszymi największymi bohaterami, dzisiaj mogą nam dać tak samo wiele jak kiedyś, wystarczy ich na nowo odkryć. Gdy jesteśmy już znużeni miernotą dzisiejszych artystów, warto sobie od czasu do czasu odświeżyć pamięć i przypomnieć, za co ceniliśmy tamte książki, które towarzyszyły naszemu rozwojowi, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Ja nigdy nie jestem zmęczona dobrą literaturą i nawet gdy znam książkę prawie na pamięć i tak czasem odnajduję w sobie potrzebę powrotu do tych znanych mi doskonale tytułów. Bo gdy znam każdą linijkę dialogu, w którym bohaterowie w swojej dumie i zaślepieniu obrzucają się wzajemnymi oskarżeniami (Duma i Uprzedzenie) lub pamiętam każdy moment, w którym doskonałą w każdym calu książkę rozświetla postać Rhetta Butlera, rycerza i awanturnika w jednym (Przeminęło z wiatrem) to znaczy, że książka zasłużyła sobie na to, abym ją pamiętała. I na pewno na to, aby do niej wracać milion razy.
Tak jest też z powieściami pióra Jane Austen. Są ponadczasowe i zawsze tak samo bawią. Jednak nie należy jej książek mierzyć tą samą miarą, gdyż są nieporównywalne. Niektóre noszą znamiona genialnego talentu, według mojej subiektywnej oceny, inne zaś wydają się być narodzone pod wpływem impulsu lub zwykłej potrzeby napisania kolejnego tytułu, żeby zarobić. Lub po prostu przelać na papier myśli narodzone podczas pisarskiej weny, takie nie do końca przemyślane, nie obrobione późniejszym, dokładnym ich przestudiowaniem. Z tego powodu jedne jej książki są lepsze, inne gorsze, ale każda z nich spisana jest pięknym językiem i dzięki temu bardziej interesująca.
Można się dzięki Jane Austen poduczyć kultury języka i kultury ogólnie, a co za tym idzie- dobrego wychowania. Wszystkie jej tytuły zawierają większą lub mniejszą dozę satyry na morale tamtych czasów (XIX w.) a każda krąży wokół zamążpójścia i korzyści, jakie można wyciągnąć z tego biznesu. I co nas może dziwić w dzisiejszych czasach- często to właśnie mężczyźni, pochodzący ze znakomitszych rodów lecz z jakiegoś powodu cierpiących na niedostatek pieniędzy, patrzyli przyjaźniej na panny z wysokim posagiem, nawet jeśli brakowało wybrankom rozumu. Jane Austen w swoich powieściach bardzo podkreślała wyższą rolę pieniędzy nad rozumem i wychodziła z tego całkiem zgrabna satyra, okraszona dużą dozą miłości, gdy spotykały się dwa równe sobie charaktery.
Już od dawna jestem zakochana w stylu Jane Austen. Po części dzięki temu, że pisze o miłości, moim ulubionym temacie, po części z powodu tej umiejętności opisywania w lekki i zabawny sposób ludzkich przywar. Do tego kwiecisty język czasów, z których autorka pochodzi, dodaje uroku każdej powieści.
Mimo to mam swoich ulubieńców, bo widzę, że mimo ogromnego talentu, Jane napisała tylko jedną powieść, która znacznie przekracza genialnością wszystko inne, co napisała. Mowa tu oczywiście o jej najbardziej znanej powieści, „Dumie i Uprzedzeniu”. Pozostałe jej tytuły nie dorastają do pięt tej pięknej historii i dziwię się czasem, dlaczego ta książka jest tak inna od pozostałych powieści, mimo iż pisana w tym samym stylu, co wszystkie inne i dotykająca tej samej tematyki. Ta książka jest bardziej dorosła, bardziej spostrzegawcza i bardziej romantyczna, a dawka ironii w niej zawarta lżejsza i zabawniejsza od wszystkiego innego, czego tknęła się Jane.
Dzisiaj, kiedy przypomniałam sobie treść dwóch z jej książek, zastanawiam się skąd ta przepaść między „Dumą i Uprzedzeniem” a pozostałymi pozycjami, które wyszły spod jej ręki? Czy była bardziej przemyślana? Czy był to wynik poprawek, jakie wniosła do pierwszej wersji, do szkicu zwanego „Pierwszymi wrażeniami”? Czy bardziej Jane Austen się na niej skupiła? Czy poświęciła jej więcej czasu niż innym? A może fakt, że książka powstała, jak mi się zdaje, na bazie „Rozważnej i Romantycznej”? Z takimi podwalinami „Duma i Uprzedzenie” musiała być sukcesem i to niepodważalnym aż po dziś dzień.
Według mojego uznania tylko „Emma” nosi widoczne ślady talentu, który stworzył „Dumę”. I tylko „Rozważna i Romantyczna”- gdyby tylko włożyć w serce Elinor trochę więcej życia, a ująć to Mariannie i w zamian dać jej choć cząstkę rozsądku Elinor- miałaby szansę naprawdę powtórzyć sukces „Dumy i Uprzedzenia”. A tak pozostały obie tylko tymi młodszymi, mniej utalentowanymi siostrami „Dumy”, mimo iż „Rozważna i Romantyczna” powstała pierwsza. I właśnie tę ostatnią mogę chociaż odważyć się porównać do Dumy, bo chociaż „Emma” również odstawała od pozostałych książek autorki, to jednak w stylu i stopniu dorosłości przemyśleń i spostrzeżeń, włożonych w usta Elżbiety i Jane, nie dorównywała swoim znakomitszym siostrom.
Pozostałe książki Jane, równie miłe i kwieciste, trzeba ułożyć na nieco niższej półce. Są słabsze, mniej przemyślane i mniej dorosłe. Uważam, że nie były podyktowane podszeptami geniuszu, a jedynie potrzebą napisania kolejnych książek. Możliwe też, że na jakości części z nich zaważył brak czasu lub słabe doświadczenie początkującej pisarki. Są o niebo lepsze od tego, co się obecnie wydaje, mimo to są mniej urodziwymi siostrami „Dumy i Uprzedzenia”, „Emmy” oraz „Rozważnej i Romantycznej”. Zwłaszcza „Opactwo Northanger”, pisane, co dziwne, w tych samych latach co piękna „Duma i Uprzedzenie” jest trochę zbyt infantylne jak na pisarkę, która stworzyła czytaną do dziś z takim samym smakiem historię Elizabeth Bennet i Fitzwiliama Darcy’ego, zwanego Panem Darcym. Któż nie kojarzy nazwiska Darcego? Natomiast nikt nie pamięta o Katarzynie Morland i Henryku Tilney, bohaterów „Opactwa”. To dobitnie świadczy o jakości obu książek. Z kolei nawet nie pamiętam o czym były „Perswazje”, podczas gdy wydaje mi się, że pamiętam każdy wers z „Dumy”. Jak ktoś może pisać tak nierówno, raz dając popis niezwykłego talentu, innym zaś razem pisząc poprawnie, ale jednak bez tych emocji, bez tej iskry, bez mocy dotarcia do serca tego samego czytelnika, którego porwała swoją inną powieścią? Tego nie potrafię zrozumieć nawet po latach. Myślę, że to już na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą.
Wracając do sedna sprawy należy tu podkreślić jeszcze jedną ważną rzecz na obronę pewnie już częściowo zapomnianych przez współczesne społeczeństwo książek. Mianowicie to, że klasyki mają niezwykła moc rozwiązywania mojego języka. Tak jak przy innych, współczesnych książkach czasem nie wiem, co napisać, bo nie urodziły się we mnie żadne specjalne wrażenia po zapoznaniu się z ich treścią, tak w przypadku klasyków, nawet czytanych po raz kolejny, zawsze mam coś nowego do powiedzenia. Często bywa tak, że podczas piania postu nie nadążam za własnymi myślami, mimo iż piszę dość szybko. Klasyki zawsze polecę, bo wiem, że nie zawiodą. Za to właśnie je kocham, za tę stuprocentową pewność, że zadowolą każdego. I jak tu się oprzeć chęci czytania ich wciąż od nowa?
Ja nie mam takiej siły w sobie, dlatego, kiedy nadarzyła się okazja, aby przeczytać „Rozważną i Romantyczną” w oryginale, zdecydowałam się od razu. Mimo iż wiedziałam, że ciężko będzie mi przebrnąć przez staroangielszczyznę, to miałam przeczucie, że moja ukochana autorka z czasów dzieciństwa i tym razem mnie nie zawiedzie. Miałam oczywiście rację i spędziłam z Elinor i Marianną wiele wspaniałych chwil, zachwycając się po raz kolejny talentem oratorskim pisarki.
Mimo, że „Rozważna i Romantyczna” nie jest tak porywająca jak „Duma i Uprzedzenie” i nie ma w niej tyle akcji co w „Emmie” czy innych książkach Jane, to stoi ona wyżej na mojej własnej top liście książek tej autorki. Umieściłam ją ponad innymi tytułami (za wyjątkiem „Dumy i Uprzedzenia”), stoi nawet ponad „Emmą”, którą się tak zachwycałam podczas pisania pierwszego postu o Austen. Cenię „Rozważną i Romantyczną” za wyważony język i dorosłe spojrzenie na opisane wydarzenia. Za subtelność spostrzeżeń i stworzenie tak różnych kreacji dwóch sióstr. A nawet za spokojna i rozważną miłość Eleonory do Edwarda Ferrasa. Choć tak daleko im do Elżbiety Bennet i Pana Darcego, zasługują na uznanie za wierność i umiejętność pogodzenia się z losem, aby nie krzywdzić innych. „Emma” musiała przegrać z taką konkurencją.
Co więcej, wprawdzie dopiero po wielu latach i ponownym odczycie, ale zauważyłam wpływ „Dumy i Uprzedzenia” na „Rozważną i Romantyczną”. Może się mylę, może „Duma” powstała jako druga, ale patrząc na to, że „Duma” została wydana pierwsza, a do obu książek autorka wprowadziła poprawki (jak znaczne, tego się nie doczytałam), myślę, że moje podejrzenia mogą mieć w sobie dużo prawdy.
Wydaje mi się, że gdyby nie „Rozważna i Romantyczna”, „Duma” nigdy nie byłaby taka, jaką możemy ją obecnie czytać. Nie byłaby taka piękna, porywająca i doskonała, jaką jest dzisiaj. Te podejrzenia zrodziły się we mnie gdzieś w połowie książki, aby pod koniec stać się niemal pewnością. Zbyt dużo jest zbieżności w obu tych książkach i jestem przekonana, że bohaterowie „Rozważnej i Romantycznej” byli pierwowzorami postaci w „Dumie i Uprzedzeniu”, dojrzewając w umyśle autorki i uzyskując obecne oblicze podczas wnoszenia poprawek do pierwotnego tytułu „Pierwsze wrażenia”.
Jakie to są zbieżności? Otóż na przykład w obu książkach mamy dwie siostry, na których skupia się uwaga autorki, mimo iż rodziny Bennetów i Dashwoodów składają się z większej ilości członków. W obu książkach siostry są bardzo ze sobą związane, mimo że tak różne charakterem. Jeśli tchnąć w Eleonorę trochę więcej życia, mamy Elżbietę. Jane Bennet zdaje się być uosobieniem Marianny, tylko delikatniejszą jej wersją, przeżywającą wszystko w skrytości ducha, pozwalając jedynie Elżbiecie zajrzeć czasem w zakamarki swojej duszy. George Wickham, bezduszny uwodziciel o nienagannych manierach, wyrósł ze swojego młodszego, bardziej niewinnego brata z resztkami skrupułów, Johna Wiloughbyego. W Pułkowniku Brandonie i jego podopiecznej łatwo zauważyć Pana Darcyego i jego nieletnią siostrę Georgianę, uwiedzioną w przeszłości przez Wickhama. Lucy Steel brzmi jak Karolina Bingley, obie zaś mają chrapkę na mężczyzn, którzy byli przeznaczeni dla Eleonory i Elżbiety. Jest tu wiele powiązań między charakterami bohaterów jak i ich historiami, z tym że w „Dumie” wszystko było lepiej i głębiej „narysowane”.
Kiedyś napisałam, że zaraz po „Dumie i Uprzedzeniu” plasuje się „Emma”. Dzisiaj jednak muszę oddać sprawiedliwość Eleonorze i Mariannie. Ich historia była doroślejsza niż historia Emmy Woodhouse. Uważałam kiedyś opowieść o Emmie za lepszą, bo wydawała mi się ciekawsza. Więcej się w niej działo i to mnie przekonało o wyższości tej powieści nad „Rozważną i Romantyczną”. Dzisiaj jednak muszę przyznać z pewną dozą niechęci (nie lubię zmieniać zdania o książkach, które przeczytałam jako dziecko, bo uważałam siebie wtedy za nieomylną jeśli chodzi o utwory i autorów), że ta druga pozycja bardziej zasługuje na miano lepszej, jako że jest lepsza pod każdym względem, bardziej przemyślana, podczas gdy „Emma” służyła prostszej rozrywce i była po prostu ciekawą książką napisaną przez Jane Austen, z jej pięknym językiem.
Jednak postacie w niej zawarte nie były tak przemyślnie wykreowane i nie miały tak głębokich charakterów jak Elżbieta, a zwłaszcza Eleonora. Ta druga przegrywa z tą pierwszą tylko dlatego, że wszystkie inne postacie w „Dumie i Uprzedzeniu” są ciekawsze niż te, które spotykamy w kręgu znajomych Eleonory, jednak ona sama wznosi się nad charakterem Elżbiety Bennet. Eleonora potrafiła na wszystko spojrzeć rozsądnie i widzieć wszystkie odcienie szarości. Mimo iż sama cierpiała za siebie i swoją siostrę, potrafiła wybaczać, nie proszona nawet o to wybaczenie. Natomiast Elżbieta żyła tylko swoimi uprzedzeniami i miłością do siostry, obie zaś te sprawy zaślepiały ją, sprawiając, że była bardziej ludzka i żywa, mniej doskonała ze swoimi wadami. Mimo jednak wyższości Eleonory nad Elżbietą, pokochałam ją bardziej niż Eleonorę, właśnie przez tę niedoskonałość. Była mniej wyidealizowana i dzięki temu bliższa mi, podczas gdy Eleonora ze swoim stoickim spokojem i zrozumieniem mogłaby być aniołem, gdyby dodać jej skrzydła.
Zrobiło się z tego tematu porównanie twórczości Jane Austen, a miało być o „Rozważnej i Romantycznej”. Trzeba tu przyznać, że doceniłam tę książkę tak, jak na to zasługuje, dopiero po latach. W przeszłości działałam bardziej impulsywnie, umieszczając książki na półkach mojej pamięci na świeżo, zaraz po ich przeczytaniu, segregując je bezlitośnie na książki do większej i mniejszej adoracji i takie, po które więcej nie zamierzałam sięgać z powodu braku tego czegoś, tej iskry rozpalającej moją wyobraźnię. Nie sadziłam, że kiedykolwiek w moim życiu zdarzy się taki moment, że będę musiała zrobić inwentaryzację w swojej pamięci i poprzestawiać umieszczone tam lata temu książki na inne półki. Ale Eleonora i Marianna sprawiły, że czuję się do tego zobowiązana. Co więcej, sprawiły one, że nie tylko przeczytam ponownie „Rozważną i Romantyczną” w przekładzie polskim, ale i sięgnę po pozostałe książki Jane. Jestem ciekawa efektu. Zwłaszcza wobec tych tytułów, których prawie w ogóle nie pamiętam. Być może okaże się, że poznam Jane Austen od nowa.
Gdyby nie spokój i opanowanie oraz wyczucie smaku Eleonory oraz prowadzenie narracji z jej punktu widzenia, mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że zbyt mało się w „Rozważnej i Romantycznej” dzieje, aby oddać hołd należny tej książce. Zwłaszcza początek, gdy rodzina Dashwoodów zmuszona jest opuścić na zawsze dom, z którym wiązało się tyle pięknych wspomnień i trafia do Park Cottage pod opiekę Sir Johna Middletona, właściciela majątku. Zanim na scenę wkracza Wiloughby, nie dzieje się nic ważnego, autorka skupia się głównie na rodzinie Middletonów i kręgu ich znajomych, wyśmiewając brak rozumu i zdolności poprowadzenia inteligentnej konwersacji przez kobiety z pozycją i majątkiem oraz brak manier i wyczucia niektórych z nich. Opisywanie sylwetek ludzi tłoczących się wokół głównych bohaterek zawsze dawał ogromne pole do popisu dla sarkazmu Jane Austen.
Również na samym początku daje się odczuć ważność sylwetki Pułkownika Brandona, mimo że znika chwilę po tym, jak go poznajemy. Potem znowu robi się monotematycznie, gdyż cała uwaga autorki skupia się na przeżyciach Marianny związanych z przeżywaniem swojej pierwszej romantycznej miłości. Ratuje tę sytuację Eleonora i jej głębia, opanowanie i przemyślenia na temat sytuacji rodziny oraz nieokiełznany temperament Marianny jako kontrast. Marianna zadziwia swoją żywiołowością, która czasem ją zaślepia, powodując, że nie liczy się ona ze słowami, podczas gdy Eleonora zawsze gotowa jest stać na straży moralności i dobrego wychowania swojej siostry oraz dbać o dobre imię rodziny. Dlatego jej charakter oceniam wyżej niż Marianny, która czasem się zapominała i nie zważała na to, co dyktowało dobre wychowanie, tylko dlatego, że zachłystywała się życiem i każdego zachęcała do tego samego. Łagodność tym razem zwyciężyła w moich oczach z żywotnością.
Jednak to właśnie Mariannie możemy podziękować za to, że akcja wreszcie potoczyła się szybszym tempem, gdy Wiloughby zniknął nagle z pola widzenia, nie wyjaśniając nikomu powodów swojego dziwnego zachowania. Wówczas nie możemy opanować niepokoju,  który wzbudziło w nas jego pożegnanie z rodziną Dashwoodów, zwłaszcza że Marianna nie chciała nikomu wyjaśnić, co ich tak naprawdę łączyło i dlaczego jego wyjazd miał na nią tak mocny wpływ.
Gdy zaś siostry wyjeżdżają do Londynu na zaproszenie Pani Jennings, a Wiloughby nie odpowiada na listy, zaczynamy przeczuwać, że Mariannę czeka lekcja życia, której ta się nie spodziewała, uważając, że życie jest jedną wielką i piękną przygodą, którą mamy obowiązek przeżyć jednym tchem. Gdy na scenę ponownie wkracza Porucznik Brandon, ze swoją sekretną opowieścią, która rzuca nieco światła na dziwne zachowanie się Wiloughbiego wobec młodszej Dashwoodówny, przyłapujemy się na tym, że ciężko nam się oderwać od książki, mimo że jeszcze w Barton, gdy życie Dashwoodów biegło spokojnym, wiejskim rytmem, nie sądziliśmy, że z tej książki da się jeszcze wykrzesać jakąś iskrę.
Jak już wspomniałam akcja nie toczy się tak żywo jak w „Dumie” czy „Emmie”, a nawet „Opactwie”, jednak swoją głębią przykuwa. A także uczy. Uczy tego, że żywiołowość nie zawsze jest cechą pozytywną, gdy serce panuje nad rozsądkiem i nad słowami oraz czynami, których nie potrafimy potem cofnąć. Pokazuje nam, że trzeba nad sobą panować i nie ujawniać światu wszystkich zakątków swojej duszy, ponieważ w razie niepowodzenia, gdy będziemy się chcieli schować w swojej skorupie, wszyscy dookoła będą komentować ten ból, który chcielibyśmy zachować dla siebie, potęgując jeszcze nasze cierpienie. Łatwiej zachować przytomność umysłu w negatywnych sytuacjach, kiedy nikt się nie domyśla, co się dzieje w naszej duszy. Łatwiej utrzymać uśmiech na twarzy, gdy świat nie widzi, jak cierpimy. Tego wszystkiego uczy nas Eleonora.
Jak widać można się z tej książki paru rzeczy nauczyć, jednocześnie relaksując się przy niej dzięki dobrze poprowadzonej narracji i wyszukanemu słownictwu. Dzięki tym dwóm cechom daję książce bardzo wysokie noty mimo braku porywającej fabuły. Jednak fabuła to nie wszystko, potrzebna jest jeszcze klasa, aby mnie pozytywnie zaskoczyć i zapisać się na trwałe na liście moich tytułów godnych poklecenia. A klasy Jane Austen nie można odmówić.

Jeśli więc poszukujecie dobrych klasyków o miłości, polecam Wam każdą z książek Jane, z naciskiem na „Rozważną i Romantyczną”. Zobaczycie, że można ją czytać wielokrotnie bez znudzenia, a po jej przeczytaniu człowiek czuje się jakby trochę tej klasy uszczknął dla siebie. Jest to książka bardzo dojrzała i myślę, że przetrwa następne pokolenia, przekazywana z rąk do rąk. Jeśli więc chcecie mieć w tym swój chwalebny udział, a nie znacie jeszcze tej autorki, biegnijcie do biblioteki, bo gwarantuję Wam, że każda szanująca się biblioteka posiada egzemplarz tej świetnej książki. A gdy już ją przeczytacie, polećcie swojej córce, gdy osiągnie już wiek, w którym będzie potrafiła cieszyć się tą książką jak i całą wspaniałą epoką. Epoką dam i dżentelmenów, epoką, w której żyła i kochała Jane Austen.

Brak komentarzy: