środa, 12 września 2012

Dziwne zwyczaje ślubne

      

       Jako, że moje myśli zajmuje organizacja własnego slubu, nie mam zbyt wiele czasu dla książek. Ciągle tylko szukam kiecek, butów i muzyki- wszystko o tematyce ślubnej. Dla książek zostaje mi może godzinka tygodniowo. W związku z tym, że nie miałam książki w ręku od ponad tygodnia, a tematyka ślubna przewija się w moich myślach, działaniach i rozmowach, wrzucę ją również na mojego bloga. A to dlatego, że zderzyłam się ze swiatem, którego nie potrafię pojąć.

      No bo weźmy taką suknię. Ubieram ją tylko raz, tak? Założę ją na siebie na parę godzin, pstryknę parę fotek, potańczę i odłożę ją już na zawsze do szafy. Dlaczego więc muszę za nią płacić trzy moje pensje? Skąd sprzedawcom sukien ślubnych przyszło do głowy, że śpię na pieniądzach i z uśmiechem na twarzy wyrzucę je w błoto? Skąd się wziął taki zwyczaj? Czy materiał na suknię ślubną kosztuje aż tak wiele? Naprawdę dziwię się kobietom, które są w stanie wydać tak znaczną sumę na jeden wieczór, wierząc, że ten wieczór jest na tyle wyjątkowy, że musi być tak hołubiony. Niedawno spotkałam dziewczynę, która przez rok zbierała pieniądze na swoją wymarzoną suknię. Zebrała tego w sumie 3 tysiące, po czym radośnie pobiegła do sklepu i wydała tę roczną sumę na kilka metrów materiału, w którym miała błyszczeć przez ułamek swojego życia. Gdy zapytałam jej, czy nie było jej żal wydać te ciężko zarobione pieniądze, odpowiedziała z wielkim przekonaniem i uśmiechem na twarzy: "nie". Ja nie potrafię tego zrozumieć. Nawet suknie projektantów mody (ale raczej tych polskich ;)) bywają tańsze, a ubiera się je na więcej okazji. Natomiast na "ten jedyny dzień w życiu" wszystko musi być wyjątkowe. Ale czy mniej wyjątkowa suknia (czytaj: za mniejsze pieniądze) odbierze kilka uncji w wyjątkowości tego dnia? Nadal wyjdę za tego samego mężczyznę, nadal będę wierzyć, że tylko z nim będę szczęśliwa, nadal będzie się przede mną rozpościerała świetlana przyszłość. Ten dzień, jedyny dzień w życiu, nadal będzie tym samym, jedynym i niepowtarzalnym dniem. Dlaczego więc ten dzień musi być okraszony tak wielkimi wydatkami? Jest tyle pięknych sukien, w których będziemy wyglądać nieziemsko. Jeśli ubiorę sukienkę za 200 zł i będzie ona biała, to nadal będę wyglądać niewinnie i pięknie. Czy jestem jedyną osobą na całym świecie, która nie chce aby ten dzień był aż tak wyjątkowy, abym musiała go pamiętać z powodu bankructwa mojego i mojej rodziny?

     Jako że wierzę w zdrowy rozum i zarabiam znacznie poniżej średniej krajowej, a także ze względu na moją mamę, która musi się naprawdę nawyginać, aby przeżyć za stawkę zaoferowaną jej przez nasze kochane państwo, postanowiłam zrobić wesele na miarę swoich możliwości. Sama zarobiłam na większość skromnego wesela, które sobie wyobraziłam, starając się trzymać mamę jak najdłużej się da od wydatków związanych ze ślubem jej jedynej córki. Wiem, że moja mama dałaby mi wszystko co ma, aby zrobić mi wesele moich marzeń, na szczęście mój rozum wybronił mnie przed weselną gorączką. I tak postanowiłam kupić sobie kieckę za jakieś 200 zł i to nie "jednorazowe cudo", zapychacz szaf i łapacz kurzu, lecz uniwersalną kieckę koloru białego, w której będę wyglądać bosko u boku ukochanego mężczyzny, a po ślubie wyglądać dobrze w pracy, seksownie na imprezach i godnie na obiadach rodzinnych. Niestety jak już wiemy takie rzeczy to tylko w erze. Dookoła same obiekcje- a to kiecka na 40-latkę (znajomi), a to za mało weselna (mamusia), a to nie pasuje na moje niewymiarowe ciało (ja). A poza tym czy można odsłaniać kolana w kościele? (pragmatyzm i dobre wychowanie).

      Po kilku dniach szperania po sklepach zrozumiałam, że nie znajdę nic z tego, co sobie wymyśliłam w głowie i czas przyznać sama przed sobą, że pomysł na uniwersalną sukienkę był nierealny. Postanowiłam kupić typową, jednorazową sukienkę ślubną. Oczywiście nie nową, bo nie po to codziennie słuchałam nerwowych pytań kiedy w końcu kupię sobie sukienkę, żeby teraz pobiec do salonu i rzucać tysiącami dla świętego spokoju. Miałam w głowie plan wydatków i starałam się zrobić ile tylko się da, aby za bardzo nie odbiegać od ram finansowych jakie sama sobie wyznaczyłam. I tak oto w ciągu kilku dni kupiłam piękną ślubną sukienkę za niewielkie pieniądze, właściwie zupełnie przypadkiem. Uległam też przy okazji zabobonowi i nie pozwoliłam swojemu narzeczonemu obejrzeć sukni, tak na wszelki wypadek :)

    Teraz mam kolejną misję - buty ślubne. A jeśli po przeczytaniu początku tego posta spodziewacie się, że wydam 200 zł na buty, które zaraz po ślubie wylądują na śmietniku lub na tablicy z ogłoszeniami za 1/5 ceny to się grubo mylicie. Prędzej sama poszukam swoich butów na takiej tablicy. Albo kupię jednorazowe buciki od naszych chińskich dalekich sąsiadów. Zawsze miałam opory aby nosić używane buty, ale skoro ślubne buciki są tylko na ślub, to łatwo się domyśleć, że osoba sprzedająca je ubrała je tylko raz i nie zdążyła ich zapuścić. Zatem trzymam za siebie kciuki i liczę na to, że uda mi się ponownie i kupię buciki po okazyjnej cenie 30 złotych :)

    Tak sobie myślę, dlaczego garnitury mężczyzn są połowę tańsze niż nasze sukienki? Wydaje mi się, że oni są bardziej pragmatyczni i nie ulegają tak jak my, ślepo "wyjątkowości" tej chwili. Mam wrażenie, że dla nich bardziej niż dla nas liczy się to, że zawierają związek małżeński z osobą, którą kochają niż to wszystko, z czym jest to związane, z całą tą komercyjną otoczką, która sięga niemiłosiernie do naszych kieszeni. Z przerażeniem myślę o dziewczynie, o której słyszałam, że planuje wydać na swoje wesele prawie 50 tysięcy polskich złotych (nawet nie chce mi się liczyć, ile to będzie moich wypłat). Zdecydowanie wolę tę wyjątkową chwilę przeżywać w sercu niż w kieszeni :)

     A powiedzcie mi kto wymyślił, aby podczas jazdy na salę weselną rozdawać kupione za grube pieniądze flaszki, które są przeznaczone na naszą rodzinę i znajomych? Ja nie chcę brać udziału we wspomaganiu alkoholizmu Polaków. Już wystarczy, że moją rodzinę napojem tym trunkiem, statystyki już i tak w Polsce są kiepskie jeśli chodzi o spożywanie alkoholu. Radość radością, ale czemu to ma służyć? Jeśli ktoś zna odpowiedź na to nurtujące mnie od dawna pytanie- zapraszam do komentarzy :)

     Kolejny zwyczaj, którego mój rozum nie może objąć jest nazywanie teściów po ślubie "mamą" i "tatą". Naprawdę tego nie rozumiem. Czy ci obcy ludzie po ślubie stają się od razu moimi rodzicami? Chyba nie, prawda? Nie wskoczę teściowej do brzucha i nie urodzę się ponownie. Mam tylko jedną matkę i jednego ojca. Pomijam to, czy lubimy naszych teściów czy najchętniej zapomnielibyśmy kim oni są. Ale po co tworzyć sztuczne nazewnictwo? Skąd się to wzięło? Ja już teraz wiem, że nie przejdzie mi przez gardło słowo "mamo" skierowane do kobiety, która mnie nie urodziła. Cóż, teściowie będą musieli zadowolić się swoimi własnymi dziećmi.

     Wiecie czego jeszcze nie lubię? Oczepin- są one dla mnie niczym innym jak upokarzaniem kobiet, które nie mają jeszcze mężów, ani nie pozostają w związkach małżeńskich. No bo w końcu jak zachęca panny do zabawy wodzirej? Krzyczy przez mikrofon: "Zapraszam wszystkie wolne panny i rozwódki!" i można sobie popatrzeć komu też powinęła się noga lub jest na tyle nieatrakcyjny, że nie potrafi sobie znaleźć partnera. Oczywiście potem kolej na facetów, no ale wiadomo, że na mężczyzn wszyscy patrzą inaczej- no bo w końcu mężczyzna zawsze sobie znajdzie partnerkę, nieważne w jakim jest wieku. Nie od dziś wiadomo, że mężczyzna im starszy tym lepszy, zupełnie jak najlepsze wino (o! niedoczekanie. Starzejecie się i tracicie na atrakcyjności zupełnie jak my:)), natomiast kobieta po 20-ce powinna już mieć choćby narzeczonego, jeśli nie męża i tuzin dzieci. Ja nie zgadzam się na takie pokazywanie publice kobiet  bez mężczyzn i wystawiania ich godności na próbę,karząc walczyć między sobą o welon, będący obietnicą szybkiego zamążpójścia. Oczywiście nie rozumie tego prawie nikt z mojej rodziny, ale na szczęście ślub jest mój i ja mogę decydować (oczywiście jak tylko namówię narzeczonego na poparcie mojego zdania).

     Jeśli znacie jakieś zwyczaje ślubne, które Was rażą, zapraszam do dyskusji. Oczywiście jeśli ktoś ma ochotę puknąć się za mnie w czoło za ten mój cały pragmatyzm i brak romantyczności to również zapraszam do komentowania. Zniosę wszystko. Chyba... ;)

2 komentarze:

Rouquinmonde pisze...

Na wstępie życzę Ci dużo siły w przygotowaniach, bo nie należą one do łatwych. Przede wszystkim, gdy nie tylko ślub ma się na głowie, tak jak wnioskuję w Twoim przypadku. Zaimponowałaś mi ogromnie swoim podejściem i pracowitością. Również chciałabym sama zapracować na ten dzień.

Dobrej nocy.

Gone_With_The_Books pisze...

Bardzo mi miło :)