niedziela, 6 stycznia 2013

Nienawiść w sieci czyli blogerki modowe i ich "fani"


    Nie jest dla nikogo tajemnicą, że jestem obserwatorką blogów modowych. Znajduję tam wiele cudownych zdjęć i inspirujących osób. Czasem też znajdę jakąś inspirację dla siebie w kwestii ubioru. Jednak nie dla inspiracji przeglądam te blogi. Robię to głównie dla samych zdjęć. Często są one tak piękne, że nie potrafię od nich oderwać oczu. I to nie tylko za sprawą pięknych dziewczyn, które się do mnie uśmiechają z tych zdjęć, ale za sprawą nadzwyczajnego klimatu, jaki te dziewczyny potrafią wyczarować swoimi zdjęciami. Ich fotografowie tak potrafią uchwycić chwilę, że staje się ona żywa. Mam wrażenie, jakby zdjęcie mnie porwało i w cudowny sposób przeniosło w miejsce, które jeszcze przed chwilą oglądałam na ekranie komputera. A te miejsca są nierzadko cudowne. A nawet gdy wydają się zwykłe, takie, na które normalnie nie zwrócilibyśmy większej uwagi to za pomocą jakichś czarów przemieniają się na zdjęciach w miejsca niezwykłe. I nie wiem czy to dzięki wykonaniu zdjęcia dobrym aparatem, czy przez wyczulone oko fotografa, czy piękną dziewczynę na zdjęciu czy wszystkich tych czynników razem- zdjęcie ożywa, nabiera barw i zmienia najzwyklejsze miejsce w miejsce, w którym pragnę się znaleźć. I tak się właśnie dzieje. Jestem tam, choć tak naprawdę wciąż siedzę przed komputerem w swoim własnym mieszkaniu. Dzięki tym zdjęciom podróżuję w przestrzeni i jestem w wielu miejscach naraz. Jednym kliknięciem przenoszę się tam, gdzie świat wydaje się barwniejszy i ciekawszy. To mnie bardzo pociąga i sprawia, że mogę bez zmęczenia przesiedzieć dwie godziny przed komputerem, wcale nie czując upływającego czasu, po czym wyłączyć go z uśmiechem na twarzy i poczuciem spełnienia. Bo jak nie mam czuć się wyjątkowo patrząc na świat zupełnie inny niż to co widzę za oknem? Dzięki tym zdjęciom nie muszę ubolewać nad deszczem padającym od kilu godzin bez przerwy. Potrzebuję słońca i kolorów? Wchodzę na ulubiony blog modowy i szukam zdjęcia, które poprawiłoby mi humor swoimi kolorami, klimatem, niezwykłą chwilą uchwyconą przez fotografa. Nie wiem czy to się dzieje za sprawą mojej wyobraźni, czy też Wy również czujecie się tak jak ja, gdy wkraczacie w świat tych blogów? Te zdjęcia jakimś magicznym sposobem przynoszą mi radość i spokój. Kiedy jakieś zdjęcie wyjątkowo mi się spodoba, wrzucam je do specjalnego folderu i sięgam do niego zawsze, gdy czuję się smutna, przygnębiona czy zmęczona. Bo te zdjęcia przywracają mi radość z życia zalewając mnie kolorami, słońcem, nierzadko pięknymi krajobrazami. Jestem estetką i czerpię radość z rzeczy małych. Gdy czuję się źle nie potrzebuję iść na zakupy, aby poprawić sobie humor. Nie zżymam się, że nie mogę pojechać do ciepłej i słonecznej Hiszpanii, gdy u mnie w kraju dzień po dniu oglądam tylko chmury, zamiast pięknego słońca, którego tak bardzo potrzebuję. Wystarczy mi, gdy odwiedzę jakieś piękne miejsce poprzez książkę czy zdjęcie. Zdjęcia mają jakiś taki czar w sobie, że nawet pochmurna pogoda przedstawiona na nich nagle jest ładna i klimatyczna. To co za oknem wydaje się ponure, na zdjęciach przemienia się w tęsknotę, aby być tam, gdzie to zdjęcie było robione. I tak zimowy deszczowy poranek staje się niezwykłą krainą, gdzie deszcz nie jest czymś przykrym, ale nadającym niezwykłego klimatu całemu otoczeniu. Wysuszona szara trawa jest oznaką piękna i sprawia, że zaczynam tęsknić za takimi dniami, kiedy na drzewach nie ma liści, na łąkach nie zieleni się trawa i nie pachną kwiaty, a jednak pięknie świeci zimowe słońce i zmienia wszystko dokoła w bajeczną i tajemniczą krainę spokoju, skłaniającą do przemyśleń. Za pomocą zdjęć wszystko ożywa i staje się inne, lepsze, piękniejsze, spokojniejsze, nieprzemijające. I te wszystkie uczucia mogę odnaleźć nie robiąc nic wielkiego, wystarczy że wejdę na któregoś z moich ulubionych blogów i za chwilę zostawiam wszystkie troski mojego małego świata za sobą i mogę cieszyć się nieprzemijającą chwilą uwiecznioną na zdjęciach zawsze wtedy, kiedy tego potrzebuję.
    W świecie zdjęć piękno goni piękno, a to co na pozór brzydkie staje się tłem do czegoś pięknego. To, co w pojedynkę przyniosłoby mi smutek, w połączeniu ze stylizacją, ujęciem, osobą na zdjęciu zmienia się nieznacznie i zamiast smutku przynosi melancholię i tęsknotę, aby być właśnie tam, w tym pochmurnym a jednocześnie pięknym miejscu, czy w tym zapłakanym deszczem, a jednocześnie tak spokojnym świecie, czy też w tym mroźnym, a jednocześnie oblanym słońcem mieście, a także w tej wysuszonej krainie sawann, w które zmieniają się łąki, jeszcze niedawno tak zielone i tętniące życiem, teraz przynoszące spokój i ukojenie.
   
    Niestety od czasu do czasu ten spokój, który odnajduję w zdjęciach, zostaje zakłócony . Mój świat ładu i harmonii zostaje zaburzony przez nienawiść, jaka sączy się w ludziach. A czując się anonimowi w sieci, dają jej upust, czasem z wielką zajadłością. To, czego nie powiedzieliby człowiekowi w twarz, zdolni są pisać w komentarzach do osób całkiem im obcych, bo chowają się za ekranem komputera, który jest ich barierą i obrońcą przed wyrzutami sumienia. A kiedy nie widzi się tak naprawdę człowieka, którego się obraża, dużo łatwiej dać upust nagromadzonym do świata żalom za swoje nieudane życie i wyżyć się na obcej osobie, której się powiodło lepiej. Czytając komentarze do ulubionych blogów zauważam coraz więcej rozpasania w tej kwestii. Coraz więcej osób i coraz częściej pozwala sobie na wyrażanie swoich opinii w sposób obraźliwy. Chowając się za ekranami swoich komputerów rzucają obelżywe uwagi, uważając że jest to ich świętym obowiązkiem. Wydaje im się, że ubliżanie osobie, której się nie widziało na oczy, dobrze jej zrobi i osoba ta zawróci ze źle obranej drogi właśnie dzięki takim opiniom, uważanym w oczach ich twórców za konstruktywne. Lub mające człowiekowi pokazać kim naprawdę jest, a więc czymś gorszym niż osoba pisząca komentarze. Bo osoby te, śledzące blogi modowe, uważają się za dużo lepszych ludzi, bo nie wystawiają na widok publiczny swoich zdjęć dla poklasku, tak jak w ich oczach robią to blogerki. Takim ludziom wydaje się, że oglądając zdjęcia blogerek i czytając ich teksty przez kilka tygodni czy miesięcy, poznały dogłębnie osobowość osoby prowadzącej bloga, myślą, że znają te osoby lepiej niż ich przyjaciele i znajomi, a nawet lepiej niż one same. Są przekonani, że rozgryzły osobę ze zdjęć, i pokazują jej prawdziwe oblicze światu. Obalają teorie, które sami wcześniej stworzyli i o tym zapomnieli i obnażają prawdziwe oblicza zakłamanych blogerek modowych. Mówią światu, że wcale nie są takie uzdolnione, łagodne, pracowite, skromne, obalają wszystkie mity, które powstały dookoła tych osób, a stworzyły je inne osoby obserwujące blogi, nieznające osób, które je prowadzą, a mimo to pozwalając sobie nadawać im różne cechy charakteru, które wyczytały ze zdjęć.
     Odkąd zaczęłam czytać komentarze pod postami, zaczęłam się zastanawiać skąd wzięła się ta fala nienawiści, która zdaje się szerzyć każdego dnia, a która jest skierowana przeciwko blogerkom modowym. Pierwsze co przychodzi na myśl to zazdrość. Nie tylko o to, że jest się ładnym, bo nie wszystkie blogerki zajmujące się modą są jednocześnie pięknościami. Część z nich jeśli chodzi o urodę nie wyróżniałaby się w ogóle z tłumu, i gdyby nie eksponowanie swoich ubrań w Internecie, mogłyby w ogóle nie zostać zauważone. Ja myślę, że ta zazdrość, jeśli oczywiście nienawiść w sieci wypływa faktycznie z zazdrości, dotyczy raczej tego, że ktoś osiągnął sukces „nic nie robiąc”. Ludzie nie mogą pojąć dlaczego osoby zamieszczające swoje zdjęcia w sieci nagle stają się znane, rozpoznawalne, występują w telewizji w programach poświęconych modzie, są zapraszane na pokazy mody, coraz częściej pojawiają się przy boku znanych z innych dziedzin osób, które w opinii gawiedzi bardziej zapracowały sobie na swoją rozpoznawalność niż upubliczniające swoje wizerunki młode dziewczyny, zakochane w modzie. Ludziom trudno jest pojąć skąd się nagle wziął szał na blogi modowe i wykorzystywanie ich do celów marketingowych a wokół tego zjawiska zaczynają rosnąć mity, które jeszcze bardziej utrudniają życie blogerkom. Bo nagle czyta się i słyszy, że na blogach modowych dziewczyny zarabiają mnóstwo pieniędzy ,nic właściwie nie robiąc, tylko chodząc po ulicach w ciuchach, które dostały za darmo od firm odzieżowych i szczerząc się do obiektywu. Trudno jest ludziom, którzy nigdy nie prowadzili bloga, zrozumieć, że to też jest praca, że też wymaga poświęcenia czasu, czasem nawet całego swojego wolnego czasu, który zostaje po wykonaniu innych obowiązków. Zapominają, że aby zrobić zdjęcie, trzeba poświęcić kolejne godziny na wykonanie odpowiednich ujęć, a następnie przesiedzieć kolejną dawkę czasu wrzucając zdjęcia do sieci i odpisując na komentarze i zapytania. Jeśli człowiek nie ocieka potem ze zmęczenia, jeśli nie mdleje z głodu, bo nie miał w pracy czasu zjeść śniadania, jeśli jego twarzy nie wykrzywia grymas bólu, jeśli nie sypia po 3-4 godziny dziennie, bo pracuje po 16 godzin na dobę, to robienie czegoś bez tych aspektów nie jest pracą. Można tak określić tylko pracę fizyczną, gdzie odczuwamy zmęczenie całego ciała lub pracę umysłową po 20 godzin na dobę, najlepiej bez wychodzenia z biura. Kiedy więc słyszy się, że blogerki siedząc w domach i robiąc głupie miny do aparatu zarabiają więcej od człowieka uczciwie pracującego w kopalni, na polu, czy jakiegoś wyzyskiwacza, to nic dziwnego, że nie możemy się powstrzymać, żeby zganić niewinną blogerkę  za to, że w ogóle te pieniądze bierze. A jeśli któraś zechce się bronić i obalać te mity, jej opowieści uznawane są za wyssane z palca. Bo niestety jako ludzie jesteśmy wszystkowiedzący i znamy się na wszystkim lepiej od samych zainteresowanych. Do tego, gdy dochodzi do nas informacja (nikt nie wie z jakiego źródła, ale po co się w ogóle nad tym zastanawiać, skoro to na pewno prawda?), że blogerka nie kupuje już ubrań, które prezentuje na swoim blogu, tylko dostaje je całkowicie za darmo od firm odzieżowych, to już jesteśmy w stanie zlinczować ją słowem. Ile z tego prawdy? Wie tylko sama blogerka. Ale przypuśćmy, że faktycznie ubrania są podarowane w zamian za prezentowanie ich na blogu, a za swoją pracę dziewczyna dostaje wynagrodzenie, to czy należy ją za to ganić? Czy za wykonaną pracę, nieważne jakiego by ona nie była charakteru, nie pobiera się wynagrodzenia? Nawet jeśli zrobiliśmy coś ze zwykłej pasji, to czy jeśli ktoś chce nam za to ofiarować wynagrodzenie to czy jest to coś złego? Czy te dziewczyny naprawdę tracą na wiarygodności przyjmując od firm ubrania za darmo, jeśli i tak są to ubrania, które same bez wahania założyłyby na siebie, bez różnicy czy wydałyby na nie pieniądze czy nie? Albowiem wątpię, aby nagle te dziewczyny stały się bezwolnymi manekinami, przyjmując wszystko jak leci, zatracając swój własny styl. Jestem pewna, że przyjmowanie takich ubraniowych prezentów przez blogerki modowe są dokładnie przemyślane, zgodnie z ich gustem.
    Prowadzenie bloga zajmuje czas. Nie jest to pięć minut, tylko znacznie więcej. Trzeba to lubić i mieć w sobie upór. Jeśli ma się dobre pomysły, ludzie zaczynają się interesować tym, co robimy. Jeśli zaś pomysły są naprawdę dobre i ciekawe, zaczynają się nami interesować firmy i media. Potem zaczyna się kręcić machina, którą śmiało można nazwać sukcesem. Każdy pracuje na swój własny sukces, na swój własny sposób. Nie jest to nic złego. Taki jest już świat. Każdy chce coś osiągnąć. Jedni tylko chcą, inni robią coś w kierunku, aby swoje plany zrealizować. Jeśli się uda, należy taką osobę tylko podziwiać, że miała w sobie dość siły, by się realizować. Po co więc ta zazdrość? Jeśli i my chcemy do czegoś dojść, czy to będą pieniądze, czy rozpoznawalność czy jeszcze coś innego, zacznijmy działać, zacznijmy realizować swoje plany. Rzucanie obraźliwych uwag w kierunku osoby, która się spełniła, nie spowoduje, że i my będziemy spełnieni. Nie mówię tu oczywiście o osobach, które skomentują źle dobrane ubranie czy uczesanie. Takie jest prawo człowieka, może wyrazić swoją opinię i nie musi ona być zawsze pozytywna. Jeśli coś się nam nie podoba, mamy prawo powiedzieć to głośno. Ale róbmy to z kulturą i nie oceniajmy poprzez zdjęcia całego życia innego człowieka i jego cech charakteru. Nie oceniajmy, że jest gruby, brzydki, chudy. Napiszmy zamiast tego, że według nas osoba nie dobrała dobrze ubrania do swojego typu urody czy do kształtu swojego ciała. Jeśli napiszemy, że blogerka ma brzydkie oczy- ona tego nie zmieni. Taka już się urodziła. Nie zmusimy jej komentarzami o otyłości do tego, by zaczęła się odchudzać.  Może ma jakąś chorobę, która nie pozwala jej schudnąć? A może tylko nam przeszkadza jej ciało, bo ona je akceptuje? Komentujmy tylko to, co jest przedmiotem bloga i róbmy to z kulturą.
     Uczymy nasze dzieci, że zawiść i zazdrość są rzeczami złymi i należy ich unikać. Dlaczego więc tak trudno nam, dorosłym, pamiętać o własnych przykazaniach? Raz spotkałam  się z artykułem w Internecie, w którym autorka zajęła się sprawą tzw. szafiarek, czyli dziewczyn zajmujących się modą i umieszczających swoje stylizacje w sieci. Był to artykuł napisany dla mediów, przez osobę prawdopodobnie aspirującą do tytułu profesjonalnej dziennikarki. Niestety nie pamiętam już strony, na której artykuł był umieszczony ani nie pamiętam nazwiska autorki tekstu. Wspominam tu o tym, ponieważ jedno mnie uderzyło podczas czytania tego pseudo-profesjonalnego artykułu. Mianowicie przebijał z niego rażący subiektywizm. „Dziennikarka” opisywała zjawisko zainteresowania modą wśród zwykłych dziewczyn zwanych „szafiarkami” oraz ich blogami, a także korzyściami, jakie czerpią ze swoich blogów. Opisywała też różne przekręty, jakich dopuszczały się szafiarki, aby zdobyć ubrania do swoich zdjęć, nie płacąc za nie. Trudno mi powiedzieć, ile z tego było prawdy, ale nie jest to moim celem. Od razu zwróciłam uwagę na to, że artykuł jest jednostronny i przesycony jadem. Autorka artykułu nie mogła się powstrzymać od pisania pod wpływem negatywnych emocji, które sama musiała odczuwać wobec zjawiska blogów modowych. W pewnym momencie zaczęła nazywać szafiarki „szafiarami” i to według mnie odkryło jej nieprofesjonalizm i subiektywizm. Takie coś nie powinno mieć miejsca, gdy pisze się dla mediów. Artykuł był jednostronny i nacechowany złymi emocjami samej autorki. Gdyby pisała sama dla siebie, nie uznałabym tego za jakiś wybryk, jednak pisząc na zlecenie musimy się powstrzymać od emocji, bo w mediach nie ma na to miejsca.
     Jeśli jednak tą falą nienawiści, która przybiera na sile, nie kieruje zazdrość i zawiść, to czymże ona jest? Skąd się bierze? Co sprawia, że czujemy się w obowiązku rzucić wiązanką przekleństw lub insynuujących komentarzy w kierunku osoby, której nie znamy? I co sprawia, że na jednych blogach tej nienawiści i niezadowolenia gawiedzi jest więcej, a na innych mniej? Weźmy taką Maffashion. Na początku był spokój. Komentarze były chwalące oraz niepochwalające wyborów Julii. Każdy mógł się wypowiedzieć zgodnie z własnymi uczuciami. Jednak wszystko odbywało się kulturalnie. Z czasem, gdy jej popularność rosła, objawiało się również coraz więcej antyfanów, zdających się czekać na jakieś potknięcie w ich oczach, za które mogli ją ukamienować swoimi słowami. Czy to dlatego, że coraz więcej osób kłuje po oczach to, że dziewczyna z małego miasteczka nagle dostała się na salony, nie robiąc nic prócz siedzenia przed komputerem? A może razi to, że ubrania nie są już z drugiej ręki, tylko prosto ze sklepów odzieżowych? Nie wiadomo dlaczego tak ludzi boli to, że nagle blogerka ma pieniądze na to, żeby kupować nowe ciuchy. Od razu dopisuje się historię, że ubrania są za darmo od firm, że blogerka uważa się za zbyt światłą aby nosić tanie ubrania, które nosiła z lubością zanim stała się sławna, że tylko o to dziewczynie od samego początku chodziło, by dostawać ubrania za darmo i tylko po to założyła bloga. A przecież gusta są zmienne jak ludzie. Jest rzeczą normalną, że zmieniamy swoje przyzwyczajenia i nie jest rzeczą niezwykłą, że dziewczyna zaczyna kupować ubrania z innych sklepów niż kiedyś. Nie zamykajmy ludzi w szufladkach i przypomnijmy sobie jak sami zmieniliśmy zdanie co do jakiejś kwestii. Czas zrozumieć, że zmienność jest rzeczą ludzką i nie należy tego ganić.
    A co z Charlize Mystery? Nie jest piękna, więc zdałoby się, że nie ma jej czego zazdrościć prócz nagłej sławy, a jednak pod jej postami również często pojawiają się negatywy, często nie wnoszące nic opiniotwórczego, a będące po prostu okazją do wyrzucenia z siebie zalegającego jadu. Jeśli są one spowodowane zazdrością, to wydaje mi się, że może ona wynikać z tego, w jakich sklepach ubiera się autorka bloga. Są to bowiem często sklepy z ubraniami drogimi. Kiedyś Karolina stworzyła post o najnowszych ciuchach, które znalazły się w jej szafie. Nie dość, że było ich naprawdę dużo, to jeszcze okazało się, że ich ceny były tak wysokie, iż post wywołał burzę komentarzy z pytaniami o zarobki Karoliny. Pominę to, że pytania te były bardzo niegrzeczne. Dziewczynie dostało się za to, że jest bogata, że ma bogatą rodzinę, że nie jest jej wstyd pokazywać ciuchy i obuwie często kosztujące połowę pensji przeciętnego Polaka. Oberwała za to, że w ogóle prowadzi bloga, bo przecież nie sztuką jest prowadzenie bloga modowego, gdy stać nas na zakup tylu drogich ubrań, ile nasza dusza zapragnie. Zazdrość więc w przypadku Karoliny może wynikać z posiadania pieniędzy. Gdy tylu ludzi boryka się z biedą, ciężko jest znieść w milczeniu to, że ktoś „marnotrawi” pieniądze na ubrania. Jeśli natomiast nieprzyjemne komentarze kierowane w stronę Karoliny nie są wynikiem zazdrości, to nie potrafię zgadnąć skąd biorą swoje źródło. Warto jednak pamiętać, że nawet jeśli blogerka ubiera się w drogich sklepach, a my chcielibyśmy się nią inspirować, to nie musimy wcale wydawać ostatnich złotówek na takie same ubrania, z tych samych sklepów, tylko poszukać czegoś podobnego, choćby w second-handzie. Dużo łatwiej dla wszystkich będzie, gdy zaczniemy używać swojej wyobraźni do tworzenia własnych wersji „bogatych” stylizacji, zamiast sięgać do bogatego słownika przekleństw.
     Trudno mi też zrozumieć skąd się bierze w ludziach żółć jeśli chodzi o cajmel. Na jej blogu są często prezentowane tak śliczne zdjęcia, że naprawdę nie wiem do czego miałabym się przyczepić. A jednak dla chcącego nic trudnego. A to włosami za często się bawi, a to jest wyniosła (zdjęcie prawdę Ci powie o człowieku...), a to za chuda, a to za gruba (obserwatorzy zauważą nawet wyimaginowane dodatkowe kilogramy)... mnożyć by można drobne uszczypliwości, jakich naczytać musi się na swoim blogu Karolina Ościk. No ale w końcu sama tego chciała, skoro wrzuca swoje zdjęcia w sieci...
    Są jednak blogi, które najwyraźniej są chronione przez jakieś magiczne moce, bo omijają je siły zła w postaci obraźliwych komentarzy. Mam tu na myśli choćby Rouquin Monde, ewibar, raspberry and red, mariannan czy love and great shoes. Choć ten ostatni notuje coraz większy przypływ osób, które chętnie wyrażają swoje podnoszące na duchu opinie, jak choćby wyśmiewanie się z zębów jednej z blogerek (bloga prowadzą dwie dziewczyny). Byłby to dowód na to, że wraz ze wzrostem popularności bloga, rośnie liczba osób, których razi po oczach blask sukcesu innych. Jednak raspberry and red oraz mariannan to blogi z dużą liczbą obserwatorów, a jednak od lat skutecznie opierających się fali nienawiści. Czy to dlatego, że obie dziewczyny prezentują raczej klasyczny styl, do którego ciężko jest się przyczepić? A może dlatego, że Marianna prowadzi blog zagraniczny, a zazdrość wypływająca z komentarzy jest raczej polską domeną? A może dlatego, że blog raspberry and red prowadzi młoda dziewczyna, która do tego dobrze się uczy, ładnie się wysławia i jest zbyt młoda, aby wystawiać ją na tego typu komentarze? Jakie siły powodują, że niektóre blogerki walczą z wiatrakami, a inne nawet nie czują powiewu z ich skrzydeł? Na to pytanie nie potrafię sobie odpowiedzieć. Nie wiem też, czy nie zbłądziłam podążając za swoimi tezami. Jedno jest pewne. Nie mogłam bezczynnie stać i patrzeć jak fala nienawiści pochłania coraz więcej blogów modowych i postanowiłam napisać ten post w formie protestu przeciwko złym komentarzom. Jeśli choć jedna osoba się opamięta i przestanie brukać mój świat pełen barw, będę mogła uznać to za sukces a godziny poświęcone na napisanie tego postu nie pójdą na marne :)

2 komentarze:

Kamila pisze...

Zatrważające to wszystko i smutne zarazem. Bo faktycznie prowadzenie bloga zajmuje sporo czasu! Samo napisanie posta czasami potrafi zająć dłużej niż godzinę, bo przecież chcemy, aby nasi czytelnicy mogli z zaciekawieniem obserwować bloga! Szkoda, że nie każdy to widzi i nie docenia. W tym blogowym świecie nie powinno być rywalizacji, a przyjaźń, bo przecież każda z nas bloguje bo to lubi! Ogromną radość sprawia mi każdy kolejny komentarz, obserwator czy po prostu czytelnik. Daje mi to niesamowity power do działania, aż chce się pisać i dodawać kolejne posty - bo wiem, że ktoś na nie czeka. To w blogowaniu jest zdecydowanie najpiękniejsze :)
Pozdrawiam!

Gone_With_The_Books pisze...

Słusznie napisałaś o tej rywalizacji. Po co to komu? Zajmijmy się sami sobą i swoimi zainteresowaniami, a na pewno wszyscy będziemy bardziej szczęśliwi. Ja nas swoimi postami pracuję najczęściej 2-3 godziny i wolałabym nie usłyszeć nigdy, że na tym swoim blogu nic nie robię :)