wtorek, 1 marca 2016

Czy możliwe jest zorganizowanie wycieczki zagranicznej w cztery dni?


         „Where there's a will there's a way”. To hasło przyświecało mi, gdy wraz z koleżanką organizowałam spontaniczną wycieczkę do Turynu. Wszystko działo się jak na wariackich papierach. We wtorek zaczęłyśmy o tym rozmawiać, w środę szukać lotu, mieszkania i kraju docelowego, w czwartek podjęłyśmy ostateczne decyzje i opłaciłyśmy przelot wraz z mieszkaniem, w piątek wieczorem już jechałyśmy do Warszawy, aby w sobotę o 6:00 stać w kolejce do odprawy. Dzisiaj jestem już z powrotem a wspomnienia napędzają mnie do życia. Marzenia się spełniają, trzeba tylko mieć odwagę i wolę. Kiedy czegoś chcemy, tylko od nas zależy, czy to się wydarzy, pamiętajcie o tym!

Owszem, powiecie teraz: „A co z brakiem pieniędzy, nagromadzeniem obowiązków, kotem, psem i dzieckiem?” W szukaniu wymówek jesteśmy naprawdę świetni. Ale ja mam dla Was w odpowiedzi to samo hasło, którym zaczęłam ową opowieść. Wystarczy na nie spojrzeć. Dla chcącego nic trudnego". Pozwólcie sobie na marzenia i nie bójcie się do tych marzeń dążyć. Jeśli nie spełnią się dziś, może uda się za rok. Jednak jeśli nic nie będziemy robić, nikt za nas decyzji nie podejmie. Do życia po swojemu potrzeba ogromnej odwagi, bo na swojej drodze znajdziemy wiele przeszkód do pokonania, wielu ludzi będzie nam rzucało kłody pod nogi.

Ale to jest Wasze życie i nikt go za Was nie przeżyje. Przeskoczcie zatem przeszkodę, uśmiechnijcie się do Waszego wroga i idźcie dalej, nie odwracając się za siebie. Raz podjętej decyzji nie można cofnąć, ale pamiętajcie że każda zmiana przynosi coś dobrego. Miejcie odwagę, aby podejmować decyzje i brać na siebie ich konsekwencje, nawet jeśli tym razem nie będą przyjemne. Ale może za następnym rogiem kryje się coś fajnego, czego nie doświadczycie, jeśli będziecie przed życiem uciekać i chować się w bezpieczne zakamarki.

Najważniejszym krokiem do spełnienia jest zastanowienie się, co jest dla Was najważniejsze i co Wam sprawia radość w życiu.
        W moim przypadku są to podróże, a co za tym idzie poznawanie nowych ludzi, nowych kultur i doskonalenie umiejętności językowych. Gdy wracam z podróży, nieważne czy krajowej czy zagranicznej, czuję się odprężona i zrelaksowana. A gdy wybieram się za granicę, dodatkowo zaczynam znowu wierzyć w ludzi i w siebie samą. Czuję się coraz odważniejsza i otwarta na nowe możliwości, jakie daje mi życie. Kiedyś kryłam się po kątach i bałam się podejmować wyzwania. Obecnie jestem na dobrej drodze, aby tych wyzwań szukać samej. Kiedyś żyłam w swojej bezpiecznej strefie, dzisiaj opuszczam ją z radością i próbuję mierzyć się ze swoimi słabościami. A mam ich wiele. Jednak podróże kształcą i to nie tylko jeśli chodzi o wiedzę życiową. Chodzi tu również o wiedzę o samym sobie. Ta wiedza zaś pozwala nam ulepszać samych siebie a to jest w życiu bardzo ważne.


Ja dzięki podróżom jestem bardziej pewna siebie i coraz mocniej wierzę w swoje możliwości. Zyskuję odwagę, poszerzają się moje horyzonty myślowe, czuję, że mam więcej sił, aby wziąć się za bary z życiem i przeciwnościami losu. Podróże zmieniają mnie na lepsze i tym samym są jednym z najważniejszych elementów mojego jestestwa.

Aby być szczęśliwym, nie da się zrezygnować z siebie. Ja już to wiem a ta wiedza pozwoliła mi poznać samą siebie jeszcze mocniej. Moglibyście pomyśleć, że spełnianie swoich marzeń o podróżowaniu jest dla mnie łatwe, bo nie mam dzieci, długów i mam pracę. Ale prawda jest taka, że dziecko nie
przeszkodziłoby mi w podróżach, a nawet dodałoby mi większego kopa, żeby to robić. Dzięki temu moje dziecko szybciej poznałoby, co jest dla niego ważne i miałoby lepszy start w życiu. Brak długów zawdzięczam tylko sobie, a praca nie daje mi takich środków, abym mogła bez poświęceń latać za granicę. Ale domawianie sobie rzeczy materialnych nie jest dla mnie żadnym poświęceniem, jeśli w zamian mogę robić to, co lubię. To, jakie decyzje podejmuję, pozwalają mi spełniać swoje marzenia. Ja wiem, że to, jak będzie wyglądało moje życie zależy tylko ode mnie. Dlatego każdą decyzję dobrze przemyślę, zanim ją podejmę, a potem cieszę się nią, obojętnie jakie konsekwencje przyniesie i nie patrzę wstecz. Nie warto żałować tego, czego nie można cofnąć.

Tuż przed moją turyńską wycieczką stałam przed poważną decyzją dotyczącą zmiany pracy. Długo na to czekałam i widziałam to jako prawdziwą szansę na rozwój. Jednak zmiana ta wymagałaby ode mnie za dużego poświęcenia, oddania części siebie na rzecz lepszych warunków pracy. Musiałam z niej zrezygnować, ponieważ w wieku 30 lat nareszcie wiem, czego chcę. A chcę dalej podróżować i rozwijać się intelektualnie. Być może przekreśliłam jedyną szansę na zmianę pracy. A być może z tego spotkania wyniknie w przyszłości coś jeszcze lepszego. Wiem, że nie będę się nad tym zastanawiać. Podjęłam decyzję i wiem, że będzie dobra. Wkrótce po tych wydarzeniach pojawiła się szansa wyjazdu do Turynu. Musiałam to zrobić, musiałam polecieć, aby uczcić decyzję o pozostaniu w obecnej pracy.
Gdybym nie zrobiła wszystkiego, aby do tej wycieczki doszło, tamta decyzja nie miałaby znaczenia. A tego bym sobie nie wybaczyła. Na szczęście nie muszę o tym myśleć, ponieważ zrobiłam to- spełniłam kolejne marzenie, aby zobaczyć Włochy. Dzisiaj jestem szczęśliwa, bo wiem, że podjęłam dobrą decyzję. Gdybym nie znała siebie tak dobrze i nie wiedziałabym co jest w moim życiu najważniejsze- a co za tym idzie nie poleciałabym do Włoch, żałowałabym, czuję to. Dlatego tak ważne jest, aby wiedzieć, co się dla nas liczy, a co jest mało ważną częścią naszego życia.


Wszystko ma gdzieś swój początek. Początek mojej wycieczki miał swoje korzenie właśnie w rozmowie o pracę. Nie mogłam poświęcić siebie w zamian za karierę. W mojej obecnej pracy mogę wziąć nawet trzytygodniowy urlop lub w razie potrzeby dostać wolne z dnia na dzień. Dla mnie jest to niezmiernie ważne. Podróże są dla mnie oknem na świat, a niemożność otrzymania dwutygodniowego urlopu krokiem ku zamknięciu się na własne potrzeby. Decyzja nie była łatwa, ale właściwa.

A gdy zapadła jedna decyzja, do drugiej pozostał tylko jeden krok. Gdy zaczęłam rozmawiać z koleżanką o jej planowanej podróży do Barcelony, poczułam, że również muszę coś zrobić. Od tego momentu nic nie mogło mnie powstrzymać. Ani brak pieniędzy ani obawa o barierę językową. Język angielski we Włoszech nie przydaje się na wiele (nawet na lotnisku może być problem), a z włoskim miałam tylko krótką przygodę. Mimo to od razu powiedziałam koleżance „tak”, gdy zapytała, czy poważnie rozważam wycieczkę zagraniczną tylko z nią. Wiedziałam, że nie ma odwrotu i wiem, że poleciałabym z nią nawet do kraju, którego języka nie znam nawet na jotę. Gdy padło to pytanie, wiedziałam, że bardziej poważna nie byłam już dawno. A gdy dobiorą się dwie odważne, zdecydowane osoby, w ślad za tym od razu pójdzie działanie.
Podróżowałyśmy palcem po mapie od Barcelony, poprzez Londyn i Sztokholm, aż znalazłyśmy idealne miejsce dla nas obu- Włochy. Mogłyśmy lecieć gdziekolwiek w Europie, a jedyną barierą były pieniądze. Ale za granicę możemy polecieć nawet za niewielkie pieniądze, trzeba tylko trochę poszukać. Na pomoc przyszły czartery Itaki i mieszkania Airbnb. W ten sposób udało się nam zorganizować tygodniową wycieczkę za 1200 zł i to z dnia na dzień. Dzięki tej okazji sprawdziłyśmy swoje zdolności organizatorskie oraz językowe. Gdy byłyśmy już w Turynie, nie miałyśmy nikogo, kto mógłby nam pomóc z językiem, a jedyne wskazówki dostałyśmy od osoby, która wynajmowała nam mieszkanie, gdyż cudem znalazłyśmy osobę mówiącą biegle po polsku. Ale to my musiałyśmy kupić bilety, zapytać o drogę, skorzystać z mapy i dojechać w odpowiednie miejsce. I to w naszym obowiązku było zakupić lot na dwa dni przed odlotem i znaleźć mieszkanie na stronie, z której nigdy wcześniej nie korzystałyśmy. Zawsze zostawiałam sprawy organizacji naszych wycieczek mężowi, tym jednak razem mogłam samą siebie sprawdzić w takim charakterze. Dzięki temu przeskoczyłam kolejne ograniczenie, które stawiał przede mną mój własny umysł. Jedna rzecz mniej, której się boję. Obie z koleżanką poradziłyśmy sobie w każdej sytuacji, którą napotkałyśmy we Włoszech i jesteśmy z siebie niesamowicie dumne. Każdemu polecam taki sprawdzian i walkę ze słabościami. Teraz wierzę, że jestem zdolna dokonać wszystkiego, czego tylko zapragnę, a to uczucie jest bezcenne!

Czas na parę faktów:
1.   Koszt wycieczki w całości wyniósł ok. 1200 zł. W tym:
- czarter w obie strony 301 zł; organizator: Itaka, linie lotnicze- Travel Service; limit bagażu: 20 kg na osobę + 5 kg bagażu podręcznego + dodatkowe 10 kg na narty i snowboard (tak, wykupiłyśmy lot z oferty dla narciarzy i jako jedyne przyleciałyśmy w butach na obcasach)
- pokój w Lanzo koło Turynu 102 euro na pół (czyli ok. 440 zł na pół z koleżanką); korzystałyśmy z www.airbnb.pl zalogowałam się przez link innej osoby, dzięki czemu otrzymałam 79 zł zniżki na wynajęcie pokoju (zamiast 120 euro plus zniżka za tydzień wynajmu, którą ustawiła osoba wynajmująca pokój).
- podróż pociągiem do Warszawy w obie strony 118 zł. (Lotnisko)
- koszty dodatkowe- podróże z Lanzo do Turynu i pobliskich miejscowości, bilety miejskie po Turynie, jedzenie, zakupy i inne przyjemności- 100 euro (te koszty zależą tylko od nas i od tego co chcemy zobaczyć i doświadczyć)

- alarmowa wypłata 20 euro z bankomatu na zakup pamiątek, z tego wydane 15 euro (tu trzeba doliczyć prowizję za przewalutowanie i wypłatę z innego bankomatu oraz kurs banku, który zawsze będzie wyższy niż kantoru, warto więc wziąć ze sobą więcej euro jeśli nie mamy darmowych wypłat za granicami kraju).

        Trzeba pamiętać, że nie zawsze znajdzie się tak tani lot (to nie musi być czarter, jest pełno tanich lotów, które można dopasować do własnych potrzeb, jednak przy czarterze nie trzeba zwracać uwagi na ukryte koszty jak opłata lotniskowa, odprawa czy opłata za bagaż), jaki my znalazłyśmy, zwłaszcza jeśli wyjazd ma być spontaniczny. Ale pamiętajcie, że jeśli nie uda się zaoszczędzić na locie (obecnie tydzień w Barcelonie kosztuje 500 zł w obie strony), może uda się znaleźć tanie mieszkanie lub polecieć z większą liczbą osób i wówczas opłaty za mieszkanie rozłożą się na te osoby lub mniej wyda się na miejscu bo zabierze się jakieś jedzenie ze sobą. Trzeba kombinować, szukać, ale na pewno się nie poddawać!

Gdyby  nie prezenty, lody, słodycze i inne zbędne przyjemności, można by tę sumę jeszcze bardziej zredukować. Jednak trzeba pamiętać, że jeśli nie ma takiej potrzeby, pozwólmy sobie trochę bardziej pożyć chociaż na tych wakacjach raz w roku :)

Trzeba tutaj też napisać parę słów odnośnie samej strony www.airbnb.pl ponieważ nie wszystko jest tam jasno napisane i dla osoby korzystającej z niej po raz pierwszy może być to lekkie utrudnienie. Muszę tu wspomnieć o tym, że nie wszystkie wynajmujące osoby życzą sobie od nas (zwrotnego) depozytu za ewentualne zniszczenia, więc gdy zależy nam na szybkiej transakcji, szukajmy tylko takich miejsc bez tych dodatkowych kosztów i bez niepotrzebnego zamrażania pieniędzy. Inną ważną rzeczą jest to, że niektóre rezerwacje są natychmiastowe, o inne trzeba zapytać. Rezerwacja natychmiastowa daje nam pewność, że mieszkanie będzie na nas czekało z dnia na dzień. Wersja z poproszeniem o rezerwację każe nam czekać 24 godziny na zaakceptowanie i potwierdzenie rezerwacji. Gdy mamy mało czasu, ta druga opcja może być kłopotliwa. 

Kiedy otrzymamy akceptację rezerwacji, dopiero wówczas możemy za nią zapłacić. Ale jeszcze na tym etapie nie dostajemy dokładnego adresu ani numerów kontaktowych do osoby, u której mamy mieszkać, więc nie silcie się na podawanie tych informacji w prywatnych wiadomościach. Nawet jeśli osoba wynajmująca napisze nam swoje dane w wiadomości, strona będzie je ukrywała. Trzeba to zrozumieć, gdyż jest to nie tylko dbanie o własne interesy, ale również o nasze bezpieczeństwo i bezpieczeństwo naszej transakcji. Gdy na miejscu okaże się, że coś jest nie tak, możemy to zgłosić i dostaniemy zwrot poniesionych kosztów szybciej niż od organizatorów typu Rainbow torus czy Itaka. A za to warto zapłacić te parę złotych opłaty transakcyjnej. Gdy osoba wynajmująca potwierdzi rezerwację (a trwa to zazwyczaj parę godzin), otrzymujemy pełne dane, adresy i telefony, a także pewność, że możemy się już przygotowywać do wycieczki. 

Dodatkowo na miejscu mamy kolejnych kilka godzin na zgłaszanie nieprawidłowości i dopiero po upływie tych godzin nasz gospodarz otrzymuje swoją zapłatę. Przez cały ten czas pomiędzy pieniądze są zamrożone na naszym koncie i nie musimy się bać, że je straciliśmy. Nie jestem tylko pewna, czy można płacić normalnym przelewem- my płaciłyśmy kartą kredytową. Strona airbnb jest godna polecenia i wiem, że sama będę z niej korzystać w przyszłości. Dodatkowym plusem mieszkań z airbnb zamiast wygodnego pokoju w hotelu jest możliwość poznania prawdziwego życia za granicą, kiedy sami musimy iść na zakupy, dogadać się z otaczającymi nas ludźmi i nauczyć się poruszać komunikacją miejską. W hotelu zazwyczaj mamy wszystko podane na tacy, a dopiero pokonywanie trudności i barier kulturalnych i językowych uczy nas najwięcej o kraju, w którym żyjemy i ludziach, którzy go zamieszkują. A jest to wiedza nieoceniona!


TURYN



Na koniec krótka notka jak poruszać się po Turynie i okolicach. Przede wszystkim nie bójcie się pytać, jeśli czegoś nie wiecie. Jeśli umiecie tylko trzy włoskie słowa na krzyż, pytajcie. Próbujcie języka ojczystego, angielskiego, migowego czy rysunków- ale pytajcie. Włosi są ogromnie mili i pomocni- dołożą wszelkich starań, aby Wam pomóc. Tam naprawdę odzyskuje się wiarę w drugiego człowieka. Wyjeżdżając miałam wrażenie, że jeszcze tydzień a wszystkich byśmy tam znały :)



Ale wracając do faktów, po Turynie możemy poruszać się dwojako- autobusami i metrem. Gdy mamy możliwość skorzystania z metra, zróbmy to. Jest szybsze, ciekawsze (jedyne w europie automatyczne metro bez kierowcy) i nie grzęźnie w korkach. Wagony metra jeżdżą co pięć minut więc są mniej zatłoczone niż autobusy i tramwaje i do tego są bardzo szybkie. Aby z nich korzystać wystarczy zwykły bilet 90-minutowy, który możemy wykorzystać również w tramwaju i autobusie (urban suburban). 

Nie liczy się środek transportu, który możemy dowolnie zmieniać, a właśnie te 90 minut. Taki bilet kosztuje 1.50 euro. Mamy jeszcze do wyboru 4-godzinny bilet zwany shopping za 3 euro lub 5-przejazdowy (każdy z przejazdów to standardowe 90 minut) za 6.5 euro. Jeśli wiemy, że będziemy w Turynie parę dni pod rząd opłaca się kupić ten skumulowany, pięcio-przejazdowy bilet.

Bilety należy kasować zaraz po wejściu do pierwszego pojazdu, następne bilety kasujemy dopiero po upływie wyznaczonej na bilecie ilości minut, nawet jeśli w międzyczasie 10 razy zmieniliśmy autobus. Linie autobusowe, tramwajowe i metro obsługiwane są przez spółkę GTT.

Do tej spółki należą też pociągi, które zawiozą nas aż do Ceres. Z naszego miasteczka Lanzo do Torino jeździło się za 3.3 euro. Bilet pociągowy zawsze potwierdzało się przed wejściem do pociągu przykładając go do niebieskiego, małego urządzenia umieszczonego na słupkach. Zazwyczaj na każdej stacji były 2-3 takie urządzenia. Ostatni pociąg wyruszał z Torino o 19:43.


Dodatkowo z Turynu do innych miejscowości można było jeździć autobusami Sadem, jednak była to droższa opcja i nigdy z niej nie skorzystałyśmy, tym bardziej, że przystanki tych autobusów były słabo oznaczone.
P.S. Bardzo przydatne są aplikacje na smartfon, pomagające znaleźć drogę; zwłaszcza takie, które działają bez internetu.




Muszę tu jeszcze dodać, że ogromne podziękowania należą się Kasi i Justynie, dziewczynom prowadzącym blog LGS. Gdyby nie ich inspirujące vlogi z Barcelony, być może do tego wyjazdu by nie doszło, bo nie narodziłby się pomysł. A gdy nie ma pomysłu, nie ma woli ;)
Jeden z filmików LGS :)





Brak komentarzy: