wtorek, 22 maja 2012

Czekoladoholiczka/ Chocoholic

      Kolejny post na temat inny niż książki :D A co tam, lubię różnorodność :D 

      I love chocolate! I really do! But I have to stop it! Chocolate hates me and gave me as a present  more kilos I need :)  I put on weight a lot since I get a job where I'm only sitting (that was 4 years ago). Now I haven't what to wear! My clothes don't suits me ;( I have big chocolate belly. When I look into mirror I scream :) I really have to stop eating chocolate and other sweets! I'm on a diet for 3 weeks and sometimes I have big problem how to go in shop and to get out without any sweets. God help me!! :)   

      Dzisiaj poruszę sprawę odchudzania. Oczywiście wkurza mnie to, że na każdym kroku atakują nas reklamy środków odchudzających (jakby było ich mało w telewizji, to wrzucają je na każdą stronę internetową! A grrrrrrr!) ale mimo to jest to dla mnie całkiem ważna sprawa. Tylko ja nie potrzebuję reklam żeby wiedzieć kiedy muszę zacząć się odchudzać. Mam lustro :P No i przede wszystkim ja swoje odchudzanie nazywam „terapią” :D

      Już spieszę wyjaśniać dlaczego właśnie „terapia”. Otóż mój problem z nadwagą wyniknął przez dwa czynniki- brak ruchu, ponieważ mam pracę siedzącą i po powrocie siedzę głównie w domu oraz uzależnienie od czekolady. Właściwie to od wszystkich słodyczy, ale najczęściej sięgałam jednak po czekoladę i wyroby czekoladowe. Zatem stwierdziłam, że moje odchudzanie będzie polegało na walce z uzależnieniem. Już wiele razy mówiłam sobie: „od dziś nie jem słodyczy” i zawsze jeszcze tego samego dnia biegłam do sklepu i wykończona odchudzaniem kupowałam sobie tabliczkę ulubionej czekolady.

     Aż w końcu powiedziałam sobie STOP! Ale tym razem tak na serio. Pomogło to, że w pracy koleżanki też przeszły na terapię antyczekoladową. Także teraz wzajemnie się wspieramy :) Jak policzę to mija właśnie trzeci tydzień bez czekolady. SZOK! Może się to wydać śmieszne, w końcu to tylko trzy tygodnie. Ale ci którzy mnie znają wiedzą, że jest to dla mnie wielkie osiągnięcie! Zanim przeszłam na terapię potrafiłam obudzić się rano i zjeść coś słodkiego. Kiedy byłam głodna to nie sięgałam po kanapkę tylko po coś słodkiego. Kiedy wyhaczyłam fajną promocję w sklepie to zdarzało mi się kupować cały kilogram cukierków "na zaś", po czym zjadać to w dwa, trzy dni. Nie mogłam mieć w domu zapasów słodyczy, bo ciągle o nich myślałam, dopóki ich nie zjadłam do ostatniego cuksa :) Także żarłok ze mnie był niemiłosierny. W ciągu 4 lat pracy przytyłam 10 kg! A jeszcze na studiach mama wpychała we mnie jedzenie, bo bała się, że będę miała anemię. A ja po prostu już tak byłam zbudowana. Byłam drobna i szczupła. no to teraz już nie jestem :P Dziękuję ci czekoladko :P Poniżej kilka zdjęć z przeszłości :)
Poszłam do sklepu po pół kilo mieszanki wedlowskiej i za pierwszym razem wrzuciłam do torebki pół kilo co do grama! To się nazywa doświadczenie :)

Galaretki w czekoladzie mniammm! To znaczy tfu! :D

UWIELBIAM NYGUSKI! To znaczy uwielbiałam :P
       No cóż, zdjęcia mówią same za siebie :D Nie wierzyłam w to,ale nareszcie się udało! Oczywiście nie zgubiłam tych 10 kg ale potrafię przeżyć dzień bez czekolady! Piszę "przeżyć, ponieważ jest to prawdziwa walka o przetrwanie. Pierwszego dnia mojego postu wybrałam się do sklepu po owoce (chcę zabić głód czekolady owocami i innymi zamiennikami, często zawierającymi cukier, ale tym zajmę się później, kiedy opanuję głód czekolady ;)) i jakoś tak przypadkiem przechodziłam koło półek ze słodyczami i  myślałam, że nie wyjdę z tego sklepu. Czułam jak ślina napływa mi do ust. Już nawet trzymałam w ręku taką tabliczkę czekoladową,znaną wszystkim za czasów PRL-u, która bardziej smakuje jak masło niż jak czekolada. Przez dobre 5 minut wpatrywałam się w tę tabliczkę, przekonując siebie że to nie jest prawdziwa czekolada, więc mogę sobie na nią pozwolić... aż w końcu siłą woli odłożyłam ją na półkę i szybko udałam się do kas. A tam....leżał sobie bezpański wafelek, porzucony przez kogoś przy samej kasie. Możecie sobie wyobrazić jakie katusze przeszłam, żeby go nie przygarnąć! 

    Uff jak sobie to przypomnę to aż mi się śmiać z samej siebie chce. Po kilku dniach męczarni potrafiłam spojrzeć cukierkom prosto w oczy (a raczej w papierki) i powiedzieć im "apfffff! Nie potrzebuję Was!" i spacerować między półkami ze słodyczami z uśmiechem wyższości na ustach. Oczywiście daleko mi do wyjścia z czekoladoholizmu, ale zaszłam dalej niż kiedykolwiek. Nie budzę się już w nocy z krzykiem na ustach ;) Wprawdzie dzisiaj miałam małe załamanie i chwilę szczerej rozmowy z wafelkiem w Biedronce, ale po raz kolejny wygrałam tę walkę. Bo lody się nie liczą, prawda? :D Lody to jeden z zamienników, którymi leczę schorowaną duszę. Pewnie dlatego nie widzę żadnych pozytywnych zmian w figurze ;) Ale najważniejsze że jestem o krok dalej niż byłam zazwyczaj, kiedy zaczynałam odchudzanie :) Mam nadzieję, że uda mi się dotrwać i zgubić choć połowę tych przybłąkanych przez 4 lata kilogramów :) 

    Na koniec filmik :D


P.S. Czy Wy też macie takie przeboje jak ja? :)

Brak komentarzy: