czwartek, 19 kwietnia 2012

Film: Gone with the wind by George Cukor (1939)




     Tak jak obiecałam - moje wrażenia z filmu "Przeminęło z wiatrem". Zawsze obawiałam się, że film tworzony na podstawie książki nie spodoba mi się, a nawet zepsuje mój świat, który sobie ułożyłam po przeczytaniu jakiejś książki. O tym, że na podstawie książki Margaret Mitchell napisano scenariusz i stworzono film- wiedziałam od dawna. Jednak mimo, że był on wielokrotnie wyświetlany w telewizji, nigdy nie miałam okazji obejrzeć choćby małego urywka. Jedynie docierały do mnie strzępki informacji: że jest to klasyk, że aktorzy stworzyli niezapomniane postacie, że było wiele Oscarów, że kreacje aktorów doskonale odzwierciedliły zamysł pisarki.





Lecz ja zawsze sobie myślałam: "Jak to jest możliwe, żeby ktoś zagrał swoją rolę tak dobrze, żeby była ona odzwierciedleniem postaci książkowej? W jaki sposób oddać jej charakter?". W szczególności obawy miałam co do moich ulubionych książek. Zatem czy aktorka, która wcieliła się w rolę Scarlett O'Hary, jest w stanie pokazać widzom jej próżność, zaślepienie, lekkomyślność? Czy tak samo będą targać mną sprzeczne odczucia co do niej jak podczas czytania książki? Czy będę czuła niechęć mieszającą się z podziwem nad siłą jej charakteru i woli? A Rhett Butler? Czy Clark Gable potrafił sprostać swojej postaci? Czy potrafi rozbudzić we mnie uczucie tęsknoty, zakochania, zainteresowania postacią? Czy będzie tak samo piekielnie pewny siebie jak książkowy Rhett? Czy będzie potrafił roztoczyć wokół siebie aurę rozrabiaki, kpiarza, namiętnego kochanka, a jednocześnie sympatycznego kapitana, który zwraca Melanii obrączkę, będącą dla niej świętością, którą ta poświęciła w imię Ojczyzny? Czy ten mężczyzna będzie potrafił zawładnąć moim sercem tak bardzo jak Rhett Butler z kart książki?

     Okazało się, że moje obawy okazały się płonne. Film sprostał moim oczekiwaniom. Zarówno w książce, jak i w filmie Melania Wilkes była aniołem i oazą spokoju, Ashley Wilkes przystojnym, aczkolwiek nudnym i niezdecydowanym mężczyzną, który raz dawał Scarlett nadzieję, że w końcu ją wybierze, zamiast Melanii, innym znów razem odpychając ją ze słowami: "Kocham Cię, ale..."



Clark Gable świetnie odegrał swoją rolę mężczyzny silnego, buntowniczego i ironicznego. Jednak najbardziej przekonała mnie rola Vivien Leigh. Jej Scarlett wydawała się tak żywa jakby wyskoczyła z kart książki. Była rozkapryszona jak dziecko, uparta jak osioł i kokieteryjna. Gdy wybuchła wojna, była w stanie martwić się wyłącznie o to, że wszyscy przystojni mężczyźni z okolicy wyjadą i nie będzie miał kto wyprawić balu i jej adorować. Nie chciała dla własnego bezpieczeństwa wyjechać do Atlanty, bo stwierdziła, że będzie się nudzić w towarzystwie starych i nudnych ciotek. A kiedy Południe przegrywało na froncie, myślała o tym ilu młodych chłopców jej znanych nigdy nie wróci, żeby można ich było znowu kokietować.




     A jednak gdy przyszło do odważnych czynów, była w stanie im podołać. Opiekowała się rodziną w Tarze i broniła jej przed wojskiem i spekulantami. Viven Leigh świetnie uwieczniła swoją rolą pokazując zamiłowanie Scarlett do pieniędzy i do chęci utrzymania władzy nad mężczyznami. Kiedy Rhett się jej oświadczył, cieszyła się jak dziecko, że zdobędzie serce ostatniego mężczyzny, który jeszcze nie jadł jej z ręki. Kiedy jednak Rhett odżegnał się od jakiegokolwiek głębszego uczucia do Scarlett, za wyjątkiem tego, że była to jedyna możliwość zdobycia jej ciała, ponieważ nie chciała ona zostać jego kochanką- wściekała się jak osa.





      Jedyne czego brakowało mi w filmie to napięcie, które wyczuwało się na kartach książki, kiedy tych dwoje się spotykało. Nie leciały iskry, nie było podniecenia, nie biło mi mocniej serce. Film nie porwał mnie tak bardzo jak książka. Ale ja zawsze bardziej daję się ponieść emocjom poprzez obcowanie z literaturą, która pozwala mi rozwinąć skrzydła wyobraźni. W związku z tym mogę śmiało polecić film osobom, które nie ukształtowały jeszcze swojego wewnętrznego świata wykreowanego podczas czytania książki. Natomiast dla wielbicieli świata wyobraźni polecam serdecznie książkę. W obu przypadkach gwarantuję niezapomniane wrażenia. Należy tylko przymknąć oko na długość filmu i ilość tomów książki, bo każda minuta i każda strona warte są poświęconego im czasu.

Klaser z ulubionymi filmami. Niektóre płyty już się zacinają od nadmiernego ich użytkowania :D

2 komentarze:

aleXandra pisze...

też lubię czytać książki, ale tej jeszcze nigdy nie czytałam ;)

http://karmellove.blogspot.com/

Gone_With_The_Books pisze...

Koniecznie weź ją na warsztat. Jak już raz się przeczyta tę książkę, to nie da się o niej zapomnieć :)