wtorek, 22 maja 2018

Czechy i Praga na krótki wyjazd "po sąsiedzku". Podróżowanie z bla bla car.


Uwielbiam podróżować. Jest to priorytet numer jeden w moim życiu. Wydałabym na podróże ostatnią złotówkę i przeznaczyłabym ostatni dzień urlopu bez mrugnięcia okiem. Ci, co znają mnie najdłużej, wiedzą ile mam nałogów. Ale gdy przychodzi moment, że trzeba oszczędzać na wyjazd, jestem w stanie odmówić sobie wszystkiego, byle tylko wyjechać. Już w grudniu, długo po urlopie, nosi mnie na następny wyjazd. A w lutym, najbardziej przygnębiającym miesiącu roku, osiągam szczyt swojej cierpliwości. Wówczas zaczynam przeglądać loty, oglądać w Internecie zdjęcia miast, które chętnie bym obejrzała i fantazjować, bo najczęściej tylko to mi pozostaje. Na szczęście, gdy ma się wyobraźnię, często wystarcza ona przetrwać najtrudniejsze chwile i wyjechać w głowie, bez wydawania pieniędzy, kiedy tylko ma się ochotę, czy ma się z kim podróżować, czy nie; bez względu na fundusze i dni urlopu.


Dlatego też od pewnego czasu staram się z każdej swojej podróży stworzyć film, który potem umieszczam w Internecie dla innych, by podzielić się wrażeniami i wspomnieniami, zmotywować do podróżowania tych, którzy się wahają, zarekomendować ciekawe miejsca czy „opowiedzieć” o miejscach, które zobaczyłam. Ale w dużym stopniu robię to także dla siebie. Bo gdy przychodzi ciężki moment w życiu, gdzie sama potrzebuję motywacji, oglądam te filmy i od razu mi lepiej. Bo dają mi one nadzieję, że znowu wyjadę, poznam nową kulturę, może nowych ludzi i znowu zachłysnę się światem, co przypomni mi, jaki jest on piękny i że nie warto się martwić niczym, tylko iść do przodu. Te filmy pomagają mi też przetrwać tej najcięższy miesiąc w roku, kiedy mogę podróżować wyłącznie w wyobraźni. A dzieje się to dlatego, że przypominają mi się wszystkie fajne sytuacje, jakie przeżyłam i od razu poprawia mi się humor, nieważne w jakim bym nie była stanie. Dlatego tak wielkie przywiązanie czuję do swoich pierwszych, kiepskiej jakości filmów z Włoch. Tam spotkały mnie najlepsze rzeczy, czułam się najbardziej wolna i spędzałam czas w najlepszym towarzystwie.



Jednak w pewnym momencie wyobraźnia i wspomnienia to za mało i trzeba zacząć działać, zwłaszcza gdy pojawia się możliwość. Nie ma się co za długo zastanawiać, gdy pojawia się tani bilet, propozycja wspólnej wycieczki czy też dodatkowe dni wolne. Zwłaszcza gdy mamy czym i z kim wyjechać. Zmarnowanie takiej okazji, gdy się czekało na nią miesiącami, byłoby największym grzechem.
Wiecie, pieniądze to nie wszystko. Wyjazd da się zorganizować nawet gdy wydaje się to ciężkie do przeprowadzenia. Wszystko jest możliwe, gdy mamy przed oczami cel, jaki chcemy osiągnąć. Tak jest z każdą dziedziną życia, tak jest z podróżowaniem. Trzeba tylko użyć wyobraźni i wytężyć wszystkie siły i środki.

          Wiem o czym mówię, bo sama nie leżę na pieniądzach, a byłam już w tylu pięknych miejscach, że jeszcze 5 lat temu bym w to nie uwierzyła. Ostatnio lista miast, w których byłam, poszerzyła się o dwa kolejne. Wcześniej nie myślałam o nich, nie były w centrum mojego zainteresowania. Ale gdy nadarzyła się okazja, zrobiłam wszystko, aby je zobaczyć. I właściwie zorganizowałam z mężem całą wyprawę w 1/3 dnia. Wieczorem powiedziałam: chciałabym tam pojechać, następnego dnia byliśmy już w drodze, dopracowując szczegóły. Jednak żeby nie było tak różowo, inspirująco i spontanicznie, dodam, że wcześniej zadbałam o to, żeby mieć wolne przez 5 kolejnych dni. Ale gdy te dni organizowałam, do końca nie wiedziałam, czy gdziekolwiek pojedziemy z wielu życiowych względów, które stały nam na przeszkodzie.

Jednak ja lubię robić rzeczy na przekór światu i udało mi się również tym razem. Miałam wszystko, czego potrzebowałam do zorganizowania tej podróży i żałowałabym teraz, gdybym pozwoliła się pokonać problemom. A tak spakowałam walizki, spakowałam pół lodówki, aby nic się nie zmarnowało, poszukałam hotelu w pierwszej miejscowości, do jakiej się udawaliśmy, powyciągałam z zakamarków gotówkę, której zebrało się 350 zł, zatankowaliśmy auto do pełna i ruszyliśmy.


Pamiętajcie, że aby wyjechać, wcale nie trzeba mieć zaplanowanego każdego kroku. My nie mieliśmy zaplanowane praktycznie nic, wszystko robiliśmy po drodze. To właśnie w drodze wyszukiwałam w Internecie informacje o przepisach drogowych państw, do których się udawaliśmy, żeby nie nazbierać po drodze dodatkowych wspomnień. To w samochodzie zajmowałam się zbieraniem informacji o plakietkach ekologicznych, o przepisach dotyczących parkowania, to w hotelu mój mąż zamawiał przez Internet miejsce na parkingu publicznym niedaleko naszego hotelu. I to dopiero na miejscu szukaliśmy atrakcji i następnego hotelu w kolejnym państwie.


Jechaliśmy bez większego planu, całkowicie spontanicznie, po drodze, na jakimś postoju przygranicznym, wymieniając złotówki na euro, szukając miejsca, gdzie można kupić winiety na przejazd autostradami zagranicznymi i dwa dni spędzając w kraju, w którym nie mieliśmy nawet drobnych w walucie kraju, w którym mieszkaliśmy. Przetrwać pomogły nam zapasy z Polski, owinięte w torbę termiczną i gruby koc, a także karta kredytowa, dzięki której mogliśmy płacić za hotel i paliwo oraz zakupy w marketach, które były otwarte, gdy w naszym kraju trwała majówka. I mimo, że ciężko było chodzić starym miastem i nie móc sobie kupić butelki wody, czy lodów na straganie, to przymykałam na to oko, bo najważniejsze dla mnie było to, że byłam tam, mogłam chłonąć atmosferę, mogłam zapomnieć o wszystkich problemach, a oszczędzanie ostatnich łyków wody z małej butelki jaką przywieźliśmy ze sobą z Polski było moim jedynym zmartwieniem.



Do tematu wyjazdu za granicę własnym autem podchodziliśmy kilka razy, ale nigdy nie udało się tego zrealizować. Aż do teraz, gdy los dał nam kilka dodatkowych dni wolnych do wykorzystania. Może to i lepiej, że nie było czas na przygotowania, bo w życiu bywa tak, że gdy jest zbyt dużo czasu, pojawia się też zbyt dużo wątpliwości. A w pewnych kwestiach lepiej działać niż za dużo myśleć. Poza tym taka spontaniczna decyzja pozwoli nam się sprawdzić w sytuacjach stresowych i pod względem organizacyjnym. Może się wtedy okazać, że posiadamy w sobie cechy, o które się nigdy nie podejrzewaliśmy, a które pozwolą nam zmienić całe swoje życie. Wiadomo, że wątpliwości i wahania, które sami sobie narzucamy, są naszym najgorszym wrogiem, dlatego czasem warto z tego zrezygnować i pozwolić sobie puścić się na głębokie wody, nawet jak inni dookoła będą się pukać w głowę.


Dlatego my, oprócz całego tego wariackiego pomysłu, wypróbowaliśmy w tym roku coś dla nas zupełnie nowego. Miał być couchsurfing w ramach oszczędności (raczej nie polecam na spontaniczne wypady w najbardziej oblegany długi weekend i inne znaczące terminy), nie wyszło. Za to wyszło bardzo spontaniczne skorzystanie z serwisu bla bla car. Jako, że mieliśmy „car”, a inni mieli równie spontaniczne co my pomysły na ten weekend, okazało się to strzałem w dziesiątkę. Na post wrzucony na serwis późnym wieczorem, zgłosiła się dwójka chętnych obcokrajowców, która towarzyszyła nam od Wrocławia do Pragi, będącej pierwszym celem naszej podróży. Takim samym sposobem nie zabrakło nam towarzystwa z Pragi do Wiednia oraz w drodze powrotnej z Wiednia do Kalisza, przy drobnych zmianach wśród współpasażerów. Wynikiem tej nowej dla nas metody podróżowania po świecie było 280 zł zwrotu za paliwo (z 750 wydanych), dwóch poznanych Ukraińców, troje Polaków i jeden Czech, jeden mandat i wiele interesujących rozmów, wiele okazji do wymiany doświadczeń oraz jedna inspirująca osobowość, która być może zmotywowała mnie do zrobienia jednej rzeczy, nad którą wciąż się waham, a którą bardzo chcę zrobić. Także rachunek ogólny wyszedł bardzo pozytywnie i zdecydowanie na plus.


Oczywiście wiadomo, że pomimo wszystkich zabezpieczeń serwisu można natknąć się na „autostopowicza”, ale czasem warto zapomnieć o zagrożeniach, jakie niesie świat, aby zacząć żyć. Każda nowa rzecz w naszym życiu przynosi obawy, ale gdybyśmy z nimi nie walczyli, nigdy nie poszlibyśmy do przodu. A my, gdybyśmy nie zdecydowali się na ten sposób podróżowania, nie mielibyśmy tych wszystkich fajnych wspomnień, które dzięki temu zdobyliśmy. 
Nie wspominałabym na przykład z uśmiechem rozmów z młodą, piękną Ukrainką, która opowiadała o swoich pierwszych doświadczeniach w Ameryce, do której udała się na studia z koleżanką. Jej odważne podejście do życia sprawiło, że zaczęłam i ja podejmować w myślach pewne decyzje i mam nadzieję, że starczy mi wewnętrznej odwagi, aby wprowadzić je w życie. To z tą Ukrainką zaczęłyśmy żartobliwie planować wspólną wycieczkę do Barcelony, którą obie bardzo chciałybyśmy zobaczyć. I czuję, że gdybym miała w sobie więcej pewności siebie i zdecydowania, to ta wycieczka mogłaby się przerodzić w fakt.
Następny był Karol, niegdyś introwertyk, obecnie podróżnik ze znajomymi porozrzucanymi po całym świecie. Jazda z Pragi do Wiednia minęła w błyskawicznym tempie, gdy wymienialiśmy życiowe doświadczenia. I może nawet udało mi się namówić go do poprowadzenia własnego kanału podróżniczego na YouTube, do którego go gorąco zachęcałam. Gdy spotkam ciekawą osobowość, ciężko mi się oprzeć aby jej nie popchnąć do działania, gdy tego potrzebuje. Jeśli więc spotkacie na Youtube kanał IntroTV (żartobliwa nazwa wymyślona przez mojego męża), będzie to moje dzieło! Będzie to znaczyło, że przelałam część własnej motywacji na innego człowieka, a to naprawdę niemały sukces. Jednak nie żyłam na marne, jeśli mogłam zmienić życie choć jednej jednostki.


W drodze powrotnej z Wiednia trafiły się dwa wesołe chłopaki z Polski, które poczęstowały nas ciastkami, swoim jedyny pożywieniem na całą drogę i wieloma opowieściami z Bratysławy, gdzie spędzili weekend. Dzięki nim czas minął tak szybko, że nawet nie zauważyłam jak dojechaliśmy na miejsce. I dodatkowo wiem, że nie mam po co jechać do stolicy Słowacji.
Natomiast Oliwier z Czech stał się gwoździem programu. Mogliśmy się z chłopakami poznać bliżej czekając bite pół godziny na Oliwiera, który okazał się słuchaczem na wrocławskiej Wyższej Szkole Oficerskiej, mając nadzieję na stopień pułkownika w przyszłości. Zapewne studia mu w tym bardzo pomogą, ale wrodzone roztrzepanie może sprawić pewne trudności w dojściu do celu. Bo w połowie drogi przypomniało mu się, że nie zabrał kluczyków do samochodu i musiał wracać do Brna, z którego go zabraliśmy.


Na pamiątkę spotkania z Oliwierem dostaliśmy mandat od miejscowej policji w wysokości 100 koron (które nawiasem mówiąc były jedynymi koronami, jakie posiadaliśmy i dostaliśmy je od Oliwiera za przejazd) za zatrzymanie się w niedozwolonym miejscu, gdy podrzucaliśmy chłopaka na pociąg w Ołomuńcu (mówiłam Wam, że policjant chciał od nas 200 koron, ale z litości wziął tę stówkę, którą znaleźliśmy w portfelu? Nie zdążyła się jeszcze zadomowić u nas, a już musieliśmy się z nią pożegnać; jednak prawdę mówiąc wyjeżdżaliśmy już z Czech, więc nie była nam do niczego potrzebna, została więc w kraju, do którego należała ;)). I to również Oliwier rozkręcał towarzystwo zmęczone podróżą, okazując się wspaniałym kompanem do rozmowy. A dzięki niemu nauczyliśmy się, żeby uważać na to co mówimy, gdy mamy obcokrajowca obok siebie. Bo na moje słowa skierowane do pozostałych uczestników podróży: „No to teraz powinniśmy kurtuazyjnie przejść na angielski” i na reakcję drugiego ze współpasażerów: „A nie chce mi się za to spóźnienie”, Oliwier odparł: „Nie ma problemu, ja rozumiem trochę polski” lekko kulejącą polszczyzną. Dobrze, że nie dosiadł się do nas chwilę wcześniej, jak robiliśmy sobie niegroźne żarty na temat jego przedłużającego się spóźnienia :) Jak widzicie, podróżując z bla bla car można się wiele nauczyć.




I gdybyśmy nie zdecydowali się dzielić naszego samochodu z innymi, nie poznalibyśmy dziewczyny z Kalisza, która towarzyszyła nam od Katowic do domu. Na początku cicha i zamknięta, kiedy chłopaki wysiedli we Wrocławiu, od razu stała się duszą towarzystwa, zabawiając nas opowieściami ze swojego życia oraz wspomnieniami związanymi z podróżowaniem po Francji i przygodami z jeżdżeniem na stopa. Nie tylko wszyscy uśmialiśmy się do łez, ale również mieliśmy okazję porównać nasze życia. Bo ja, pracując stacjonarnie od 11 lat, marzę o życiu, jakie miała tamta dziewczyna, natomiast ona, po tych latach luzu, nie mogła się doczekać, aby wreszcie gdzieś osiąść na stałe. A gdy ja powiedziałam jej, jakie jest moje stanowisko w tej sprawie, stwierdziła ze śmiechem, że musi w takim razie jeszcze raz to przemyśleć. To spotkanie potwierdziło moje wcześniejsze wnioski o tym, jak wiele możemy się nauczyć od siebie nawzajem, musimy się tylko otworzyć na innych.

Bo tak jak ja nie wpłynęłam na nią w żaden sposób i byłam tylko przypadkową dziewczyną, spotkaną w przypadkowych okolicznościach, tak rozmowa z nią dla mnie była bardzo znacząca. I mam szczerą nadzieję, że otworzyła moje horyzonty jeszcze bardziej, dodała mi odwagi, aby podążać za własnymi marzeniami i nie bać się tego, co znajduje się za otwartymi drzwiami, prowadzącymi do miejsc, w których jeszcze nigdy nie byłam.


Tych wszystkich wspomnień związanych z podróżą nie oddałabym nikomu i naprawdę cieszę się, że mój mąż podjął decyzję, aby zareklamować się na bla bla car. Mimo, że z natury jestem introwertykiem, lubię te chwile, gdy okazuje się, że przy odpowiednich ludziach potrafię zmienić się w kogoś innego, odważnego i towarzyskiego. Lubię siebie taką i cenię ludzi i sytuacje, które dają mi okazję do owej wewnętrznej zmiany. Poza tym te setki kilometrów, jakie mamy do przejechania, stają się krótkimi chwilami właśnie z pomocą innych ludzi. Naprawdę warto to przeżyć samemu. I nieważne są pieniądze, jakie nam się zwróciły, gdyż są to symboliczne kwoty. Bo teraz wiem, że gdyby ktoś potrzebował pomocy, przewiozłabym go za darmo lub za cenę dobrego towarzystwa i ciekawych opowieści. Tak naprawdę nigdy nie wiem, jak takie spotkania wpłyną na moje życie. A ja, mimo swojej natury kochającej stałość, lubię, gdy moje życie się zmienia, choćby o 5 stopni.


Uważam całą tę spontaniczną podróż za sukces. Poznałam wielu nowych ludzi, poznałam lepiej siebie i swoje potrzeby oraz zobaczyłam piękne miejsca, które nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę. Jeśli będę przejazdem, chętnie zobaczę Pragę ponownie. Natomiast do Wiednia chcę jeszcze wrócić, bo to miasto przekonało mnie do siebie od pierwszego dnia. Również Austria okazała się na tyle piękna, że mam nadzieję, iż jeszcze ją zobaczę, nie tylko przejazdem. W Czechach miałam zbyt bliskie skojarzenia z Polską (którą uwielbiam, nie zrozumcie mnie źle; jednak gdy wyjeżdżam poza granicę swojego kraju, oczekuję cudów ;)), natomiast Austria mogłaby zostać moim domem, gdybym nie była tak bardzo zakochana w Grecji, Hiszpanii i Włoszech, które są moimi top miejscami do życia. No i Finlandia, której nigdy na oczy nie widziałam :) Jednak moje wrażenia z samej wycieczki opiszę w następnym poście oraz „opowiem” o nich troszkę w filmach. Nie mogę się już doczekać, aż zacznę nad nimi pracować.
Zatem do zobaczenia wkrótce!

P.S. Zdjęcia pochodzą z Pragi.

Brak komentarzy: