poniedziałek, 24 lipca 2017

Stephanie Zia/ Keeping mum





Ostatnio przeczytałam dziwną książkę. Tak dziwną, że nawet nie potrafię sobie przypomnieć tytułu, ani autora. Mój mózg uznał prawdopodobnie, że są to informacje niegodne zapamiętania. Nie dziwię mu się, pewnie oboje doszliśmy do tego samego wniosku, mianowicie, że autorka nie miała kompletnie pomysłu na swoją książkę.
Miała ona być bardzo zabawna, według tego, co przeczytałam na odwrocie książki, ale szczerze mówiąc tematyka nie bardzo nadawała się na strojenie sobie żartów. Problemy małżeńskie i zdrada,  opisane w najbardziej humorystyczny sposób, jakoś tak godzą w moralny system człowieka, zabraniając mu się śmiać. A co dopiero, gdy książka nie ma polotu i jest napisana tyle o ile, aby coś stworzyć? Wówczas naprawdę nie ma o czym mówić. Jako dramat- ten pomysł wydawał się sensowny. Ale z drugiej strony pisać książkę bez zakończenia, to chyba też nie ma większego sensu. Bo moim zdaniem zabierając się za pisanie, musimy mieć jakiś przekaz do opowiedzenia. Inaczej jest nudno i bez sensu. Gdy do tego wpleciemy pojawiające się i znikające dzieciaki, które nie wiadomo po co kręcą się wokół wszystkich postaci, robi się prawdziwa gmatwanina wiejąca nudą. Czy trzeba było aż tak często wprowadzać maluchy na scenę, aby podkreślić, że bohaterka ma dzieci i żyje życiem niepracującej matki i wspierającej męża wiernej żony?
Może miało to sens, ale potrzeba prawdziwego kunsztu, aby opisać to życie w taki sposób, aby nie zanudzić czytających osób na śmierć. Choć być może taki był tego cel- aby pokazać, jak nudne życie miała bohaterka i jak bardzo dawało jej to prawo zboczyć z dawno obranego kursu, aby dać upust narastającej przez lata frustracji. Nawet jeśli było to słuszne, to i tak przekazane nieumiejętnie. Marzyłam, aby te wtrącenia o dzieciach skończyły się, a one jak na złość wlekły się niemiłosiernie przez całą opowieść, jakby chciały podkreślić, że dokonałam złego wyboru, decydując się na tę książkę.
Mimo tych wszystkich negatywnych słów na początku, muszę podkreślić, że książka nie była tragiczna. Owszem, często wiało nudą, brak pomysłu uwidocznił się na końcu opowieści, a źle podany morał zmuszał człowieka do zastanawiania się, po co w ogóle ta książka powstała, ale mimo tego wszystkiego temat był dobry i ciekawy, zabrakło tylko pomysłu, co z nim zrobić.
O czym jest książka? W skrócie- o życiu małżeńskim. O tym jak nasze życie zawodowe wpływa na to, jakimi jesteśmy partnerami. O tym, jak życie naszych przyjaciół wpływa na nasze własne. I wreszcie o tym jak poświęcenie dla partnera wpływa na nas samych, a co za tym idzie- na wszystko inne.
Carla, główna bohaterka, matka dwójki dzieci, żona odnoszącego sukcesy kreatora designerskich krzeseł, od lat żyje w swoim ustabilizowanym życiu. Wspiera dzieci w rozwoju, a także stoi murem za mężem, którego podziwia i kocha całym sercem. A jednak na ich idealnym życiu pojawia się rysa, kiedy pewna lokalna gazeta postanawia opisać dom, w którym mieszka Carla z rodziną. Dom, który oboje z mężem wyremontowali z takim gustem, że aż zasłużyli na wyróżnienie w prasie. Kiedy pojawia się na planie reporterka i usilnie próbuje wmówić wszystkim, że za obraz całości odpowiada Tom, mąż Carli, po raz pierwszy widzimy, jak bardzo kobieta zrezygnowała z siebie na rzecz kariery swojego męża. Mimo frustracji, jaką odczuwa, gdy słyszy jak pomijany jest jej wkład w stworzenie domu, usuwa się w cień, rzucając tylko od czasu do czasu uwagi do reporterki i męża, przypominając im o swojej obecności i dokonaniach na polu dekorowania wnętrz.
Również później zauważamy, że Carla pozwala mężowi grać pierwsze skrzypce w sprawach mogących mieć wpływ na życie całej rodziny. Mimo iż jest niezadowolona z tego, jak mąż prowadzi interesy, pozwala mu ostatecznie podejmować ważne decyzje tak, jak tego chce Tom. Pozwala mu także narzucać swoje zdanie w sprawie sprzedaży ukochanego domu w razie gdyby sprawy z interesami nie poszły tak, jak było zaplanowane. Wreszcie pozwala Tomowi na flirtowanie z ekstrawagancką Danielle na jej oczach, nie mówiąc ani słowa tylko dlatego, że Tom zaraz się obrusza i gniewa parę dni, jeśli Carla zwróci mu uwagę na jego złe zachowanie. Do tego dochodzi rozpad związku przyjaciół, którzy po paru latach małżeństwa decydują się na dziwny rodzaj separacji, w którym każde z nich miało mieć osobne życie seksualne, mimo iż dalej mieszkali razem dla dobra dzieci i nadal okazyjnie uprawiali seks ze sobą. Ta ostatnia sprawa tak bardzo absorbuje Carlę, że za wszelką cenę pragnie się ona dowiedzieć, co było przyczyną tak dziwnej decyzji, z której oboje przyjaciół wydaje się być zadowolonych. Carla czuje, że jeśli się tego nie dowie, jej pielęgnowany od lat pogląd na życie małżeńskie legnie w gruzach i co za tym idzie, całe jej życie.
Wreszcie pod wpływem rozmyślań nad sensem bycia w związku oraz nad sensem swojego ułożonego życia, coś w Carli pęka i pod wpływem alkoholu decyduje się na zdradę, szybki skok w bok, którego potem żałuje do końca książki i waha się z decyzją, czy powiedzieć o tym mężowi, czy nie.
Tematyka jest bardzo ciekawa, do tego wyjęta z życia, co jeszcze dodaje pieprzyku historii. Czytelnik przeżywa z bohaterką jej rozterki, zastanawiając się razem z nią co się właściwie przyczyniło do zdrady i czy słuszne jest pozbycie się ciężaru z serca, aby tylko móc znowu oddychać swobodnie. Nic nie jest czarno-białe i to powoduje, że te urywki czyta się bardzo dobrze, dopóki nie zostają przerwane życiem szkolnym dzieci Carli i jej kręgu znajomych i wszystkim, co jest z tym związane.
Rozterki Carli są najciekawszym wątkiem tej książki. Można zaobserwować jak dochodzi do zdrady, jakie czynniki na to wpływają i jak sama zdrada wpływa na nas. Natomiast wszystkie wybory już po zdradzie wydają się złe. A jednak trzeba coś wybrać i to kładzie się cieniem na całe nasze życie. Bo ukrycie zdrady i uciekanie od konsekwencji własnych działań może popchnąć do kolejnych głupich kroków i w efekcie rozpadu związku, natomiast przyznanie się niemal gwarantuje rozpad związku, ale i komfort czystego sumienia, do którego dąży człowiek pchany narzuconymi przez społeczeństwo normami.
Czytelnik nie wie, co ma począć i razem z Carlą prowadzony jest przez autorkę po drodze przez piekło. Z jednej strony wszyscy czujemy, że prawo Carli do odegrania się na mężu jest święte, z drugiej nie możemy słuchać przyjaciółki Carli, która z jednej strony namawia ją na ciągnięcie romansu dla wyzwolenia własnej duszy, a z drugiej wypomina jej lekkomyślność, gdy Carla okazuje choćby cień zazdrości o swojego męża. Z jednej strony zgadzamy się z tą przyjaciółką, że Carla zbyt długo musiała w milczeniu cierpieć z powodu swojego męża i braku własnego życia, z drugiej nasz system moralny buntuje się przeciw kłamstwu. Jednak podjąć decyzję jest coraz trudniej, zwłaszcza gdy widzimy coraz więcej ukrywanych do tej pory przez Carlę skaz na jej małżeństwie. Kobieca natura buntuje się przeciw temu, czego dowiaduje się o Tomie i przez co musiała przechodzić Carla, z drugiej strony czepiamy się ślepo braku dowodów, przekonania o tym czym jest miłość oraz tego, jak powinna zachowywać się kobieta szanująca się i kochająca swojego mężą. Nic nie jest proste, nic nie jest jasne, a im więcej się o tym myśli, tym sprawa wydaje się coraz bardziej zagmatwana. Jedno jest pewne, szybko przekonujemy się, że Carla wcale nie jest zadowolona ze swojego życia, bo widzimy, że czegoś  jej w nim brakuje i że cały ten biznes ze zdradą nigdy by się nie wydarzył, gdyby kobieta nie zrezygnowała ze swoich potrzeb z miłości do człowieka, który wydaje się coraz mniej na tę miłość zasługiwać.
Czytelnik jest trzymany w pewnym napięciu, co jest najsilniejszą stroną tej książki, i ciągle się zastanawia, co z tego wszystkiego wyniknie. I wiecie co dostaje na koniec? Nic. Zero odpowiedzi. Jedynie frustrację i gniew na samego siebie, że oczekiwał odpowiedzi na trudne życiowe tematy z literatury przeznaczonej na poprawienie nam humoru.
Wiem, że naiwne było to z mojej strony oczekiwać odpowiedzi na tak fundamentalne pytania z takiej książki, ale pomyślałam, że skoro już autorka zabrała się za ten trudny temat, to ma dla mnie jakąś odpowiedź, może wziętą z własnego doświadczenia. Że dowiem się czegoś ważnego, co pomoże mi zrozumieć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Tymczasem nie otrzymałam żadnej odpowiedzi prócz zapewnienia, że jak będziesz siedzieć cicho, to wszystko się samo ułoży i że Twój partner nagle zrozumie, jaki skarb ma przy sobie.
No cóż, przyznam że bardzo się zawiodłam. Nie spodziewałam się rozwiązania wszystkich swoich życiowych problemów, jednak spodziewałam się znaleźć chociaż parę odpowiedzi. Tymczasem książka jest jedną wielką pochwałą zdrady i podsumowaniem, które można by nazwać happy endem, bez rozwiązania problemów oraz ich źródeł. A co za tym idzie, nie ma ona zbyt wielkiej wartości w moich oczach. Można przeczytać, ale dla relaksu, jeśli w ogóle można się zrelaksować przy prawdziwych problemach. Może nie jest to książka dla kobiet? Może to taki przewodnik dla mężczyzn o kobietach, aby uświadomić im, że kobiety też zdradzają i że zdrada zupełnie nie wpływa na ludzkie życie? No nie wiem. Naprawdę nie rozumiem tej książki ani całego zamysłu. Pozostaje Wam zdać się na własną opinię. Przeczytajcie i zobaczcie sami. Mi się książka nie podobała. Dla Was może być świetna. Ale mimo to nie spodziewajcie się, że będziecie pękać ze śmiechu lub że na Waszych ustach będzie igrać wesoły uśmiech przez całą lekturę, jak nas zapewnia wydawca. Nie, tego na pewno nie będzie. A na jakie uczucia możecie liczyć podczas lektury? Cóż, zobaczcie sami.

Brak komentarzy: