piątek, 19 sierpnia 2016

Promises, Promises: Be Careful What You Wish For/ Erica James


Nie wierzcie we wszystko, co jest napisane na odwrocie okładek książek. Te wycinki recenzji z gazet często są przesadzone, do tego wklejane są tylko te najbardziej pozytywne. One mogą Was skłonić do zakupu książki, która nie spełni Waszych oczekiwań, ponadto Wasze zdanie będzie się różnić od tego z recenzji. Lepiej opierać się na własnym rozsądku i na streszczeniu, które również znajdziecie na okładce. Jeśli ono Was nie przekona do wyboru, odłóżcie książkę na miejsce, gdyż jest duża szansa, że tytuł nie znajdzie Waszego uznania. Na świecie jest tyle książek do przeczytania, że naprawdę jest w czym wybierać i nie trzeba decydować się na pierwszą lepszą książkę, która wpadnie nam w ręce.
Ja swoje książki kupuję tylko w sklepach z używanymi rzeczami. Szkoda mi wydawać pieniędzy na coś, co zostanie przeze mnie użyte tylko raz. Biblioteki i sieć są skarbnicami dla takich pożeraczy książek jak ja i to mi wystarczy. Nie mam ani środków na kupowanie kolejnych tytułów, ani miejsca na ich składowanie. Jeśli zaś kupuję książkę to tylko dlatego, że jest bardzo ciekawa, zależy mi na jej przeczytaniu, a nigdzie indziej jak na półce w księgarni nie mogę jej odnaleźć. Tak zdarzyło mi się tylko raz i to w dodatku w przypadku książki, która odbierała skrajne recenzje (jedna z części Kronik Ferrinu Katarzyny Michalak).
Innym powodem, dla którego wydaję pieniądze na książki jest nauka angielskiego. I tu przychodzi mi na pomoc sklep z odzieżą używaną. Mogę tam kupić opasłe tomiszcza jak i lekkie, podręczne książki za niewielkie pieniądze. Dlatego nigdy, nawet w przypadku kiepskiego autora, nie żałuję takiego zakupu. Tak było również w przypadku autorki Ericy (Eriki?) James i jej książki „Promises, Promises: Be Careful What You Wish For”. Nie wydałam na nią więcej jak 10 zł I bardzo się cieszę, że była to tak niewielka kwota, bo nie jest to typ literatury, którym bym się zaczytywała.
Wiem, że Erica James jest cenioną brytyjską autorką i powinnam wyżej wycenić jej książkę, jednak po prostu nie potrafię. „Promises, promises” nudziła mnie niemiłosiernie, wielokrotnie odkładałam tę książkę na później, przeczytałam w międzyczasie dwie książki Jaqcueline Wilson i wciąż ciężko mi było wracać do tej obyczajówki.

„Promises, Promises” jest ciepła i zbliżona do życia, ale tak naprawdę była zbyt wyidealizowana jak na kopię rzeczywistości. W tej książce wszystko układa się tak, jak w prawdziwym życiu nigdy by się nie ułożyło. Ciężko więc porównywać ją do realności. Do tego nudni bohaterowie, wszyscy trzej i przeciągająca się historia niezadowolonego z małżeństwa Ethana i skrzywdzonej przez byłego kochanka Elli oraz denerwujące narzekania Maggie, która nie potrafiła postawić do pionu ani dorosłego syna, kopię własnego ojca ani swojego męża, którego uporczywie (i irytująco) nazywała Mr Blobby. Osoby te całe życie chowały głowę w piasek i nagle pod wpływem impulsu zrywają z całym swoim życiem i występują przeciwko tym, wobec których do tej pory nie potrafili podjąć właściwych kroków. I nagle- bach! Dążą do własnego szczęścia nie patrząc na innych i wreszcie odnajdując prawdziwych siebie. Nie, nie przekonuje mnie to. Lubię happy endy, ale ten był usłany zbyt długim wyczekiwaniem, zerową akcją, nudną fabułą i takimi samymi bohaterami.
Szukając informacji o autorce gdzieś wyczytałam, że o książkach James mówi się, że „są jak para wygodnych kapci”. Ale trzeba pamiętać, że kapciom nie poświęca się zbyt wielu myśli. Są, bo są. Służą swojemu celowi, są wygodne i dobrze się kojarzą, ale to wszystko. Tak samo jest z „Promises, Promises”. Ta książka jest, bo jest, ale nie da się jej poświęcić więcej niż jednej myśli. Fajnie, że ją przeczytałam, ale nie mam specjalnych przemyśleń po jej przeczytaniu i właściwie bez żadnych emocji odłożyłam ją na półkę. Na dobrą sprawę ledwo pamiętam bohaterów. Za to pamiętam towarzyszące mi uczucie irytacji, gdy próbowano mi wcisnąć anielski charakter Elli, która do końca broniła się przed uczuciami do Ethana (dość słabo jej to szło, zważając na jej zasady moralne), czy próbę wytłumaczenia postępowania niewiernego męża. Jedynie Maggie była do przełknięcia, kiedy tylko przestała używać tego irytującego przezwiska.
Także przyjaźń między kobietami była ciężka do zniesienia. Zaczęła się nudno, a skończyła mało prawdopodobnie. Przemyślenia Maggie drażniły, a Elli nudziły. Dokładny opis jej pracy doprowadzał mnie do szewskiej pasji, a dokładne podawanie nazw ulubionych utworów bohaterów przypominały mi pierwsze próby pisarskie mojej koleżanki i moje (żadna z nas nie wydała ani jednej książki i świat nic na tym nie stracił). Być może nie potrafię docenić dobrej literatury, w której opisane jest zwykłe życie, ale naprawdę, mimo usilnych starań, nie mogę powiedzieć, abym czuła tę ciepłą atmosferę, która jakoby wpleciona jest w książki James. Jest to książka, o której bardzo szybko zapomnę, a gdy spotkam inny tytuł tej autorki, zastanowię się dwa razy, zanim zdecyduję czy go przeczytać czy nie.
Nie zaiskrzyło między nami i tak już chyba zostanie. Ja potrzebuję od książki większej akcji, czegoś, co by przykuło moją uwagę. Niestety „Promises, Promises” byłaby dla mnie tak samo ciekawa jak opisywanie dzień po dniu moich posiłków. Wydaje mi się, że autorce zabrakło pomysłu na tę książkę i dlatego słaba jest zarówno jako powieść obyczajowa jak i romans. Zawieszenie jej pomiędzy tymi dwiema tematykami niepotrzebnie rozszczepiło historię i tak naprawdę nie było w niej nic wartego przekazania. Jeśli swoją recenzją uraziłam talent pisarski na pocieszenie dodam, że nie jestem profesjonalnym krytykiem i mogę się całkowicie mylić co do jakości książek. Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego moje recenzje są tak naprawdę tylko podpowiedziami, co warto przeczytać, a co można pominąć na swojej liście tytułów do przeczytania. Natomiast to Wy musicie podjąć swoje własne decyzje i żyć z ich konsekwencjami. Dlatego pozostawiam Wam decyzję, czy warto poświęcić czas na tę książkę. Ja jestem na nie. Nic się nie stanie, jeśli po nią sięgniecie, jednak ja nie mogę jej polecić. Jeśli w ten sposób stracicie okazję do poznania wspaniałej książki, miejcie pretensje tylko do siebie za to, że słuchacie się nieprofesjonalnego krytyka. I to takiego, który kupił na własność wyśmiewaną przez innych Kronikę Ferrinu J

Pozdrawiam i do następnej nieprofesjonalnej recenzji.


Brak komentarzy: