niedziela, 22 marca 2015

Uczta dla wron, Cz. 2, Sieć spisków / Gra o tron, T. 6., George R.R. Martin


 

Ach, nareszcie coś się zaczęło dziać! Tak jak w poprzednim tomie, „Cieniach śmierci”, widziałam zastój, tak w „Sieci spisków” George R.R. Martin ruszył z kopyta. Zupełnie, jakby przeczytał moją wcześniejszą recenzję i bał się, że mnie straci jako czytelnika. Ale bez obaw, „Sieć spisków” przywróciła mi wiarę w Martina i jego twórczy potencjał. W „Sieci” dzieje się wszystko, czego brakowało mi w poprzednim tomie sagi. Martin znowu skradł moją jaźń, moje ciało i duszę, dając mi wszystko, czego potrzebowałam i usuwając mi z oczu mało interesujących bohaterów.
Największym plusem „Sieci spisków” jest brak Daenerys Targaryen, a i Arya pojawia się tylko na chwilę, krzyżując swe drogi z Samwellem Tarly. Odkąd Arya wylądowała w Braavos i znalazła schronienie w Domu Czerni i Bieli, zaczęła się dla niej baśń, która tak mocno przypominała otoczkę, w której ukazywane jest życie Dany, ostatniej z rodu Targaryenów. Aż strach było o tym czytać. Nic się nie działo, a to, co przeżywała w Braavos Arya nie miało żadnego wpływu na wydarzenia i losy innych bohaterów. Można by było śmiało przymknąć oko i udawać, że tych rozdziałów wcale nie było. I myślę, że tak byłoby najlepiej dla całej historii. Nie ma sensu odciągać uwagi czytelnika mało znaczącymi powiastkami, bo można go zrazić do książki. Nie jest to nic nowego, że autor traci rozpęd, pisząc kolejne tomy i wchodzi na mieliznę wyobraźni, gdy nie potrafi rozstać się z historią, która przyniosła mu sławę. Tak było chociażby z Pamiętnikami wampirów. Łatwo stracić kontakt z czytelnikiem, a trudno go odzyskać. Martin podjął spore ryzyko, uspokajając swoją historię, przeznaczając cały tom na nic nie wnoszące historyjki i koncentrując się na pionach, zamiast ruszać królowymi na szachownicy Gry o tron. Nie wiem, jaki cel przyświecał temu posunięciu, ale jestem pewna, że znalazło się kilka osób, które zwątpiło w talent Martina i zaczęło się doszukiwać u niego twórczego przemęczenia. Jedną z tych osób byłam ja.
Jednak swoim kolejnym tomem pisarz udowodnił, że jest tak samo płodny, jak wtedy, gdy ślęczał nad pierwszym tomem „Gry o tron”. Z tego, czego dowiedziałam się z Internetu, oba tomy „Uczty dla wron” ukazały się w tym samym roku, co może dać podejrzenie, że pisano je równolegle. Może to było powodem tak dostrzegalnej różnicy pomiędzy nimi? Pierwszy tom autor poświęcił dla dobra następnego? Jeśli tak, było to dość ryzykowne. Przecież wystarczyło napisać tylko jeden z nich, nie siląc się na dwa i w tym jednym dać z siebie wszystko. Dużo trudniej jest zatrzymać czytelnika na dłużej, niż rozpalić jego ciekawość pierwszym tomem.
Jestem dość surowa wobec Martina, ale to wszystko jest jego winą. Po tym, jak nie pozwolił mi na znużenie (pomijając oczywiście rozdziały traktujące o Daenerys) w ponad tysiącstronicowym „Starciu królów”, byłam zdziwiona, że nagle dostałam nudniejszy kawałek do przeczytania. Zaczęłam obawiać się o jego talent i o losy sagi. Lecz teraz widzę, że martwiłam się niepotrzebnie. Dawny Martin powrócił w „Sieci spisków”. Wróciło też upodobanie do wysyłania na tamten świat ważniejszych bohaterów. Z powodu głupoty Aryi nie żyje Ogar. Uratował ją przed pewną śmiercią, a ona zostawiła go krwawiącego na śmierć. Nie poznała w nim udręczonej duszy, która potrzebowała kogoś, kto by ją uleczył. Sansa nigdy już nie będzie miała możliwości stania się tą, która była jedyną osobą, mogącą przynieść ukojenie głęboko zranionemu człowiekowi, jakim był Sandor Clegane. To jego brat Gregor powinien tak umrzeć, nie Sandor. Ale i Gregora spotkała kara na jaką zasłużył, to jedyne moje pocieszenie. Uroniłam łezkę nad losem Sandora i jego smutnym życiem. Żałuję, że jego rana, zadana mu przez brata, nie zdążyła się zagoić, bo chociaż wszyscy znali Ogara jako człowieka brutalnego, on miał w sobie ukryte dobro i to nieznane oblicze ukazał tylko Sansie. Żal mi go i uważam, że to wielka szkoda, iż jego udręczone życie skończyło się tak marnie. Mam nadzieję, że Arya dobrze wykorzysta to życie, które podarował jej Ogar i nie będzie już robić kolejnych głupstw. Chociaż nadzieje są niewielkie. Wątpię, żeby bawienie się w swojego ojca, Neda Starka, było tym, czego Arya potrzebowała w tej chwili. Zabijanie w obronie własnej to jedno, a wymierzanie sprawiedliwości dezerterowi z Nocnej Straży to drugie, zwłaszcza, gdy robi się to z zaskoczenia, jak zwykły rabuś. Kiedyś lubiłam Aryę, a nie mogłam ścierpieć Sansy za to, jaką naiwną gąską była. Teraz moja sympatia przesunęła się zdecydowanie na Sansę Stark. Myślę, że Arya jeszcze wiele się musi w życiu nauczyć, lecz obawiam się, że jej głowa jest zbyt twarda, by jakakolwiek nauka mogła się przebić przez ten zakuty łeb.
Moje serce zawojował ten tom szczególnie z powodu Jaimego Lannistera i Brienne. Można by śmiało pokusić się o stwierdzenie, że ta cześć została im poświęcona. Dostałam więc to, czego tak bardzo pragnęłam. Jaime wreszcie dowiedział się o prawdziwej naturze swej słodkiej siostry Cersei i mam nadzieję, że znajdzie siły, aby się od niej uwolnić. Natomiast bardzo martwię się o Brienne. Jej spotkanie z kobietą Kamienne Serce nie przebiegło tak, jak sobie to wyobrażałam. A jako że Martin nieraz pokazywał, jak łatwo mu rozstać się z głównymi bohaterami, obawiam się, że Dziewica z Tarthu może skończyć tak, jak wszyscy ci, których zdążyłam pokochać i którym napisałam w głowie własną historię, zanim Martin zmiótł światło ich życia jednym machnięciem pióra. Nie wiem jak zniosę jej stratę. Czy i Jaimego pisarz zamierza mi odebrać? A może również Jona Snow i jego wilkora Ducha? Boję się, ze niedługo zostanę sama, otoczona przez szkaradne postacie, których nienawidzę i nie zostanie mi już nic do kochania. Nawet Lorasa Tyrella, porywczego młodzieńca i brata Margaery Tyrell, zdążyłam polubić chwilę przed tym jak padł ofiarą knowań Cersei, królowej o twardym sercu. Rycerz Kwiatów miał szansę zostać tym, kim kiedyś chciał być Jaime. Następcą Miecza Poranka a nawet Smoczego Rycerza. Niestety tak łatwo wpadł w pułapkę Cersei, jakby był muchą, która wpada na lep. Szkoda mi go, bo naprawdę zaczęłam go lubić, mimo jego zbyt wielkiej pewności siebie i lekkiego zadufania w sobie. Ale Jaime był taki sam a nie przeszkodziło mi to w ulokowaniu w nim uczuć. Teraz boję się kierować sympatię na kogokolwiek, bo nie chcę, aby autor sagi odebrał mi tę osobę bez żadnych skrupułów, tak jak to robił do tej pory.
Jak sam pisarz zauważył, „Sieć spisków” skupia się na kilku wybranych bohaterach, pozostawiając w tajemnicy losy innych. Przez cały tom nie dowiadujemy się niczego o Jonie Snow, jego braciach, Tyrionie czy Daenerys. Jest to powieść o spiskach Cersei Lannister, o walce Brienne o wypełnienie przysięgi i o Jaimem Lannisterze, któremu Tyrion otworzył oczy na naturę ich siostry. Dzięki temu zabiegowi, „Sieć spisków” stała się esencją historii o najciekawszych bohaterach. Chyba dlatego tak bardzo mi się spodobała.
Dostałam też piękny prezent od autora. Wreszcie plany Cersei zostały pokrzyżowane i otrzymała od losu niespodziankę, jakiej się na pewno nie spodziewała. Niestety, wiem z pewnych źródeł, że suka z piekła rodem, zwana Cersei Lannister, zostanie z nami aż do końca, przynajmniej do końca „Tańca ze smokami”, czyli ostatnich tomów sagi, które ukazały się w Polsce do tej pory. Nie byłam w stanie dłużej powstrzymywać ciekawości i zapytałam o Cersei koleżankę, która mnie zaraziła miłością do Gry o tron i ona potwierdziła moje podejrzenia. Cersei jest w stanie przeżyć wszystko. Ona jest jak karaluch, który według niektórych jest w stanie przetrwać nawet wybuch bomby atomowej. Jednak wierzę, że mimo wszystko sprawiedliwość w książkach istnieje i przepowiednia starej Maggy Żaby wreszcie dosięgnie Cersei. Jestem tylko ciekawa kto będzie tą księżniczką, która ją obali- Sansa czy Daenerys. Ciekawi mnie też to, czy ktoś poczuł choć odrobinę żalu nad młodą Cersei, która marzyła o małżeństwie z księciem Rhaegarem, jak jej obiecał ojciec, a w zamian dostała Roberta Baratheona? Mnie w ogólne nie wzruszyła jej historia i jestem pewna, że jej podła natura drzemała w niej od początku jej istnienia i po prostu otrzymała to, na co zasłużyła. Niech piekło pochłonie Ceresi Lannister! Byle nie pociągnęła za sobą Jaimego…
George R.R. Martn pozostawił mnie w lekkiej gorączce. Gdybym mogła, rzuciłabym wszystko i chwyciła kolejny tom. Niestety obowiązki tym razem wygrały batalię. Przynajmniej do czasu, aż nie otworzę kolejnej strony i nie zanurzę się w tańcu ze smokami. Muszę się dowiedzieć, co się stało z Brienne i czy Jaime ocali Tommena przed losem, jaki przepowiedziała jej matce Maegi. Obawiam się jednak, że ten tom, którego tak wyczekuję, będzie poświęcony zupełnie innym bohaterom, odsuniętym tymczasowo  w cień. A to oznacza Daenerys i widmo nudy. Ale jestem w stanie to znieść, jeśli tylko dostanę Jaimego i Brienne. To już oficjalne- zakochałam się w Jaimem… A kiedyś go tak bardzo nienawidziłam i pogardzałam nim. Wiele osób niesłusznie zraniło go swoją pogardą i to ona zmieniła go w Królobójcę bez honoru. Nie rozumiem tylko dlaczego Jaime jednej Brienne wyznał, jak było naprawdę. Czy warto było unosić się honorem i przemilczeć swoją rolę w uratowaniu królestwa z powodu jednego spojrzenia Neda Starka? I pozwolić, aby te wydarzenia przyniosły jeszcze więcej pogardy, która tak bardzo go zmieniła? Współczuję Jaimemu. I jednocześnie go kocham i podziwiam. Jakaż to zaprawdę dziwna książka. Taka mieszanina uczuć, taka zmienność. Autor sagi kieruję mną tak łatwo jakbym była marionetką. Jestem ciekawa jakie jeszcze niespodzianki dla mnie szykuje. W którą stronę każe mi zwrócić swoje serce. Czuję, że jeszcze nieraz mnie zaskoczy. Tymczasem zostały mi jeszcze dwa tomy i koniec. Ach, kiedy ukażą się następne? Jak ja wytrzymam bez Gry o tron?
Przy okazji szepnę jeszcze słówko, że stało się coś nieoczekiwanego. Przez tego całego Jaimego mam ochotę obejrzeć serial! Sama nie mogę w to uwierzyć! To mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Czasem po przeczytaniu książki ciągnęło mnie do filmu i odwrotnie, ale żeby serial? Niemożliwe! Ta książka ma w sobie niesamowitą moc. Proszę, proszę, niech „Winds of Winter” ukażą się jeszcze w tym roku! A tymczasem lecę oddać „Sieć spisków” do biblioteki, bo niecierpliwi fani sagi stoją już w kolejce za tym tomem. Jest magia w tej książce, oj jest!

Brak komentarzy: