wtorek, 13 sierpnia 2013

Ciemniejsza strona Greya/ E L James


       Walka o duszę Greya trwa. Po trzech dniach rozłąki, bólu i cierpienia oraz prób poradzenia sobie z nieodwzajemnionymi uczuciami do Christiana Greya, Anastasia otrzymuje od niego kwiaty i propozycję spotkania. Po długich godzinach milczenia i rozłąki, Ana nie potrafi oprzeć się pokusie i postanawia zobaczyć się z Greyem. Ten zaś ma dla niej propozycję nowego układu…

          Tytuł oryginału: Fifty Shades Darker
          Autor: E L James
          Wydawnictwo: Sonia Draga
          Rok I wyd. polskiego: 2013
          Trylogia: Pięćdziesiąt odcieni

          Jak już wspominałam przy pierwszej części Greya, nigdy mnie nie ciągnęło, aby czytać to, co wszyscy. Łatwo można to zauważyć na mojej stronie. Zawsze miałam swój gust czytelniczy i próbowałam wszystkiego, co mnie zaciekawiło, po przeczytaniu opisu z tyłu książki lub tytułu. Nigdy nie kierowałam się modą, zwłaszcza jeśli chodzi o czytanie. Może jestem taką czarną owcą czytelniczą, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Czytałam już książki z różnej tematyki i różnych rzeczy w nich poszukiwałam. I zawsze sama sobie radziłam w wyborach. Ale jeśli ktoś mi przynosi książkę do rąk własnych i nie muszę w zdobycie jej wkładać żadnych wysiłków, to najczęściej godzę się z moim losem.

           Książka ma swoich zagorzałych zwolenników i przeciwników. Jedni wychwalają ją pod niebiosa, inni mieszają z błotem. Moja koleżanka uważa historię za naiwną i twierdzi, że gdyby nie pikantne sceny erotyczne, nigdy nie zyskałaby na takiej popularności. Twierdziła też, że brak jej fabuły. Jej osąd ukształtował się po pobieżnym przejrzeniu książki i nie wgłębieniu się nawet w pierwszy rozdział. Nie wiem, być może historia faktycznie jest naiwna, ciężko mi powiedzieć. To trochę taka współczesna bajka z pogmatwanym księciem i sporą dozą seksu, dla podkreślenia nowoczesności spojrzenia. Jest w niej odwieczna walka dobra ze złem, więc może tak, może jest w tym spojrzeniu spora naiwność, ale ja po prostu nie potrafię oprzeć się miłości. Inna znajoma zauważyła, że zniechęciły ją recenzje, które czytała i nie zamierza książce dać nawet cienia szansy.

            Ja natomiast uważam, że książce, która wzbudza tak skrajne uczucia, warto poświęcić trochę uwagi. Sama byłam sceptyczna, również z powodu krańcowych opinii. Trochę mnie ten cały seks odrzucał, bo nigdy nie szukałam w książkach zaspokojenia własnej ciekawości w tej kwestii. Masowe zainteresowanie książką również miało negatywny wpływ na moje poglądy na temat tego tytułu. Jednak jestem zwolennikiem dawania szansy. Nie odmówiłam też tego Greyowi. I nie zawiodłam się. Mój sceptycyzm, przewijający się przez pierwsze strony pierwszego tomu, szybko znikł i kompletnie się zatraciłam.

            Wiem, może jestem naiwna, może łatwo mnie zafascynować prostymi uczuciami, może nie mam wyrobionego gustu czytelniczego, ale nie będę udawać, że książka mnie nie poruszyła. Poruszyła i to bardzo. Właściwie to zapomniałam o całym bożym świecie. Czytałam ją po nocach i w ciągu dnia. Wciąż sobie mówiłam: „tylko ten rozdział i koniec”, ale kończyło się to zazwyczaj na czczym gadaniu. Uwielbiam książki, które potrafią wykraść mnie światu, więc niestety muszę się z dumą przypisać do jej fanów.

           Pierwsza część była intrygująca, interesująca, fascynująca, wyzwalająca najgłębsze pokłady ciekawości, wzbudzająca we mnie skrajne uczucia co do Greya. Obawiałam się, że pociągnięcie tematu w drugim tomie może stracić otoczkę innowacyjności. Myślałam, że po prostu będę się nudziła, że nie znajdę tam nic nowego, co mogłoby utrzymać moją uwagę. I faktycznie, przez pierwsze strony wydawało mi się, że moje obawy okazały się słuszne. Grey stracił nieco na swojej wyrazistości. Nie był już taki surowy i apodyktyczny i nie zmieniał już tak często swoich twarzy, wywołując zamieszanie w moim postrzeganiu tej książki. Jakoś tak spokorniał i mi to nie bardzo pasowało. Za szybko się to stało. Spodziewałam się, że jego przemiana wewnętrzna będzie trwała nieco dłużej, a tymczasem już na początku drugiej części otrzymaliśmy niemal gotowe tworzywo. Grey postanowił spróbować stworzyć z Aną taki związek, jakiego ona oczekiwała i od początku zmierzał w tym kierunku.

          Przez tę nagłą zmianę, przez pośpiech autorki, aby utemperować Greya, czułam pewnego rodzaju niezadowolenie, tak, jakbym się nieco zawiodła. Dziwne mi było to uczucie, bo przecież sama bardzo chciałam, aby Grey zmienił się i porzucił swoje sadystyczne potrzeby. A kiedy to otrzymałam, nieco się zawiodłam. Dziwne, ale tak właśnie było. Musiałam przyzwyczaić się do tego nowego Greya, który postanowił zawalczyć o związek, a także o swoją duszę i przyszłość.

           Po kilku rozdziałach przetrawiłam tą nagłą przemianę, tłumacząc sobie, że odejście dziewczyny miało na Christiana tak ogromny wpływ, że postanowił się zmienić i mogłam na powrót cieszyć się książką. I dałam się jeszcze bardziej wciągnąć, niż podczas czytania pierwszej części. Nie potrafię też powiedzieć, która z części według mnie była ciekawsza. Szybko też polubiłam nowego Greya. Jego próby przezwyciężenia demonów przeszłości były wzruszające. Tym razem to Grey musi poświęcić swoje przyzwyczajenia, aby utrzymać przy sobie kobietę, która go kocha. Musi przekroczyć swoje granice bezwzględne, aby wygrać związek z Aną i uleczyć zranioną duszę. Ciągły strach, że dziewczyna odejdzie, jest motorem napędzającym jego walkę z samym sobą i swoimi demonami. Anastasia zaś musi zwalczyć w sobie niepewność jego uczuć do siebie i uwierzyć, że to właśnie ona jest kobietą, która może dać mu szczęście. Musi zwalczyć w sobie zwątpienie, u którego podstaw leży myślenie, że gdyby nie rana na duszy Christiana, to on nigdy by się nią nie zainteresował. 
           Przeczytałam książkę w dwa dni, kompletnie zaniedbując swoje obowiązki. I cieszę się z tego, bo naprawdę już dawno nie czytałam książki, która tak bardzo by mnie wciągnęła.

           Z tytułu drugiej części można wnioskować, że Grey będzie jeszcze bardziej mroczny, niż ten z części poprzedniej. Lecz ostatecznie muszę stwierdzić, że chyba chodziło o to, że w drugiej odsłonie wreszcie Grey odkrywa przed nami wszystkie tajemnice swojej trudnej przeszłości, które miały tak ogromny wpływ na jego psychikę. Potem jest już tylko trudna walka o uwolnienie się od tego, co było i o postawienie pierwszego kroku ku przyszłości.

A wszystko to dzięki miłości dziewczyny, która miała być jedną z wielu drobnych brunetek, przewijających się przez „pokój zabaw” Greya, a okazała się być tą jedną, jedyną, potrafiącą dać Christianowi to, czego potrzebował, a czego sobie nigdy nie uświadamiał. Mianowicie bezwarunkową miłość, której zabrakło mu w dzieciństwie, a której brak był powodem gniewu, rozsadzającego go, gdy był nastolatkiem. Kiedy Ana, na końcu pierwszego tomu, wyznała mu swoją miłość, Grey przestraszył się tego uczucia, które dawno w nim wykiełkowało, tylko ukrywało się do tej pory pod osłoną nieświadomości, przez co Ana uciekła, bojąc się, że mężczyzna ten jest niezdolny do miłości. Jego uporządkowane dotychczas życie, pod kontrolą i z dystansem do innych ludzi, która miała chronić go przed cierpieniem, nagle, wraz z odejściem dziewczyny, rozsypało się na kawałki i okazało się, że to, co z takim trudem zbudował, okazało się nic nie warte. Cierpienie po utracie Any było tak wielkie, że wreszcie uświadomiło Greyowi, że kocha tę dziewczynę i nie może bez niej żyć. A żeby móc być z nią, musi przezwyciężyć swój strach przed dotykiem. Walka z przeszłością i swoją potrzebą kontroli wydaje się być teraz jedyną szansą, aby być z Aną, Christian więc dla niej i dla siebie walczy ze sobą ze wszystkich sił, a jego walka wzruszała mnie do głębi. Chyba nigdy nie znudzi mi się Christian, szalejący z rozpaczy, że kobieta, którą kocha, może od niego odejść, zabierając mu tym samym oddech, potrzebny do życia. Ana jest dla jego szarego życia jak powiew świeżego powietrza, który wreszcie pozwala mu tak naprawdę żyć, a nie udawać, że żyje.

          Poznajemy też prawdziwe oblicze Pani Robinson, czyli Eleny, która uwiodła Christiana, kiedy ten był zbuntowanym 15-latkiem. Z jej ostatniej konfrontacji z Aną dowiadujemy się, że zazdrość Anastasii o tę kobietę była słuszna. Z rozmowy zaś Eleny z Christianem i jego oskarżeń o brak miłości z jej strony, nasuwa się pytanie, czy aby przypadkiem Elena, znając wszystkie fakty z jego przeszłości i wiedząc, że jako dziecko nie zaznał uczucia miłości, specjalnie trzymała go z daleka od jakichkolwiek dowodów tego uczucia, aby go uzależnić od siebie i od sposobów rozładowania złych emocji, których go nauczyła, czy też sama nie była zdolna do takich uczuć.

           Po przeczytaniu drugiej części, miałam uczucie spełnienia. Wydawało mi się, że wszystko, co było do wyjaśnienia, już się wyjaśniło, że temat został wyczerpany. Zastanawiam się więc z niepokojem, o czym będzie trzecia część? Czy będzie tak samo uzależniająca, jak dwie poprzednie? Mam spore obawy, zwłaszcza, że końcówka drugiej części jakby nieco odbiegała od zasadniczego tematu i zmieniała się w książkę sensacyjną. Wątek mszczącego się Jacka Hyde'a, byłego dyrektora wydawnictwa, w którym pracowała Anastasia Steel, wydaje mi się wciśnięty na siłę. A jego zdolności, aby wywołać awarię śmigłowca Greya, uważam za przesadzone. No ale zobaczymy. Pozostawiam umysł otwarty i niedługo będę mogła skonfrontować swoje obawy z rzeczywistością.



           Natomiast już niedługo zagłębię się w książce o podobnej tematyce, czyli „Dotyk Crossa” i „Wyznanie Crossa”. Nie znaczy to, że nagle stałam się zwolennikiem erotyków. Przeczytam z ciekawości, no i skoro już koleżanka przyniosła mi dwa tomy, to dlaczego miałabym ich nie przeczytać?:)



Brak komentarzy: