piątek, 1 lipca 2016

Sekretne życie pszczół- Sue Monk Kidd/ The Secret Life of Bees


       A poignant story of searching for parental love and forgiveness. Fighting with anger toward herself and her mother, who left on her when she was four years old, Lily has to learn what is real life about. Living only with her father T. Ray and black servant Rosaleen on a peach farm in the time of the fight for Human Rights for Negro people, Lily is left to herself and her overwhelming feelings, misunderstood by everyone. When Rosaleen has been beaten in a jail, Lily has taken control of Rosaleen’s and her own lives. They follow the trace left by Lily’s mother and went to Tiburon, to three Boatwright sisters and live with them for a few weeks, against all white people’s rules. Living with Negros has taught Lily that she was living in a big lie and as the time passed by, her eyes have been opened to important things in life and the real story of her mother. And the knowledge she has to face was the first step to sort out her feelings. This difficult inner fight was going to change her life irreversibly and it was up only to her which direction she wanted to turn- hate or forgiveness. With August Boatwright’s help one of the direction would close forever for Lily Owens.

 “The Secret Life of Bees” is the best book I’ve read for many years. Very realistic with great ending and tremendously good, deep characters. Fascinating storyline set in a time of the fight for Human Rights for Negro people was moving and powerful. A truly original story. Please, do read it if you appreciate good books.

Kiedyś napisałam, że obecnie nie tworzy się książek, które byłyby klasykami i utrwaliły się na zawsze w naszych umysłach, a następujące po nas pokolenia uznałyby je za tak dobre, jak my to zrobiliśmy wieki temu. Moje najnowsze znalezisko strąciło całą tę teorię w przepaść. A wszystko to za sprawą Sue Monk Kidd i jej „Sekretnego życia pszczół”. Nie mogę uwierzyć, że nie znałam tej książki i nigdy wcześniej nie miałam jej w rękach. Kiedy znalazłam ją na półce z powieściami angielskimi, tytuł zabrzmiał znajomo, ale do dnia dzisiejszego nie jestem pewna, czy gdzieś już się przewinął przez moje życie, choćby w śladowy sposób, czy po prostu tak łatwo wpada w ucho, że nie zastanawiając się wielce, zabieramy książkę z półki, nie czytając nawet streszczenia z okładki, bo słyszymy w głowie cichą, szeptaną wiatrem obietnicę, że odnajdziemy w tej książce wszystko, czego szukamy w powieści.
Jestem tak zadowolona z faktu, że znalazłam ten tytuł, że po prostu zacznę od recenzji i rekomendacji. Muszę przyznać, że od dawna nie czułam się tak dobrze jak z tym dzieckiem Sue Monk Kidd. Aż dziw bierze, że gdyby nie publikacja krótkiego opowiadania, na którym bazuje ta wspaniała książka, owa historia nigdy by nie ewoluowała w powieść, którą możemy czytać dzisiaj. Trudno dać wiarę, że osoba z takim talentem pisarskim potrzebowała dodatkowego impulsu, żeby uwierzyć w siebie. Już dawno nie spotkałam się z książką napisaną tak spójnym językiem, tak doskonałą i tak wciągającą.  Świat Lily Owens jest jak narkotyk, a zażywając go nie mamy wyrzutów sumienia, gdy chcemy coraz więcej i więcej. Nie znalazłam w tej powieści nic, czego autorka mogłaby się wstydzić. Żadnej skazy na idealnej tafli wyobraźni. Co więcej, jestem pod wrażeniem, jak spójna jest nie tylko opowieść, ale i charaktery bohaterów oraz wpięcie historii pragnącej miłości matczynej dziewczynki w burzliwą historię Ameryki za czasów rasizmu i walki o prawa człowieka dla czarnoskórych. Czytając „Sekretne życie pszczół” to było zupełnie tak, jakbym się znowu przeniosła w czasy mojej ukochanej książki „Przeminęło z wiatrem”. I właśnie to cenię sobie najbardziej w tej książce. Te niesamowitą spójność i idealnie przedstawione historyczne tło, które podniosło historię Lily na wyżyny drabiny literackiej.
Poleciłabym tę książkę każdemu za swój idealny początek i takie samo zakończenie. W literaturze współczesnej idealnie wkomponowane zakończenia są na wymarciu. Zawsze mam uczucie, że na końcu czegoś brakowało, że autorzy skupiając się na opowieści, zapominają jak ważne jest zakończenie dla odbioru książki. Jedno potknięcie na końcu może zrujnować wszystko, nad czym autor tak zawzięcie pracował. Złe zakończenie może zburzyć najwymyślniejszy koncept. Sue poradziła sobie z tym wyzwaniem doskonale, ponieważ jest jedną z nielicznych osób, które urodziły się z talentem i nie musiały na niego pracować. Historia Lily Owens opisana została z tak doskonałym wyczuciem, że pomimo dramatu, jaki dziewczynka przeżyła w przeszłości, udało się autorce idealnie opisać drogę do ukojenia i nie zaburzyć równowagi powieści. Jest to opowieść pełna ciepła i nadziei, pomimo całej brutalności otaczającego Lily świata.
I mimo iż przez chwilę obawiałam się o to, że autorka pójdzie wyświechtaną drogą niespodzianek i odkrywania tajemnic, którą poszłoby 90 % autorów, aby zaspokoić ludzką potrzebę prostych podniet, Sue poprowadziła nas całkiem inną droga, niż dyktowałby to rozsądek autora, który chce zarobić na swojej książce. Ale rozsądek i talent to dwie zupełnie inne rzeczy i zwłaszcza na samym końcu czujemy, czy opowieść podyktowana została podszeptami talentu, czy rozsądku. Bo rozsądek może nas czasem zwieść na manowce, podczas gdy talent nigdy nas nie zawiedzie.
Wiecie, te wszystkie książki angielskojęzyczne, które opisywałam ostatnio, mimo że zabawne i interesujące, nie dorastają do pięt „Sekretnemu życiu pszczół”. Tu nie ma czego porównywać. Są to książki z zupełnie innej półki. Książka Sue Monk Kidd przejdzie do historii i kto wie, może nawet za jakiś czas zostanie lekturą szkolną. Bo nie tylko uczy nieco o historii, ale i o radzeniu sobie z życiem. I mimo tych górnolotnych stwierdzeń, jest diabelnie wciągająca i interesująca.
Właściwie już od pierwszego zdania wiecie, że nie jest to zwykła książka na poprawienie humoru czy wypełnienie samotnych wieczorów.  To się czuje, że książka jest podyktowana talentem i że nie będzie zwykłym czytadłem do poduszki. A jednocześnie już po przeczytaniu pierwszego rozdziału wiecie, że nie będziecie potrafili żyć bez tej książki. To uczucie jest tak niesamowite i tak rzadkie dzisiaj, że gdy wreszcie pojawia się książka tak dobra, należy ją przekazywać z rąk do rąk, aby jak najwięcej ludzi miało przyjemność ją przeczytać.
Dawno już nie czułam takiego przekonania, gdy rekomenduję książkę i takiego podniecenia, gdy o niej piszę. To jest naprawdę znak, że wreszcie po tylu latach natrafiłam na książkę o wielkiej wartości. Doszło nawet do tego, że przez moją głowę przelatują jak szalone ćmy obawy, podpowiadające mi, że nie powinnam sięgać po inne książki Sue Monk Kidd, że się zawiodę straszliwie i znowu poczuję, że nie ma sensu czytać książek, bo nie znajdę już żadnej, która przyniesie mi dreszcz emocji i ukojenie mojej potrzeby zapomnienia się w czyjejś wyobraźni.
 Naprawdę się boję wyjść z tej bańki ekscytacji i nie wiem co mam zrobić. W tym momencie nawet nie chcę brać do ręki książek innych autorów, bo czuję, że na razie nie zniosę uczucia rozczarowania i nie będę mogła naprawdę zamknąć się szczelnie w powieści, otoczyć się bohaterami książek jak tarczą przed złym światem. Bo właśnie taką ulgę przyniosło mi „Sekretne życie pszczół”. Czytając je nie musiałam myśleć o niczym, mogąc żyć we własnym świecie wyobrażeń, które przynoszą tylko najlepsze książki. Znacie to uczucie? Czy Wasz umysł również wizualizuje bohaterów, przenosząc Was do świata, o którym czytacie? To właśnie siła wyobraźni, płynąca z dobrej historii, sprawia, że nie chcę potem oglądać filmowych ekranizacji moich ukochanych książek. Bo ja po prostu tych ekranizacji nie potrzebuję, gdyż mam je w głowie. Czytając świetną książkę, nie tylko czytam, ale jestem w świecie, o którym czytam, widzę bohaterów, kręcę mimowolnie własny film. Jak mogę po tym obejrzeć ekranizacje nakręconą przez kogo innego? To tak, jakby w Waszym ulubionym serialu powstawiano innych aktorów i chciano opowiedzieć dobrze Wam znaną historię w nowy sposób, który, czujecie to wyraźnie, będzie dużo gorszy od tego, co stworzyła Wasza własna wyobraźnia. Bo Wy żyliście, naprawdę żyliście tą historią przez parę dni, jakby wszystko było prawdziwe, a ciężko jest pobić coś, z czym jesteśmy złączeni tak silnie.
Nie wiem co mam robić, więc na razie zostawiam wydarzenia samym sobie. Nie jestem jeszcze gotowa na nowa książkę i na zburzenie świata Lily Owens i mojego. Naprawdę nie mogę wyjść z podziwu, że w dzisiejszych czasach można jeszcze opowiedzieć historię rasizmu widzianą oczami czarnoskórych tak perfekcyjnie i tak żywo. Nie jest to wprawdzie „Chata Wuja Toma”, ale nie zapominajmy, że rasizm jest w tej powieści tylko tłem do historii przebaczenia. Mimo iż częściowo poboczny wątek, został opisany mistrzowsko. Walka Rosaleen i innych czarnoskórych o godność przeplatała się subtelnie z walką Lily o własne jestestwo, pozbawione miłości matczynej. Umysł Lily wypełniony żalem za to, co zrobiła i niemożność znalezienia ukojenia, a także gniew rozsadzający jej małe serce, zmuszone tak szybko dorosnąć- to wszystko opisano tak doskonale, że jest aż żywe.
Znacie to uczucie ściśnięcia serca kiedy się zakochacie? Jest to uczucie słodkie, które chcemy przeżywać raz po raz, mimo iż przez nie nie możemy się skupić na niczym, nie możemy jeść, ani wykonywać swoich codziennych obowiązków. Takie uczucie towarzyszy mi wtedy, gdy się wzruszam, czytając książkę. Niestety obecnie jest to prawie niemożliwe, aby znaleźć książkę, która sprawiłaby, żeby żołądek mi się ścisnął, a oczy napłynęły łzami. Gdy czytałam pierwsze rozdziały powieści Sue Monk Kidd, taka sytuacja zdarzyła mi się aż trzy razy! Niesamowite jest to uczucie, niemożliwe do skopiowania i opisania, to po prostu trzeba przeżyć. Łatwo się zakochać, ale dużo trudniej znaleźć w życiu coś, prócz miłości, co sprowadziłoby na nas to słodkie uczucie. A jeszcze rzadziej jest odnaleźć to uczucie w książce. „Sekretne życie pszczół” przeprowadzi Was przez cały szereg uczuć, a to, o którym pisałam, to rzadkie uczucie znalezione między słowami, zaskoczy Was swoją intensywnością. Takie książki należy wynosić na piedestał, bo zasłużyły sobie na własny zakątek w naszych sercach.
Nic nie sprzedaje się tak dobrze jak dramat. Można sobie łamać głowę najzabawniejszymi dialogami i najlepiej wymyśloną intrygą, a i tak dramat opisany przez innych pobije nas na łopatki. To dlatego Oskary dostają często opowieści dramatyczne, a Pulitzer w kategorii literatury ląduje na półce autorów takowych książek. Każdy z nas zna dramat czarnoskórych, walczących o swoje prawa i godność, przypłacających tę walkę życiem. Gdy do tego dorzuci się dramat młodej dziewczyny, dorastającej z wiedzą, że zabiła osobę, którą kochała najbardziej na świecie i której potrzebowała bardziej, niż czegokolwiek innego, szukającej zrozumienia i krztyny miłości u surowego ojca, mamy przepis na bestseller i klasyk.
Oczywiście bez talentu nawet z tak dobrego pomysłu można stworzyć literackiego potwora, jednak gdy do pracy zabierze się ktoś, kto naprawdę zna się na rzeczy, sukces jest przesądzony. I nie  chodzi mi tylko o sprzedaż, bo jako czytelnika, sprzedaż mnie zupełnie nie interesuje. Dla mnie ważniejszy jest odbiór książki, a o tym chyba w dzisiejszych czasach się zbyt często zapomina, lub zrzuca się na drugi plan. Według mnie to, jak czytelnicy zareagują na książkę, jest najważniejsze i ma  również ogromny wpływ na sprzedaż. Te dwie rzeczy są ze sobą ściśle połączone, ale pisząc książkę, trzeba zacząć myśleć najpierw o czytelnikach, dopiero potem o przyszłej sprzedaży. Tylko to w mojej opinii zagwarantuje sprzedaż nie tylko tej jednej, konkretnej powieści, ale również następnych, gdyż czytelnicy będą ciągnąć do autora, który ich zaskoczył, jak ćmy do światła. Nie mówiąc już o stałym miejscu w sercu czytelników, co będzie gwarancją sprzedaży znanego już tytułu przez kolejne lata. Nic nie jest ważniejsze oprócz zainteresowania odbiorców i ich szacunku. Nie warto pisać książek, które piszą wszyscy, ulegając zmieniającym się jak w kalejdoskopie modom. Piszmy to, co czujemy w wewnątrz naszego serca, bo być może właśnie słyszymy podszepty talentu i to, czy obierzemy tę drogę czy sprzedamy się za pieniądze, zależy tylko od nas.
Dawno już mi się nie zdarzyło, żebym czytała książkę, której bohaterowie są tacy dojrzali, a ich charaktery głębokie, spójne i interesujące. Nie przewija się w tej powieści żaden niepotrzebny element, czy postać, która nie wnosiłaby nic do historii. Muszę to powtórzyć- jest to zbrodnia doskonała. To znaczy- książka doskonała! :)
A o czym ona właściwie jest? O cierpieniu, poszukiwaniu odpowiedzi i odkupienia, próbie odnalezienia miłości w świecie nienawiści i spokoju duszy, targanej gniewem żalem. O dziewczynie, która żyje w świecie niezrozumienia i złości, szukająca własnej drogi, aby poradzić sobie z uczuciami, odbierającymi jej oddech. Żyjącej żalem za to, co nieświadomie uczyniła i ogromnym poczuciem winy, o którym nie ma z kim porozmawiać. A przede wszystkim gniewem na matkę za to, że ją opuściła i zostawiła całkiem samą na okrutnym świecie. Dopiero ucieczka z domu i podróż śladami matki do Tiburonu otwiera przed Lily szansę pogodzenia się z życiem i dostrzeżenia tego, na co do tej pory była ślepa. Na miłość, którą ją otaczała ze strony ludzi, którymi jej rasa pogardzała. Jest to piękna i zarazem wzruszająca opowieść o walce z niechcianymi uczuciami, jednocześnie wciągająca bardziej niż kryminał, mimo iż opowiada o poszukiwaniu spokoju w religii. Nigdy bym nie przypuszczała, że książka, w której jest choć odrobina religii, znajdzie u mnie takie poważanie. Jednak opowieść ta jest tak idealnie prowadzona, że nie sądzę, aby znalazła się choć jedna osoba, która byłaby znudzona Lily, Rosaleen czy siostrami Boatwright. Książka uraczy nas uczuciami skrajnymi, jak radość, smutek, żal i gniew. Będą łzy i śmiech. A co najważniejsze, znajdziemy tu kawał dobrze napisanej książki, z dojrzałymi tekstami, których jakość oceniam na najwyższym poziomie. Książka ta nie ma żadnych zgrzytów, dlatego przekażę ją od razu swojej koleżance, zapalonej czytelniczce, bo choć mamy różny gust, mogę się na ślepo założyć, że ta książka bardzo się jej spodoba. A również każdemu z Was, jeśli tylko potraficie docenić dobrą literaturę i możliwość całkowitej ucieczki z szarej rzeczywistości do świata czyjejś wyobraźni.
Jako postscriptum dodam, że jeżeli tylko ktoś ma możliwość przeczytania „The Secret Life of Bees” w oryginale, niech to zrobi. Dzięki temu żadne zdanie mu nie umknie, a tłumaczenia nie zatrze głębi historii spisanej przez Sue Monk Kidd.

Brak komentarzy: