wtorek, 18 grudnia 2012

Harlequin

 
      Któż by nie kojarzył tejże serii i tych niewielkich, niemal kieszonkowych wydań? Jasnoniebieskie, fioletowe, białe, niektóre grubsze, inne cieńsze a wszystkie opowiadały o tym samym- miłości. Która z nas w wieku młodzieńczym ich nie czytała? Która z nas nie wzruszała się historiami bohaterek, które w najdziwniejszych okolicznościach swojego życia były zaskakiwane przez miłość?
    Za moich czasów, czyli jakieś 10 lat temu, Harlequiny przeżywały w Polsce czasy świetności. Były popularniejsze niż niejeden bestseller dzisiaj, ponieważ czytali go wszyscy. A raczej każdy rodzaj pań. Od młodziutkich podlotków, poprzez kobiety w kwiecie wieku, z mężami i rodzinami przy boku, na starszych paniach kończąc. Były łatwo dostępne, ponieważ wystarczyło przejść się do kiosku na osiedlu, by nabyć jedną z tych pociesznych książeczek, a nawet w chwili szaleństwa okupić się kilkoma egzemplarzami, jako że ceny ich były niezwykle niskie. Historie, które zawierały, były tak nieskomplikowane jak skład tego taniego, lecz trwałego wydania. Były tak popularne, że łatwo je było znaleźć nawet w bibliotekach osiedlowych, które dbały o zaspokojenie upodobań czytelniczych odwiedzających je ludzi. Kupione lub otrzymane w darze, były pierwszymi książkami, jakie witały mnie po przekroczeniu drzwi mojej biblioteki, a że nie były cenne, stały one praktycznie w korytarzu, nie mogąc się bronić surowym spojrzeniem bibliotekarki przed ewentualną kradzieżą. Można je było przeglądać w spokoju, brać nawet po 10 egzemplarzy, podczas gdy inne książki w bibliotece miały znacznie mniejszy limit wypożyczeń na jednego czytelnika. Nie posiadały kart bibliotecznych, a przy wypożyczaniu nikt nie zapisywał tytułu, podawało się tylko ilość trzymanych w ręku egzemplarzy, tak że można było odnieść nawet swoje własne, trzymane w domu Harlequiny, a te "ukradzione" z biblioteki bez problemu można było zatrzymać na pamiątkę, ponieważ nie były opatrzone pieczęciami. Wystarczyło odnieść właściwą liczbę egzemplarzy, aby mieć spokój sumienia. Tak kwitła wymiana tytułów, a proceder ten był łaskawie przez bibliotekarki pochwalany, jako że rotacja Harlequinów sprzyjała częstym odwiedzinom czytelniczek, z nadzieją myślących o zatopieniu się w całkiem nowych historiach miłosnych.
    

     A o to było naprawdę trudno, ponieważ w Harlequinach tak naprawdę zmieniały sie tylko imiona bohaterów oraz otoczenie. Nawet okładki wydawały się takie same. Przedstawiały piękna kobietę i przystojnego mężczyznę, zawsze odpowiednio umięśnionego i obdarzonego bujnym włosem, trwających w objęciach, z wyrazem zakochania lub nawet pasji malującej sie na ich pięknych twarzach. Natomiast sama historia bazowała na tym samym schemacie, który powodował, że wciąż czytało się tę samą historię w różnych wariantach. Sam schemat natomiast nie był zbyt skomplikowany. Dwoje ludzi spotykało się przypadkiem, najczęściej nie robili na sobie dobrego wrażenia (im gorsze wrażenie, tym więcej namiętności i iskier między nimi, które wreszcie doprowadzają do dzikiego, pełnego pasji seksu), często pojawia się nienawiść, może jakiś sekret ukrywany głęboko przed tą druga osobą, który w późniejszych rozdziałach przyczynia się do rodzielenia pary kochanków, a na końcu para wszystko sobie wyjaśnia i pada sobie ze łzami w oczach w ramiona, a potem oboje biegną do ołtarza. Czasem ów najbardziej sekretny ze wszystkich sekretów zastępuje małe nieporozumienie, urastające do rangi ogromnego przewinienia, który znowu- każe rozdzielić kochającą się parę, aby wreszcie poprowadzić ku ślubnemu kobiercowi. Oczywiście kochankowie szybko przekonują się, że to, co na początku ich od siebie odpychało, zaczyna ich do siebie ciągnąć jak magnes, że napięcie seksualne to tak naprawdę miłość, ale ukrywają ją głęboko, aby nie zrazić i przestraszyć drugiej osoby (najczęściej to kobieta boi się powiedzieć mężczyźnie, że go kocha, w obawie przed jego utratą- a tak naprawdę, gdyby się wcześniej zdradziła ze swoimi uczuciami, uniknęła by późniejszych kłopotów i nieporozumień, bo mężczyzna jej drogi już od dawna czuje do niej to samo) i kiedy już wyjaśnia się nieporozumienie, które wyrasta między nimi jak drzewo na drodze kierowcy, nagle okazuje się jak bardzo się kochają.


     Żeby trochę zmienić historię, czasem autor sprawia, że bohaterowie znali się wcześniej, są po rozwodzie lub spotykali się jakiś czas temu, najlepiej przez bardzo krótki czas, by nie zdążyć się tak naprawdę poznać, może tezżpojawić się dziecko, ukrywane przez lata w sekrecie przez kobietęz różnych powodów, lecz schemat nie ulega zmianie. OSobniki płci przeciwnej poznają się poniwnie, zakochują się w sobie, coś ich rozdziela (jeśli jest skrywane dziecko, z pewnością będzie to owo dziecko), potem odnajdują się w szale nieporozumień i ponownie łączą w parę lub w małżeński związek, tym razem jakimś cudem szczęśliwy.
    Historie powtarzane z uporem maniaka pokochały tysiące polskich kobiet i z radością zaczytywały się miłosnymi powieściami, z których żadna nie przekraczała 160 stron, chhyba że zamiarem autorki było stworzenie dzieła jeszcze większego, jeszcze bardziej genialnego niż zwykły Harlequin, jednak bazując na tym samym schemacie w rezultacie tworząć zwykłego Harlequina z większą liczbą stron i częstszymi konfliktami rodzącymi się między kochankami. Być może tak liczny odbiór tych króciutkich powieści w Polsce był odzwierciedleniem potrzeb kobiet w tamtych czasach? Może się to zdawać dziwne, ale jeszcze 15 lat temu kobiety nie były tak samoświadome, nastawione na własną karierę jak obecnie. Wówczas panował jeszcze typowy model rodziny oparty na pracującym ojcu i matce, wychowującej dzieci i dbającej o dom. Wszystkie dni tych kobiet były takie same i nawet mając kochających mężów, rzadko czuły porywy serca, jako że mężowie nie mieli czasu dla swych małżonek, bo odpoczywali po pracy lub dorabiali, by utrzymać rodzinę. I nagle pojawiły się Harlequiny- książki, które między kartami ukrywały gorące romanse i namiętności, za którymi kobiety w Polsce tęskniły potajemnie. Wychowane na dawnym modelu, kiedy namiętność była dozwolona jedynie w młodym wieku, kiedy poczukiwało się męża, nagle dostały to czego pragnęły- dzikie porywy serca. I choć tylko na papierze, dawały choć złudne wrażenie, że ich życie wykracza poza prowadzenie domu.
     Być może mylę się z moimi interpretacjami, ale wyjaśniam sobie w ten sposób fenomen tych jakże prostych w odbiorze książeczek i to, że obecnie niemal całkowicie zniknęły z kiosków. Jeśli się dobrze poszuka, to znajdzie się nowe historie miłosne, jednak ich czytelnictwo prawie umarło. Ja sama mogłabym się powstydzić tego, że jako młoda dziewoja zaczytywałam się romansidłami, jednak nie mam zwyczaju wstydzić się tego, że czytam książki, nawet jeśli są to romanse. A moja teoria na temat gospodyń domowych i pracujących kobiet z przeszłości wyjaśnia znikncięcie Harlequinów. Otóż kobiety coraz częściej wiedzą czego chcą i prawdziwego romansu nie muszą już szukać w książkach, wystarczy wyjść na ulicę. Nie muszą się już wstydzić swoich potrzeb seksualnych. W tych czasach nie są już tak potępiane za seks pozamałżeński jak jeszcze 15-10 lat temu.
     A co też mi przyszło do głowy, żeby wspominać o Harlequinach? Otóż koleżanka, wiedząc o moim zamiłowaniu do książek wszelkiej maści zaproponowała mi, że przywiezie mi zalegające u jej mamy Harlequiny. Zgodziłam się bez wahania, bo wciąż mam sentyment do tych książek a i lubię sobie poczytać o nieprawdopodbnych romansach rodem z Harlequina, mimo że jestem świadoma swoich potrzeb a i mąż ma dla mnie czas i spędzamy wiele godzin razem. Nie pogardzę jednak nigdy możliwością przeniesienia się w niemożliwy, wymyślony świat, także przyjęłam propozycję z radością. Książki, mimo że kupione dobrych kilkanaście lat temu zachowały się w przyzwoitym stanie, bo Harlequin to bardzo trwała książka i dobrze wydana, choć można ją było kupić za małe pieniądze. Nie wiem kiedy będę mieć czas aby zanurzyć się w dziki romans z książki, ale na pewno kiedyś wygospodaruję czas na tę wciąż dającą mi przyjemność aktywność umysłową.

      A teraz lekkie odstępstwo od tematu. Oto moje pudło na książki:




     Mój ukochany mąż, nieczytający osobnik, projektując umeblowanie mieszkania, ktore w przyszłości miało być nasze, zapomniał o mojej wielkiej miłości do książek i nie zrobił mi na nie żadnej półki. Nie mam mu tego za złe, bo zanim natrafiłam na ciucholand sprzedający książki angielskie, nie miałam w domu więcej niż trzy książki, a wszystkie one pochodziły z darów. Jednak od momentu jak zawędrowałam jakieś półtora roku temu do wspomnianego second-handu, moja kolekcja książek powiększyła się znacznie i powstał problem, gdzie je umieścić. I tak oto w Tesco zobaczyłam to oto śliczne pudło. Było idealne: klasyczna biel i czerń pasująca do każdego wnętrza, było zrobione z materiału, a nie jakiegoś tam kartonu. Odznaczało się więc większą trwałością. Od razu wiedziałam, że to jest właśnie to, czego szukałam. Było na tyle eleganckie, że nie musiałam go chować po kątach przed wzrokiem ludzkim. Zamierzałam się wręcz nim chwalić i postawić gdzieś na widoku, jako że i tak w szafach nie było już miejsca na tak wielki karton. Wprawdzie kilka książek się nie zmieściło, ale już planuję kupno podobnego kartonu.



Moje piękne pudło i leżące w nim elegancko książki. Na samym wierzchu najnowsza zdobycz :) Naprawdę nie wiem kiedy znajdę czas na przeczytanie ich wszystkich, a z każdej wizyty w ciucholandzie przynoszę kolejne, którym nie potrafiłam się oprzeć :)

5 komentarzy:

Unknown pisze...

pudełko przydałoby mi się :) !

Gone_With_The_Books pisze...

To pudło jest fantastiko :) Można je bez problemu rozłożyć na płasko jak już go nie potrzebujemy i schować do szafy. Niestety nie ma rączek więc trzeba przesuwać albo podnosić trzymając od dołu. Ale co to tam, taka mała niedogodność w porównaniu do plusów posiadania takiego pudła :)

Kamila pisze...

bardzo fajne rozwiązanie :) u mnie z racji tego, że mam mały pokój też jest wiele takich dużych ozdobnych pudeł - nie dość, że dodają uroku to jeszcze są praktyczne ;-)
pozdrawiam!

Kathryn xx pisze...

majestic is my favourite youtube channel :)

Gone_With_The_Books pisze...

I know why it's your favourite :) They have fantastic music! I can't stop listening this channel :D