wtorek, 25 czerwca 2019

Drezno update



            Odwiedziłam Drezno ponownie miesiąc później, zaczynając zwiedzanie od Ogrodu i Pałacu Japońskiego, stamtąd swoje kroki skierowałam na część leżącą po północnej stronie rzeki, za ogrodem i kręciłam się w okolicy stacji
Dresden-Neustadt, właściwie bez specjalnego celu. Miałam zaledwie trzy godziny i jedynie własne nogi do przemieszczania się, zatem nigdzie się nie spieszyłam i wędrowałam bez pośpiechu, skupiając się na obserwacjach ludzi i architektury, tak jak jest to w moim zwyczaju. I w mojej głowie powstał zupełnie inny obraz Drezna, znacznie przyjemniejszy niż ten, który powstawał na podstawie obserwacji jego turystycznej części po drugiej stronie Łaby. Tym razem postanowiłam kierować się na Alaunstrasse, bo mapy gogle podpowiadały, że jest tam co nieco do zobaczenia. I właśnie tamten kwadrat pomiędzy Palaisgarten i Alaunpark pokazał mi inną stronę Drezna, której istnienia nawet nie podejrzewałam. Taką bardziej ludzką, normalną, nie wyreżyserowaną stronę. I właśnie tam, przy okazji tej niespodziewanej i nieplanowanej wycieczki, podczas tych trzech godzin w Dreźnie, potwierdził się mój punkt widzenia niemieckiej kultury.
Okazało się, że nieważne gdzie się udamy, gdy jesteśmy w Niemczech, wszędzie spotkamy te same czynniki. To samo lekkie podejście do posiadania i
używania rzeczy służących do wspólnego użytku (śmieci, graffiti, porzucone rowery), ta sama pustka w głowie i brak większych wartości, zamknięcie na innych i skupianie się wyłącznie na sobie, nieprzychylność i widoczna twardość charakteru. Do tego widać, że jest to społeczeństwo rowerowe, papierosowe i alkoholowe. Z dziwnym kalejdoskopem myśli w głowie, który każe ubierać im się jak największe fashion-victim. I nie jest to miks ciuchów, które mają służyć czemukolwiek (użytkowość ubioru zawsze była u mnie doceniana, jednak w Niemczech najwidoczniej patrzy się na to zupełnie inaczej), może jedynie wyrażeniu siebie, choć doprawdy nie potrafię odczytać tego, co te stroje mają na celu przekazać.
Z kolei druga połowa społeczeństwa ubiera się tak prosto, jak nasze babki żyjące w trudnych warunkach, gdzie nikomu nie śniło się wyrażanie siebie, bo
zwyczajnie nie było na to czasu. Po prostu nie potrafię zrozumieć tej kultury, a zwłaszcza tego, że ich uśmiechy nie wyrażają radości, tylko dezaprobatę. Zupełnie jakby mimika twarzy służyła im tak samo jak stroje, w sposób tylko przez nich rozumiany. Może dlatego uśmiech Niemca mówi coś zupełnie innego niż uśmiech Polaka. Takie są moje spostrzeżenia po wnikliwych obserwacjach podczas dwóch samotnych spacerów ulicami niemieckich miast w dwóch różnych regionach. Jest więc duża szansa, że trafiłam w sedno. Jeśli w dwóch kompletnie różnych miastach trafiam na te same ciekawostki, to chyba jednak można sklasyfikować Niemców szybko i trafnie, bo wszędzie jest podobnie.
Podobna jest też wszędzie uliczna architektura. Gdy pominiemy te
wszystkie bogate i zdobne zabytkowe budynki i pałace, które swoją drogą są jakby wycięte z jednego szablonu, potwierdzającego niemieckie wysokie mniemanie o sobie i próbę pokazania światu swojej siły poprzez to, co potrafią zbudować (– choć odnoszę wrażenie, że styl niemiecki ukształtował się pod wpływem innych kultur, które mieszały się ze sobą równie skutecznie, jak dzisiaj się to odbywa, tylko że wtedy uczestniczyły w tym wyższe klasy społeczne, królowie i książęta- wyprowadźcie mnie z błędu jeśli wiecie o historii Niemiec więcej niż ja), wówczas będziemy mogli skupić się na zwykłych kamienicach, przepięknych domach z kamienia na dwa piętra, stojące równiusieńko po dwóch stronach wąskich i spokojnych ulic, obstawionych z obu stron przez samochody, z rzędem okiem na każdym piętrze, szerokich klatkach schodowych i zdobnych fasadach.
Zobaczycie, że te kamienice mają swój swoisty urok i ciężko od nich oderwać wzrok, mimo że są tak strasznie pobazgrolone i poniszczone przez ich
mieszkańców, znudzonych swoim życiem bez drugiego dna. Stwierdzicie też szybko, że właśnie takie rzędy kamienic spotkacie właściwie na terenie całych Niemiec, niezależnie od regionu, do którego się udacie. Mnie osobiście te budynki i ciche ulice, pomiędzy którymi ćwierkają ptaki, podobały się najbardziej. Bo były najbardziej naturalne i pokazywały prawdziwe oblicze Niemców i odsłaniały wiele części jej kultury, których nie potrafię zrozumieć.
Styl życia Niemców jest dla mnie tak bardzo niezrozumiały, że nie potrafię tak naprawdę polubić tego kraju. Pomimo wszystkich wspaniałych pałaców i ciekawych miejsc do zwiedzenia, pomimo naprawdę ciekawej, choć powielanej architektury, czuję, że Ci ludzie zbyt różnią się ode mnie, abyśmy się mogli
wzajemnie zrozumieć i współżyć ze sobą na dłużej. Nie rozumiem, skąd bierze się u nich taka płytkość zachowania i jednocześnie tak lekkie podejście do życia, pozwalające porzucić rower pod bramą, gdy nie jest już potrzebny lub za stary, aby dłużej spełniać swoją funkcję, nie zastanawiając się w ogóle nad tym, kto ma sprzątnąć jego zwłoki. Nie rozumiem skąd tyle śmieci na ulicy i dlaczego tak mało jest koszów na śmieci, które być morze byłyby dobrym impulsem do zmiany tego zachowania. Nie wiem jak można niszczyć czyjąś własność bez żadnego powodu, mażąc fasady pięknych budynków dziecinnymi gryzmołami, nie siląc się nawet na sztukę. Wydaje mi się, że to brak głębi jest tutaj największym winowajcą.
To ona sprawia, że w niedzielne popołudnie Niemcy snują się od jednej restauracji do drugiej, nie wiedząc co ze sobą począć, gdy nie trzeba iść do
pracy, gdy nie ma o czym ze sobą nawzajem rozmawiać w domu, szukając wobec tego towarzystwa pomiędzy przyjaciółmi, czując przymus spotykania się z nimi na mieście przy lampce wina czy dobrym jedzeniu. Jakoś nie wyobrażam sobie tych ludzi w ciszy własnego domu, z wyłączonym przez cały dzień telewizorem, na spacerze w parku lub z nosem w książce, lub pogrążonych w rozmowie na jakiś konkretny temat, żona z mężem. Mam wrażenie, że liczy się tylko to, aby zapełnić jakoś ten czas pomiędzy pracą. Gdy jeszcze w domu są dzieci, które trzeba wychować, połowa problemu odchodzi, bo jest temat do dyskutowania. Jednak gdy ich brakuje, jedynym wyjściem zdaje się wyjście do restauracji, skrzyknięcie jak największej liczby znajomych w celu zagłuszenia przerażającej pustki w głowie.
Tak, do takich doszłam wniosków snując się po Alaunstrasse w niedzielne
popołudnie, zafascynowana poruszającymi się wokół mnie żywymi trupami, bez żadnego celu w życiu poza pracą, aby pozwolić sobie na normalne życie poza godzinami pracy. Tylko, że tego normalnego życia jakby nie było, bo poza konsumpcją i pracą oraz przesiadywaniem w lokalach gastronomicznych nie zauważyłam żadnych oznak życia na ulicach. Jedynie osoby starsze wydawały się w jakikolwiek sposób zainteresowane kulturą i sztuką, z książką w ręku, jakby dopiero u kresu życia zrozumiały, na czym ono polega. Czy się mylę? Myślę, że tego się nie dowiem, dopóki nie zamieszkam wśród Niemców, nie zrozumiem ich języka i nie będę mogła poznać w ten sposób ich myśli.
Jednak na dzień dzisiejszy mogę ich porównać do Szkotów pod względem podejścia do życia. Już o tym pisałam, więc nie będę się powtarzać. A pisałam
dokładnie to samo, co teraz, więc chyba coś to oznacza. Albo to, że trafiłam w sedno, albo że nie potrafię oceniać ludzi. Jeśli to ostatnie, to proszę o wybaczanie i polecam własne obserwacje. Myślę, że to będzie najlepszy sposób. Zatem zapraszam Was do Drezna, choćby miała to być krótka przygoda. Bo każda przygoda jest warta Waszego czasu. A ta w Dreźnie może być w dodatku całkiem ciekawa. Wystarczy tylko pamiętać, że nie samym starym miastem i turystycznymi atrakcjami Drezno stoi.

Brak komentarzy: