poniedziałek, 27 stycznia 2014

Odyseja Kosmiczna 2010 / Arthur C. Clarke

 
W drugiej części Odysei Kosmicznej ponownie spotykamy się z tajemniczymi władcami wszechświata, którzy ukształtowali ludzkość trzy miliony lat temu i wciąż obserwują z ukrycia swoje dzieło. Dowód ich milczącej obecności w postaci tajemniczego Monolitu, usytuowanego pomiędzy Jowiszem, a jednym z jego księżyców, wciąż intryguje ludzkość, nieświadomą tego, że ważą się ich losy. Tymczasem z Ziemi wyrusza kolejna ekspedycja naukowa, mająca za zadanie dotrzeć do porzuconego przed laty statku kosmicznego „Discovery”, pobrać dane zapisane na jego urządzeniach i sprowadzić „Discovery” do domu. Główną jednak misją jest zbadanie wciąż tajemniczego Monolitu, który opiera się wszelkim ludzkim instrumentom pomiarowym i zazdrośnie strzeże swojej tajemnicy.
A jednak komuś udało się te tajemnicę zgłębić. Nie da się uznać za zwyczajne i nic nie znaczące słowa ostatniego żyjącego członka załogi Discovery, który wykrzyknął chwilę przed tym, jak zniknął z radarów: „Boże! Tu jest pełno gwiazd”. Cóż mógł oznaczać ten okrzyk, zwłaszcza, że miał związek z Monolitem, którego obecność na Ziemi datowała się na początki ewolucji gatunku ludzkiego? I co się stało z Davidem Bowmanem?
Tego wszystkiego chcą się dowiedzieć kolejni wysłannicy ludzkości, udający się w stronę Jowisza i jego księżyców. Załoga „Leonowa” składa się z Amerykanów i Rosjan, a jej misja nie jest już okryta tajemnicą. Tym razem rząd Stanów Zjednoczonych postanowił podzielić się nowinami z ludzkością i dopuścić ją do tak pilnie niegdyś strzeżonej tajemnicy. Wszyscy czują, że Monolit ma ogromne znaczenie dla ludzkości, tylko nikt nie wie, czy spodziewać się od strony jego twórców przyjaznych czy wrogich zamiarów. Opinia publiczna cały czas śledzi wyprawę „Leonowa” i z zapartym tchem czeka na to, co przyniesie ta ważna misja.
Tymczasem okazuje się, że powodzenie misji stanęło pod znakiem zapytania, ponieważ „Discovery” z cennym ładunkiem zaczął opadać szybko ku Jowiszowi, gdzie czekała go zagłada, a do wyścigu po informacje dołączyła tajna grupa chińskich badaczy, których statek „Tsien”, budowany pod nosem Amerykanów, wyprzedził „Leonowa” w drodze do porzuconego amerykańskiego statku. Pytanie brzmi, kto pierwszy doleci do „Discovery”, co tam zastanie i jakie niespodzianki czekają go ze strony Monolitu. Ale głównym pytaniem, które zadawali sobie wszyscy, a zwłaszcza załoga „Leonowa”, była obawa, czy Monolit kiedykolwiek zdradzi swoje tajemnice, czy też będzie tak milczał aż do zarania ludzkości, pozostając beznamiętnym obserwatorem przez kolejne miliony lat.
Na początku niewiele się w książce dzieje. Za to powieść nadrabia barwnymi, pobudzającymi wyobraźnię opisami kosmosu. Autor robi to z taką znajomością tematu i tak dobrym warsztatem pisarskim, że cały kosmos i jego tajemnice stają nam przed oczami jak żywe. Czytelnikowi cały czas towarzyszy poczucie zagrożenia i tajemnicy, a im bardziej zbliżamy się do Monolitu, tym to poczucie wzrasta i wciąż zadajemy sobie pytanie, co się za chwilę stanie? Bo wciąż mamy przeczucie, że Monolit wreszcie „przemówi” do słabego rodzaju ludzkiego, narodziła się więc obawa, co przyniesie ludzkości ten pierwszy od wielu milionów lat przejaw aktywności. Powstaje też pytanie, kim są twórcy czegoś tak doskonałego i znacznie wykraczającego poza ludzkie poznanie jak Monolit i czy ci, którzy prawdopodobnie przyczynili się do ewolucji homo sapiens lata temu jeszcze się nami interesują? I jeśli tak, to czy z radością patrzą na swoje dzieło czy też wstydzą się tego, co pomogli stworzyć?
W „Odysei Kosmicznej 2010” spotykamy po raz kolejny Davida Bowmana, ostatniego członka załogi statku badawczego „Discovery”, jedynego, który ocalał w wyniku napadu schizofrenii komputera pokładowego HAL 9000. Również włączony zostaje sam HAL, choć nikt do końca nie ufa komputerowi, który przyczynił się do trzech śmierci. Do samego końca nie wiadomo, czy komputer ponownie nie zawiedzie i czy zdoła podołać zadaniu sprowadzenia „Discovery” na Ziemię. Tu rozpoczyna się też najbardziej fantastyczny wątek, kiedy David Bowman wraca, całkowicie odmieniony, do Układu Słonecznego przez kosmiczne wrota, nazywane przez ludzi Monolitem. Jego misją jest służyć swoim nowym władcom w kolejnym eksperymencie, którego wyniki mogły zaważyć na dalszej historii ludzkości.
Następuje też pierwszy kontakt obcej cywilizacji z ludzkością, który daje wreszcie odpowiedź na pytanie, zadawane od wieków przez uczonych. Nareszcie wiemy, że nie jesteśmy tutaj sami. I jest to tym bardziej przerażające, że obca inteligencja przewyższa naszą wiedzą i doświadczeniem o miliony lat świetlnych. Wątek fantastyczny zatacza coraz szersze kręgi, a jego skutkiem jest zmiana nie tylko całego ludzkiego światopoglądu, ale i rozmieszczenia sił w Układzie Słonecznym. Tak jak w poprzedniej części została nam odsłonięta tylko cząstka tajemnicy Monolitu i jego budowniczych, tak w kolejnej części dowiadujemy się następnego kawałka przerażającej prawdy. Myślę, że kolejna część przyniesie całkiem nowy świat i rozpocznie się prawdziwa walka ludzkości o przetrwanie, czyli dalszy ciąg rewolucji, której wynik stanie pod znakiem zapytania. I szczerze mówiąc, nie mogę się już doczekać, aby zagłębić się w kolejną część Odysei.
Mimo, iż, tak jak wspominałam, połowa książki nie wnosi niczego nowego do informacji, jakie posiada ludzkość na temat Monolitu i obcej inteligencji, która go stworzyła, to jednak opisy kosmosu nie są ani przydługie, ani nudne. Nawet dla tych, którzy nie interesują się zupełnie tą tematyką, znajdzie się wiele fascynujących opisów, które mogą obudzić w czytelniku nowe zainteresowania, lub przynajmniej pozwolić mu miło spędzić czas. Ponadto, zagłębiając się w tajemnice kosmosu, wciąż pamiętamy o misji „Leonowa”, o Monolicie i HALU, który już raz odmówił posłuszeństwa i stale w głębi duszy zadajemy sobie pytania, czym jest Monolit i co dla gatunku ludzkiego oznacza jego obecność w kosmosie i to nie daje nam spokoju. Wciąż czekamy na jakiś zwrot akcji, który, czujemy to wyraźnie, czai się na kolejnej stronie. I mimo że ta kolejna strona nie przynosi żadnego rozwiązania, to czujemy, że te odpowiedzi gdzieś tam są i na pewno będę zaskakujące.
Gdy czytałam tę książkę, nie tylko nie nudziłam się ani przez chwilę, ale i pozwoliłam swojej wyobraźni otworzyć się na dobre. Chłonęłam całą atmosferę zagrożenia, wypływającą z kart powieści, oraz fascynację kosmosem i nieznanym. Cały czas miałam też wrażenie, że niedługo nastąpi decydujący moment i Monolit pokaże, na co go stać. I okazało się, że nie myliłam się. Książkę czytałam wieczorami, gdy całe mieszkanie cichło i powoli doba zmierzała ku końcowi, aby tym łatwiej wyobrażać sobie wszystko to, co czuli i widzieli kosmonauci. Była to wspaniała podróż i chętnie ją powtórzę przy najbliższej sposobności.
Nastąpiła też mała, myślę że niezbyt znacząca zmiana i jak zrozumiałam z przedmowy autora, związana była z filmem Stanleya Kubricka pod tym samym tytułem. Mianowicie Monolit i krążący niedaleko porzucony „Discovery” przeniosły się z okolic Saturna, w okolice Jowisza. I to właśnie przy Jowiszu rozegrała się najbardziej emocjonująca część akcji. Jednak nie wpłynęło to w ogóle na odbiór książki, może za wyjątkiem takiej mojej małej myśli, że im większe oddalenie akcji od Ziemi, tym poczucie bezradności, osamotnienia i zagrożenia, jakie musieli odczuwać pierwsi badacze Monolitu, było większe.
Na koniec dodam, że obcowanie z tak wspaniałym dziełem było prawdziwą przygodą. Myślę, że rzadko się spotyka tak doskonałe połączenie nauki z fantastyką, jak w powieściach Arthura C. Clarka. I uważam, że każdy książko maniak, który nie przeczytał do tej pory tej znanej klasyki, bardzo wiele traci i tak naprawdę nie zasługuje na miano książko maniaka :)

Brak komentarzy: