Kreta
Odwiedzona przez nas w
drugiej połowie maja.
Najmniej
przez nas poznana. Był to nasz pierwszy wyjazd, z wykupioną opcją All Inclusive,
za ostatnie uzbierane zaskórniaki. Nie było mowy o szaleństwach i wydawaniu
pieniędzy, których zresztą nie mieliśmy. W kieszeni mieliśmy zaledwie 100 euro
na drobne przyjemności i pamiątki. Na samodzielnie zorganizowane wycieczki
wybraliśmy się tylko dwa razy, więc nie mogę zbyt wiele o tej wyspie powiedzieć.
1.
Jej największym plusem jest klimat.
I nie chodzi tu o pogodę, lecz o stopień greckości, wyjątkowości, odróżniającej
tę wyspę od innych wysp i mieszkańców wyspy od innych narodowości. Klimat ten
niespotykany jest na pozostałych czterech wyspach, o których opowiem. Jest to region
nastawiony tylko w pewnej części na turystykę i tak bywa głównie w miastach.
Reszta regionu skupiona jest wokół rolnictwa. Tyle gajów oliwnych nie spotka
się nigdzie indziej (i to nie tylko przez wzgląd na wielkość wyspy). Teren jest
górzysty, więc do woli można napawać się widokami dolin, które cieszą oko gdzie
nie spojrzeć. Wszędzie też można spotkać kozy, usłyszeć pobrzękiwanie ich
dzwonków i pobekiwanie. Przy odrobinie szczęścia zobaczymy również pasterza,
czuwającego nad swoim stadkiem. Poznacie go po ogorzałej twarzy, szarych, nie
rzucających się w oczy ubraniach z długimi rękawami i zakrzywionej lasce z
drewna.
Nastawienie
na rolnictwo sprawia, że wieczorami możemy cieszyć się ciszą, jeśli
zamieszkujemy w mniejszej miejscowości i o zmierzchu podziwiać widoki,
popatrzeć w oświetlone okna niknących w ciemności domków mieszkańców wsi,
pogłaskać wałęsające się po nocy koty, a nawet zajrzeć w otwarte drzwi mijanego
domu, aby podejrzeć codzienne życie zwykłej rodziny.
Pełno jest na Krecie
wiosek, gdzie można odpocząć od zgiełku większych miast, ale jest też sporo
miasteczek, na wpół turystycznych, gdzie można zażyć trochę rozrywki
charakterystycznej dla miejscowości nastawionej na turystykę, jednocześnie
przyglądając się greckiej młodzieży i ich stylowi niespiesznego życia i
celebrowania każdej minuty tego życia podczas spotkań w kawiarniach i barach.
Idąc zaś przez miasto i zboczywszy z głównej ulicy warto zapuścić się w dalsze uliczki
i nacieszyć oko pięknie ozdobionymi, kwiatowymi balkonami, zerknąć w korytarz
wąskiego lecz długiego domu i zobaczyć wewnętrzny krużganek, wypełniony
donicami z kwiatami, czy pochodzić wieczorami po tych klimatycznych uliczkach i
pozdrowić uśmiechem siedzące na krzesełkach przed domami staruszki.
2.
Architektura. Czy to miasto czy
miasteczko, na Krecie królują wąskie uliczki, wszędobylskie skutery,
wyglądające na bezpańskie koty i na pewno bezpańskie psy, jasno pomalowane
domki i balkony ozdobione kwiatami, kolorowe krzewy ożywiające uliczki i wąskie
domki, przyklejone jeden koło drugiego.
W większych miastach typu Rethymno czy
Heraklion wiecznie zatłoczone chodniki i ulice stoją w przeciwieństwie do wsi i
miasteczek, gdzie życie wieczorem zamiera, a ludzie skupiają się na swoich
rodzinach i przyjaciołach, siedząc przy otwartych oknach lub przesiadując przed
drzwiami swoich domów. W takich wsiach czasem też można zastać kompletną ciszę
w środku dnia i człowiek się wówczas zastanawia, czy ktoś tu w ogóle mieszka.
3.
Owoce. Na Krecie można kupić bardzo
dobre, słodkie pomarańcze i pic świeży sok z pomarańczy hektolitrami. Wszędzie
przy drogach spotkać można owinięte w czarne chusty babuleńki przy swoich ledwo
trzymających się, zbitych z desek maleńkich stoiskach i sprzedających
pomarańcze. Czerwone siatki wypełnione owocami leżą zachęcająco przy ulicy,
zwisają z tych mikro straganów, wypełniają drewniane półki. Czasami wieczorem
zaśmiecają pobocze, gdyż bywa, że sprzedawcy nie zawracają sobie głowy
utylizacją zepsutych owoców. Nigdy nie skorzystaliśmy z okazji zaopatrzenia się
w owoce przy takim straganie, ponieważ baliśmy się, że nie dogadamy się z
80-letnią staruszką w sprawie ceny lub pomarańcze będą zepsute, wisząc na
słońcu w reklamówce cały dzień- nie mogę więc na ich temat nic powiedzieć.
Myślę, że spróbujemy tych łakoci przy okazji następnego wyjazdu.
4.
Plaże. Z reguły kamieniste, z
przeczystą wodą, idealną do nurkowania z maską za parę euro. Gdy plaża była
piaszczysta, woda traciła na klarowności.
5.
Temperatura wody i powietrza. Pod
koniec maja nie ma co liczyć na gorące źródła. Woda jest na tyle ciepła, że da
się w niej kąpać, ale odczuwalna temperatura wody podobna jest do Bałtyku
latem, choć z każdym dniem zdawała się cieplejsza. Możliwe, że to było tylko
takie wrażenie, a nasze ciała po prostu przyzwyczaiły się do tej rześkości.
Sezon dopiero się rozpoczynał, więc nasza wieś wydawała się lekko opustoszała,
ale po tygodniu populacja na plaży wzrosła o połowę.
Pogoda
przez cały nasz pobyt dopisywała. Było upalnie i nie można było wyjść bez
kapelusza, przeciwsłonecznych okularów i zaaplikowanego kremu do opalania.
Słońce wstawało bardzo wcześnie, uniemożliwiając przesiadywanie na szybko
nagrzewającym się balkonie, a dni były długie. Jedynie wieczory były chłodne, ale można było dzięki temu odpocząć od upału.
Myślę, że warto zwiedzić Kretę w
maju-czerwcu z powodu ilości słonecznych godzin w ciągu dnia i dojrzałych
owoców, które cieszą oko i podniebienie. Sok ze słodkich pomarańczy i lemoniada
z dojrzewających na słońcu cytryn warta jest niższej temperatury wody.
Klimat
na Krecie jest dosyć suchy, więc mało na niej zieleni roślin. Czerwone zbocza
pokryte jasnozielonymi, ostrymi krzewami i przebijający się przez ten kolor
odcień drzew oliwnych może być nieco monotonny dla oka, zwłaszcza dla osób
żyjących w klimacie umiarkowanym.
Jeśli zaś już teraz chcecie wiedzieć, jak było na Rodos, zapraszam tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz