środa, 28 sierpnia 2013

Nowe oblicze Greya / E L James


         
          Tytuł oryginału: Fifty ShadesFreed
          Autor: E L James
          Wydawnictwo: Sonia Draga
          Rok I wyd. polskiego: 2013
          Trylogia: Pięćdziesiąt odcieni (Fifty Shades)


Muszę się niestety zgodzić z większością opinii, które czytałam na internecie i które docierają do mnie od znajomych, że trzeci tom jest najsłabszy w trylogii „Pięćdziesiąt odcieni”. Wszystkie tajemnice zostały odsłonięte, niewiele zostało do wyjaśnienia, może dlatego trzeci tom nie wywoływał już u mnie dreszczyku emocji. Książkę nadal się dobrze czytało, ale nie zapomniałam tym razem przy niej o bożym świecie. Sceny seksu nie były już tak pikantne, a i rozmowy między kochankami, mimo iż często obarczone małą kłótnią dwóch ścierających się charakterów, były nieco zbyt rozwleczone. Młode małżeństwo, świeżo po ślubie, musi stawić czoła rzeczywistości i wspólnemu mieszkaniu i z reguły dobrze im idzie, pomijając sceny zazdrości, do których Christian wciąż ma słabość i próby narzucania żonie swojej woli. Trzeci tom to po prostu nauka życia po ślubie i opis walki o niezależność u boku apodyktycznego męża.
Christian Grey w roli męża niewiele się różni od tego Greya, który ukształtował się w drugim tomie. Jego demony przeszłości wciąż w jakiś sposób stoją pomiędzy dwojgiem młodych ludzi, utrudniając im nieco życie i nadając kolorytu małżeństwu. Grey wciąż nie chce zrezygnować ze swojej apodyktyczności i sprawowania kontroli, ale Ana dzielnie z tym walczy i całkiem dobrze sobie radzi w walce o własną niezależność. Ogólnie wszystko idzie ku dobremu i można powiedzieć, że ta idylla, przerywana małymi kłótniami o pracę i tym podobne, nieco nudzi, tym bardziej, że przeciągnięta jest przez prawie 400 stron. W pewnym momencie nawet zauważyłam, iż czuję znużenie czytaniem maili Any i Christiana, pisane po seksie, które są tu wrzucone jakby niepotrzebnie, dla zapełnienia stron. Wydaje mi się, że autorka na siłę starała się napisać te 633 strony. Oczywiście nie neguję potrzeby opisania codzienności Greyów, by pokazać, jak Anie i Christianowi układa się w małżeństwie i aby pokazać tę walkę Any z christianową potrzebą kontroli w każdym aspekcie życia, ale wydaje mi się, że historia nie straciłaby na tym, gdyby książkę skrócić o połowę. A wówczas nadal starczyłoby miejsca na opisanie Christiana i jego walki ze swoimi fobiami i apodyktyzmem.
Na początku, gdy zaczęłam czytać ten ostatni tom, myślałam, że chyba niepotrzebnie został on napisany. Teraz jednak uważam, że wystarczyło go nieco przyciąć, bo przecież po ślubie też jest życie i należało je trochę pokazać. Choć autorka nieco zbyt chętnie się tym zajęła i niepotrzebnie rozwlekła ten postślubny wątek.
Jest też kilka pobocznych wątków, jak sprawa związku Kate z Elliotem, Mii z Ethanem, a nawet na chwilę pojawia się Leila, choć i tu muszę przyznać, że ten wątek niczego nie wnosi i był niepotrzebnym zapychaczem.
Tak naprawdę zaczyna się coś dziać dopiero, gdy pojawia się Hyde ze swoim planem zemsty na Anastasii i Christianie. Wątek ten został podzielony na dwie części i dopiero drugie pojawienie się Jacka, które zbiegło się z innym, niespodziewanym wydarzeniem, nadało akcji sporego tempa. Szkoda, że moja uwaga została przyciągnięta dopiero pod koniec książki, ale wreszcie autorce udało się zrobić mi to, co w przypadku poprzednich tomów: po prostu skradła całą moją uwagę.
Oczywiście nadal uważam, że wątek zemsty Jacka Hyde’a był nieco zbyt sensacyjny, a jego zbiegnięcie się w czasie z niespodzianką, jaką Ana zrobiła Christianowi i to, co się potem działo, było troszkę melodramatyczne, ale z rumieńcem na twarzy muszę przyznać, że lubię melodramaty. Także ostatnie sto stron było znowu ekscytujące i wciągające. A kiedy wątek już przebrzmiał, znowu zrobiło się spokojnie i nieco nudno, dlatego przyjęłam w ulgą zakończenie.
Ale kiedy już zamknęłam książkę, stało się coś dziwnego. Nagle poczułam się osamotniona. Poczułam pustkę. I zrobiło mi się smutno, że musiałam się już pożegnać z Aną i Christianem. Będzie mi ich brakować i to bardzo. I wiecie co… mimo obaw co do najnowszego pomysłu autorki, chyba się skuszę na przeczytanie "Odcieni "oczami Christiana. Jej plan napisanie książki jeszcze raz, tym razem od drugiej strony, jest jednocześnie odważny i szalony. No bo czy uda jej się przedstawić te same wydarzenia w taki sposób, aby zainteresować swoich fanów? Będzie musiała to tak napisać, aby książka była na tym samym, ciekawym poziomie, albo nawet przekroczyć poprzeczkę, którą sobie postawiła. No i wreszcie, czy kobieta potrafi się postawić na miejscu mężczyzny? Czy wie, jak on myśli? Czy podoła zadaniu? I czy będzie potrafiła wejść w rolę człowieka zranionego, z problemami psychicznymi? Możliwe, że jej się to uda. W końcu jest to książka dla kobiet, więc nawet, jeśli mężczyzna, którego nam przedstawi, będzie nie do końca wiarygodny, to czy my, kobiety, będziemy o tym wiedzieć? Przecież żadna z nas nie wie, jak wygląda proces myślowy w męskim mózgu. Jeśli książka będzie napisana ciekawie, a w Christianie będzie wiele wad, z którymi meżczyźni nie będą mogli się zgodzić, to być może my, kobiety, damy się oszukać, bo przecież wierzymy w bajki i szczęśliwe zakończenia, a właśnie to chce nam dać E L James.
Jedno jest pewne. Autorka ma przed sobą naprawdę trudne zadanie. Już wielu wiesza psy na tym pomyśle, oskarżając ją o próbę wyciśnięcia swojego pierwotnego pomysłu jak cytrynkę. Ja jestem jednak otwarta na tę propozycję. Jeśli uda jej się w jakiś sposób mnie zainteresować, mimo iż oddała nam już swoją główną broń: a więc tajemnicę, jaką skrywał Christian i wiadome zakończenie, to nie widzę przeszkód, aby przeczytać tę historię jeszcze raz i poznać Christiana od środka J Byle tylko autorka pospieszyła się z pisaniem, zanim wszyscy zapomną o jej książce. Jestem naprawdę ciekawa, czy będą to tylko odgrzewane kotlety, zupełne fiasko, po którym autorka tak szybko się nie podniesie, czy też oglądanie wewnętrznej przemiany Christiana jego własnymi oczami okaże się tak samo ciekawe, albo nawet ciekawsze, niż to, co widziała Ana. Czy będzie to coś równie ciekawego, nowego i podniecającego? No cóż, nie mogę się doczekać.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego jestem otwarta na nowy pomysł autorki. Chodzi o to, że po przeczytaniu ostatniego tomu, pomimo jego wad, jego niepotrzebnego rozwleczenia i denerwujących powtórzeń (których jednak jest mniej niż w poprzednich tomach), po zamknięciu książki nagle nabrałam ochoty, aby jeszcze raz przejrzeć pierwszy tom i przeanalizować wszystkie wydarzenia, aby sprawdzić jedno: jak to się stało, że to właśnie nieśmiała i niedoświadczona, jeśli chodzi o związki, Ana, stała się tą jedną, jedyną kobietą, dla której Christian był w stanie zrobić wszystko, łącznie z próbą walki ze swoimi fobiami, których nie udało się zwalczyć do tej pory żadnemu z terapeutów. Chciałam zobaczyć, jak Ana to zrobiła, że Christian nie mógł bez niej żyć i tak bardzo nie chciał pozwolić jej odejść. Miałam nieprzepartą ochotę przestudiować dogłębnie budzące się w Christianie uczucia do Any i te momenty, te jej cechy charakteru i te wydarzenia, które doprowadziły do tego, że Christian zaczął się interesować tą dziewczyną nie tylko w kwestiach seksualnych ale i duchowych. Jak ona to zrobiła, że zaczęło mu zależeć na czymś więcej, niż tylko na relacji BDSM, jak się pierwotnie zapierał. Jak to się stało, że to właśnie dla niej chciał przekraczać swoje granice bezwzględne, że zaczął łamać dla niej swoje wypracowane przez lata zasady. Cóż, lubię Christiana takiego uzależnionego od miłości, przed którą się tak wzbraniał. Lubię go takiego bezbronnego wobec odczuć, których wcześniej nie znał. Kocham go takiego szalonego na pukncie Anastasii, gotowego oddać wszystko, nawet swoje pieniądze, byle tylko być z nią. To Christian chciał badać granice Any, a tu nagle okazało się, że ta relacja jest dwustronna i tym samym oboje zaczęli uczyć się siebie nawzajem, dążąc tym samym do szczęścia.
Chyba po prostu nie chcę się jeszcze rozstawać z tym dwojgiem i chwytam każdą okazję, aby jeszcze trochę z nimi pobyć. Zastanawiam się też nad jednym: czy film, nakręcony na podstawie tej powieści, będzie równie dobry, jak „9 i pół tygodnia”? Hmmm, być może się o tym naocznie przekonam ;)

Brak komentarzy: