środa, 7 sierpnia 2013

Pięćdziesiąt twarzy Greya/ E L James


          Anastasia Steel, młoda studentka, musi przeprowadzić wywiad w zastępstwie koleżanki z wpływowym i bogatym jak krezus 27-letnim biznesmenem. Ana chce jak najszybciej zrobić swoje i szybko umknąć z powrotem do swojego szarego życia.

  

          Niestety, tak jak się obawiała, jej wejście do gabinetu prezesa Christiana Greya nie odbyło się tak, jak by chciała. Zamiast wejść z gracją i zasiąść w fotelu naprzeciw prezesa, potyka się i pierwsze, co widzi Christian Grey na swoim progu to młodą kobietę na klęczkach. To zdarzenie, a także sposób zachowania onieśmielonej władzą i bogactwem Any, budzi żywe zainteresowanie Greya. Anastasia nawet nie była w stanie przypuścić, że wzbudziła w tym bogaczu i pięknym, władczym mężczyźnie, zainteresowanie jego mrocznej natury, ukrywanej głęboko przed światem.

  

          Kiedy pada nieoczekiwana propozycja spotkania na kawie, Ana, wbrew swoim obawom co do tego pociągającego mężczyzny, godzi się na spotkanie, nie przeczuwając nawet, jak bardzo ten fakt zmieni jej dotychczasowe życie i spojrzenie na własną seksualność.

  

           Robiący wrażenie na każdej napotkanej kobiecie, Grey składa niewinnej, młodziutkiej Anastasii nietypową propozycję dziwnego, mrocznego związku, opartego na władzy z jednej strony i poddaniu z drugiej. Dlaczego Ana przystaje na dziwną propozycję? Wytłumaczenia tego faktu można szukać we wzajemnym przyciąganiu, jakiego nigdy jeszcze nie czuła oraz zwykłej kobiecej ciekawości.

 

            Od tej pory życie Any zaczyna biec zupełnie innym torem i przyspiesza do granic możliwości. Czy Ana znajdzie szczęście w związku pełnym mrocznych tajemnic, dzikiego pożądania i perwersyjnego seksu? Czy uda jej się wynegocjować własne warunki umowy, którą przedstawił jej Grey? Czy swoim przeciwstawianiem się apodyktycznemu i seksownemu Christianowi Greyowi uda się jej trafić do zatwardziałego serca mężczyzny, czy też da się wciągnąć w mrok jego przeklętego świata? Odpowiedzi na te pytania, a także fascynującą historię miłosną przemieszaną z pikantnymi scenami seksu- to wszystko przyniesie książka „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.


               Tytuł oryginału: Fifty Shades of Grey
               Seria: Pięćdziesiąt odcieni
               Autor: E L James
               Rok wydania oryginału: 2011
               Rok I wyd. polskiego: 2013
               Wydawnictwo: Sonia Draga
              
Pierwsza wersja niniejszej powieści zatytułowana "Master of Universe" ukazała się wcześniej w Internecie. Autorka wydała ją w formie odcinków, z innymi bohaterami, pod pseudonimem Snowqueen's Icedragon. 


              Nie chciałam tego czytać. Nie interesowała mnie pornograficzna książka. A takie odniosłam wrażenie, czytając komentarze jej dotyczące. Byłam wręcz przekonana, że nie przeczytam książki, o której mówi cały świat. Nie lubię iść w tłumie, nie jestem też typem, który ślepo podąża za stadem. Lubię własne ścieżki i własne wybory.

              Jednak moje nastawienie z czasem się zmieniło. Trochę mnie to wszystko zaciekawiło. Dlaczego wszyscy rzucili się na tę książkę i zaczytują się w niej z takim zainteresowaniem? Zastanowiło mnie to zainteresowanie świata. W końcu doszłam do momentu, w którym chciałam się dowiedzieć, czym ludzie się tak fascynują.

            Z pomocą przyszła mi koleżanka. Tak się złożyło, że akurat pożyczyła tę książkę od kogoś i zapytała, czy nie mam ochoty jej poczytać. Zgodziłam się chętnie, pomimo podejrzliwości, dotyczącej zawartości tomu. Ale odłożyłam to uczucie na bok, pomna tego, że ciekawość nie zawsze prowadzi do piekła. Miałam do przeczytania jeszcze dwie inne książki, Greya zostawiłam więc na koniec. Z prerii i indiańskich obozów wpadłam prosto w objęcia historii miłosnej. Zupełnie różne światy, a tak szybko się przystosowałam do tego zupełnie innego świata.

           Przeczytałam kilka stron… i po chwili wiedziałam już, że przepadłam. Od momentu pierwszego spotkania Anastasii Steel i Christiana Greya wiedziałam, że to coś dla mnie. Wyczułam wszystkimi zmysłami to napięcie między dwojgiem obcych sobie ludzi i zyskałam pewność, że zaciekawienie nie opuści mnie aż do końca powieści. Z każdym zaś spotkaniem i rozmową tych dwojga, upewniałam się w słuszności swej decyzji. Cieszyłam się, że przemogłam swoje uprzedzenia co do tej książki. Spodziewałam się wyłącznie pornografii, a znalazłam piękną historię miłosną, ukrytą pod mrokami ludzkiej, zranionej wspomnieniami z przeszłości duszy. I zatraciłam się całkowicie. A po dobrnięciu do ostatniego słowa, poczułam ogromny niedosyt, przemieszany z niepokojem o kolejny tom. Bałam się. Autentycznie się bałam, że kolejny tom nie przyniesie tego napięcia i uczucia oczekiwania, tego wyglądania w przyszłość i próby odgadnięcia wydarzeń. Bałam się, że zabraknie tej niecierpliwości, z jaką przewracałam kartki książki,  poszukiwaniu choć odrobiny czystego uczucia w nieodgadnionym i mrocznym Greyu.

            Choć domyślałam się, jak zakończy się pierwszy tom, bolało mnie to, co się wydarzyło. Tak bardzo dałam się wciągnąć w tę historię, że naprawdę, na równi z Aną, miałam nadzieję, że Grey jest zdolny do miłości i miałam nadzieję, że uda się go wyciągnąć z mrocznych oparów jego zamkniętej dla świata duszy. Uwielbiam książki, w których mogę się zatracić i wczuć w sytuację bohaterów i ta była jedną z takich pozycji.

           W pierwszym tomie Grey niewiele zdradził ze swej przeszłości, która miała tak ogromny wpływ na jego teraźniejszość i zapatrywania seksualne. Podobało mi się to powolne odkrywanie sekretu, krok po kroku i to, że do ostatniej strony pierwszego tomu tak niewiele dowiedzieliśmy się o Greyu. Mam też nadzieję, że w kolejnych tomach odsłanianie kurtyny przeszłości nie wywrze ujemnego wpływu na odbiór książki. Nie mogę się doczekać, aż wrócę dziś do domu i zatopię się w kolejnej odsłonie, tym razem ciemniejszej strony Christiana Greya.

           Myślę, że wiem, skąd się wziął sukces tej powieści. Wydaje mi się, że nie chodzi tu wcale o tę stronę związaną z seksem, mimo iż, potrafi w jakiś sposób zatrzymać uwagę czytelnika. Wydaje mi się, że wszystko, cała fascynacja książką, zaczyna się od samego początku. Od sposobu przedstawienia Greya i Anastasii Steel przez autorkę E L  James. Oboje różnią się od siebie jak ogień i woda. Ona jest niedoświadczona seksualnie, spokojna, nieśmiała i wycofana. Nie wierzy w swoją moc kobiecą i peszy ją Grey. Na początku wydaje nam się prawdziwą fajtłapą, zwłaszcza, kiedy jej wejście do gabinetu Christiana Greya jest takie niefortunne. Wchodzi, potyka się i pada jak długa na ręce. Swoim nietypowym wejściem przyciąga uwagę człowieka, z którym miała przeprowadzić wywiad, a gdy wiemy mniej więcej, o czym jest ta książka, i znając oryginalne upodobania Greya w sprawach seksu, możemy poczuć iskierkę napięcia na myśl, jak Grey musiał odebrać to wejście, a także jak musiała podziałać uległość Any na wyobraźnię Christiana. Znając te sekretne upodobania, trzymane w tajemnicy przed rodziną, przestajemy się wówczas dziwić, jak bogaty i charyzmatyczny biznesmen mógł się zainteresować taką szarą gęsią i Miss uległości na pierwszy rzut oka.

          Przedstawienie mężczyzny jako apodyktycznego i surowego, w porównaniu z pechową i nieatrakcyjną we własnych oczach dziewczyną, powoduje, że od razu nadstawiamy uszy, węsząc niezłą historię. To łapie naszą uwagę. A kiedy docieramy do momentu, kiedy władczy Grey przesuwa swoje spotkania biznesowe, aby dokończyć wywiad z Anastasią, wyczuwamy, że nie jest to w zwyczaju mężczyzny, aby zmieniać swoje plany, jeśli chodzi o interesy. Zaczynamy więc zauważać zainteresowanie Greya dziewczyną, a kiedy ten odprowadza ją do drzwi, dając powód do zdziwienia swoim atrakcyjnym sekretarkom, pisarka wyraźnie daje do zrozumienia, że nie będzie to ostatnie spotkanie mężczyzny i młodej dziewczyny.

         I tym sposobem autorka trzyma nas w szachu. Wiemy, że coś z tego będzie i chcemy się dowiedzieć, co. Czujemy, że to będzie mocne, więc brniemy z zapamiętaniem w kolejne rozdziały, szukając potwierdzenia naszych przeczuć. Powolne zagęszczanie napięcia między dwojgiem tak różnych ludzi zwiększa nasze zainteresowanie książką i ani się obejrzymy, porywa nas fascynacja, kiedy autorka częstuje nas skrawkami zupełnie innego, zrelaksowanego i szczęśliwego Greya, przebłyskującego pomiędzy Panem Kontrolerem i Panem Apodyktycznym i Panem Władczym i Panem Którego Nie Obchodzi Miłość . A kiedy mężczyzna odrzuca nieme oddanie dziewczyny, które widzi w jej oczach, kiedy mówi Anastasii, że powinna się od niego trzymać z daleka, nie jesteśmy już w stanie opanować ciekawości. Wplecenie historii miłosnej między arkana seksu, dodaje książce sporej dawki pikanterii, ale według mnie głównym wątkiem, który wzbudza taki zachwyt w kobietach, jest temat trudnej miłości i walki pomiędzy siłą miłości, a siłą mroku. Ja przynajmniej dałam się usidlić tą historią, z niecierpliwością wypatrując momentów, kiedy Grey stawał się normalnym mężczyzną bez przeszłości, trzymając kciuki za Anę, aby udało jej się wyprowadzić Christiana z mroku do światła. Ta nadzieja na magię podtrzymywała napięcie i moją ciekawość.

         Jakiś czas temu przeczytałam męską opinię na temat tej książki. Ktoś napisał, że Ana jest ciapowata, nudna i rozlazła, że pokazuje, iż każda kobieta w głębi duszy chce być traktowana jak szmata. To mnie również trochę zraziło do tego tytułu. Ale teraz wiem, że to wszystko, co wówczas przeczytałam w komentarzu, jest nieprawdą. Owszem, Ana była przedstawiona na początku jako fajtłapa i kobieta bez wiary we własne siły, ale potem jej wizerunek zaczął się zmieniać. Okazała się osobą upartą, która wie, czego chce. To, że podobały jej się gry i ostre pieprzenie, zamiast kochania się, nie oznaczało, że lubiła traktowanie jej źle. Pozwoliła się zbić, ponieważ robiła to dla człowieka, którego kocha. 
      Jej niedoświadczenie w sprawie seksu powodowało, że nie była pewna siebie w tych kwestiach, ale szybko zaczęła się zmieniać i coraz pewniej poruszać się w temacie swojej seksualności. Nie godziła się na wszystko, czego chciał Grey, sprzeciwiając mu się na każdym kroku, jeśli chodzi o życie codzienne. Pozwalała sobie na uległość tylko w „sypialni”, wiedząc, że to Grey jest tym bardziej doświadczonym kochankiem i chcąc poznać tajemnice seksu, dotąd przed nią skryte. Więc naprawdę nie mogę się zgodzić z komentarzem, aby Ana była jakąś szarą, nudną myszką, która lubiła złe traktowanie. W pewnym momencie nawet Grey musiał stwierdzić, że w Anie nie ma ani odrobiny uległości. Trudno się z nim nie zgodzić, kiedy patrzymy, jak niepewna siebie kobieta, pod wpływem zainteresowania mężczyzny, który obudził w niej drzemiące pragnienia, zmienia się coraz bardziej i pod względem świadomości seksualnej i kobiecej. W pewnym momencie zaczyna walczyć nie tylko o miłość tego trudnego i fascynującego mężczyzny, ale i o swoją zagrożoną niezależność, nadając tym samym zupełnie nowy kierunek relacji, jaka łączyła ją z Christianem i zapoczątkowując przyszłe zmiany jego źle ukształtowanego charakteru. Widać Ana dlatego była taka szara, zanim poznała Christiana, ponieważ robiła to, co większość z nas- czekała na tego jedynego, który mógł ją przemienić w księżniczkę. (Ach ta moja wrodzona naiwność... :))

           Nie lubię Christiana Pana. Ta strona jego osobowości jest mi szczególnie niemiła. Nie potrafię znieść myśli o mężczyźnie poniżającym kobietę dla własnej satysfakcji, nawet jeśli wiem, że u źródeł takiego zachowania są poważne urazy z dzieciństwa. Kiedy tylko pojawia się Christian Pan, ja mam ochotę od razu zamknąć książkę, lub poszukać miejsca, gdzie zastępuje go ukryty w tym poranionym ciele i zamkniętym sercu, beztroski i radosny chłopak. Dziwię się też Anastasii, że znosi to jedno z wielu oblicz Greya, a także że mu się poddaje. Walczę ze sobą, żeby jej nie potępić, na siłę przypominając sobie, że ona robi to z powodu uczucia, którego jeszcze w sobie nie rozpoznaje. Poza tym rozumiem, że Christian Pan musi się pojawiać, aby pokazać nam stopień deprawacji mężczyzny, spowodowanymi tajemniczymi, traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości. Rozumiem, że muszę ścierpieć to oblicze, aby później dostrzec drobinki nadziei, jakie wznieca w nim młoda i niedoświadczona kobieta, nadziei na przemianę wewnętrzną.

           Uwielbiam za to te przebłyski normalności u Greya, które wydobywa niczym cenne perły Anastasia i jej nieuległa część charakteru. Lubię go takiego troszczącego się o swoją kobietę, chorobliwie zazdrosnego, a nawet apodyktycznego. Sama nie wiem, jak by mi się żyło z takim człowiekiem, ale miło mi patrzeć, jak mężczyzna walczy o swoje terytorium z taką zaciętością jak Grey, ponieważ wiem, z czego to wynika. I mimo, iż Greyowi dużo czasu zajęło, aby zrozumieć, że żywi do Any uczucia silniejsze, niż do kogokolwiek w swoim pogmatwanym, 27-letnim życiu, ja, jako obiektywny obserwator od razu wyczułam, że z tej historii będzie coś więcej niż tylko seks.

            Właściwie to nie potrzebuję tak naprawdę tych wszystkich mnożących się scen seksu, gdzie Anie wystarczy jeden dotyk Christiana, by mieć orgazm, a jedno jego spojrzenie sprawia, że robi się wilgotna- co jest w pewnym momencie dość denerwujące. Tak jak powielanie zakończenia sceny miłosnej, kiedy Christian wykrzykuje imię Any, ma orgazm zaraz po niej i ciągle ją prosi o to, aby szczytowała dla niego, co ona posłusznie robi, chwilę po tym, jak on wyartykułuje swój przykaz. Jestem też zadziwiona zdolnościami Christiana, by się kochać, czy pieprzyć, raz za razem, praktycznie bez odpoczynku. Christian potrafił być gotowy właściwie w kilka sekund po poprzednim orgazmie. Hmmmm, nie jestem pewna, czy fizycznie jest to możliwe. Bo chyba co innego pamiętam z lekcji biologii. Coś o fazie niewrażliwości na bodźce zaraz po orgazmie. Ale ja się w sumie nie znam, nie jestem mężczyzną ;) 
          Tak więc, jak już wspomniałam, nie szukam nigdy w książkach erotyzmu, a więc i w przypadku tego tytułu nie potrzebowałam tak naprawdę tego całego seksu. Ani tego waniliowego, ani tym bardziej perwersyjnego. Owszem, sceny te dodają one pikanterii, i to sporej, nadają pewnego oryginalnego charakteru opowieści, ale ja tak naprawdę czytam tą książkę, aby wyłuskać z niej to, czego potrzebuję, a więc nadziei na to, że siła miłości zwalczy mroki zaniedbanej duszy. Tak, tak, jestem tak samo naiwna jak Ana. Wierzę w miłość i w jej uzdrawiającą moc. Może dlatego tak bardzo dałam się wciągnąć w tę historię. Właśnie przez tę walkę ciemności ze światłem. I przez wiarę w to, że wszystko zakończy się szczęśliwie.

            Denerwujące w książce są powtarzające się opisy. Jakby zabrakło w książce korekty, jak stwierdziła moja koleżanka. Być może są to braki wynikające z tłumaczenia na język polski. Ale możliwe, iż to właśnie E L  James nie poświęciła zbyt wielkiej uwagi na sposób przedstawienia treści, z powodu swojego niedoświadczenia. I tak jak dość szybko przetrawiłam przygryzanie wargi, które przecież potrzebne było do uwodzenia Greya, tak zaciskanie ust w wąską linię stało się moim krzyżem, który ciężko było mi nieść. Ciągłe warczenie na siebie postaci w powieści, przywoływanie świętego Barnaby, rozpadanie się na milion kawałków, milionowe powtarzanie w myślach okrzyku zdumienia ("rety") i kilka innych drobiazgów, psuło mi nieco odbiór książki. Ale wszystko da się przeżyć. W końcu najważniejsza jest historia.

           Podobało mi się w książce stopniowanie napięcia. Najpierw powolne podchody podczas pierwszych spotkań mężczyzny i kobiety, które zapowiadały oczywisty finał, czyli związek. I nieważne, czy związek oparty był na ściśle określonej umowie, czy na typowych, życiowych warunkach. Wiadomo było od początku, że tych dwoje złączy się ze sobą, taki bowiem od początku istniał przekaz. Potem powolne odkrywanie kart przeszłości Greya, które spowodowało u mnie maksymalne zainteresowanie tą głęboko skrywaną tajemnicą, która miała widoczny wpływ na dalsze życie Christiana. W ślad za Aną zastanawiałam się, czy to przez swoje dzieciństwo Christina stał się „taki” i miałam nadzieję, że da się to wyleczyć, ponieważ bardzo chciałam znaleźć w nim człowieczeństwo i zdolność do miłości. Po prostu bardzo chciałam szczęśliwego zakończenia, czyli bajki ;)

           James stosuje również stopniowanie napięcia, jeśli chodzi o powolne odkrywanie arkanów dziwnego związku, w który chciał wciągnąć dziewczynę Christian. Jego ostrzeżenie, że powinna się od niego trzymać z daleka, tylko wzmogło mój apetyt na połączenie się tych dwojga. Oczywiście miałam świadomość dobrze przemyślanego chwytu literackiego, ale chętnie i ufnie dałam się w to wciągnąć. Ja po prostu lubię książki, które porywają mnie w świat fikcji od pierwszych kart, nawet jeśli służące temu zabiegi widoczne są dla mnie jak na dłoni.

         Kiedy czytam książkę, zawsze stawiam się na miejscu bohaterów i odczuwam to, co oni. Zatem nie dziwię się Anie, że straciła głowę dla tego mężczyzny, mimo ciągłej obawy, jaką odczuwała podczas spotkać z Greyem - obawy kary i onieśmielenie jego potrzebą sprawowania kontroli we wszystkich dziedzinach życia. Też pewnie bym się dała wciągnąć w ten dziwny, "greyowski" świat. Świat doznań, jakich się przedtem nie znało. Władza i bogactwo Greya są bardzo pociągające. Jego postawa człowieka, który zdobywa wszystko, czego chce, jest jak magnes. Zdobycie serca takiego mężczyzny, za którym oglądają się setki kobiet, może podnieść ego najbardziej nieśmiałej kobiety. Nic dziwnego, że Ana daje się porwać w przedziwny układ, mimo iż czuje, że rola uległej nie bardzo jej pasuje i pomimo ciągłego uczucia buntu przeciw tej roli. A także buntu przeciwko obliczu Christiana Pana i władcy. Owocem tego wewnętrznego buntu jest cichy cel kobiety, aby przeciągnąć Christiana na jasną stronę, aby obudzić w nim tego wesołego, młodego mężczyznę bez mrocznej przeszłości, którego czasem udało jej się przywołać.

          Siła przyciągania Greya jest zbyt duża, by Anastasia mogła się jej oprzeć i decyduje się na wejście do pokoju zabaw, gdzie Grey odkrywa przed nią arkana dzikiego, ostrego seksu. Robi to odważnie, z pewną dozą ciekawości, przemieszanej ze strachem. Ale nawet strach przed karą z ręki Christiana Pana nie powstrzymuje jej przed pozostaniem w tym związku. Ponieważ trzyma ją przy Greyu uczucie nadziei.  Kiedy drugi człowiek jest tak niedostępny i poważny, jak Christian Grey, każda doza światła, uśmiechu, dostępności, staje się wtedy dla nas ważna. Chcemy wówczas wzbudzać w takim człowieku te szczęśliwe momenty beztroski, oczekujemy ich z drżeniem serca, przeczekując z cierpliwością te gorsze momenty, mając nadzieję, że to właśnie my jesteśmy powodem jego szczęśliwego uśmiechu. Odczuwamy wówczas bezgraniczne szczęście. Ana uzależniła się od tych krótkich przebłysków normalności i beztroski u Christiana i zakochała się w nich. Te ulotne momenty dały jej nadzieję na prawdziwe uczucie, do którego na pierwszy rzut oka Grey nie był zdolny.


           Gdy usłyszałam o tej książce po raz pierwszy, pomyślałam, że jest to powtórzenie motywu, znanego nam z filmu „9 i pół tygodnia”. Początkowo więc stwierdziłam, że nie muszę poznawać dwóch tych samych historii. Wydaje mi się, że niewiele się pomyliłam. Jednak cieszę się, że jednak poznałam tę drugą historię, ponieważ była tak samo dobra, i miała też inne odsłony. Co więcej, jeszcze się nie skończyła i to mnie niezmiernie cieszy. Czuję też dreszczyk emocji na myśl o ponownym spotkaniu z Greyem. Tak, chyba się zakochałam w Christianie Greyu. I też pod tą całą zbroją, którą się otoczył, chcę odnaleźć w nim rycerza, którego szuka każda kobieta.

2 komentarze:

Lychnis pisze...

Najgorsza książka o bdsm, jaką napisano, zupełnie błędnie przedstawiająca taką relację... Nie wspominając już o tym, że postaci są po prostu płaskie i mało wiarygodne.

A tu link z wytłumaczeniem, co w opisywaniu bdsm poszło nie tak: http://lychnis.soup.io/post/305569859/Let-me-just-fucking-drop-some-fucking

Gone_With_The_Books pisze...

Hmmm, szczerze mówiąc, ta cała relacja BDSM najmniej mnie interesowała, co więcej, nawet nie chcę wiedzieć, o co w niej chodziło ;) Może autorka postanowiła nie wgłębiać się w tę tematykę (co uważam oczywiście za złe, bo jak chce się być wiarygodnym, powinno się troszkę powęszyć w tematyce, w której chce się autor poruszać) i po prostu skupiła się na całej reszcie, czyli uczuciach.

Ja zrobiłam tak samo. Chciałam historii miłosnej i takową znalazłam. Na pewno nie pomogło mi w krytycznym odbiorze książki to, że zostałam wychowana na Harlequinach (wstyd się przyznać ;)). Po prostu dałam się porwać historii, bohaterowie utkwią mi w pamięci na długo. A rozsądzenie tego, czy bohaterowie są wiarygodni, zostawię prawdziwym recenzentom, bo zdaję sobie sprawę, że jestem tylko czytelnikiem, który wyraża swoje subiektywne opinie na temat przeczytanych książek i nikim więcej :)