piątek, 9 maja 2014

Mistrz - Katarzyna Michalak




On był niebezpieczny i władał życiem innych, ona, delikatna i niewinna, znalazła się w niewłaściwym miejscu i czasie i wpadła w sam środek wydarzeń, o których bałaby się nawet pomyśleć. Jest świadkiem gangsterskich porachunków i choć już dawno powinna gryźć ziemię, z jakiegoś powodu Raul de Luca, czarnooki i nieprzystępny mężczyzna zabiera ją ze sobą do swojej willi. W przepięknym więzieniu Sonia czeka na śmierć, bo wie, że z mafią nie ma żartów. Jednak zamiast samotnej śmierci odnajduje uczucia i pragnienia, których nigdy by się w takim miejscu nie spodziewała. Czy miłość do gangstera naprawdę jest tym, czego właśnie teraz potrzebuje, gdy ważą się jej losy? Czy jest w stanie dotrzeć do serca niedostępnego mężczyzny, zanim zrobi to Andżelika Herman, marzenie każdego mężczyzny? I co zrobi z nią bezwzględny Raul, gdy przestanie być mu potrzebna? Czy tylko jej się wydaje, czy zabójczo piękny mężczyzna ma drugie oblicze, które starannie skrywa przed światem?

Ciężko było przestawić mi się na tę książkę zaraz po „Trzy metry nad niebem”. Tamta była inna, głęboka, klimatyczna. „Mistrz” opisywany był jako erotyk, ale według mnie to bardziej romans przemieszany z jako tako wplecioną sensacją. Jakikolwiek by nie był to gatunek, jest to zupełnie inna para kaloszy niż opowieść Federico Mocci. Język „Mistrza” jest o wiele prostszy, intryga dość słabo zawiązana, bohaterowie jacyś tacy nie do końca przemyślani. Zupełnie inny świat.
Tak jak wspomniałam, początkowo nie mogłam się przestawić na ten inny świat. Ciągłe porównania do pięknego stylu pisania Mocci nie dodawało „Mistrzowi” Katarzyny Michalak uroku. Po kilkunastu stronach zastanawiałam się, czy jest to książka warta mojej uwagi. Wyobrażałam sobie, że mogłabym sama w ten sposób napisać, używając potocznego języka, w ślad za Michalak. Nie byłam zachwycona, biłam się z myślami, odkładałam książkę, zastanawiając się, czy nie lepiej zrobię, nie czytając już ani słowa więcej.
Zwyciężyła ciekawość. Teraz, gdy książka wróciła do biblioteki, myślę, że nie ma czego żałować. Pomimo jej wad, które wyrobiony czytelnik odnajdzie od razu, czytało mi się tę książkę nadzwyczaj dobrze, lekko i szybko. Przymykając oczy na niedociągnięcia stylu pisarskiego, nie bacząc na tandetne dialogi, które od czasu do czasu wyrastały znienacka między kartami, pomijając brak owych scen erotycznych, które mógłby oczekiwać czytelnik po tym, co przeczytał na odwrocie książki, nie zwracając większej uwagi na irytujący charakter głównej bohaterki Soni, można łatwo wczytać się w tę książkę. A to za sprawą głównego bohatera, Raula de Luci, niebezpiecznego gangstera, zamkniętego w sobie mężczyzny, mistrza manipulacji i kontroli nad własnymi uczuciami. Bezlitosnego dla wrogów, a jednak delikatnego dla kobiet. Człowieka z zasadami, który w jednej chwili jest zimny i opanowany, by w następnej okazać czułość i serce. Można się w nim łatwo zakochać. Ja nie oparłam się pokusie.
Jednak jeden plus to za mało, aby uznać książkę za bardzo dobrą. Zadziwiające jest to, jak łatwo w obecnych czasach zrobić z przeciętnej książki bestsellera. Wystarczy wartka akcja, bohater pełen sprzeczności i wyjątkowa kobieta, która jako jedyna na świecie jest w stanie wydobyć z niego to, co jest w nim głęboko ukryte. Jeśli do tego dorzuci się duże pieniądze i odrobinę niebezpieczeństwa- sukces murowany. Społeczeństwo lubi takie proste rozrywki. Ja im ostatecznie też uległam, bo kiedy odłożyłam książkę na półkę, moja głowa pełna była Raula. Jest to jednak wina mojego beznadziejnego romantyzmu, który jest łasy na miłość w każdym wydaniu, mojej dawnej miłości do Harlequinów, którymi zaczytywałam się jako nastolatka oraz kompletnej bezsilności w obliczu manipulacji.
Bo jak inaczej nazwać tą przesadę, którą częstuje nas pisarka? Wszystko jest w tej książce przesadzone, od charakterów do wydarzeń. A wszystko po to, aby ułatwić czytelniczkom zakochanie się w głównym bohaterze. Niestety przez te triki książka zyskała w moich oczach miano czytadła. Niewiele się ona różni od Harlequina. Może tylko bardziej rozbudowaną akcją, mającą za zadanie zapełnić 310 stron i zakończeniem, odmiennym niż zwyczajowe harlequinowe zakończenia.  Jednak każdego Harlequina czyta się szybko i przyjemnie i tak też było z tą pozycją. Niestety wciąż jest to tylko książka przyjemna w czytaniu, ale nie zapadająca w pamięć. Jest to jedna z tych książek, o których szybko zapominamy, skazując w ten sposób na niepamięć również bohaterów, których zdążyliśmy polubić, lub pokochać, a którzy warci byli zapamiętania.
Jak już podkreśliłam, jest to książka przesady. Bohaterowie są mocno zakreśleni, obdarzeni bardzo odmiennymi charakterami i cechami, które mają na celu zaciekawić czytelnika. On jest niebezpieczny, twardy i bezwzględny. A jednak coś w jego zachowaniu, spojrzeniu i głosie nakazuje bohaterce od razu się nim zainteresować. Może jego wyjątkowe piękno, obok którego nie może przejść obojętnie żadna kobieta? A może to, że emanuje seksem? Nie bez wpływu są również jego piękne, czarne oczy i maniery dżentelmena, które okazuje od czasu do czasu, pomiędzy zgrywaniem twardziela. Bogactwo, w które opływa dzięki swej mafijnej działalności, na pewno niejedną kobietę potrafi rzucić na kolana, dosłownie i w przenośni. Ona z kolei jest delikatna i niewinna, zupełne jego przeciwieństwo. Ma za sobą niezbyt przyjemną przeszłość. Jest młoda i niedoświadczona. Jej niewinność zaś szybko drąży wyrwę w sercu mężczyzny, pozwalając wypłynąć jego skrywanej wrażliwości. Czyż to nie piękne i wciągające? Właściwie dla tych dwoje czytałam dalej tę książkę, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi, tak hojnie podrzucane przez autorkę między wiersze, szeptały obietnicę, że tych dwoje połączy płomienny romans.
Niestety we właściwym odbiorze tego uczucia przeszkadzała mi kolejna przesada, do której dopuściła się autorka. Zrobiła z Soni niewinną dziewczynkę, która cieszy się jak dziecko z najdrobniejszej radości i smuci się, gdy nie dostanie błyskotki, która jej się podobała. Jednocześnie niemal od razu ma ochotę wskoczyć Raulowi do łóżka. Denerwuje się jak dzieciak i ogłasza strajki głodowe, które dodają jej punktów w oczach Raula, a odbierają w moich. Kocha jak podlotek, który czuje, że umiera, jak tylko zobaczy ukochanego mężczyznę w ramionach innej. Jej niewinność jest czasem tak irytująca, że ciężko ją tak naprawdę polubić. Za to Raul zyskuje przy niej jeszcze więcej. Bo dzięki niej może pokazać, jaki jest męski, odważny, a jednocześnie uczuciowy i pełen zasad.
Gdy dwukrotnie autorka komplikuje sytuację, umieszczając Sonię pośrodku opresji, znowu czuję wyraźne podobieństwo do Harlequinów. Zwłaszcza, że Raul jest zawsze gotowy, by biec jej na pomoc, aby zaraz potem okazać jej, jak mało mu na niej zależy. Dorzucenie do tej kołomyi jeszcze dwóch szarych charakterów, zupełnie innych od Soni i Raula, jest kolejną przesadą, którą odbieram jako niezbyt miły zgrzyt. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że  wszystko to ma na celu jeszcze bardziej wybielić postać Raula i niewinnej Soni, jednak jest w tym zbyt dużo przesady, zbyt rzuca się to w oczy, aby mogło zostać przyjęte za plus.
Nie podoba mi się również umieszczenie akcji za granicą i przemieszanie polskich i zagranicznych nazwisk, ale zapewne autorka wie, że lepiej brzmi wszystko, co jest zagraniczne.
Do minusów zaliczyłabym też niezbyt udane krótkie wprowadzenie na odwrocie okładki. Czytając to wprowadzenie, jak i jedno krótkie zdanie, umieszczone nad tytułem, a krzyczące na czerwono: „Ona niewinna, on niebezpieczny. Łączy ich zbrodnia, namiętność i tajemnica. Jedno z nich musi umrzeć…” zapowiada zupełnie inną treść, niż znajdujemy w środku. Wydawałoby się, że bohaterowie będą grali w jakąś dziwną grę, w której jedno będzie musiało zniszczyć drugiego. Wydawało się też, że znajdziemy między kartami książki tajemniczą zbrodnię, a męski bohater będzie demonem z piekła rodem, którego postać wywoła u mnie skrajne emocje. Niby książka brzmi jak kryminał, a jest to bardziej sensacja. Niby miał to być erotyk, a bliżej mu do romansu, a nawet romansidła. Niby książka miała rozbudzić zmysły, a jedynie uczyła,  że dziewczyny z karminowymi (koniecznie karminowymi, czerwone brzmią nazbyt zwyczajnie) ustami bardzo lubią robić loda. Wydawało mi się, że sięgam po jakąś mroczną książkę, w której kryje się niepohamowana namiętność, może nienawiść i miłość, walczące między sobą, a dostałam romans z odrobiną seksu (podobny scenariusz obowiązuje w romansach typu Harlequin). Nie miałabym nic przeciwko owym scenom miłości, nienajgorzej opisanym, gdyby nie to, że miały one przenieść ten romans na wyższą półkę, zwaną erotykiem. Tymczasem ciężko ją nazwać erotykiem z powodu kilku scen łóżkowych i paru obmacywanek.
Jeszcze jedno mnie irytuje w „Mistrzu”, prócz niewinnej Soni. Mianowicie chodzi mi o wtrącenia, mające zapowiadać jakąś ciekawą akcję, będące niejako zachętą do przeczytania kolejnej strony, ja jednak uznałam je za zbędne i praktycznie zdradzające, co się będzie dalej działo. Tym samym autorka sama wytrącała sobie z ręki możliwość zaskoczenia czytelnika jakimś nagłym zwrotem akcji. Prawdopodobnie Katarzyna Michalak nie czuje się jeszcze dobrze w tego typu literaturze, skoro popełnia tak kardynalne błędy.  Za to stara się od samego początku wciągnąć czytelnika w wir wydarzeń, nie chcąc pozwolić, aby ten rozmyślił się z powodu jakiegoś nieudanego dialogu czy nazbyt rozwiniętego wstępu.
Co do samej akcji, poznać można łatwo, że autorka nie jest specjalistką w dziedzinie sensacji i kryminału. Cała ta otoczka gangsterska dodana jest po to, aby dodać pieprzyku historii miłosnej, o, przepraszam, erotycznej. Jako tako się to udało, choć czasami widać, że Michalak nie do końca umie takie akcje kończyć. Są to więc akcje powierzchowne, takie właśnie Harlequinowe, nieco płytkie, są, bo są, ale mogłoby ich równie dobrze nie być wcale a i tak dobrze by się książkę czytało. Ułatwiły też przedstawienie Raula jako człowieka bezwzględnego i groźnego. Jednak tak naprawdę czytamy tę książkę tylko ze względu na Sonię i Raula. Autorka tego nie ukrywa a i ja głównie na tym się skupiłam i nie rozczarowałam się. Zapewne dlatego, że jestem typową kobietą i do tego romantyczką. A powiedzcie mi, która dziewczyna ulegnie pokusie odkrycia w mężczyźnie twardym i niedostępnym wrażliwego chłopca, który wszystko zrobi dla swojej dziewczyny? Bo Sonia ma takie właśnie romantyczne wyobrażenia o mężczyznach, a i ja chciałam razem z nią odkrywać drugie wnętrze Raula de Luca. Sonia chciałaby mieć kogoś, kto skoczy za nią w ogień i jej życzenie spełnia się natychmiastowo. Jeśli ktoś lubi takie proste historie (jak ja, do czego muszę się ze wstydem przyznać), to znajdzie w tej książce wiele wzruszeń. Jest tez szczypta humoru, kiedy Raul i jego przyjaciel, Paweł, przerzucają sobie dziewczynę z rąk do rąk, a raczej z ramion do ramion, bo żaden z nich nie chce się przyznać, że Sonia coś dla niego znaczy.
Podsumowując: książka ma wiele wad, ale jest przyjemna w odbiorze i łatwa w czytaniu. Nie jest to kolejny Grey czy Cross, ale potrafi zainteresować swoim wątkiem romantycznym. Nie jest to erotyk, ani kryminał, więc nie należy nastawiać się na żadne większe tajemnice i kipiące erotyzmem sceny łóżkowe. Nie jest to również jakaś głęboka opowieść, którą zapamiętamy aż do grobu, choć łatwo się zakochać w Raulu, gdy ma się wrażliwe serce. Co do Soni, cóż, tu też przyda się wrażliwe serce, by przymknąć oczy na jej niedoskonałości w doskonałej otoczce, w którą próbowała ją wcisnąć Michalak. Należy mieć to wszystko na uwadze, zanim się sięgnie po tę pozycję. Myślę, że romantyczki będą miały nad czym wzdychać, osoby niewymagające całkiem dobrze spędzą czas przy tej książce, reszta może się nieco zawieść.  Zaś osoby bardzo krytyczne mogą sobie „Mistrza” odpuścić. Ja osobiście nie żałuję czasu, który spędziłam z tą książką. Były to fajne dwa dni, w których całkowicie się zaczytałam, nie mogąc się oderwać od czytanej historii, wciąż czekając na to drugie oblicze Raula, które ten odsłaniał, gdy był z Sonią. Dobrze mi było z tą książką. Pomimo wszystko…

Brak komentarzy: