czwartek, 27 grudnia 2012

Book czy e-book

   
     Książka papierowa czy e-book? Oto jest pytanie. Obie koncepcje kuszą swoimi plusami, obie mają sporo do zaoferowania. Co zatem wybrać? Przyjrzyjmy się bliżej aspektom obu koncepcji.
     Książka elektroniczna jest tańsza (czasem nawet darmowa, jeśli ściągamy ze strony chomikuj lub podobnych lub pożyczamy od znajomych), łatwiej dostępna, a co najważniejsze- lżejsza: zaledwie kilka MB zamiast kilkuset gramów. Na jednym dysku możemy przechowywać niezliczoną ilość książek, kopiować i pożyczać znajomym i nieznajomym i to bez obaw, że książka wróci do nas bez kartek, rozklejona, podarta. Nie musimy drżeć ze strachu, że nigdy do nas nie wróci, bo osoba której zaufaliśmy w swojej niefrasobliwości po prostu ją zagubiła. A to wszystko dlatego, że pożyczamy plik czyli kopię książki i obdarowany może z nią zrobić, co zechce, bo my wcale nie oczekujemy zwrotu pliku.
    Przy e-bookach nie potrzebujemy też kupować półek na naszą sporą kolekcję książek, unikamy więc zagracania naszych niewielkich mieszkań. A w obawie przed utratą danych z komputera wystarczy przenieść cenne dzieła na płytę, dodatkowy dysk, przenośną pamięć i porobić kopie, po czym spać spokojnie, nie martwiąc się o przyszłość naszych plików.
    Często e-booki pojawiają się szybciej niż tradycyjne książki, możemy więc być dzięki nim bardziej na bieżąco, a gdy jesteśmy poliglotami, wystarczy kupić zagraniczny e-book w oryginale i nie czekać na polski przekład, który na pewno pojawi się z opóźnieniem. Dodatkowo naszego e-booka możemy czytać wszędzie tam, gdzie mamy dostęp do komputera, np. w pracy. Gdy w pracy spędzamy większą część dnia przed komputerem, możemy lekko nagiąć swoje obowiązki i czytać książkę w godzinach największej nudy lub gdy czujemy się przepracowani. A gdy do pokoju wejdzie szef, zastanie nas przy ciężkiej, wytężonej pracy. Dużo łatwiej bowiem przeczytać książkę elektroniczną niż papierową za plecami szefostwa. Bo w komputerze wystarczy jedno kliknięcie i na pulpicie pozostają tylko aplikacje służbowe. A gdy trzymamy na kolanach pod biurkiem tom jakiegoś fascynującego tytułu, to gdy wejdzie szef a my nagle poderwiemy się na krześle, to może wyniknąć z tego tylko jakaś kabała.  Albo ze strachu przed przyłapaniem za mocno zamkniemy książkę i wyda ona odgłos zamykanej książki, który nawet w dobie komputeryzacji jest dobrze rozpoznawalny i  zabrzmi w uchu szefa jak odgłos zamykanej książki. Albo usłyszy szelest zamykanych stron, co jednoznacznie odbierze jako szelest zamykanych stron. Albo też usłyszy odgłos otwieranego biurka i zastanie nas w popłochu coś chowających lub po prostu zwyczajnie zobaczy książkę, która spadnie nam z kolan na podłogę, tuż obok jego stóp, odzianych w lakierki. Do tego wszystko to odbędzie się przy akompaniamencie mimiki lisa złapanego w pułapkę. Natomiast gdy spokojnym kliknięciem pilnego pracownika zamkniemy e-booka i spojrzymy niewinnymi oczami na naszego szefa, bądźcie pewni, że wszystko się Wam upiecze. Nie radzę jednak czytać e-booków w pracy, jeśli wiemy, że szef lub jego informatycy mają podgląd na nasze komputery. Wtedy nawet niewinna mina nowonarodzonego dziecka nie pomoże nam wytłumaczyć, że książka to nie książka tylko zbiór najnowszych przepisów prawnych, które studiujemy dla podwyższenia swoich kompetencji.
Jedynie w szkole lub na studiach, podczas nudnego wykładu, polecam zanurzyć się raczej w strony papierowej książki, która będzie wyglądać bardziej niewinnie w stosie szpargałów, którymi się obrzucimy, niż gdybyśmy rozłożyli na ławce laptopa lub siedzieli z oczami wlepionymi w telefon komórkowy.
Za e-bookami przemawia też wielość czytników, na których możemy odczytać tekst. A gdy jesteśmy przy końcu jednej książki, a przed nami długa podróż, to nie musimy się martwić, że za chwilę pozostanie nam tylko drzemka umilająca podróż jako alternatywa do bezmyślnego gapienia się na współpasażerów, bo akurat nie było w naszym bagażu miejsca na tachanie dwóch książek ani tym bardziej zabrakło sił na mordowanie się z ciężkimi walizami. A że nie każdy lubi rozpoczynać drugą książkę bez ukończenia poprzedniej- to e-book jest odpowiedzią na potrzeby takich podróżujących osób, które lubią czytać pomiędzy pokonywaniem kolejnych kilometrów. Wystarczy wgrać kilka tytułów na nasz czytnik e-booków, laptop, komórkę i wio! Nawet do Australii!
    W mnogości plusów jest jednak jeden minus, który dyskwalifikuje e-booka w moich oczach i jest to właśnie jej postać elektroniczna. Bo to oznacza nic innego jak konieczność odczytu na czytniku elektronicznym. To co dla jednych jest plusem, dla innych może być minusem nie do przeskoczenia. Na przykład dla takich osób jak ja. Siedzących przez 8 godzin przed komputerem. Męczących swoje oczy przez patrzenie na monitor przez pół dnia bez przerwy. Męczących się w pozycji siedzącej przez połowę swojego życia. Ostatnie czego potrzebuję po pracy to dodatkowa dawka promieniowania niszczącego moje oczy. Ostatnie czego chcę to siedzieć kolejne godziny i "relaksować się" przy domowym komputerze, pogłębiając problemy z kręgosłupem. Owszem, w domu mam laptopa i mogę się położyć wygodnie na kanapie, jednak konieczności wpatrywania się w szkodliwe promieniowanie monitora jest nie do przeskoczenia. Być może są czytniki, które są tak skonstruowane, że do minimum zniwelowano w nich szkodliwe działanie na oczy, ale zapewne są drogie i nie dostępne dla każdego. A nie ukrywajmy że kryzys toczy w obecnych czasach zbyt wiele rodzin. Dodatkowo moje oczy nie mogą znieść przesuwania ekranu. A czytając e-booka na komputerze trzeba przewijać tekst, aby dostać się do kolejnej strony. Moje oczy strasznie się przy tym męczą i już po kilku stronach czuję, że oczy mi łzawią, a głowa zaczyna nieprzyzwoicie boleć. Nie jestem w stanie wytrzymać w takich warunkach dłużej niż godzinę. A kto to widział czytać fascynującą książkę po godzinę dziennie, gdy ma się ochotę wchłonąć ją całą od razu?

     Dlatego moim faworytem jest wciąż tradycyjna książka papierowa. Być może to oznaka zbliżającego się wieku starczego, a może mała życiowa elastyczność, a może jeszcze bariera technologiczna, której ludzie w moim wieku nie potrafią przekroczyć? Wszystko to bardzo możliwe. Ale ja się tym nie przejmuję. Dla mnie najważniejsze jest to, aby odczuwać przyjemność podczas czytania. Temu właśnie mają służyć książki, zaraz obok funkcji naukowej i informacyjnej. A jak tu odczuwać przyjemność gdy oczy wypływają razem ze łzami, a głowa boli jak podczas kaca? Poza tym ja kocham położyć się z książką na tapczanie, podłożyć sobie kilka poduszek pod głowę, zmieniać co chwilę pozycję, słuchać szelestu przewracanych kartek, nawet wolę upaprać książkę od jedzenia niż męczyć się z bólem głowy. No i uwielbiam czytać! Nawet do rana, gdy akurat następnego dnia mam wolne. Ileż to razy przesiedziałam w wakacje nad książką do czwartej rano, gdy zaczęło świtać i ptaki budziły się do życia? Wspominam te czasy naprawdę bardzo miło i po prostu nie wyobrażam sobie aby miejsce papierowej książki weszła technologia wypalająca oczy. Już i tak współczesne życie zmusza nas do korzystania z nowoczesnej technologii na każdym kroku, coraz szybciej sięgamy po okulary. Nie chcę przyspieszać tego procesu. No i nie marnuję prądu czytając papierową książkę. Korzystam tylko ze światła, a przy e-booku musiałabym również czerpać prąd dodatkowo na mój czytnik. Bo czytać po ciemku w bladym świetle monitora to sobie nie wyobrażam. Szybko dorobiłabym się musztardówek na nosie :)
    I nawet jeśli muszę targać ze sobą ciężkie książki, nawet jeśli nie mogę przynieść fascynującego tytułu do pracy, nawet jeśli muszę dłużej czekać na ukazanie się ciekawego tytułu w księgarni lub bibliotece to ja i tak wybieram książkę w wersji papierowej. Nic jej nie zastąpi. Nic tak ciekawie się nie czyta jak książkę "z krwi i kości" (czyt. papieru i kleju lub nici :)). Można je czytać w dowolnych ilościach nie obawiając się o oczy i bóle w plecach. Można je śmiało wyciągnąć z torby w autobusie pełnym złodziei i nie bać się okradzenia, natomiast nie radziłabym pokazywać w takim towarzystwie jakiejkolwiek elektroniki. Nie dość, że stracimy cenny czytnik, to jeszcze nagrane na nim książki, których kopii nie trzymamy na domowym komputerze przepadną na amen. Nic to, że czasem ktoś zagubi naszą książkę, nieważne że odda ją z plamami po maśle, a co tam, że okładka będzie wygnieciona. Biorąc ją do ręki i pożyczając kolejnym znajomym dopisujecie do niej cenną historię, tworzycie jej duszę, a być może po latach okaże się cennym białym krukiem, za którego ktoś będzie chciał zapłacić tysiące (choć Wy już na pewno z tych pieniędzy nie skorzystacie ;)). Plik komputerowy jest martwy i nigdy nie będzie miał takiej wartości jak papier przechodzący z rąk do rąk.
    Tradycja? Sentyment? Może... Ale ja wolę myśleć o tym jak o zdrowym rozsądku. Szanujcie swoje oczy moi drodzy, bo drugich już nie dostaniecie :)

7 komentarzy:

Kamila pisze...

oznaka zbliżającego się wieku starczego? no coś Ty! ja jestem zdecydowanie za książką tradycyjną :) długie czytanie na komputerze jest dla mnie i moich oczu bardzo męczące. uwielbiam kolekcjonować książki na mojej półce, lubię zapach ich kartek, a poza tym w każdej chwili mogę sięgnąć po każdą z nich. kocham książki! ;-)
pozdrawiam!

Kania pisze...

w życiu nie przeczytałam ani jednego e-booka...i nie wydaje mi się, bym miała to zmienić. Od zawsze czytam książki tradycyjne i to nie tylko z litości dla oczu i kręgosłupa. Pamiętam do dziś moją wiejską bibliotekę, pana Józka i ten charakterystyczny zapach książek.. nawet najlepszy e-book tego nie zastąpi, choćby ten sposób czytania miał sto razy więcej zalet niż tradycyjny:) Nie lubię czytać z monitora, nawet dziennik ustaw 217 musiałam sobie wydrukować..książki górą:)
pozdrawiam:)

Gone_With_The_Books pisze...

Ja tylko przez moje przemiłe panie bibliotekarki z biblioteki osiedlowej zdecydowałam się pójść na studia bibliotekoznawcze. Tylko nie wiem czy dziękować im za to czy przeklinać, że były dla mnie takie miłe. Bo chyba nie ma mniej przydatnych studiów niż moje :P
Ja teraz męczę jednego e-booka i chyba skończę go za rok, albo mi oczy wypłyną ;)

Gone_With_The_Books pisze...

No właśnie, to, że są one materialne, można je dotknąć, przesunąć ręką po kartkach sprawia, że wygrywają u mnie z e-bookiem. Pamiętam jak po przeczytaniu jakieś niezwykłej książki przytulałam ją kilka chwil do piersi, zanim odłożyłam na półkę i było to wspaniałe uczucie. Czasem studiowałam okładkę z uśmiechem na ustach. Te wspomnienia są tak cudowne, że nie chciałabym ich utracić tylko dlatego, że e-booki są łatwiej dostępne. Bo przytulanie pendriva to nie to samo jak tom ulubionej książki :)

Kania pisze...

a ja czytałam, że studia matematyczne są nudne i jak ktoś chce mieć fascynujące studia to ma iść na bibliotekoznawstwo:))))))

Gone_With_The_Books pisze...

Chyba pisał to człowiek, który chciał zmniejszenia populacji, bo nie znam mniej fascynującego kierunku studiów. Można na nim umrzeć z nudów :)

Kania pisze...

W takim razie podziwiam Twoją wytrwałość i zacięcie, skoro przeżyłaś na tych studiach całe 5 lat:)))