Nie wiem, jak mogłam tak długo
patrzeć na tę książkę nieprzychylnym wzrokiem. Kupiłam ją całkiem przypadkiem,
w sklepie z używaną odzieżą. Nie wiem nawet jak to się stało. Okładka przecież
była niezachęcająca, a nie przypominam sobie, abym czytała opis umieszczony z
tyłu. Bo gdybym tak zrobiła, na pewno bym tej książki nie zabrała do domu.
Możliwe że był to akurat ostatni dzień wyprzedaży i nic innego nie było w koszu
z książkami, a ja koniecznie chciałam coś kupić. Naprawdę nie pamiętam, co się
wtedy stało. Cała historia z tą książką była naprawdę dziwna. Przeleżała pół
roku na półce pod ławą, gdzie wrzucam różne papierowe śmieci, które czekają na
segregację (czasem parę miesięcy) by ostatecznie osiąść na stałe w pudle przeznaczonym
na książki. Pudło to kupiłam po przeprowadzce do mieszkania męża, gdy nie
wiedziałam gdzie pomieścić tomy zakupione swego czasu w sklepie second-hand.
Zaraz po zakupie pudła miałam
okazję przejrzeć wszystkie używane książki, które kupiłam kiedyś niemal hurtowo
i porzuciłam. I właśnie wtedy przyjrzałam się tej konkretnej książce uważniej.
To, co ujrzały moje oczy, gdy patrzyłam na okładkę, wreszcie trzeźwym okiem,
zniechęciło mnie do tej pozycji kompletnie. Okazało się bowiem, że przez
przypadek kupiłam tytuł dla dzieci! Musiałam naprawdę być w amoku, gdy
wchodziłam do tamtego sklepu. Kolejne trzy lata książka przeleżała w swoim
pudle, ciągle przekładana, gdy otwierało się wieko. Jakoś nie miałam serca,
żeby choćby do niej zajrzeć i sprawdzić, co w sobie skrywa. Przecież miałam już
30 lat i nie dla mnie były bajki dla dzieciaków. Byłam przekonana w duszy, że
ta książka dokona żywotu w swoim pudle, dopóki jej komuś nie wydam.
I nagle zdarzył się cud. Znowu pośpiech,
potrzeba szybkiej decyzji, planowany na szybko wyjazd, potrzebna książka do
samolotu. Nie chciałam się wczytywać w żadną nową książkę, gdyż akurat czytałam
jakiś inny opasły tom, a koniecznie chciałam mieć towarzystwo w samolocie i
pociągu. „Tracy Beaker” miała być lekka i nieciekawa- idealne towarzystwo na
parę godzin podróży. Mogłam bez obaw poczytać trochę, żeby zabić nudę
podróżowania, bez obaw, że wczytam się w coś nowego, gdy w domu czekała inna,
zaczęta książka.
I nagle szok- parę pierwszych
stron i już byłam stracona. Bajka dla dzieciaków okazała się żywą i zabawną
opowieścią o życiowych problemach z punktu widzenia dziecka. Coś w stylu
„Zwierzeń Georgii Nicolson”, tylko dla trochę młodszych ludzi. Po kilku
rozdziałach nie mogłam się sobie nadziwić, że tak długo ta książka musiała
czekać na moją uwagę. Była przecież doskonała- szybka, pełna humoru, zabawna w
swój oryginalny sposób, niesamowicie wciągająca. I tak naprawdę wcale nie
jestem przekonana, czy jest to typowa książka dla dzieci, pomimo licznych
nagród dla książek dziecięcych, które otrzymała. Uważam, że śmiało można ją
polecić także dla rodziców lub nastolatków. Myślę, że problemy dzieci i
nastolatków niewiele się różnią i ta niewielkich rozmiarów książka zabawi nie
tylko dzieci, ale i dorosłych, a także tych „prawie dorosłych”. Problemy
dziecięce przedstawione są tu naprawdę żywo, aż się nie chce odkładać książki,
tak ciekawie Tracy opowiada o swoim życiu. Przemyślenia są pokazane w zabawny
sposób, a to, jak Tracy patrzy na świat, jest tak prawdziwe, że wiele rodziców
może się nauczyć od tej dziewczynki, jak mają postępować ze swoimi własnymi
pociechami, aby w rodzinie panowała harmonia. Oczywiście do pewnych zasad
wymyślanych przez dzieci nie można się nagiąć, bo inaczej szybko byśmy
zbankrutowali, nie zyskując wcale tym samym miłości dzieci, jak wydawało się
Tracy. Ale od tego właśnie jesteśmy my- dorośli, aby umieć oddzielić ziarna od
plew, rzeczy istotne z punktu wychowania dziecka i te, które mogą nam tylko
pomóc w rozpuszczeniu pociechy, która stanie się źródłem utrapień. Jednak mimo
tych wszystkich mądrych i jakże dorosłych spostrzeżeń miło było choć raz ujrzeć
te sprawy w krzywym zwierciadle oczu dziecięcych. Jakaż to była cudowna odmiana
po latach życia w kręgu sztywnego i rozsądnego dorosłego myślenia!
Jeśli ktoś lubi czytać Georgię
Nicolson i tęskni za jej szalonymi pomysłami, śmiało może ją zastąpić Tracy
Beaker. Nie będzie tam wprawdzie problemów z chłopakami, gdyż Tracy nie dorosła
jeszcze do wieku, w którym się myśli o płci przeciwnej, ale jest niewiele mniej
zabawna niż Georgia. Inne są ich problemy z racji wieku, jednak pomysłowość
podobna. Naprawdę nie wiem, jak mogłam przez tyle lat sądzić, że książka jest
nudna i nie dla mnie. Jest bardzo dla mnie, bo odpowiada mojemu poczuciu
humoru, a może nawet przyda mi się w przyszłości, gdy zostanę matką i nie będę
potrafiła zrozumieć swojego dziecka. Lub gdy będę chciała zarekomendować mojemu
dziecku jego pierwszą książkę, zaraz po bajkach o misiach i księżniczkach.
Jest to doskonała pozycja dla
większych dzieci, jak i dla rodziców. Można się uśmiać z małej Tracy i poznać
świat dzieci trochę bardziej. Zabawne, jak Jacquelin Wilson trafnie zobrazowała
małe i duże problemy dzieci i ich sposób widzenia świata. Książkę czyta się
jednym ciągiem. I jednym tchem. I wcale nie przeszkadza trochę dziecięcy język,
bardzo szybko można się do niego przyzwyczaić. Nie sposób nie polubić Tracy od
pierwszych linijek. I choć trafiłam na drugą część przygód Tracy, nie mogę się
już doczekać, aż wpadnie mi w ręce pierwsza część- „Historia Tracy Beaker”. Mam
nadzieję, że znajdę ją w Internecie, bo bardzo chcę ją przeczytać i poczuć się
znowu trochę w klimatach Georgii, za którą tęsknię już od paru lat. A jeśli nie
możesz mieć jednego, musisz sobie znaleźć zastępstwo, prawda? Tracy zaś
idealnie się do tego nadaje. Nawet jeśli książka jest zilustrowana typowo dla
dzieci, nawet taka trzydziestolatka uśmieje się przy tym żywym dzieciaku, jakim
jest Tracy. I nawet jeśli wiem, jak skończy się jej historia, chcę wrócić do
jej początków, do momentu, w którym pisała swój dziennik z domu dziecka.
Musiało to być jeszcze zabawniejsze niż druga część. Wiadomo jakie dzieci
potrafią być okrutne i wygrać z tym okrucieństwem może tylko ktoś obdarzony
taką wyobraźnią i odwagą jak mała Tracy.
Doprawdy nie mogę się doczekać
tamtej pierwszej części. Gorąco rekomenduję nie tylko drugą część, którą miałam
przyjemność czytać, ale i pierwszą, której mogę się tylko domyślać. Ale
poznałam już trochę styl Wilson i bardzo chcę poznać wszystkie jej książki,
także te dla dorosłych. Chociaż tych ostatnich trochę się obawiam, bo mogą nie
być tak obrazowe i żywe jak te, pisane dla dzieci. No ale jak się nie spróbuje…
Nie chcę zmarnować kolejnych lat czytając książki, które nie są nawet w połowie
tak ciekawe, jak historia Tracy. Już dość zmarnowałam czasu, każąc czekać Tracy
Beaker tyle lat w ciemnym pudle. Mój plan na najbliższe tygodnie to przeczytać
tyle książek Jacquelin Wilson, ile tylko znajdę. Mówię tak, jak kiedyś, gdy
miałam naście lat i gdy umiłowałam sobie jakiegoś autora, czytałam wszystko, co
napisał i co leżało na półkach w bibliotece. Czy to nie wspaniałe? Znowu czuję
się jak dziecko! I to jest bardzo ekscytujące! Wilson jest cudowną
powieściopisarką, jeśli potrafiła mnie cofnąć w czasie do najlepszego etapu
mojego życia. Dzisiaj po pracy biegnę do mojej szkoły języka angielskiego.
Ostatnio mignęła mi tam jakaś inna książka Wilson. Nie mogę się doczekać, aż
wpadnie w moje ręce! Wy też nie czekajcie dłużej i biegnijcie do biblioteki w
poszukiwaniu jej książek. Wilson jest tego warta. Już dawno tak gorąco nie
rekomendowałam współczesnej i to angielskiej książki! Mam nadzieję, że jest ona
też dostępna w polskim przekładzie, dla tych, którzy nie znają angielskiego.
Szkoda byłoby przegapić tak świetne książki.
P.S. W poszukiwaniu informacji o
autorce dowiedziałam się, że seria o Tracy Beaker jest bardzo znana i na jej podstawie
nakręcono film (serial?). Pomyśleć, że tak długo byłam nieświadoma skarbu, jaki
trzymałam w swoim pudle z zapomnianymi książkami! Cieszę się, że wreszcie tam
zajrzałam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz