„Tata
rządzi czyli 63 zasady szczęśliwego ojca” Andrew Clovera jest jedną z
najdziwniejszych książek, jakie w swoim życiu przeczytałam. Mam bardzo mieszane
uczucie co do tej książki. Co więcej tak szczerze mówiąc to nie wiem o czym tak
naprawdę jest i w jakim celu powstała. Czy jest to antyporadnik dla rodziców?
Tytuł brzmi jak poradnik, natomiast nie ma w nim żadnych porad, jak wychowywać
dzieci. Są jakieś zasady zawarte w tytułach krótkich rozdzialików, ale w
większości nie miały one odzwierciedlenia w pokrótce skreślonej opowieści,
która prawdopodobnie miała tłumaczyć tę zasadę. Na samym początku Andrew lekko
ironizując wyśmiewa te wszystkie poradniki dla rodziców, czasem pisane przez
ludzi którzy nie mają własnych dzieci, zatem mniemam, że jego własna książka
miała być czymś bardziej pomocnym, co prawdziwie zgłębiłoby tajniki bycia
rodzicem i może w jakiś sposób podpowiedziało skonfundowanym rodzicom, co
zrobić, żeby z ich latorośli wyrośli dobrzy ludzie. I jak sobie ulżyć w
rodzicielstwie. I jak zrozumieć swoje własne dzieci. Miały to być zasady,
jakich nauczyły autora jego własne córki. Lecz stwierdzam po przebrnięciu
dzielnie przez wszystkie zasady, że albo ja tej książki w ogóle nie zrozumiałam
(nie jestem rodzicem), albo jest ona tak chaotyczna i niezrozumiała jak
dziecięcy świat.
Ale
wiecie co? Ja też kiedyś byłam dzieckiem i całkiem dobrze pamiętam ten etap w
moim życiu, ponieważ był najszczęśliwszym okresem mojego istnienia. Dobra, nie
pamiętam nic z tego, kiedy byłam małym brzdącem, który dopiero uczył się mówić,
ale za to pamiętam doskonale co było później. Co więcej wiele z tego dziecka
jeszcze we mnie zostało, więc tym bardziej wydaje mi się, że nie jest trudne
zrozumienie dzieci. Trudne jest za to przebywanie z nim 24 godziny na dobę,
kiedy nie ma się czasu dla siebie samego, a każdą minutę trzeba poświęcać na
zabawę w gry, które każdego dorosłego człowieka zanudziłyby na śmierć. Więc
stwierdzam, że chyba bardziej jest to książka o tym, jak to jest być rodzicem,
skierowana dla osób, które jeszcze tego nie doświadczyły. I nie znają tego
świata chaosu, w jakim żyją dzieci, kiedy wszystko, co znajduje się wokół
Ciebie może służyć do zabawy. Są to raczej wspominki ojca i człowieka, który
nie chciał być ojcem, niż choćby cień poradnika. Zatem jeśli szukacie złotych
zasad jak wychowywać swoje dzieci, nie znajdziecie ich tutaj na pewno, mimo że
autor przekonuje, że przekazuje w swojej książce zasady ojcostwa, wszystkie te,
o których ojciec powinien wiedzieć. I że ta książka może nauczyć paru ważnych
rzeczy. Ale wiecie co? Tych rzeczy nie można nauczyć się z książki, bo każdy
inaczej przeżywa wydarzenia i inne nauki z nich pobiera. A przede wszystkim
żadna książka nie pomoże człowiekowi wyciągnąć z drobnych spraw, które go
otaczają, poczucia szczęścia, bo do tego trzeba mieć otwarty umysł i
umiejętność wyciągania z życia tego, co najlepsze. Bez takiej umiejętności
zmienimy się w narzekających i zirytowanych ludzi, nawet jeśli przeczytamy
tysiąc wspomnień innych ludzi, którzy w rodzicielstwie odnaleźli szczęście.
Książka
Andrew Clovera wydaje się właśnie takim zbiorem wspomnień. Ale wspomnień
człowieka zirytowanego i niespełnionego w swojej karierze (przynajmniej w tym
etapie, o którym pisze). Przez całą książkę przewija się zły humor naszego
narratora, od czasu do czasu przeplatany zapewnieniami o szczęściu, jakie odnalazł
dzięki temu, że pozwolił się zmusić do bycia ojcem. Są też zapewnienia o
miłości, jaką obdarzył swoją partnerkę, matkę swoich dzieci, a jednak
wielokrotnie ma się wrażenie, że Andrew wini ją za to, że jego kariera zwolniła
tempo (mimo iż światło jego kariery było w tych latach tak nikłe jak poświata
słoneczna chowającego się za horyzontem słońca). Szczerze mówiąc dla mnie ta
książka jest zobrazowaniem tego, jakie życie staje się nie do zniesienia, gdy
pojawiają się w nim dzieci. One kładą kres karierze, znajomym, przyjaciołom,
miłości do kobiety, z którą się te dzieci ma i mimo usilnych prób, książka
wcale nie pomaga tego zmienić. Ja z tych 63 złotych zasad nie wyczytałam jak to
zrobić, aby zmienić swoje nastawienie do nagle zmieniających się warunków życia
(chyba, że palenie trawki ma być odpowiedzią na wszystkie problemy). Jedynie
znalazłam narzekanie na ciągłe zmuszanie do zabaw, na które nie ma się ochoty i
ciągłą irytację, że nie można robić tego, co się chce. Jak dla mnie jest to
obraz negatywny i zniechęcający do bycia rodzicem. Ale może właśnie o to
chodziło? Żeby pokazać przyszłym rodzicom, na co się decydują i żeby uświadomić
im, jak ważny jest to krok, zanim będzie za późno?
Owszem,
są tam słowa o miłości, różne zapewnienia, które potem stają się zaprzeczeniem
tego, o czym Andrew dalej pisze. Najpierw czytamy o tym, że Grace i Cassady
uświadomiły Andrew co jest w życiu najważniejsze, by za chwile przeczytać o
tym, jak autor ciągle popala zioło, żeby przetrwać w trudnym życiu codziennych
obowiązków, do których zmusiła go żona. W jednym rozdziale czytamy, jak to
Andrew kocha swoją Livy, by za chwilę przyłapać go na całowaniu się z koleżanką
po fachu czy myśleniem o tym, jak to podnieca go jego sąsiadka. Powiem
szczerze, że jeśli tak wygląda umysł każdego faceta, to ja od tej pory wyrzekam
się ciekawości tego, o czym i jak myślą faceci. Andrew pokazuje nam jak
chaotyczny i pełen sprzeczności jest umysł mężczyzny. Być może także ukazuje
nam codzienną walkę męską między prawdziwymi pragnieniami, a tym, co mężczyzna
może pragnąć. Andrew Clover pokazał mi, że facet ciągle musi się przywoływać do
porządku, bo gdyby nie to, już dawno by zwiał od swojej kobiety, która zmusza
go do rzeczy, których on nie chce i od obowiązków narzucanych mu przez życie.
Także tych związanych z wychowywaniem dzieci. Być może dlatego tylu facetów
miga się od zajmowania się własnymi latoroślami, od uciekania do kolegów, aby
tylko nie sprzątać, nie przewijać i nie bawić się z dziećmi, po ucieczkę
całkowitą włącznie. Andrew oczywiście został i stanął na wysokości zadania, ale
przez całą książką mam nieodparte wrażenie, że ma o to żal do swojej partnerki i
że napisał tę książkę właśnie dla niej, żeby pokazać jej, jaką ciężką walkę ze
sobą stoczył i jak bardzo powinna mu być za to wdzięczna, że z nią został.
Przez
te ciągłe żale człowieka, który musiał zostać w domu i zajmować się dziećmi, bo
nie zarabiał na byciu komikiem wystarczających pieniędzy, by utrzymać rodzinę
(mimo to uparcie odmawiającym zmiany profesji,) przez wieczne zirytowanie,
zmęczenie i upalania się, nie spodobała mi się ani książka, ani bohater. Andrew
sprawił, że nawet Livy zmieniła się w wiedźmę, przez co jej też nie mogłam
obdarzyć sympatią, mimo iż wiem, że musiała być twarda wobec swojego partnera,
jeśli chciała osiągnąć swoje cele. Każda z nas codziennie walczy ze swoim
facetem o wpływy i przez to, że są oni uparci jak osły, wszystkie wychodzimy na
czarownice z Eastwick. Mimo tej świadomości i tej wiedzy, że kobieta po prostu
musi zmuszać faceta do różnych rzeczy, bo inaczej ten kompletnie by się na nią
wypiął, nie byłam w stanie polubić Livy za to, jaką stworzył ją autor. Nie wiem
czy ta kobieta naprawdę była taką egoistką i demoniczną głową rodziny, ale tak właśnie
Andrew ją nam pokazał, co jakiś czas starając się złagodzić ten obraz
zapewnieniami o swoim głębokim uczuciu do niej. Ale ja niestety tej miłości nie
czułam i jeśli tak wygląda miłość według mężczyzny, to wszystkie jesteśmy
stracone.
Zatem
dla mnie jest to książka o byciu facetem, o jego problemach, o niezrozumieniu z
każdej strony, z jakim mężczyzna musi się zmagać, o wygórowanych wymaganiach,
jakie każdy mu rzuca. Jest to książka o przetrwaniu w świecie kobiet
(wymagających kobiet). O tym, jak pracuje rozum mężczyzny (jest to obraz
niezbyt pochlebny). Jest to także w jakiejś mierze książka o dzieciach, bo
dzięki historyjkom z życia wziętym możemy zobaczyć, ile posiadanie dzieci
wymaga od nas cierpliwości i poświęcenia. Ci, którzy mają dzieci, prawdopodobnie
sami już się tego nauczyli, także ta książka może się jedynie przydać tym,
którzy dopiero stoją u progu decyzji, czy mieć dzieci czy nie. Dzięki książce
Clovera możemy zajrzeć w sekretny świat dzieci, podpatrzeć w co się bawią i co
ich raduje. Zobaczyć ile uwagi wymagają od swoich rodziców i jak bardzo chcą
ich wciągnąć w swój kolorowy świat. Ale jednocześnie jest to ostrzeżenie dla
osób, które lubią mieć swój wolny czas a myślą o posiadaniu dziecka. Andrew
podpowiada im jak ich życie diametralnie się zmieni gdy do rodziny wkroczy nowy
członek. Zatem ta książka pomoże nam podjąć tę trudną decyzję i podpowie, byśmy
zastanowili się 10 razy zanim tę decyzję podejmiemy.
Oprócz
tego jest to książka o narzekaniu na swój los i o paleniu trawki. O zamianie
ról w rodzinie i destrukcyjnemu wpływowi tej zamiany na rodzinę. O kłóceniu się
o pieniądze i wolność. Innymi słowy- o zakładaniu rodziny i trudnościach, jakie
na pewno napotkamy na swej drodze, gdy decydujemy się z kimś zamieszkać i mieć
z nim/nią dzieci.
Na
początku, gdy czytałam pierwsze rozdziały, które mówiły o tym jak Livy namawia
Andrew na dziecko, myślałam, że polecę tę książkę swojemu facetowi. Chciał
przeczytać coś ciekawego i wydawało mi się, że ta książka może się sprawdzić w
jego przypadku. Uznałam, że „Tata rządzi” jest zabawna i pokazuje prawdziwe
życie z punktu widzenia mężczyzny. Jednak w połowie, kiedy Andrew urodziły się
już dzieci, stwierdziłam stanowczo, że ten tytuł nie jest dla mojego męża. Po
prostu przestała być zabawna w swój początkowy, ironiczny sposób, a stała się
chaotyczna i ogólnie nudnawa. Być może winę za to ponosi tłumacz, ale jeśli
Andrew Clover jest takim samym komikiem, jaki objawia się między spisanymi jego
ręką słowami, to nie dziwię się, że nie zrobił zawrotnej kariery. Książka być
może śmieszyłaby dzieci, zwłaszcza gdy autor opisuje obrazki namalowane przez
jego dziewczynki lub gdy się z nimi bawi w wymyślone postaci, ale dorosła osoba
mogłaby się wyłącznie znużyć. Zwłaszcza taka, która w książce szuka małej
ucieczki przed życiem rodzinnym. Bo jeśli sięgnie po „Tata rządzi”, trafi
dokładnie do takiego samego świata, przed jakim chciała uciec.
Ogólnie
mówiąc Andrew Clover nie zaciekawił mnie. Wręcz irytował swoją postawą wobec
żony, ciągłym zmęczeniem i rozdrażnieniem a także wiecznym narzekaniem i obwinianiem
innych za to, że coś mu się nie udawało. Takie przyznanie się do swoich myśli,
nawet tych najgorszych kiedy udawał przed żoną, że pracuje, a tak naprawdę grał
w gry video, wymagała dużej odwagi, jednak ja wciąż nie wiem, po co ta książka
powstała. Jakiemu celowi tak naprawdę służyło to obnażanie swojej duszy? Czy to
była pamiątka dla dzieci? Tylko czy im by się spodobała wiedza, że ich tatuś
tak często był nimi zmęczony i że ich nie chciał? Czy żona, przeczytawszy te
wywody, byłaby zadowolona, wiedząc, jak źle ją czasem oceniał? Czy chciałaby
wiedzieć, że jej mąż jest w gruncie rzeczy leniwym narzekającym facetem
oglądającym się za innymi kobietami? Czy opisy zabaw z dziećmi potrafią ubawić
dorosłego? Bo jeśli jest to książka dla dzieci, to za dużo w niej prawdy, by
pokazywać ją formującemu się umysłowi. Jak dla mnie jest to tylko biografia
spisana językiem innym niż inne biografie, ewentualnie ostrzeżenie dla osób
niezdecydowanych przed zakładaniem rodziny. Czy poleciłabym tę książkę? Raczej
nie. „Tata rządzi” spodobałaby się ewentualnie kobietom, które lubią mściwe
myśli i które lubują się w powtarzaniu sobie: „A widzisz, my też tak mamy! My
też nie mamy czasu dla siebie. I dobrze Ci tak, poczuj jak to jest żyć w skórze
kobiety!” Tylko czy komuś tak naprawdę jest to potrzebne? Książka powinna
służyć relaksowi, tymczasem przy „Tata rządzi” można się tylko denerwować.
Zatem dla spokoju Waszej duszy możecie tę książkę pominąć na Waszej liście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz