Autor: Sylvia Day
Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wyd.: 2013
Seria: Crossfire
Liczba stron: 378
Z niecierpliwością wyglądałam momentu, kiedy będę mogła
napisać kilka słów o drugiej części trylogii „Crossfire”. Chciałam wyrzucić z
siebie wrażenia z lektury, ponieważ w głowie siedzi mi już nieopanowana wręcz ochota
na przeczytanie części trzeciej. A czuję wewnętrznie, że nie powinnam się do
niej zabierać, dopóki nie zrobię „rachunku sumienia” z wrażeń z poprzedniej
części.
W „Płomieniu Crossa” spotykamy się ponownie z namiętnością
Gideona i Evy. Pierwsze trudności są już za nimi. Eva pokonała niechęć Crossa
do stałych związków z kobietami, z którymi sypia i czuje, że jest mu bliższa,
niż jakakolwiek kobieta przed nią. Wie, że nawet Corine, była narzeczona
Gideona, nie znała nawet niewielkiej części tożsamości człowieka, z którym była
zaręczona, tożsamości mrocznej i poranionej, którą ten starał się ukrywać przed
światem. Dopiero poznanie Evy, kobiety z równie trudną przeszłością, co jego,
pełną namiętności i pasji oraz niskiego poczuci własnej wartości, zmieniło go
na tyle, iż postanowił otworzyć się bardziej, niż kiedykolwiek przypuszczał, że
jest w stanie. Poznawanie swoich sekretów i autodestrukcyjnych słabości
przyciąga dwoje ludzi coraz bardziej i coraz mocniej ich od siebie
uniezależnia. Ich szalona miłość może doprowadzić do szczęśliwego końca lub
zmienić się w nienawiść i przynieść ból, a to, jaki będzie jej koniec, zależy
tylko od naszych bohaterów. Czy ta miłość ma szansę pokonać piętrzące się
trudności, kiedy z jednej strony jest niskie poczucie wartości, zazdrość i
ciągła potrzeba szukania dowodów uczucia, a z drugiej obawa przed wyznaniem
swoich tajemnic, brzydka przeszłość zagrażająca wewnętrznemu spokojowi Evy, nad
którym tak długo pracowała i niska wiara w swoją wartość? Przyszłość trudnego i
pełnego przeszkód związku stoi pod znakiem zapytania i zależy od tego, ile
ustępstw wobec siebie są w stanie ponieść Eva i Gideon.
Związek Evy i Gideona przybiera na sile. Teraz, kiedy Gideon
poznał smak miłości, w jej imię postanawia walczyć o swój związek, zagrożony ze
względu na jego przeszłość. Nocne koszmary Crossa powodują, że staje się on
niebezpieczny dla jedynej osoby, na której mu zależy i dla której zrobiłby
wszystko. Godzi się więc na wspólną terapię, która ma pomóc obojgu i wznieść
związek na wyższy poziom, pełen zaufania i bez tajemnic.
Mimo terapii Gideona wciąż męczą koszmary, podczas których
atakuje śpiącą Evę, a jego ataki za każdym razem przypominają młodej kobiecie
jej bolesną przeszłość, o której tak pragnie zapomnieć i przez którą omal nie
zagubiła samą siebie. Mimo iż noce z Gideonem są jak tykająca bomba zegarowa,
Eva decyduje się pozostać przy mężczyźnie, mając nadzieję, że wraz z doktorem
Petersenem uda im się opanować senne napaści Gideona, tak bardzo przypominające
te, których Eva doświadczyła jako dziecko od Nathana, swojego przyrodniego
brata. Jednak fakt, że Gideon ukrywa przed nią swoją przeszłość, mimo iż sam
poznał największe brudy jej przeszłości i nie chce z nią rozmawiać o tym, co
przeżył w młodości, powoli niszczy Evę. Niszczy jej pewność siebie, pewność, że
mężczyzna ją kocha i zmienia jej czyste uczucie w obsesję pełną demonów
zazdrości. Czy będzie musiała zostawić mężczyznę swojego życia, aby znów nie
zatracić samej siebie? I dlaczego Gideon nie potrafi zrozumieć, jak boli ją
każde spotkanie z Corine? Każde zaś wspomnienie „pokoju do ruchania”, do
którego zabrał ją Gideon, a który nadal wynajmował, przynosiło gniew nie do
zniesienia, który wzmagał w niej niepewność i włączał guzik autodestrukcji,
który w latach, gdy była nastolatką, omal nie złamał całego jej życia.
Tak jak się spodziewałam, Corine dała się ostro we znaki
Evy. Jej wybuchowy charakter, niskie poczucie własnej wartości i niszczące
milczenie Gideona na temat własnej przeszłości, brak zaufania do niej, który każe
mu trzymać język za zębami, był sporą pożywką do uczucia zazdrości, które
toczyło Evę od momentu, gdy dowiedziała się, kim Corine była dla Gideona.
Dodatkowo jego brak zrozumienia jej obaw co do Corine podsycał w niej
niepewność co do jego uczucia. Gideon wzbraniał się przed wypowiadaniem słowa
„kocham Cię”, które uważał za zbyt słabe i niezdolne do wyrażenia jego
prawdziwych, silnych uczuć do Evy, nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, jak
bardzo kobieta potrzebowała tych pustych według niego słów. Mężczyzna zaś
uważał, że tylko czynami i seksem może jej wyrazić, co tak naprawdę do niej
czuje.
Na skutek intryg Corine i rozmowy z doktorem Terrencem Lucasem,
który wlał w duszę Evy podejrzliwość, a także skrawkiem tajemnicy, którą odkrył
przed nią Gideon w związku z jego znajomością z doktorem, jej wiara w uczucia
Gideona słabnie. A kiedy dodatkowo mężczyzna, wbrew swoim obietnicom, nie
pojawia się na spotkaniu z psychiatrą, doktorem Petersenem, a następnego dnia
zdjęcia jego i Corine oblegają plotkarskie witryny internetowe, świat Evy
zaczyna rozpadać się na kawałki. Nie może zrozumieć, dlaczego Gideon nie
potrafi z nią rozmawiać o swojej przeszłości, podczas gdy ona tej rozmowy tak
bardzo potrzebuje. Czy te wydarzenia doprowadzą do końca jej związku z
mężczyzną, który był jej światem, powietrzem, obsesją, bez którego nie
potrafiła funkcjonować?
Muszę przyznać, że zainteresowanie drugą częścią rodziło się
we mnie powoli i raz wzmagało się, innym razem opadało. Jednak gdzieś w połowie
książki autorce wreszcie udało się złapać moją uwagę i coraz bardziej
komplikując już i tak trudny związek, usidliła moją ciekawość raz na zawsze.
Teraz nie mogę się doczekać, aby dorwać trzeci tom i sprawdzić, czy Evie i
Gideonowi wreszcie udało się pokonać swoje demony.
Myślę, że główną przeszkodą, która nie potrafiła mi zatracić
się w tej książce, była erotyka. Wciąż nie mogłam opanować wrażenia, że czytam
pornograficzną książkę. Nie odpowiadał mi sposób przekazania mi przez autorkę
relacji seksualnych bohaterów. Był za mało subtelny jak na mój gust i
nieodmiennie przywodził na myśl pornografię. Denerwowały mnie też te ciągłe
orgazmy i natężenie scen seksu. Mimo, iż wiedziałam, że seks był jedynym
sposobem, dzięki któremu Gideon potrafił okazywać swoje emocje i uczucia,
czułam, że scen tych jest tam za dużo i często nic nie wnosiły do historii,
prócz zapełnienia stron.
Denerwowało mnie trochę stosowanie przez autorkę
przypomnień. Każdej osobie, która pojawiała się na scenie, towarzyszyło krótkie
wprowadzenie do historii, jakby pani Day szczególnie zależało na zachęceniu
nowych czytelników, którzy wcześniej nie sięgnęli do pierwszej części trylogii.
Uważam to za zbędne, ponieważ nie sądzę, aby można było tomy tej trylogii
czytać osobno, bez osadzenia w całości. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić osobę,
która znajdowałaby przyjemność w czytaniu historii wyrwanej z kontekstu, bez
której nie potrafiłaby tak naprawdę zrozumieć tego, co łączyło Gideona i Evę,
mimo tych krótkich wprowadzeń.
Zauważyłam też kilka błędów w e-booku, który czytałam. Jakby
osoba, do której należała korekta tekstu, trochę zawaliła sprawę, w celu jak
najszybszego przygotowania książki dla odbiorców. Uważam takie niedociągnięcia
za niedopuszczalne w przypadku bestsellerów, dzięki którym wydawnictwo zarabia
kupę kasy. Należałoby się nieco bardziej przyłożyć do pracy nad tłumaczeniem,
które będzie czytane przez tysiące czytelników. Ale to tylko takie moje małe
przemyślenia na ten temat.
Potwierdzam też to, co pisałam pod poprzednim postem-
wrażenie uczestniczenia w tych samych warsztatach pisarskich autorek „Crossfire”
i „Pięćdziesięciu odcieni” pozostało. Obie autorki wplotły kryminalny wątek w
swoje historie. Z tym wyjątkiem, że tak jak u James wydało mi się to
niepotrzebnym podkręcaniem akcji, to w przypadku Day jestem pod wrażeniem tak
udanej zagrywki. Czytając Greya zdenerwowałam się tylko na nieudolne poczynania
autorki, aby podsycić zainteresowanie ostatnią częścią swojej trylogii, tak u
Crossa poddałam się zupełnie temu wątkowi. Jedyne, co mnie razi w tej
kryminalnej historii u Sylvii Day, to fakt, że policjanci, prowadzący śledztwo,
wykazali się bardziej ludzkimi cechami niż profesjonalizmem. Za to z
przerażeniem zauważyłam u siebie, podczas czytania tego wątku, cechę, o której
nawet nie chcę myśleć. Mianowicie gotowość wybaczenia przestępstwa w imię miłości.
Zawsze myślałam, że życie jest dla mnie czarno-białe. „Płomień Crossa” otworzył
mi oczy i zwrócił uwagę na tę cechę mojej osobowości, której wcześniej u siebie
nie znałam.
Ten ostatni wątek zmył wcześniejsze wrażenia lekkiego
znudzenia, które towarzyszyło mi podczas pierwszej 1/3 książki i teraz rozpala
we mnie gorączkę ciekawości tego, co się stanie w trzeciej części. Jestem
ciekawa, czy dowód miłości Gideona wreszcie uspokoi Evę i jej rozszalałe
poczucie zazdrości i niedowartościowania? Ile jeszcze można zrobić w imię miłości? Ile Gideon jeszcze jest w stanie poświęcić dla swojego uczucia do Evy? I czy człowiek, którego ojciec popełnił samobójstwo, jest w stanie poradzić sobie z tak silnymi uczuciami, które go wiążą z kobietą będącą jego obsesją? Co się może stać, jeśli ją straci? Cóż, obym jak najszybciej się o tym
przekonała. Ponieważ czuję, jak z każdym dniem trawi mnie coraz większa gorączka ciekawości. Chyba spalę się doszczętnie, zanim zdobędę trzeci tom trylogii.
Czy to przypadek, że ten samochód stanął na mojej drodze? :) |
1 komentarz:
Kapitalna stronka rytualmilosny.co.pl którą bardzo polecam.
Prześlij komentarz