Celowo tytułem postu nawiązałam do wiersza „O zachowaniu się
przy stole”. Tak jak Słota pisał niegdyś o kulturze spożywania posiłków, tak ja
chciałam obecnie napisać o kulturze zachowania się wobec współpasażerów komunikacji miejskiej. Od dawna mnie to
dręczyło, a nareszcie mam gdzie o tym napisać. Jak widać setki lat minęły, a
ludziom wciąż trzeba przypominać, jak się zachowywać w różnych sytuacjach. Najwidoczniej
sami nie potrafią rozpoznać co jest właściwe a co nie. U podstaw wszystkich
nieporozumień społecznych wydaje się być egoizm. Skoro więc egoizm pcha ludzi
do niewytłumaczalnych zachowań w autobusie, to nie dziwi mnie już skąd na świecie
tyle konfliktów wojennych.
Ale przejdźmy do meritum sprawy. Impulsem do napisania o tym
właśnie dzisiaj było wczorajsze zdarzenie w autobusie, którego doznałam na
własnej skórze, a które to zjawisko nazwałam „siedząca torebka”. „Siedząca
torebka”, o której tyle słyszałam od koleżanki, a które wreszcie dotknęło mnie
osobiście, przelało czarę goryczy i dlatego teraz przelewam swój żal na
wirtualny papier.
Nie potrafię zrozumieć dlaczego ludzie są takimi egoistami w
każdej dziedzinie życia, nawet w takiej, gdzie nasz egoizm od razu odbija się
echem na innych uczestnikach życia. Na pewno nie raz doznaliście dyskomfortu
psychicznego i fizycznego tylko dlatego, że ktoś zapomniał, że na kuli
ziemskiej są inne istoty żyjące. A autobus można by było porównać do mikro kuli
ziemskiej, gdzie tłoczą się inne organizmy, które chciałyby na niewielkiej
przestrzeni, którą zmuszone są dzielić z innymi organizmami, znaleźć w miarę
wygodne miejsce do egzystencji. I ta mikro kula ziemska zapewnia to miejsce,
wystarczy tylko odpowiednio się rozmieścić, tak aby dla każdego znalazła się
przestrzeń do życia. Niestety niektóre osobniki tak bardzo czują się niezależne
na swoim skrawku ziemi, że w swym egoizmie czują paląca potrzebę zajęcia jak
największej połaci, nawet jeśli nie potrzebują aż tyle miejsca, by w miarę
wygodnie żyć. Nie wiem jednak czy jest to spowodowane tym, że szykują się być
może na jakieś gorsze czasy i wolą zrobić sobie zapasy życiowej przestrzeni, czy też przezwycięża w nich zakorzeniona głęboko w tradycji i
przekazana przez przodków żądza władzy. W każdym razie niektóre osobniki
rozpychają się łokciami i kolanami i czym tylko mogą, aby wydrzeć dla
siebie jak najwięcej tego, czego potrzebują wszyscy inni do życia: przestrzeni.
Jak więc jest to możliwe, że ludzie, dzielący wspólną
przestrzeń, nauczeni od maleńkości podstaw życia społecznego, stłoczeni w niewielkiej
przestrzeni autobusu i zależni od siebie nagle nie potrafią ze sobą
koegzystować? A że nie potrafią to widać
bardzo wyraźnie każdego dnia. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego autobusu.
Najlepiej zatłoczonego. Bo im więcej współpasażerów, tym ludzie zachowują się
coraz bardziej irracjonalnie. Być może dlatego, że chcą, jak to się dzieje w
świecie zwierząt, odstraszyć przeciwnika wszelkimi możliwymi sposobami, a
przecież nikt nie chce mieć do czynienia z dziwakami. Być może ludzie uznali,
ze jest to najlepszy sposób bronienia swojego terytorium, nagle opanowanego
przez mnogą ilość przeciwników.
A oto kilka zjawisk występujących masowo w autobusach
komunikacji miejskiej, które mnie najbardziej irytują. I to nie tylko wtedy,
gdy dotykają mnie bezpośrednio, ale i wtedy, gdy obserwuję je z bezpiecznej i
przytulnej wnęki siedzenia autobusowego, chroniącego mnie od natłoku ludzkiej
masy. Mam w sobie sporo empatii, więc nawet jeśli sama jestem bezpieczna, to
cierpię w imię innej osoby. Nieraz już miałam ochotę pouczyć kogoś o tym jak
należy się zachowywać w autobusie, ale że jestem istotą skromną i nieśmiałą,
nigdy nie wykonałam kroku w tym kierunku. Potrafiłam tylko cierpieć katusze w
imieniu całej ludzkości jeżdżącej codziennie komunikacją miejską. Nareszcie
jednak znalazłam miejsce, gdzie mogę wylać swój żal z przepełnionej już czary
goryczy.
Skoro już wspomniałam o zjawisku zwanym „siedzącą torebką”
to zacznę od niego, mimo że jest to dla mnie zjawisko całkiem nowe, do wczoraj
znane mi jedynie z opowieści. Zjawisko to występuje powszechnie w komunikacji
zbiorowej i jej sprawcami są kobiety. Wygląda to tak: siada kobieta na miejscu
koło okna, więc wsiadającemu dopiero co pasażerowi wydaje się, że miejsce obok
jest wolne. Dziwi się jak to możliwe, skoro autobus pełen po brzegi ludźmi a to jedno miejsce
woła do niego i błaga wręcz o zajęcie go. Świeżak (czyli nowy pasażer, słabo
orientujący się w układach panujących w autobusie, który dopiero co wsiadł i to
z wielkimi nadziejami na to, że znajdzie miejsce siedzące) nie może uwierzyć w
swoje szczęście; stwierdza, że zapewne nikt ze stojących po prostu nie ma
ochoty usiąść na tym wolnym miejscu i woli postać w tłumie; biegnie czym
prędzej by zająć miejsce i… nagle staje jak wryty. Okazuje się, że miejsce jest
zajęte. Przez wiernego towarzysza kobiety: torebkę! Siedzi sobie oto torebeczka
tuż obok swojej właścicielki, całkiem jej tam wygodnie, zwłaszcza że zajmuje
pół siedzenia, które zdawało się być puste. Pasażer myśli w swej naiwności: „na pewno
jak będę chciał usiąść to kobieta przesunie torebkę na swoje kolana i zrobi mi
miejsce, zapewne nikt wcześniej z tłumu współpasażerów zwyczajnie nie chciał
usiąść”. Zaczyna więc kucać ostrożnie, patrząc kątem oka na torebkę i
oczekując z jej strony jakiegoś magicznego ruchu. Jednak torebka wcale nie zamierza
ustępować mu miejsca. Siedzi sobie dalej dumnie obok swojej właścicielki,
zdając się pytać: „Czego tu?! Nie widzi, że zajęte??!”. A właścicielka torebki
nie zamierza nawet spojrzeć na nieśmiałego pasażera. Gdy jego naiwność wreszcie
opada, razem z łuskami na oczach, zastaje on samego siebie w dziwnej pozycji w półkucku i właściwie nie ma już żadnej innej opcji jak przycupnąć na
brzeżku siedzenia lub narazić się na litościwie spojrzenia lub nawet wybuch śmiechu
współpasażerów, którzy tylko czekali na rozwój wypadków.
Jestem pewna, że
wielokrotnie spotkaliście taką damę z torebką, która nawet „nie zauważyła”, że
chcecie usiąść obok niej. Oczywiście możemy być równie grubiańscy jak damulka z
torebką i po prostu klapnąć sobie z zadowoleniem i całym ciężarem ciała na ową
torebkę, ale trzeba się nastawić na nerwowy kobiecy wybuch i może nawet próbę
wyłudzenia pieniędzy za zniszczone mienie znajdujące się w torebce (np.
wytłaczanka z jajami). Bo to oczywiście nasza wina, że śmieliśmy usiąść na
torebce, która nic nikomu nie zrobiła, tylko siedziała sobie niewinnie i
czekała na swój przystanek.
Wczoraj ja spotkałam na swojej drodze damulkę
z torebką. Zachciało mi się usiąść, jako że byłam już zmęczona całodzienną
bieganiną, dojrzałam wolne miejsce w oddali i udałam się w jego kierunku.
Zobaczywszy torebeczkę, zwisającą ekstrawagancko po stronie wolnego siedzenia
przypomniały mi się wszystkie opowieści koleżanki i zrozumiałam ze zgrozą, że
jestem żywym świadkiem „siedzącej torebki”. A że torebunia była mała to łudziłam się,
tak- łudziłam się, że jej właścicielka, zobaczywszy mnie czającą się na miejsce,
usunie torebkę z przestrzeni wolnego siedzenia. Ale łudziłam się na darmo.
Przycupnęłam sobie więc grzecznie, wciąż myśląc, że to na pewno nie jest zjawisko
„siedzącej torebki”, że kobietka po prostu zapomniała, że ma torebkę po mojej
stronie. W końcu torebeczka była mała, lekka i możliwa do zapomnienia. Jednak po chwili okazało się, że kobieta nie zapomniała o swoim stylowym pakunku, bo zaczęła w nim
grzebać w poszukiwaniu telefonu komórkowego. Torebka nie poruszyła się w jej
stronę ani na milimetr. Widać, że dziewczyna miała wprawę w wyginaniu swojego
ciała tak, by bez problemu wyjąć cokolwiek z torebki, bez poruszania nią. Kto
wie, być może ćwiczyła swoją zręczność już jako dziecko podczas gry w bierki. Po znalezieniu telefonu w
niewielkiej powierzchni torebki, dziewczyna odgięła się do normalnej pozycji siedzącej
a torebeczka dalej zwisała po mojej stronie, nadal zajmując pół przestrzeni,
która teoretycznie przynależała do mnie, śmiejąc mi się swoimi zameczkami w
twarz.
Inną odmianą "siedzącej torebki" jest zjawisko, które śmiało można
nazwać: „Ja nie usiądę, bo nie jestem zmęczona, ale moja torebka tak” (czyt.
Tak- jest zmęczona i tak- usiądzie). Celują w tym znowu kobiety, jako dumne
posiadaczki życiowego niezbędnika zwanego „torebką”. Też taki posiadam, jednak
moja torebka od zawsze potrafiła się zachować. Natomiast kiedyś byłam świadkiem
sytuacji nierealistycznej i nie dającej się objąć ludzkim rozumem. Był ranek; podjechał
przetłoczony, mały autobus linii 59; wchodzi kobieta, za nią jej torebka;
uprzejmy młody człowiek wstaje z trudem z miejsca, by ustąpić krzesło nie tylko osobie
starszej ale i kobiecie. Aż dwa powody, by ustąpić miejsca. Należy pochylić
głowy nad tym kulturalnym młodym człowiekiem. A co się stało potem? Na
zwolnionym miejscu usiadła torebka. Kobieta czuła się na tyle żwawo z rana, że
postanowiła się trochę pogimnastykować w tłumie. Torebka najwidoczniej miała
złą noc i musiała odpocząć. Chyba nie byłam jedyną osobą w autobusie, która
patrzyła tęsknie na to miejsce i nie dowierzała własnym oczom.
Uważacie, że to było dziwne zachowanie? To co powiecie na
taką scenę? (historia autentyczna)… Miejsce akcji: autobus. Aktorzy: młody
mężczyzna siedzący od strony przejścia, puste miejsce pod oknem i kobieta w
sile wieku wchodząca do autobusu. Akcja: kobieta zbliża się do siedzącego
chłopaka i pustego miejsca pod oknem, chłopak kulturalnie wstaje (zauważcie-
nie unosi się, nie przekręca kolan tylko wstaje, aby kobieta bez problemu mogła
przejść pod okno i nie być zmuszona do przeciskania się), odsuwa się nieco od
swojego miejsca, by dać kobiecie przejść, kobieta siada na jego miejscu….
Chłopak stoi jak wryty, patrzy na swoje zajęte miejsce, przenosi wzrok na wolne
miejsce obok okna, próbuje wszystko połączyć w jakąś zrozumiałą całość; nie
udaje mu się ta sztuka; odchodzi w głąb autobusu, by postać w tłumie razem z
innymi nieszczęśnikami. Właśnie doznałam olśnienia! Chyba zaczynam powoli
rozumieć dlaczego ludzie nie są dla siebie kulturalni w autobusach….
Kolejną bulwersującą dla mnie sprawą jest zjawisko: „Zaraz
wysiadam, więc nie siadam pod oknem”. Być może jest to mechanizm obronny przed
żulami, którzy z lubością zdają się wyszukiwać potencjalne ofiary i z
westchnieniem ulgi dosiadać się do niczego nie spodziewających się pasażerów,
zmuszonych do kontynuowania podróży w tej śmierdzącej pułapce, zazwyczaj przez
całkiem spory kawałek drogi. A że żule i bezdomni wydają się nie mieć do końca
sprecyzowanego miejsca podróży i może tylko pragną sobie odpocząć i ogrzać się
w autobusie, to mogą nas zabawić swoim towarzystwem kawał drogi, zwłaszcza
jeśli ku naszemu nieszczęściu okażą się towarzyscy. Gdy dosiądzie się do nas
taki niechciany przyjaciel, wówczas nie ma za bardzo jak uciec. Oczywiście
można spróbować od razu, zanim żulik klapnie na miejsce obok nas, jednak należy
się liczyć z przeróżnymi reakcjami, nawet agresywnymi. Bo nie ma co się łudzić,
że żulik nie odczyta właściwie naszej nagłej potrzeby postania w zatłoczonym
autobusie. Możemy więc za naszą odwagę zostać znieważeni, zagadani na śmierć, a
nawet opluci przypadkiem przez rozjuszonego towarzysza. Jeśli więc nie czujemy
się na siłach, by podjąć takie ryzyko, siedzimy grzecznie na swoim miejscu,
modląc się w duchu o szybkie uwolnienie od mizernego losu, wdychając w
międzyczasie trujące opary i w duchu przeklinając samego siebie, że nie usiadło
się po zewnętrznej stronie. Wówczas nie dalibyśmy się złapać żulikowi w jego
śmiertelna pułapkę. Kilka takich spotkań może nawet najlepszego pasażera
zmienić w egoistyczną postać, siadającą nawet przy największym tłoku na
zewnętrznym siedzeniu, tuż obok pustego miejsca pod oknem, skąd w razie ataku żula może się w każdej chwili
ewakuować z zagrożonego miejsca. Trzeba jednak pamiętać, że gro współpasażerów
nie pije, nie jest bezdomne, nie roztacza wokół siebie nieprzyjemnych zapachów
i uważam, że nie powinno się zabierać dla siebie przestrzeni dwóch siedzeń,
tylko dlatego, że w życiu spotkało się zbyt wielu podejrzanych pasażerów. Jeśli
boimy się takiego ataku, po prostu nie siadajmy w ogóle, nie tarasujmy innym miejsca pod oknem, tylko zajmijmy miejsce
stojące. Z takiego miejsca najłatwiej jest umknąć w razie niebezpieczeństwa a
ktoś, kto bardzo potrzebuje miejsca siedzącego będzie mógł z niego skorzystać i może
nawet będzie wolał ścierpieć smrodliwego przyjaciela, a siedzieć dalej i np.
zmniejszyć ból pleców, który odczuwa podczas stania. Miejmy na uwadze to, że wiele ludzi
cierpi na jakieś przypadłości, ma jakieś bóle, ma ciężkie torby i chętnie by
sobie usiadło. A że autobusy są tak skonstruowane, by jak najwięcej ludzi
weszło podczas jednego kursu, więc chcąc się wcisnąć pomiędzy nogami siedzącego
na zewnętrznym krześle pasażera na wolne miejsce koło okna, zwłaszcza trzymając
w ręku siatki, można sobie połamać golenie, ręce lub inne wystające części
ciała. A zazwyczaj siedzący już pasażer tak zmęczony jest życiem, że nie jest w
stanie wstać, by wpuścić do środka drugiego pasażera. Wolimy więc już stać,
opierając się bardziej o tłum niż trzymając się czegokolwiek, co przez
konstruktora autobusu przeznaczone jest do trzymania, niż ryzykować wizytę w
szpitalu. Wciskając się więc do autobusu często widzimy zmęczone twarze
stojących pasażerów i kilka wolnych miejsc pod oknami, zablokowanych przez
grupkę egoistów siedzących przy przejściu.
Inną odmianą tej osobliwości, bardzo podobna do poprzednio opisanego zjawiska, jest sprawa, którą nazwałam: „Ja zaraz
wysiadam, więc panią/pana wpuszczę koło okna”. Brzmi empatycznie i
nieegoistycznie? Owszem, brzmi. Ale tak naprawdę jest tak samo niebezpieczne
dla naszego zdrowia jak zjawisko opisane powyżej. Bo najczęściej ten
współczujący pasażer nie powstanie, tylko lekko wsunie nogi i swoją empatią i
brakiem wyobraźni praktycznie zmusi człowieka do wciskania się między zajętym
siedzeniem a szybą lub rurą autobusową. No bo jak już „uprzejmie” się
przesunął, to jak powiedzieć: „Nie, dziękuję, jednak postoję”, dodając w
myślach: „w tym tłumie, bo Ty ośle narażasz mnie na połamanie się, bo nie chce
Ci się tyłka ruszyć na sąsiednie miejsce, lub chociaż wstać, abym mógł
bezpiecznie i bez problemu usiąść”. A na końcu się okazuje, że to „zaraz
wysiadam” jest ostatnim lub dalszym przystankiem i po kilku minutach trzeba
znowu przeskakiwać kolana uprzejmego człowieka, bo wysiadamy znacznie
wcześniej.
Kilka dni temu krew mnie wewnętrznie zalała, gdy byłam świadkiem
takiej sceny z udziałem mojej własnej koleżanki z pracy i kobiety w starszym
wieku, z większymi gabarytami. Niestety to moja znajoma była tą niemyślącą
częścią historii. Tak się składa, że autobus, który wozi nas codziennie do
pracy, jest bardzo krótki i ma mało miejsc siedzących. Często jest też
zatłoczony, tak jak tego dnia, gdy rozegrała się scena. Ale to w ogóle mojej
znajomej nie przeszkadzało, żeby usiąść sobie wygodnie po zewnętrznej stronie,
zastawiając tym samym wolne siedzenie koło okna. Po chwili podeszła do niej ta
starsza kobieta i powiedziała: „Pani na pewno wysiada później” dając tym samym
do zrozumienia, aby moja znajoma się przesunęła do okna i pozwoliła jej usiąść
na zewnątrz. Na to ona odparowała: „Nie”. I wstała (chwała jej chociaż za to) i
wpuściła ją do środka. Było to kompletnie bez sensu, ponieważ obie wysiadałyśmy
na przedostatnim przystanku. Było więc 99 % szans, że wysiądziemy później
niż ktokolwiek inny w całym autobusie. Dlatego było dla mnie zadziwiające
zachowanie koleżanki. Okazało się oczywiście, że starsza kobietka wysiadała po kilku
przystankach, dużo wcześniej niż ja i znajoma. Niezręcznie więc się
wygramoliła, jeszcze podczas jazdy autobusu, żeby zdążyć wysiąść jak drzwi się
otworzą. Wszyscy zaś wiemy, że wstawanie z siedzenia podczas jazdy autobusu jest
nie lada wyzwaniem, zwłaszcza jak kierowca lubi ostro przyhamować. Potem stało
się coś jeszcze mniej przeze mnie zrozumiałego. Po tym jak starsza kobieta
wysiadła, a w autobusie wciąż były tłumy, moja znajoma usiadła spokojnie na
swoim zewnętrznym miejscu, zupełnie nie nauczona lekcją ze starszą kobietą,
taranując tym samym kolejnemu pasażerowi możliwość skorzystania z wolnego
siedzenia. Chyba jednak zachowanie zwierząt łatwiej jest zrozumieć niż ludzkie…
Nie mogę też nie wspomnieć o zjawisku masowo szerzącym się
wśród mężczyzn w różnym wieku, w którym występują dwie odmiany: „Jestem gość
więc siedzę z rozwalonymi kolanami” oraz „Jestem szefem więc siedzę na dwóch
krzesłach”. Uwielbiam kiedy mężczyźni to robią. Uwielbiam prawdziwych mężczyzn,
którzy zachowują się tak męsko ;) Jednak przez to zabierają dla siebie dwa
miejsca, mimo ze bez problemu zmieściliby się na jednym. I znowu mamy problem,
my, reszta społeczeństwa, bo przecież nie usiądziemy panu na tym kolanie,
jakkolwiek mogłoby mu się to spodobać. Nie widzę też osobiście przyjemności
przytulania się do obcego mężczyzny, nawet w walce o miejsce siedzące. Musiałam
dodać ten ustęp, żeby nie było, że tylko kobiety zachowują się nieelegancko w
autobusach J
Kolejnym utrapieniem trawiącym nasze autobusowe
społeczeństwo jest egoizm w najwyższym stopniu, jakim jest nie pozwalanie na
wejście kolejnym pasażerom, bo ma się ochotę stać przy drzwiach, żeby na swoim
przystanku wysiąść bez problemu, bez różnicy czy przystanek jest za chwilę czy
za pół godziny. Ileż to razy denerwowałam się, bo ledwie weszłam do
zatłoczonego przy drzwiach autobusu, bo ludzie nie chcieli się przesuwać ku
środkowi, który był jeszcze w stanie przyjąć sporą ilość pasażerów! Albo w
drugą stronę: chcę wysiąść a tam już zbity tłum czekających na zewnątrz ludzi,
zostawiają Ci tylko wąski przesmyk, przez który mógłbyś przecisnąć swoje ciało
gdybyś był nadzwyczaj chudym dzieckiem i nie widzą, że chcesz wysiąść a nie
możesz bo już patrzą jak zahipnotyzowani do wnętrza autobusu, lustrując
wzrokiem wolne miejsca.
Nie da się również nie wspomnieć o pchaniu się na współpasażerów plecakami i torbami wszelkiego rodzaju, zamiast zdjąć je z ramienia i trzymać w ręku. Jest jeszcze jedna mała rzecz, która mnie strasznie denerwuje. Nie wiem, czy ktoś z Was się z tym spotkał, ale wydaje mi się, że jest to dość powszechne zjawisko. Otóż gdy wyciągam z torby/kieszeni telefon komórkowy, to stojący lub siedzący najbliżej współpasażer czuje nieodpartą chęć zajrzenia mi w komórę i poczytania wiadomości, które właśnie piszę lub odczytuję. Muszę wtedy zbliżyć telefon do siebie jak się da, żeby mieć choć odrobinę prywatności w autobusie. Może ludzie cierpią na ogólny brak przyjaciół lub własnego życia i muszą się posiłkować czyimś, by lepiej się czuć? Bo jeśli nie to, to zostaje mi już tylko zwykła ludzka ciekawość. A raczej wścibstwo. Ach, jeżdżąc autobusami można by było napisać pracę psychologiczną na temat ludzi i ich zachowań ;)
Nie da się również nie wspomnieć o pchaniu się na współpasażerów plecakami i torbami wszelkiego rodzaju, zamiast zdjąć je z ramienia i trzymać w ręku. Jest jeszcze jedna mała rzecz, która mnie strasznie denerwuje. Nie wiem, czy ktoś z Was się z tym spotkał, ale wydaje mi się, że jest to dość powszechne zjawisko. Otóż gdy wyciągam z torby/kieszeni telefon komórkowy, to stojący lub siedzący najbliżej współpasażer czuje nieodpartą chęć zajrzenia mi w komórę i poczytania wiadomości, które właśnie piszę lub odczytuję. Muszę wtedy zbliżyć telefon do siebie jak się da, żeby mieć choć odrobinę prywatności w autobusie. Może ludzie cierpią na ogólny brak przyjaciół lub własnego życia i muszą się posiłkować czyimś, by lepiej się czuć? Bo jeśli nie to, to zostaje mi już tylko zwykła ludzka ciekawość. A raczej wścibstwo. Ach, jeżdżąc autobusami można by było napisać pracę psychologiczną na temat ludzi i ich zachowań ;)
To wszystko co przychodzi mi obecnie na myśl. Pomijam
całkowicie grubiańskie i agresywne zachowania, które pozostawiam policji, a
także zbyt głośne rozmowy przez telefon czy ze współpasażerem, gdzie jesteśmy
zmuszeni do słuchania ludzkich historii, których słuchac nie chcemy, pisków, śmiechów i nawet założenie słuchawek od
mp3 nie pomaga. Jeśli Wy znacie jakieś ciekawe czy irytujące zachowania autobusowe to
chętnie posłucham J
P.S. Rozmawiałam dziś rano z koleżanką o zwyczajach andrzejkowych,
gdy nagle przypomniało mi się, że jak co roku zapomniałam w wigilię Andrzejek
(czyli wczoraj) włożyć pod poduszkę karteczki z imionami mężczyzn, aby rano
wyciągnąć jedną i zobaczyć, który jest mi przeznaczony. Zatroskałam się, a po
chwili rozchmurzyłam. Przecież nie muszę już tego robić, bo już wiem, kto mi
jest przeznaczony. Mój mąż ;p
3 komentarze:
ugh, autobusy to naprawdę udręka! wiele razy spotykałam się ze zjawiskiem "siedząca reklamówka" - uprzejmy młody człowiek ustępuje miejsca starszej kobiecinie z zakupami, a ta zamiast usiąść to kładzie tam te wszystkie siaty i do tego stoi w przejściu - no rewelacja. a Ci ludzie stojący blisko drzwi? znam, znam. znam na dobra sprawę wszystko to co tutaj opisałaś, podróż autobusem to jak spacer w dzikiej dżungli, a ludzie to takie małpy ;-)
Ach dzisiaj też się denerwowałam w autobusie na te małpie zachowania. Jak czytałam Twój komentarz to przypomniało mi się jak wielokrotnie omal mi kierowca drzwiami tyłka nie przytrzasnął bo przez tłum stojący przy drzwiach nie mogłam wejść do środka. A dzisiaj weszła dwójka i się minute zastanawiali gdzie usiąść, tarasując wąskie wejście. Ech to się nigdy nie skończy :)
To co zostało opisane to nie tyle problem pasażerów, lecz takich osób jak Pani które nie mają za grosz odwagi cywilnej się odezwać. Trzeba na sobą popracować
a nie żalić się na innych. Np. Jeśli ktoś zajmuje miejsce zewnętrzne od okna to podchodząc należy zapytać czy miejsce jest wolne itp. Jeśli ktoś trzyma torebkę to należy poprosić o jej zabranie. Powinna się Pani zapisać na terapię psychologiczną lub po prostu nie wydając pieniędzy pracować na swoją osobowością bo będzie Pani nieszczęśliwa w życiu.
Ja osobiście podrywałem w autobusie ładną dziewczynę i 1/3 autobusu gapiła się na to zdarzenie jak by zobaczyli Marsjanina lub Bonda. Sama dziewczyna też była na początku zaskoczona że do niej podszedłem nie znając jej kompletnie. A to chyba normalne że mężczyzna ma prawo do podrywu. Nasze społeczeństwo jest dzikie -niech Pani przynajmniej taka nie będzie. Pozdrawiam :)
Prześlij komentarz