Miałam dziś w planach opisać zupełnie inna książkę, tą którą czytałam aż 3 tygodnie, i bynajmniej nie zajęło mi to aż tyle czasu dlatego, że była nudna, ale z powodu braku czasu. Jednak wczoraj mój wzrok padł na odłożona i leżącą gdzieś w kącie książkę, na tyle cienką, że postanowiłam poczytać trochę, czekając aż mój mąż pojedzie do pracy. Była to książka, którą jakiś czas temu pożyczyłam od koleżanki, a która kojarzyła mi się z dzieciństwem. Wyobraźcie sobie, że odwiedziłam koleżankę i w jakiejś niezobowiązującej rozmowie wspomniałam, iż pamiętam, że za dzieciaka bardzo mi się podobała książka „Dzieci z Bullerbyn”. Kompletnie nie pamiętałam o czym opowiadała, ani kto napisał tę powieść, pamiętałam jedynie tytuł i radość, jaką ta książka z dzieciństwa pozostawiła na zawsze w moim sercu. Na to moja koleżanka z uśmiechem odparła, że jej mąż ma tę książkę i mogę ją sobie pożyczyć. Oczywiście nie zastanawiałam się długo i zabrałam ją ze sobą do domu, jednak nie byłam pewna czy odważę się ją kiedykolwiek przeczytać. Już kiedyś o tym pisałam, ale pozwolę sobie przypomnieć o swoich obawach co do książek, które czytane kiedyś sprawiły mi ogromną przyjemność i zajęły jakiś zakamarek mojego serca. Boję się, że po latach nie sprawią mi już tyle radości, że nie będę ich już tak dobrze wspominać jak dawniej, boję się, że będę musiała zmienić zdanie o tych książkach, co z kolei wpłynie na wspomnienia z dzieciństwa, których nie chciałabym zmieniać.
Jednak wczoraj odłożyłam swoje obawy na bok i przez godzinkę
spokoju, gdy mój mąż naprawiał komputer poczytałam o dzieciach z Bullerbyn. Książka
ta jest napisana dla dzieci i z myślą o nich. Mimo to, ja, kobieta 30-letnia
przez tę godzinę bawiłam się doskonale. Nie przeszkadzało ani nie przerażało
mnie to, że jest to lektura; zresztą ja nigdy nie miałam awersji do lektur, choć wielu dzieciaków żywiło urazę do lektur, mimo że nawet nie wiedzieli, o czym są, bo bali się takie skażone książki choćby dotknąć. Dla mnie książka to książka, jak trzeba przeczytać
to trzeba, a w każdej, nawet najnudniejszej lub poważnej książce potrafiłam
znaleźć coś interesującego. Sięgając po „Dzieci z Bullerbyn” w ogóle nie
przerażało mnie słowo „lektura”, ponieważ pamiętałam, że była to jedna z najciekawszych
lektur i jedna z tych, których tytuł (jako dziecko jeszcze tego nie wiedziałam)
miałam zapamiętać na długie lata. Tak jak napisałam wcześniej moje obawy co do tej książki
miały zupełnie inny charakter i tyczyły się odbioru tej książki po latach.
Patrząc na to, że jest to lektura przeznaczona dla dzieci i
sądząc po sposobie pisania autorki myślę, że można tę książkę zaliczyć do
literatury moralizatorskiej, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Na pewno jak
miałam naście lat to nie widziałam tej wychowawczej strony opowieści i tylko bawiłam sie przygodami Lisy, jej braci Bossego i Lassego, a także ich przyjaciół Ollego, Anny i Britty, przeżywałam je całym sercem razem z nimi i przenosiłam się duszą do małej wioski Bullerbyn. Zazdrościłam Lisie, że miała swój własny pokoik i mogła tam zapraszać koleżanki, podczas gdy ja dzieliłam maleńki pokoik z dwoma braćmi i nigdy nie mogłam zapraszać nikogo do siebie, bo zawsze był ktoś w domu i zajmował ów pokoik, cieszyłam się razem z nią, że ma tak wspaniałych i pomysłowych braci, z którymi mogła się bawić całymi dniami, radowałam się cudowną wsią, w której mieszkali sami wspaniali ludzie (mimo, że wieś była zamieszkana tylko przez kilka osób) i gdzie było tyle okazji do zabaw, nawet widziałam ją oczami wyobraźni i nigdy nie chciałam z niej wracać do mojego nudnego miasta, w którym żyłam samotnie pośród otaczających mnie tłumów. Wracając wspomnieniami do tamtych czasów wiem, że kilkanaście lat temu w inny sposób książka owa wydrążyła sobie miejsce do
mojego dziecięcego serca. Ale i teraz po latach nie mogę oprzeć się wrażeniu ciepła, jakie
płynie z kart „Dzieci z Bullerbyn”, które szybko owinęło moje serce otoczką miękką jak z waty, przyniosło ukojenie i poczucie bezpieczeństwa oraz sprawiło,
że nie chciałam się rozstawać z książką ani na chwilę.
Jest to opowieść o przyjaźni, o silnych więzach łączących rodziców z dziećmi i rodzeństwo ze sobą, które mimo drobnych sprzeczek bawi się razem i czerpie z tego przyjemność. Jest to idealny obrazek życia wiejskich dzieci, dobrych dla swoich rodziców, dla starszych ludzi (konkretnie dla dziadziusia, który był dziadkiem jednej z dziewczynek, ale że był to jedyny dziadek we wsi i był bardzo dobrym człowiekiem, to wszystkie dzieci w Bullerbyn "pożyczyły" go sobie, nazywały dziadziusiem i traktowały jak własnego dziadka), dla siebie nawzajem, dzieci, które były pomocne dla sąsiadów, z którymi oczywiście dobrze żyją, dla swojej nauczycielki, której pomagają w chorobie, dzieci roznoszących po wsi podarki na święta Bożego Narodzenia, które są przyjmowane serdecznie przez sąsiadów, które pomagają rodzicom bez słowa skargi w pracach domowych. Wszystko to brzmi jak idylla, ale zapewne o to właśnie autorce chodziło, o pokazanie młodym czytelnikom jak powinny się zachowywać dobre dzieci.
Dzieci z Bullerbyn miały bardzo żywą i bujną wyobraźnię. Potrafiły bawić się ze sobą całymi dniami bez żadnych
zabawek, ciągle wymyślając nowe gry. Często bywało tak, że dziewczynki
zaczynały się bawić ze sobą, a chłopcy ze sobą, po czym i tak na końcu wszyscy
bawili się razem. Wspaniałe było to, że rodzeństwo złożone z jednej dziewczynki
i dwóch chłopców potrafiło się razem bawić i ciągle przebywać ze sobą. Zapewne
było to spowodowane tym, że dzieci w Bullerbyn było tylko sześcioro i nie było
za dużo opcji do zabawy. Jest to opowieść o przyjaźni, o silnych więzach łączących rodziców z dziećmi i rodzeństwo ze sobą, które mimo drobnych sprzeczek bawi się razem i czerpie z tego przyjemność. Jest to idealny obrazek życia wiejskich dzieci, dobrych dla swoich rodziców, dla starszych ludzi (konkretnie dla dziadziusia, który był dziadkiem jednej z dziewczynek, ale że był to jedyny dziadek we wsi i był bardzo dobrym człowiekiem, to wszystkie dzieci w Bullerbyn "pożyczyły" go sobie, nazywały dziadziusiem i traktowały jak własnego dziadka), dla siebie nawzajem, dzieci, które były pomocne dla sąsiadów, z którymi oczywiście dobrze żyją, dla swojej nauczycielki, której pomagają w chorobie, dzieci roznoszących po wsi podarki na święta Bożego Narodzenia, które są przyjmowane serdecznie przez sąsiadów, które pomagają rodzicom bez słowa skargi w pracach domowych. Wszystko to brzmi jak idylla, ale zapewne o to właśnie autorce chodziło, o pokazanie młodym czytelnikom jak powinny się zachowywać dobre dzieci.
Kiedy czytam tę
książkę to cofam się w czasie aż do swojego dzieciństwa, przypominają mi się
wszystkie wesołe chwile i to jest w tej książce fantastyczne, ten impuls do
myślenia o dzieciństwie. Przypomniało mi się jak kiedyś pojechaliśmy z moimi braćmi i mamą do ciotki
i do kuzynostwa i spaliśmy razem, chyba dziesięcioro dzieci, na jednym łóżku,
leżąc w poprzek, a że łóżko było krótkie to wystawały nam nogi, więc każde
dziecko miało podłożone pod stopy krzesło, stołeczek lub pufę. A kiedy pogasły
wszystkie światła to zamiast iść spać to przegadaliśmy pół nocy, opowiadając
sobie straszne historie i śmiejąc się do rozpuku. A że nasz pokój i pokój
rodziców oddzielał korytarz, to nikt nie przyszedł nas uciszyć. Wreszcie
wszyscy posnęli, zrobiło się cicho, a ja leżałam w łóżku i patrzyłam w
ciemność, w miejsce gdzie powinien znajdować się sufit i myślałam jak
przyjemnie jest jeździć w gości. Czułam się dokładnie jak Lisa, jedna z
głównych bohaterek książki, będąca narratorką całej historii. Ona też lubiła
spać w obcych mieszkaniach, bo wszystko było nowe i takie ciekawe. Gdy czytam o
Lisie, o jej wrażeniach z każdego dnia to często widzę siebie jako małą
dziewczynkę. Mam wrażenie, że jesteśmy do siebie bardzo podobne, podobnie
odbieramy świat i podobnie zachwycamy się najdrobniejszą jego cząstką. Mamy też
podobne dzieciństwo. Ja też bawiłam się ze starszym bratem, przeżywałam z nim
różne przygody i w ogóle wspaniale wspominam ten okres. Teraz nic z nas po tych
dzieciakach nie pozostało. Mój brat się bardzo zmienił i raczej nie pałamy do
siebie sympatią. Obecnie jesteśmy jak dwie obce dla siebie osoby i tylko w bardzo rzadkich chwilach widzę przebłysk dawnego chłopca, z którym tak lubiłam się włóczyć. Jednak kiedyś było między nami zupełnie inaczej i bardzo lubię wracać wspomnieniami
do tego cudownego okresu, pełnego wrażeń i przygód, często właśnie za sprawą mojego
brata.
Dlatego tak
spodobała mi się teraz ta książka- przywróciła mi wspomnienia, które są dla mnie cenne, bo przypominają mi ten wspaniały czas, który już nie wróci, kiedy życie polegało na ciągłej zabawie, kiedy wyobraźnia była impulsem do przeżywania ciekawych przygód, kiedy głowa huczała od pomysłów, a przede wszystkim kiedy ja i mój brat byliśmy prawdziwym rodzeństwem. Kiedy
przebiegam wzrokiem po kartach książki przypomina mi się jak w domu rodzinnym
mojej mamy wymykaliśmy się z moim bratem przez płot do lasu, zaopatrzeni w
podkradzione zapałki i ziemniaki, jak robiliśmy w tym lesie ognisko i piekliśmy
ziemniaki, zupełnie nieświadomi niebezpieczeństwa jakie groziło wyschniętej
ziemi. Pamiętam jak poszliśmy na wioskę, zobaczyliśmy w zagonie królika i go
złapaliśmy, po czym wsadziliśmy go do worka od ziemniaków (do dzisiaj nie
pamiętam skąd wzięliśmy ten wór, ale z moim pomysłowym bratem wszystko było możliwe)
i przynieśliśmy go ciotce, która od tej pory zaczęła hodować króliki. Ile było
śmiechu i pytań, gdy niespodziewanie wróciliśmy z wyprawy z królikiem!
Musieliśmy trochę nagiąć naszą historię, żeby nie wydało się, że królik chodził
po zagonie sąsiada i prawdopodobnie należał do niego i tylko mu uciekł. Ale ja
i mój brat mieliśmy zdolność do opowiadania bajek, więc wszyscy uwierzyli nam
co do słóweczka. Pamiętam też jak poszłam z bratem na ryby nad rzekę, nie
mówiąc oczywiście nic dorosłym, jak przypadkiem złamałam mu jego cenną bambusową
wędkę, czego do dzisiaj mi nie wybaczył i jak po kilku godzinach znalazł nas
wujek i dostaliśmy wtedy lanie od niego, bo nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i
wszyscy się o nas bardzo niepokoili, a my wcale nie zdawaliśmy sobie sprawy, że
zniknęliśmy na wiele godzin. Pamiętam doskonale nasze kolejne wspólne lanie w
pewną zimę, gdy śnieg był tak zmarznięty, że idealnie nadawał się na robienie
iglo. Budowaliśmy więc z moim bratem (który oczywiście wymyślił całą zabawę) i
innymi dzieciakami iglo przez kilka godzin, aż całe rękawiczki zrobiły się
wilgotne i przemarzły nam ręce. A gdy wróciliśmy do domu i mama zobaczyła w
jakim opłakanym stanie są nasze rękawiczki i upaprane od czarnej ziemi spodnie,
to dała nam lekcję, którą zapamiętałam na długo. Mój brat wiele sobie z tej
lekcji nie zrobił, ponieważ był on tak żywym i pomysłowym dzieckiem, że wiele
razy zasłużył sobie na lanie przez naszą niedoceniającą jego pomysłów mamę. Ja
natomiast bardzo lubiłam się z nim włóczyć, bo zawsze robiliśmy ciekawe rzeczy,
które pamiętam po dziś dzień, a gdy miałam się bawić sama czy z koleżankami, to
nigdy nie było tak ciekawie. W mojej pamięci wiele jest takich śmiesznych,
zabawnych, czasem przerażających momentów. Choćby wtedy jak byliśmy na wsi u
kuzynostwa i poszliśmy na długi spacer, zaczynało zmierzchać a mój brat
wymyślił, że będziemy sobie opowiadać straszne historie. Kiedy przyszła jego
kolej i zaczął nam opowiadać zmyśloną przez siebie historyjkę to ja niemal
umarłam ze strachu, bo mimo iż wiedziałam, że wszystko to co on opowiada jest
zmyślone, to i tak wyobraźnia sprawiła, że w zakamarkach nocy widziałam pełno
ruszających się strachów. Wiele jeszcze było historii z mojego dzieciństwa i mogłabym
je opowiadać całymi godzinami, ale nie o to tu chodzi. Dlatego je opisałam,
ponieważ chciałam przypomnieć wszystkim jak ciekawe jest dzieciństwo, ile się
dzieje, jak wszystko wydaje się być tak strasznie interesujące, a może nawet wydobyć
z Waszej pamięci kilka miłych wspomnień z dawnych lat. A wszystko to po to,
byście zrozumieli jak wspaniała jest książka „Dzieci z Bullerbyn” i jak fajną
rolę może spełniać dla Was jak i dla Waszych dzieci. Wam może przynieść wiele
wspomnień, Waszym dzieciom zaś wiele przykładów do naśladowania, jak i wiele
radości podczas czytania. Dlatego nie wiem komu bardziej polecić tę książeczkę,
dzieciom czy dorosłym. Myślę, że żadne z Was się na niej nie zawiedzie, ale kto
wie, może nawet Wam, dorosłym spodoba się ona bardziej, bo przypomni Wam jak to
było podczas najlepszego okresu Waszego życia…
2 komentarze:
Hej.
Ja też uwielbiam "Dzieci z Bullerbyn."
Pamiętam,że jak byłam mała to wpisywałam tę książkę jaką jedną z moich ulubionych. ;)
Fajnie powrócić do czasów dzieciństwa, za pomocą książek.
Zapraszam na naszego bloga. Wspominałam Ci o nim. ;)
www.zakochanewzyciu.blogspot.com ;)
Pozdrawiam.
Uuuuuu, nareszcie powstał mityczny blog ;) Bardzo chętnie zajrzę! Nazwa bloga już mnie zachęca do wejścia, bo ja też jestem zakochana w życiu :)
Co do książki to ja doceniam wszystko, co przypomina mi najcudowniejszy okres w życiu, pełen barw i radości. Strasznie żałuję, że nie mogę cofnąć czasu :)
Prześlij komentarz