Cofam to, co napisałam pod
poprzednim postem. O dobrych książkach czasem też nie wiadomo co napisać.
Człowiek boi się dotknąć ich słowami, żeby nie urazić, nie uronić niczego, żeby
nie zapomnieć odkryć wszystkich aspektów, odsłonić każdą mocną stronę, a także
z obawy, że nie podoła zadaniu i nie nakreśli tych aspektów tak, jak na to
zasługują. Skąd to wiem? Bo wreszcie po latach spotkałam współczesną książkę,
która zdaje się być wyjęta z innych czasów i dorównuje świetnością literaturze
minionych wieków. I jest tak dobra, że boję się, iż nie dam rady jej opisać,
dlatego od 10 minut wpatruję się w pustą stronę dokumentu word i nie wiem jak
zacząć. Zabrakło mi słów dla książki, której poszukiwałam tyle lat i która
spełniła wszystko moje oczekiwania. A teraz ja nie mogę spełnić jej oczekiwań.
Jedyne, czego książka chce, to nie być zapomnianą. A ja nie potrafię jej tego
zapewnić, bo zabrakło mi słów na opisanie jej świetności. Zabawne prawda?
Książka, która mnie poruszyła od
pierwszego zdania, to „Utracona sztuka dochowywania tajemnic” Evy Rice. Już sam
tytuł sugeruje, że to będzie coś niezwykłego, prawda? Wymyślenie dobrego tytułu
to największa zmora pisarza. Gdy ten nie będzie wystarczająco intrygujący,
historia, jaką ukrywa może nigdy nie zostać odkryta. I cały trud pisarza
włożony w wykreowanie świetnej powieści może pójść na marne za sprawą paru
liter na okładce książki. Eva Rice nie tylko stworzyła ponadczasową, wciągającą
opowieść, ale i złożyła w jedną całość tytuł, który nie tylko pasuje do
historii, jaką opisuje, ale i subtelnie zwraca uwagę przechodnia na siebie.
Jest jak skinienie ręki, domagającej się w delikatny sposób uwagi. A ciężko
jest przejść obok niespotykanego tytułu obojętnie.
Gdy już damy się nakłonić do
sięgnięcia po tę pozycję, już po pierwszym akapicie będziemy wiedzieli, że
natrafiliśmy na coś innego, wartościowego, zaskakująco dobrego i wyjątkowego.
To jakiego języka używa autor, jak perfekcyjnie buduje zdania, jak wciąga czytelnika
od pierwszej chwili do swojego świata, nie bawiąc się w żadne zapowiedzi i
budowanie napięcia, jak subtelnie porusza się w świecie literatury, jak
idealnie dobiera słowa do epoki, którą wybrał, to wszystko sprawia, że od razu
wiemy, że natrafiliśmy na skarb, w którego znalezienie już dawno przestaliśmy
wierzyć.
Książka Evy Rice jest dowodem na
to, że dzisiejsza literatura wcale nie musi być krzykliwa, mroczna, zagadkowa,
szybka, seksowna czy krwawa, żeby była dobra. Owszem, sensacja lepiej się sprzedaje
i daje szybciej zarobić, niż subtelność i mądrość, ale czy polecilibyście te
pełne przemocy i innych niskich ludzkich odczuć swojej nastoletniej
siostrzenicy lub osiemdziesięcioletniej babci? Czy bez rumieńca wstydu
będziecie czytać miażdżące recenzje o książce, którą Wy przeczytaliście jednym
tchem i z wypiekami na twarzy? Czy za trzydzieści lat nie spojrzycie wstecz i
nie powiecie sobie „Cóż za okropny gust miałem? No ale byłem wtedy młody i
głupi”?
Natomiast nigdy nie doznacie
takich negatywnych uczuć z „Utraconą sztuką dochowywania tajemnic”. Jest to
książka mądra, intrygująca, inna, wciągająca, wielopokoleniowa i przede
wszystkim niezapomniana. Jest to pozycja z górnej półki, wokół której nie
dzieją się żadne kontrowersje. Nie jest to tytuł, który przynosi skrajne
recenzje czy skrajne uczucia. Jest to natomiast książka budująca, inteligentna,
delikatna, pełna ciepła i mądrości. I może wydać się nudna z tego opisu, ale to
tylko wrażenie. Jest to wyrafinowana historia, napisana ze smakiem i z dużą
dozą kunsztu pisarskiego. Wierzcie mi, takich książek się dzisiaj nie spotyka.
W dobie mody na mocne wrażenia, to co wyszukane i odwołujące się do najwyższych
uczuć, schodzi na drugi plan. Mimo to myślę, że takie pozycje jak ta są lepszym
lekarstwem na wszelkie rany, które próbujemy zaleczyć w szybkich książkach. Zadziałają
mocniej i na dłużej, opatulając nas dobrem, pogodą ducha, siłą charakteru i
nadzieją.
„Utracona sztuka dochowywania
tajemnic” jest to wyrafinowana opowieść o uczuciach. Nie tylko w relacjach damsko-męskich,
ale i uczuciach związanych z zagubieniem, dorastaniem w trudnych czasach oraz
zduszonymi namiętnościami. Widzimy świat oczami nastolatki, której przyszło żyć
w ciężkich warunkach powojennych, patrzącej na ruiny świata, który dobrze znała
i która mimo wszystkich przeciwności losu nie poddaje się i walczy o swoje
prawo, by być nastolatką, by móc się zakochać i być szczęśliwą, nawet jeśli to,
co kiedyś było, zniknęło na jej oczach jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Ta książka opowiada o sile, jaka drzemie w młodzieży, o tym jak łatwo
potrafią się oni dostosować do nowych warunków, jak mocno i żywo płynie w nich
krew, która nakazuje im przeć do przodu, nawet jeśli wszystko dookoła nich
rozpadło się na kawałki. Opowiada o prawie młodych do zapomnienia o tym co było,
po to by pójść do przodu, nawet gdy dotychczasowy porządek musiał ustąpić
nowemu. I o tym, że młodzi mają prawo rzucić się w wir nowego świata, bez
oglądania się za siebie.
Historia Penelopy Wallace
umiejscowiona jest we wczesnych latach 50-tych, krótko po zakończeniu II Wojny
Światowej, gdy Anglia, jak i cały świat, znowu zaczyna oddychać i cieszyć się
prostymi rzeczami pomimo wcześniejszej pożogi i upadku. Umiejscowienie akcji w
tych czasach nie tylko dodało jej smaku, ale i podkreśliło trudną sytuację Penelopy
i innych jej podobnych, którzy chcieli żyć dalej i cieszyć się muzyką, dobrym
jedzeniem, przejażdżkami po mieście i innymi głupotami, nie zamartwiając się
stanem posiadania ani utraconymi możliwościami. Ponieważ Penelopa i jej brat,
Inigo, oraz ich rówieśnicy widzą kolejne szanse i możliwości nawet w upadłym
świecie i wiedzą, że mogą je zdobyć tylko wtedy, gdy nie będą się oglądać za
siebie. A swoją żarliwością i miłością do życia zarażają dorosłych, nawet tych,
którzy dawno się poddali.
Gdybym była recenzentką
profesjonalną, napisałabym, że jest to również piękna opowieść o
słodko-gorzkich uczuciach towarzyszących pierwszej miłości oraz o przyjaźni.
Jednakowoż jako czytelnik stroniący od drętwych opisów kojarzących się z
lekturami szkolnymi napiszę, że w podróży przez prawie dorosłe życie towarzyszy
Penelopie przypadkowo poznana, ekscentryczna jak na swój wiek ale i wizjonerska
pod kątem nowych trendów w modzie, Charlotte. Charlotte, której obecność jest
jak powiew świeżości, ze swoim odważnym spojrzeniem na życie i nowatorskimi
poglądami. Ze swoim gorzkim uczuciem do chłopaka, którego kochać nie powinna
oraz ze swoją energią, która pozwala jej żyć dalej pełną piersią, pomimo
poświęcenia jakiego dokonała w życiu dla dobra rodziny. Jest to tak wciągająca
postać, pełna charakteru i życia, że nie dziwi nas więź, jaką poczuła Penelopa
do osoby całkiem jej obcej jeszcze parę minut wcześniej. Zwłaszcza gdy widzimy
w jakim otoczeniu żyć musi Penelopa, w otoczeniu, które bardziej przypomina
grób dawno pogrzebanych nadziei niż dom rodzinny. Do tego dochodzi kuzyn
Charlotte, Harry, nieszczęśliwie zakochany w zblazowanej, nie stroniącej od
alkoholu i lekkomyślnej młodej aktorki, która dla pieniędzy porzuca Harrego,
wrzucając go tym samym w otchłań zazdrości i rozpaczy, chociaż dla wprawnego
oka widać, że w tym związku nie było żadnego uczucia. Natomiast brat Penelopy,
Inigo, myśli tylko o muzyce i marzy o karierze piosenkarskiej, wbrew woli
matki, która widzi dla niego inną, tradycyjną drogę kariery. Wszystko po to, by
zatrzymać go przy sobie i zapewnić rodzinie stały dochód.
Opozycją do młodych, pełnych
życia i zapału oraz planów na życie są starsi, ciotka Charlotte, spisująca
dzieje swojego życia i matka Penelopy i Inigo. Ta ostatnia żyjąca przeszłością,
załamująca ręce nad ruiną rodzinnego majątku, nie potrafiącą dostosować się do
nowych warunków i pragnąca zatrzymać przy sobie dzieci, w niedoli swoich myśli,
z której nie potrafi się wyrwać.
Książka jest niekonwencjonalna ze
względu na czas umiejscowienia wydarzeń. Dało to pisarce możliwości wplecenia
historii Penelopy i Charlotty w znaczące dla świata okoliczności, a tym samym
do zastosowania bardziej zaawansowanego języka tamtejszej podupadłej
arystokracji. Dzięki tym zabiegom książka dodatkowo zyskuje na wartości, dobrze
i gładko się ją czyta, bardzo łatwo się zaangażować w życie każdej z postaci, a
także w całą historię. Niespotykany w dzisiejszych czasach, wysublimowany dobór
słów i delikatność przekazu sprawia, że tę książkę należy zaliczyć do
wyjątkowych. A w związku z tym jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto
kocha literaturę i uwielbia zapomnieć się przy dobrej książce. Polecam ją dla
osobników każdej płci, wieku i do każdej aktywności, czy to będzie plaża na
Hawajach, czy park w mieście, czy też wanna z gorącą wodą w zimowy wieczór.
Jest to książka, koło której nie można przejść obojętnie. I mimo, że nie ma w
niej fajerwerków, da nam ona większą przyjemność czytania, niż te wszystkie nowoczesne
fabuły, które starają się wyprzedzić pędzące życie. Z książką Evy Rice wreszcie
odpoczniecie od wyścigu szczurów i znowu zaczniecie dostrzegać wyraźnie, co
jest w życiu ważne. I zaczniecie cieszyć się życiem pod czujnym okiem trenerów
życia, Penelopy, Charlotte i Inigo.