A poignant story of searching for parental love and forgiveness. Fighting with anger toward herself and her mother, who left on her when she was four years old, Lily has to learn what is real life about. Living only with her father T. Ray and black servant Rosaleen on a peach farm in the time of the fight for Human Rights for Negro people, Lily is left to herself and her overwhelming feelings, misunderstood by everyone. When Rosaleen has been beaten in a jail, Lily has taken control of Rosaleen’s and her own lives. They follow the trace left by Lily’s mother and went to Tiburon, to three Boatwright sisters and live with them for a few weeks, against all white people’s rules. Living with Negros has taught Lily that she was living in a big lie and as the time passed by, her eyes have been opened to important things in life and the real story of her mother. And the knowledge she has to face was the first step to sort out her feelings. This difficult inner fight was going to change her life irreversibly and it was up only to her which direction she wanted to turn- hate or forgiveness. With August Boatwright’s help one of the direction would close forever for Lily Owens.
“The Secret Life of Bees” is the best book I’ve read for many years. Very realistic with great ending and tremendously good, deep characters. Fascinating storyline set in a time of the fight for Human Rights for Negro people was moving and powerful. A truly original story. Please, do read it if you appreciate good books.
Kiedyś napisałam, że obecnie nie
tworzy się książek, które byłyby klasykami i utrwaliły się na zawsze w naszych
umysłach, a następujące po nas pokolenia uznałyby je za tak dobre, jak my to
zrobiliśmy wieki temu. Moje najnowsze znalezisko strąciło całą tę teorię w
przepaść. A wszystko to za sprawą Sue Monk Kidd i jej „Sekretnego życia
pszczół”. Nie mogę uwierzyć, że nie znałam tej książki i nigdy wcześniej nie
miałam jej w rękach. Kiedy znalazłam ją na półce z powieściami angielskimi,
tytuł zabrzmiał znajomo, ale do dnia dzisiejszego nie jestem pewna, czy gdzieś
już się przewinął przez moje życie, choćby w śladowy sposób, czy po prostu tak
łatwo wpada w ucho, że nie zastanawiając się wielce, zabieramy książkę z półki,
nie czytając nawet streszczenia z okładki, bo słyszymy w głowie cichą, szeptaną
wiatrem obietnicę, że odnajdziemy w tej książce wszystko, czego szukamy w
powieści.
Jestem tak zadowolona z faktu, że
znalazłam ten tytuł, że po prostu zacznę od recenzji i rekomendacji. Muszę
przyznać, że od dawna nie czułam się tak dobrze jak z tym dzieckiem Sue Monk
Kidd. Aż dziw bierze, że gdyby nie publikacja krótkiego opowiadania, na którym
bazuje ta wspaniała książka, owa historia nigdy by nie ewoluowała w powieść,
którą możemy czytać dzisiaj. Trudno dać wiarę, że osoba z takim talentem
pisarskim potrzebowała dodatkowego impulsu, żeby uwierzyć w siebie. Już dawno
nie spotkałam się z książką napisaną tak spójnym językiem, tak doskonałą i tak
wciągającą. Świat Lily Owens jest jak
narkotyk, a zażywając go nie mamy wyrzutów sumienia, gdy chcemy coraz więcej i
więcej. Nie znalazłam w tej powieści nic, czego autorka mogłaby się wstydzić.
Żadnej skazy na idealnej tafli wyobraźni. Co więcej, jestem pod wrażeniem, jak
spójna jest nie tylko opowieść, ale i charaktery bohaterów oraz wpięcie
historii pragnącej miłości matczynej dziewczynki w burzliwą historię Ameryki za
czasów rasizmu i walki o prawa człowieka dla czarnoskórych. Czytając „Sekretne
życie pszczół” to było zupełnie tak, jakbym się znowu przeniosła w czasy mojej
ukochanej książki „Przeminęło z wiatrem”. I właśnie to cenię sobie najbardziej
w tej książce. Te niesamowitą spójność i idealnie przedstawione historyczne
tło, które podniosło historię Lily na wyżyny drabiny literackiej.
Poleciłabym tę książkę każdemu za
swój idealny początek i takie samo zakończenie. W literaturze współczesnej
idealnie wkomponowane zakończenia są na wymarciu. Zawsze mam uczucie, że na
końcu czegoś brakowało, że autorzy skupiając się na opowieści, zapominają jak
ważne jest zakończenie dla odbioru książki. Jedno potknięcie na końcu może
zrujnować wszystko, nad czym autor tak zawzięcie pracował. Złe zakończenie może
zburzyć najwymyślniejszy koncept. Sue poradziła sobie z tym wyzwaniem
doskonale, ponieważ jest jedną z nielicznych osób, które urodziły się z
talentem i nie musiały na niego pracować. Historia Lily Owens opisana została z
tak doskonałym wyczuciem, że pomimo dramatu, jaki dziewczynka przeżyła w
przeszłości, udało się autorce idealnie opisać drogę do ukojenia i nie zaburzyć
równowagi powieści. Jest to opowieść pełna ciepła i nadziei, pomimo całej
brutalności otaczającego Lily świata.
I mimo iż przez chwilę obawiałam
się o to, że autorka pójdzie wyświechtaną drogą niespodzianek i odkrywania
tajemnic, którą poszłoby 90 % autorów, aby zaspokoić ludzką potrzebę prostych
podniet, Sue poprowadziła nas całkiem inną droga, niż dyktowałby to rozsądek
autora, który chce zarobić na swojej książce. Ale rozsądek i talent to dwie
zupełnie inne rzeczy i zwłaszcza na samym końcu czujemy, czy opowieść
podyktowana została podszeptami talentu, czy rozsądku. Bo rozsądek może nas
czasem zwieść na manowce, podczas gdy talent nigdy nas nie zawiedzie.
Wiecie, te wszystkie książki
angielskojęzyczne, które opisywałam ostatnio, mimo że zabawne i interesujące,
nie dorastają do pięt „Sekretnemu życiu pszczół”. Tu nie ma czego porównywać.
Są to książki z zupełnie innej półki. Książka Sue Monk Kidd przejdzie do
historii i kto wie, może nawet za jakiś czas zostanie lekturą szkolną. Bo nie
tylko uczy nieco o historii, ale i o radzeniu sobie z życiem. I mimo tych
górnolotnych stwierdzeń, jest diabelnie wciągająca i interesująca.
Właściwie już od pierwszego
zdania wiecie, że nie jest to zwykła książka na poprawienie humoru czy
wypełnienie samotnych wieczorów. To się
czuje, że książka jest podyktowana talentem i że nie będzie zwykłym czytadłem
do poduszki. A jednocześnie już po przeczytaniu pierwszego rozdziału wiecie, że
nie będziecie potrafili żyć bez tej książki. To uczucie jest tak niesamowite i
tak rzadkie dzisiaj, że gdy wreszcie pojawia się książka tak dobra, należy ją
przekazywać z rąk do rąk, aby jak najwięcej ludzi miało przyjemność ją
przeczytać.
Dawno już nie czułam takiego
przekonania, gdy rekomenduję książkę i takiego podniecenia, gdy o niej piszę.
To jest naprawdę znak, że wreszcie po tylu latach natrafiłam na książkę o
wielkiej wartości. Doszło nawet do tego, że przez moją głowę przelatują jak
szalone ćmy obawy, podpowiadające mi, że nie powinnam sięgać po inne książki
Sue Monk Kidd, że się zawiodę straszliwie i znowu poczuję, że nie ma sensu
czytać książek, bo nie znajdę już żadnej, która przyniesie mi dreszcz emocji i
ukojenie mojej potrzeby zapomnienia się w czyjejś wyobraźni.
Naprawdę się boję wyjść z tej bańki ekscytacji
i nie wiem co mam zrobić. W tym momencie nawet nie chcę brać do ręki książek
innych autorów, bo czuję, że na razie nie zniosę uczucia rozczarowania i nie
będę mogła naprawdę zamknąć się szczelnie w powieści, otoczyć się bohaterami
książek jak tarczą przed złym światem. Bo właśnie taką ulgę przyniosło mi
„Sekretne życie pszczół”. Czytając je nie musiałam myśleć o niczym, mogąc żyć
we własnym świecie wyobrażeń, które przynoszą tylko najlepsze książki. Znacie
to uczucie? Czy Wasz umysł również wizualizuje bohaterów, przenosząc Was do
świata, o którym czytacie? To właśnie siła wyobraźni, płynąca z dobrej
historii, sprawia, że nie chcę potem oglądać filmowych ekranizacji moich
ukochanych książek. Bo ja po prostu tych ekranizacji nie potrzebuję, gdyż mam
je w głowie. Czytając świetną książkę, nie tylko czytam, ale jestem w świecie,
o którym czytam, widzę bohaterów, kręcę mimowolnie własny film. Jak mogę po tym
obejrzeć ekranizacje nakręconą przez kogo innego? To tak, jakby w Waszym
ulubionym serialu powstawiano innych aktorów i chciano opowiedzieć dobrze Wam
znaną historię w nowy sposób, który, czujecie to wyraźnie, będzie dużo gorszy
od tego, co stworzyła Wasza własna wyobraźnia. Bo Wy żyliście, naprawdę
żyliście tą historią przez parę dni, jakby wszystko było prawdziwe, a ciężko
jest pobić coś, z czym jesteśmy złączeni tak silnie.
Nie wiem co mam robić, więc na
razie zostawiam wydarzenia samym sobie. Nie jestem jeszcze gotowa na nowa
książkę i na zburzenie świata Lily Owens i mojego. Naprawdę nie mogę wyjść z
podziwu, że w dzisiejszych czasach można jeszcze opowiedzieć historię rasizmu
widzianą oczami czarnoskórych tak perfekcyjnie i tak żywo. Nie jest to
wprawdzie „Chata Wuja Toma”, ale nie zapominajmy, że rasizm jest w tej powieści
tylko tłem do historii przebaczenia. Mimo iż częściowo poboczny wątek, został
opisany mistrzowsko. Walka Rosaleen i innych czarnoskórych o godność
przeplatała się subtelnie z walką Lily o własne jestestwo, pozbawione miłości
matczynej. Umysł Lily wypełniony żalem za to, co zrobiła i niemożność
znalezienia ukojenia, a także gniew rozsadzający jej małe serce, zmuszone tak
szybko dorosnąć- to wszystko opisano tak doskonale, że jest aż żywe.
Znacie to uczucie ściśnięcia
serca kiedy się zakochacie? Jest to uczucie słodkie, które chcemy przeżywać raz
po raz, mimo iż przez nie nie możemy się skupić na niczym, nie możemy jeść, ani
wykonywać swoich codziennych obowiązków. Takie uczucie towarzyszy mi wtedy, gdy
się wzruszam, czytając książkę. Niestety obecnie jest to prawie niemożliwe, aby
znaleźć książkę, która sprawiłaby, żeby żołądek mi się ścisnął, a oczy
napłynęły łzami. Gdy czytałam pierwsze rozdziały powieści Sue Monk Kidd, taka
sytuacja zdarzyła mi się aż trzy razy! Niesamowite jest to uczucie, niemożliwe
do skopiowania i opisania, to po prostu trzeba przeżyć. Łatwo się zakochać, ale
dużo trudniej znaleźć w życiu coś, prócz miłości, co sprowadziłoby na nas to
słodkie uczucie. A jeszcze rzadziej jest odnaleźć to uczucie w książce.
„Sekretne życie pszczół” przeprowadzi Was przez cały szereg uczuć, a to, o
którym pisałam, to rzadkie uczucie znalezione między słowami, zaskoczy Was
swoją intensywnością. Takie książki należy wynosić na piedestał, bo zasłużyły
sobie na własny zakątek w naszych sercach.
Nic nie sprzedaje się tak dobrze
jak dramat. Można sobie łamać głowę najzabawniejszymi dialogami i najlepiej
wymyśloną intrygą, a i tak dramat opisany przez innych pobije nas na łopatki.
To dlatego Oskary dostają często opowieści dramatyczne, a Pulitzer w kategorii
literatury ląduje na półce autorów takowych książek. Każdy z nas zna dramat
czarnoskórych, walczących o swoje prawa i godność, przypłacających tę walkę
życiem. Gdy do tego dorzuci się dramat młodej dziewczyny, dorastającej z
wiedzą, że zabiła osobę, którą kochała najbardziej na świecie i której
potrzebowała bardziej, niż czegokolwiek innego, szukającej zrozumienia i
krztyny miłości u surowego ojca, mamy przepis na bestseller i klasyk.
Oczywiście bez talentu nawet z
tak dobrego pomysłu można stworzyć literackiego potwora, jednak gdy do pracy
zabierze się ktoś, kto naprawdę zna się na rzeczy, sukces jest przesądzony. I
nie chodzi mi tylko o sprzedaż, bo jako
czytelnika, sprzedaż mnie zupełnie nie interesuje. Dla mnie ważniejszy jest
odbiór książki, a o tym chyba w dzisiejszych czasach się zbyt często zapomina,
lub zrzuca się na drugi plan. Według mnie to, jak czytelnicy zareagują na
książkę, jest najważniejsze i ma również
ogromny wpływ na sprzedaż. Te dwie rzeczy są ze sobą ściśle połączone, ale
pisząc książkę, trzeba zacząć myśleć najpierw o czytelnikach, dopiero potem o przyszłej
sprzedaży. Tylko to w mojej opinii zagwarantuje sprzedaż nie tylko tej jednej,
konkretnej powieści, ale również następnych, gdyż czytelnicy będą ciągnąć do
autora, który ich zaskoczył, jak ćmy do światła. Nie mówiąc już o stałym
miejscu w sercu czytelników, co będzie gwarancją sprzedaży znanego już tytułu
przez kolejne lata. Nic nie jest ważniejsze oprócz zainteresowania odbiorców i
ich szacunku. Nie warto pisać książek, które piszą wszyscy, ulegając
zmieniającym się jak w kalejdoskopie modom. Piszmy to, co czujemy w wewnątrz
naszego serca, bo być może właśnie słyszymy podszepty talentu i to, czy
obierzemy tę drogę czy sprzedamy się za pieniądze, zależy tylko od nas.
Dawno już mi się nie zdarzyło,
żebym czytała książkę, której bohaterowie są tacy dojrzali, a ich charaktery
głębokie, spójne i interesujące. Nie przewija się w tej powieści żaden
niepotrzebny element, czy postać, która nie wnosiłaby nic do historii. Muszę to
powtórzyć- jest to zbrodnia doskonała. To znaczy- książka doskonała! :)
A o czym ona właściwie jest? O
cierpieniu, poszukiwaniu odpowiedzi i odkupienia, próbie odnalezienia miłości w
świecie nienawiści i spokoju duszy, targanej gniewem żalem. O dziewczynie,
która żyje w świecie niezrozumienia i złości, szukająca własnej drogi, aby poradzić
sobie z uczuciami, odbierającymi jej oddech. Żyjącej żalem za to, co
nieświadomie uczyniła i ogromnym poczuciem winy, o którym nie ma z kim
porozmawiać. A przede wszystkim gniewem na matkę za to, że ją opuściła i zostawiła
całkiem samą na okrutnym świecie. Dopiero ucieczka z domu i podróż śladami
matki do Tiburonu otwiera przed Lily szansę pogodzenia się z życiem i
dostrzeżenia tego, na co do tej pory była ślepa. Na miłość, którą ją otaczała
ze strony ludzi, którymi jej rasa pogardzała. Jest to piękna i zarazem
wzruszająca opowieść o walce z niechcianymi uczuciami, jednocześnie wciągająca
bardziej niż kryminał, mimo iż opowiada o poszukiwaniu spokoju w religii. Nigdy
bym nie przypuszczała, że książka, w której jest choć odrobina religii,
znajdzie u mnie takie poważanie. Jednak opowieść ta jest tak idealnie
prowadzona, że nie sądzę, aby znalazła się choć jedna osoba, która byłaby
znudzona Lily, Rosaleen czy siostrami Boatwright. Książka uraczy nas uczuciami skrajnymi,
jak radość, smutek, żal i gniew. Będą łzy i śmiech. A co najważniejsze,
znajdziemy tu kawał dobrze napisanej książki, z dojrzałymi tekstami, których
jakość oceniam na najwyższym poziomie. Książka ta nie ma żadnych zgrzytów,
dlatego przekażę ją od razu swojej koleżance, zapalonej czytelniczce, bo choć
mamy różny gust, mogę się na ślepo założyć, że ta książka bardzo się jej
spodoba. A również każdemu z Was, jeśli tylko potraficie docenić dobrą
literaturę i możliwość całkowitej ucieczki z szarej rzeczywistości do świata
czyjejś wyobraźni.
Jako postscriptum dodam, że
jeżeli tylko ktoś ma możliwość przeczytania „The Secret Life of Bees” w
oryginale, niech to zrobi. Dzięki temu żadne zdanie mu nie umknie, a
tłumaczenia nie zatrze głębi historii spisanej przez Sue Monk Kidd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz