Jonathan
Delano i Tracie Higgins są przyjaciółmi od wielu lat. W niedzielne wieczory
spotykają się na kolacji, aby obgadać najważniejsze wydarzenia całego tygodnia.
Głównie polegają one na skargach Tracie na swoich chłopaków, którzy jeden po
drugim okazują się nic nie wartymi draniami i na szefa, redaktora Seattle Times,
który marnuje jej talent pisarski skracając każdy artykuł wychodzący spod jej
pióra w literackiego potwora, niczym szalony doktor Henry Frankenstein, ze
szczątków ludzkich tworzący żywą istotę. Z kolei kariera Jona jest godna
pozazdroszczenia, podczas gdy jego życie towarzyskie kuleje. Jon boryka się z
traumą związaną z rozwiązłym ojcem i swoją własną beznadziejnością jeśli chodzi
o kobiety. Ich wspólne kolacje grają rolę spotkań terapeutycznych dla obojga,
nawet jeśli Jonathan całą swoją uwagę skupia na Tracie, angażując się bardziej
w jej życie, niż w swoje. I nawet jeśli Jon jest zawsze punktualnie, a Tracie
spóźnia się co wieczór i przez myśl jej nie przejdzie, aby chociaż raz zapłacić
rachunek za kolację, ich przyjaźń jest silna, trwała i ważna dla obojga.
Pewnego
dnia role się odwracają i to Jon staje się centrum ich cotygodniowych rozmów.
Po dwóch nieudanych randkach, z których jedna nie doszła do skutku, Jon
stwierdza, że potrzebuje pomocy Tracie. Mężczyzna ma już dosyć słuchania z ust
kobiet, jakim dobrym chłopcem jest, bo po usłyszeniu tych słów nigdy więcej już
ich nie widzi. Chce stać się obiektem pożądania, a nie tylko dobrym synem,
wspaniałym przyjacielem, genialnym pracownikiem i kolegą, którego koleżanki w
pracy nie zauważają. Jon dostrzega swoją ostatnią szansę w Tracie. Chce
wykorzystać jej bogate doświadczenie w związkach z tzw. niedobrymi chłopcami i
zmienić się dobrowolnie z łabędzia w brzydkie kaczątko, ponieważ łabędzie wyszły
z mody dawno temu. Jonathan prosi Tracie o to, aby pomogła mu zmienić się w
niedobrego chłopca i uratować jego życie miłosne i seksualne. Początkowo
niechętna, Tracie wreszcie godzi się, skrycie licząc na to, że jej kariera
wreszcie ruszy z kopyta po opublikowaniu artykułu o Jonie i jego przemianie.
Zapomina tylko wspomnieć o tym drobnym szczególe swojemu przyjacielowi.
Tracie
uczy Jonathana jak być niedobrym chłopcem. Zmienia jego image, nadając mu nowe,
lepiej brzmiące imię Johnny, kupując mu nowe ubrania (płacąc oczywiście jego
kartą kredytową) i zabierając do swojego fryzjera, najlepszego w swoim fachu. I
co najważniejsze – uczy go, jak ranić kobiety, aby zdobyć ich zainteresowanie.
Ponieważ prawda okazuje się banalna- kobiety lubią drani, gdyż uziemienie
takiego jawi się jako ogromne wyzwanie, a nagroda w postaci zazdrości koleżanek
warta jest każdego cierpienia z tym związanego. Niestety Jon okazuje się
kiepskim studentem. Podważa każdą regułę, dziwi się kobiecemu myśleniu i nie
potrafi wprowadzić w życie najprostszych rad od Tracie. Nadal zachowuje się
obciachowo, nie potrafiąc zdobyć kobiety pomimo wszystkich jej nauk. Nawet gdy
sprawy zaczynają iść dobrze jeden moment paniki niweczy nie tylko dobry start
ale i wiarę w siebie i motywację do dalszego działania. Wreszcie zaklęcie pęka,
gdy Tracie umawia Jona ze swoją koleżanką z pracy, Beth, która walczy z
obsesyjną miłością do własnego szefa po krótkim romansie, w jaki się uwikłała.
Jedna
udana randka, która dla Beth miała być lekarstwem na obsesję, wobec
egoistycznego szefa, staje się punktem wyjścia dla nowego życia dla Jona jako
podbijacza niewieścich serc, a także nową obsesją dla Beth. Jednak Jon nie
zamierza się wiązać z pierwszą kobietą, która obdarzyła go swoim
zainteresowaniem, bo tak mówią nauki Tracie. Jonathan zdobywa kolejne kobiety
na te same wypróbowane sposoby, zostawiając za sobą coraz więcej zawiedzionych
kobiet i coraz bardziej przypominając własnego ojca. Tracie zaś zaczyna się
zastanawiać, czy nie stworzyła potwora, raz na zawsze zabijając w Jonie to, co było
w nim najlepsze, a czego do tej pory nie doceniała. Czuje się jakby zdradziła
wszystkie kobiety świata, hodując na własnej piersi żmiję podobną do tych,
które nieraz łamały jej serce. I dlaczego zaczęła się tak bardzo złościć na
Jona za jego sukcesy w łóżku? Przecież to nie mogła być zazdrość, skoro jedyne
na czym jej zależy to jej głupkowaty i zapatrzony w siebie basista Phil?
Książka
Olivii Goldsmith jest typową komedią romantyczną. I chociaż nie była tak
zabawna i ciepła, jak to wszędzie się opisuje, to jednak stała się dobrym
kompanem na samotne wieczory i podczas długich kąpieli. Dobrze się ją czytało i
przez cały czas trwania mojej przygody z „Bad Boy” towarzyszyło mi
zainteresowanie. Byłam ciekawa, co się za chwilę stanie i czy Jonowi uda się osiągnąć
cel.
Jednak
czasem odczuwałam lekkie znudzenie tą stroną charakterów pierwszoplanowych
postaci, które miały sprawić, że ich postacie miały być głębsze. Niestety
zabieg się nie udał, bo traumy z dzieciństwa Jona i Tracie nie miały większego
wpływu na ich obecne życie, mimo iż autorka bardzo starała się wcisnąć mi ten
kit. Jednak wybory Tracie co do facetów, z jakimi się wiązała nie miały nic
wspólnego z tym, że musiała dorastać bez matki. Jej kłopoty z szefem nie
wynikały z tego, że była wychowywana bez matki, tylko z jej braku asertywności
i siły na walkę o to, co dla niej ważne.
Z
kolei traumy Jona związane z porzuceniem przez jego ojca swojej rodziny, gdy
Jonathan był jeszcze młody, nie miały nic wspólnego z jego charakterem miłego
gościa i tego, że chciał dawać, a nie brać. Wielu mężczyzn wychowywanych przez
obojga rodziców wyrasta na dobrych ludzi i jakoś nie widziałam związku ani
potrzeby wikłać Jona w takie nic nie znaczące dla akcji problemy. Robienie z
Jona przeciwności własnego ojca- dobrego faceta i świetnego pracownika, nie
miało wpływu na historię. Z kolei gdy Jon zaczął odnosić sukcesy na polu
uwodzenia, myśl o tym, że upodabnia się niebezpiecznie do ojca, nie
powstrzymała Jonathana przed umówieniem się z kolejną kobietą i wylądowaniem z
nią w łóżku na niezobowiązujący seks. Myślę, że te jego cechy były potrzebne
autorce, aby zmienić go diametralnie i stworzyć problem, który z kolei
wykorzystała później, aby otworzyć Tracie oczy.
Nudziłam
się więc niemiłosiernie, gdy Jon odwiedzał wszystkie swoje macochy w Dzień
Matki, aby pokazać, jakim dobrym jest człowiekiem i gdy wspominał ojca, który
skrzywdził rodzinę. Były to nudne wątki, niepotrzebne i przydługawe. Już
wolałam czytać o problemach Tracie w pracy, mimo iż też były one nudnawe. Przyjazd
przyjaciółki Tracie, Laury, również był zbędny i właściwie nie wiem czemu miał
służyć. Była to trzecioplanowa postać, która była zbyt monotonna, aby poświęcać
jej choćby jedną stronę w książce. Ku mojemu zaskoczeniu najciekawsze z tych
pobocznych wątków były problemy Tracie z Philem, skupionym na sobie muzykiem
bez sukcesów na polu zawodowym, a nie traumatyczne przeżycia z dzieciństwa czy
problemy zawodowe Tracie, choć było to pobożne życzenie autorki. I pomimo tego,
że na końcu egoista Phil zmienił się w posłusznego baranka, gotowego wreszcie
dorosnąć, jego postać i charakter był rozbrajający i słodki, nawet jeśli wykorzystywał
Tracie i jej pieniądze do wygodnego życia bez zobowiązań. Już dużo bardziej
denerwujący był Jon, ze swoim brakiem stanowczości i nowym podejściem do życia,
niż Phil, który troszkę pogubił się w życiu.
Trzeba
tu przyznać, że bohaterzy byli trochę płascy, mimo starań autorki, aby stworzyć
postacie, które mogłyby przejść do historii literatury niczym Rett Butler i
Scarlett O’Hara. Ale w komediach romantycznych wystarcza lekka historia i
powierzchowni bohaterzy, bo taka książka czy film ma bawić i wprawić w dobry
humor. W przypadku książki „Bad Boy” ta prosta rola została osiągnięta.
Na
końcu muszę stwierdzić przed samą sobą, że trochę zbyt często towarzyszyła mi
irytacja. Irytowałam się na Tracie za to, że jest zbyt głupia aby wyciągnąć
lekcję ze swojego życia i wciąż wikłała się w te same, beznadziejne związki. Na
to, że Jon był mało męski, gdy chodziło o kobiety i jego wpadki pasowały mi
bardziej do głupiutkiej Rebecki Bloomwood z książki „Wyznania zakupoholiczki”,
niż do jakiegokolwiek mężczyzny, a już zwłaszcza takiego, który jest
odpowiedzialny za wielki Projekt mający w założeniu całkowicie zmienić oblicze
komunikacji. I pomimo tego, iż zawsze doceniałam w mężczyznach chęć dawania,
niż tylko brania, a także wrodzone dobro, to jednak potrzebuję też, aby
mężczyzna był mężczyzną, potrafił zagadać do kobiety bez głupich tekstów i
radził sobie z kobietami bez pomocy swoich przyjaciółek. A jeszcze bardziej
denerwowało mnie, że Jon nie potrafił rozpoznać, kiedy rady Tracie zadziałają,
a kiedy należało spróbować własnych sposobów gdy sytuacja stawała się
kryzysowa. A zmieniony Jonhnny’ego nie tylko mnie irytował, ale wręcz nie
mogłam go znieść. A to dlatego, że za powierzchownymi zmianami dokonała się w
Jonie również wewnętrzna przemiana. Stał się zwykłym nudnym macho, który ocenia
kobiety na podstawie wyglądu i ciągle szuka tej ładniejszej, mimo iż sam wie,
że nie są to kobiety, które by mogły umilić mu życie na starość, ponieważ
przeważnie są dla niego za głupie. Wydawało mi się na początku, że Jon był na
tyle inteligentny żeby rozpoznać, co się w życiu liczy, jednak jego późniejsze
wybory i zachowanie po przemianie nieco mnie zawiodły.
Pomimo
wszystkich drobnych niedogodności książka jest poczytna i godna polecenia jako
zamiennik dla telewizji na długie jesienne deszczowe wieczory. Jest
przewidywalna jak większość komedii romantycznych ale spełnia swoją rolę-
zajmuje wolny czas i sprawdza się jako rozrywka. Bawi swoim lekkim podejściem
do związków i co więcej, kończy się szczęśliwie, jak każda szanująca się
komedia romantyczna. Jeśli ktoś nie spodziewa się zaskakujących zwrotów akcji i
nadzwyczajnych wydarzeń i wystarcza mu miła historia, przy której zapomni o
głupotach życia codziennego i obowiązkach dorosłego człowieka, książka Olivii
Goldsmith „Bad Boy” będzie dobrą opcją na spędzenie wolnego czasu.
1 komentarz:
"traumy Jona związane z porzuceniem przez jego ojca swojej rodziny, gdy Jonathan był jeszcze młody, nie miały nic wspólnego z jego charakterem miłego gościa i tego, że chciał dawać, a nie brać. Wielu mężczyzn wychowywanych przez obojga rodziców wyrasta na dobrych ludzi..."
Nie masz dziewczyno pojęcia jak bardzo jedno wynika z drugiego. Bardzo często chłopcy wychowywani przez samotne matki wyrastają na mężczyzn pozbawionych męskości, asertywności, biernych, niedecyzyjnych, z zerową samooceną. W największym skrócie - brak ojca powoduje brak wzorca. Bad Boy, którego stwarza Tracie, to oczywiście uproszczona wersja, ale w rzeczywistości chodzi o zbudowanie w sobie właśnie męskości, decyzyjności, mocnego fundamentu poczucia własnej wartości, a co za tym idzie - pewnej nonszalancji w podejściu do kobiet. Nie ma to nic wspólnego z byciem dobrym człowiekiem, tylko z wyzbyciem się uległości (wyuczonej przez matkę, bo chłopiec bez wzorca męskiego przenosi model z domu, a matka nie była dla niego równorzędną partnerką, bo był jej podległy), z umiejętnością budowania swojego autonomicznego męskiego świata i umiejętności stawiania oraz obrony jego granic przed zdominowaniem przez partnerkę (która z kolei często dąży instynktownie do zdominowania męskiego życia, a jednocześnie testuje te granice sprawdzając podświadomie czy jej facet po prostu ma jaja i się jej nie boi). W tej książce mamy do czynienia oczywiście z wersją popkulturową, uproszczoną, ale zapewniam cię, że podłoże psychologiczne Jonathana jest stuprocentowo wiarygodne. Zapytaj jakiegoś znajomego psychologa.
Prześlij komentarz