Zanim zacznę wymieniać, co dobrze by było ze sobą zabrać, pragnę zauważyć, że wszystkie podane ceny pochodzą sprzed podniesienia podatku VAT, którego dokonano w Grecji w drugiej połowie lipca 2015 roku. Zanim wybierzemy się za granicę, do strefy euro, warto także pamiętać, że za 1 euro płacimy ponad czterokrotność złotego. Jeśli nie jesteśmy w stanie przeboleć takich wydatków, może dobrze by było rozważyć pozostanie w ojczyźnie i darować sobie szok finansowy przy pierwszych zakupach.
Wasz wakacyjny korfijski niezbędnik powinien zawierać:
(What you should take with you on your holiday in Greece)
1. Pieniądze. (a lot of money) Dużo. Najlepiej w euro, bo ciężko Wam będzie znaleźć kantor w mniejszych miejscowościach, a wypłacając pieniądze z bankomatu z przeliczeniem na właściwą walutę wyjdzie drożej niż w kantorze (sprawdzałam - banki mają wyższe marże niż kantory) i dodatkowo zapłacicie swojemu bankowi za to zlecenie zgodnie z cennikiem Waszego banku. Jeśli przylecieliście z Anglii, Wasza sytuacja ma się lepiej, ponieważ wiele miejsc prowadzi wymianę funtów na euro (sklepy, miejsca wynajmu samochodów), co obwieszczają w swoich witrynach. Nie wiem czy przelicznik jest korzystny, znośny czy rabunkowy, ponieważ nie interesowałam się głębiej tym tematem, gdyż Anglię znam tylko ze zdjęć.
Lepiej wziąć więcej pieniędzy niż potem szukać bankomatów, ponieważ nagle poczuliście nieoczekiwaną chęć wykupienia dodatkowej wycieczki, rejsu czy też Wasza miłość do przygód gna Was do wypożyczalni po skuter lub samochód, mimo że jeszcze w domu przysięgliście sobie solennie, że nie wydacie pieniędzy na rozrywki i będziecie się ściśle trzymać zaplanowanego budżetu. Po co robić sobie kłopot, skoro można nadmiar pieniędzy przywieźć do domu i poczekać ze sprzedażą na korzystny kurs, albo nawet zostawić sobie tę kwotę na kolejną wyprawę (jeśli strefa euro utrzyma się pomimo greckich kłopotów). Nieraz się tak dzieje, że za granicą puszczają nam hamulce i chcemy więcej, niż sobie zaplanowaliśmy. Czasem dobrze jest zostawić w domu wrodzoną oszczędność i chociaż ten raz w roku żyć pełnią życia. Lub przynajmniej być na to przygotowanym i potem nie płakać, że nic się nie przeżyło, że nie było nas stać na wynajem auta lub że wymarzony rejs przeszedł koło nosa, bo zabrakło nam 50 euro. Wiem, co mówię, bo byłam kiedyś świadkiem, jak pewna młoda para już po pierwszym spotkaniu z rezydentem stwierdziła, że zabrała za mało pieniędzy i w panice pytali o bankomat, bo zapragnęli wybrać się w rejs.
Poza
tym przemawia przeze mnie doświadczenie dusigrosza, który pod gorącym greckim
niebem pozwolił (na szczęście) wybić sobie z głowy pomysł przywiezienia do domu
jak największej ilości pieniędzy i dał się namówić na wynajem auta. Po tym
pierwszym razie zakochałam się na zabój w podróżach na własną rękę i od tamtej
pory zawsze staram się powiększyć budżet o odpowiednią kwotę, za którą będziemy
mogli kupić sobie przygodę w postaci auta i mapy. Im dłuższy okres wynajmu auta,
tym lepiej. Czuję się wtedy wolna i dzika :)
Ceny wynajmu samochodów (o skuterze ani
quadzie nigdy nie myśleliśmy, ponieważ nasze wycieczki zaczynają się rano, a
kończą wieczorem i byłoby zbyt uciążliwe jeździć tak długo bez dachu nad głową,
w niewygodnej pozycji) nie odstają tak bardzo od tego, co można dostać w
Polsce, gdy zdecydujemy się na dłuższy termin. Gdy właściciel wypożyczalni
usłyszy, że chcemy auto na 10 i więcej dni, jest skłonny obniżyć dla nas cenę o
całkiem pokaźną kwotę. Warto też spytać o cennik od razu na lotnisku, udając
się do najbliższej wypożyczalni aut i nie kierować się zapewnieniami naszej
rezydentki, że nasze biuro ma lepsze warunki niż może nam dać prywatna
wypożyczalnia. Często jest to tylko próba zarobienia dodatkowych pieniędzy dla
swojego pracodawcy i niezgodna z prawdą (mimo iż może być wobec Was użyty
kolejny chwyt marketingowy pod postacią słów: "ostatnio nawet obniżyliśmy
ceny").
Jeśli
jesteśmy nastawieni na wynajem samochodu na cały pobyt, załatwmy w miarę
możliwości sprawy na lotnisku i zamiast męczyć się godzinami w autobusie
zapewnionym przez nasze biuro, będziemy mogli zacząć nasz pobyt z klasą i bez
udręki rozwożenia wszystkich współpasażerów po drodze do naszego hotelu. W
naszym przypadku transfer z lotniska do hotelu Mikelis z godziny, zmienił się w
męczące dwie godziny z powodu krętych i wąskich dróg i konieczności nadrabiania
drogi dla turystów z innych hoteli.
Dodatkowo
trzeba pamiętać, że wypożyczalnia współpracująca z naszym biurem podróży, może
sobie zastrzec kaucję, tzw. wpisowe, które trzeba wpłacić za wynajem większości
aut. Może to być nawet pokaźna kwota (ok. 100 euro). W naszym przypadku tak
właśnie było i tylko jeden typ auta można było wypożyczyć bez kaucji. Pytanie
tylko, ile tych aut wypożyczalnia miała na stanie?
Jeśli chodzi o prywatne wypożyczalnie,
można się przygotować jeszcze w domu i wyszukać najtańsze wypożyczalnie znajdujące
się na naszej wyspie lub nawet zamówić odpowiednie auto z wyprzedzeniem
(rentalcars.com). My zdecydowaliśmy się tym razem na poszukiwania na miejscu. W
naszej wiosce Agios Stefanos znajdowały się dwie wypożyczalnie aut i kilka
wypożyczalni skuterów i quadów. Zdecydowaliśmy się na rodzinną, małą
wypożyczalnię, gdyż ceny samochodów w drugim miejscu przekraczały nasze
możliwości i równały się cenom oferowanym przez biuro podróży. Później okazało
się, że nasza wypożyczalnia miała swoją filię na lotnisku i gdyby nie pani
rezydentka, wzięlibyście auto od razu po wylądowaniu i nie musielibyśmy
przeżywać gehenny dwugodzinnego transferu autokarem. Cena jaką udało nam się
wynegocjować, to 283 euro plus 10 euro ekstra za możliwość zostawienia
samochodu na lotnisku w dniu wyjazdu. Wszystko to za 13 dni. Dodatkowo koszt
paliwa średnio 1,7 euro za litr, co oczywiście zależy od stacji. Ceny na
stacjach paliw są bardzo różne i niekoniecznie te w mniejszych miejscowościach
czy w samym Korfu są tańsze. My tankowaliśmy auto wysoko w górach, w drodze na
Ipsos (gdzieś w okolicach Skripero i Ano Korakiany), tam ceny były najbardziej
konkurencyjne (1,58), a na odchodne można było poczęstować się maleńkim
niebieskim cukierkiem :) Wiem, że to niezbyt kuszący gratis,
ale cena paliwa na pewno warta była zastanowienia. Jeśli więc akurat macie po
drodze, nie zastanawiajcie się, czy w Korfu będzie taniej, tylko od razu
tankujcie. Po drodze możecie też nacieszyć oczy przepięknymi widokami, jako
dodatkowy gratis do paliwa.
W cenie auta mieliśmy ubezpieczenie w
przypadku kolizji drogowych (tzw. full insurance) i free kilometres, czyli brak
ograniczenia jeśli chodzi o przebyte kilometry.. Mogliśmy jechać po każdej
drodze, którą uznamy za bezpieczną, jedynie musieliśmy uważać na podwozie i
koła, ponieważ tego ubezpieczenie nie obejmowało. (Nie jestem pewna czy greckie
wypożyczalnie w ogóle oferują ubezpieczenie kół- warto o to zapytać zanim
podpisze się umowę) Zapewne za dużo by to wszystko wypożyczalnie kosztowało ze
względu na katastrofalny stan dróg, czyli dziurawych nawierzchni, na których
można zgubić koła oraz nierówności, których wysokość bywa niewiarygodna, mimo
iż z daleka w ogóle ich nie widać. Dopiero jak nad nimi przejedziemy, słyszymy
stuk podwozia i mikro wstrząs.
Dostajemy
auto z pewną ilością paliwa w baku i musimy oddać z takim samym stanem. Na tym
polega wypożyczanie aut w całej Grecji. Czasem możecie być poproszeni o wpłatę
niewielkiej kwoty (10 euro) za rezerwację auta, gdy np. chcecie je wziąć
dopiero dnia następnego po wizycie w wypożyczalni. Kwota ta jest później
odliczona od kwoty całego wynajmu.
Koszt
naszej przygody (pomijając zakup wycieczki w biurze Raibow Tours) wyniósł 400
euro. Zabraliśmy ze sobą kwotę 500 euro, ale 100 przywieźliśmy z powrotem, jako
że nasze założenia i podział kwoty na odpowiednie części pozwolił nam na
spokojne życie i zaoszczędzenie nadwyżki, którą zabraliśmy na wszelki wypadek.
Średnio mieliśmy do wydania 30 euro na dzień dla dwóch osób, jeśli chodzi o
wyżywienie, do tego doszło 100 euro na zakup paliwa, dzięki któremu
przejechaliśmy 1000 km, bez specjalnego oszczędzania. Jechaliśmy, gdzie
chcieliśmy, ponieważ samochód był główną częścią naszych planów urlopowych i
woleliśmy odjąć sobie od ust, a zwiedzić wszystko, co nas interesuje. Na
szczęście okazało się, że pieniędzy starczyło na wszystko, plus na drobne
pamiątki i litr likieru z kumkwatu.
Pieniądze
będą Wam potrzebne również na zakup żywności. Jak już wspomniałam w poprzednim
poście o Korfu, na wyspie brak jest znamion kultury All inclusive. Jest tam
niewiele hoteli oferujących posiłki w cenie wakacji, za to wiele takich, które
posiadają publiczne restauracje i baseny, otwarte dla wszystkich. Napis
„Everyone is Welcome” można zobaczyć wszędzie. Restauracje serwują śniadania,
lunche i kolacje. Otwarte są od rana do późnego wieczora lub nocy, zależnie od
potrzeb klienteli. Mini supermarkety
witają gości od rana do godziny 23, czasem niemal do północy. Są otwarte
codziennie i nie obowiązuje ich sjesta, typowa dla tego kraju. Są to zazwyczaj
rodzinne interesy, nastawione na zarobienie jak największej ilości pieniędzy,
aby przetrwać poza sezonem, nie stać ich więc na to, aby zamknąć odrzwia chociażby
na tę parę godzin w ciągu dnia. Tak jak sklepy odzieżowe czy z biżuterią w
godzinach największej spiekoty są pozamykane na cztery spusty, tak markety są
cały czas otwarte i gotowe sprostać potrzebom swoich klientów.
Jednak
trzeba oddzielić mini markety od dużych supermarketów w większych
miejscowościach. Tutaj w niedzielę może nas już spotkać niemiła niespodzianka w
postaci zamkniętych drzwi, gdy zechcemy kupić sobie produkty na śniadanie. Ale
nie musimy się wówczas martwić, że umrzemy z głodu, bo jakaś alternatywa zawsze
się znajdzie. Jak tylko się rozejrzymy wokół, zauważymy, że w strefie naszego
spojrzenia aż roi się od jadłodajni serwujących angielskie lub kontynentalne
śniadania w cenie zaledwie (jak głoszą witryny) 10 euro.
Ceny
posiłków w restauracjach wahają się zależnie od jego ekskluzywności lub miejsca
położenia. Nie ma też żadnych specjalnych reguł, które pozwolą nam trafnie na
pierwszy rzut oka ocenić daną restaurację. Czasem ta nad samym brzegiem morza
zafunduje nam pyszny posiłek za 10-15 euro od osoby, innym razem koszt posiłku
przekroczy nasze najśmielsze oczekiwania i będziemy musieli chyłkiem uciekać
zobaczywszy ceny zaczynające się od 25 euro za sałatkę. My sugerowaliśmy się
kieliszkami. Jeśli na stoliku, przy którym nie ma gości, przygotowana jest
pełna zastawa, włączając kieliszki do wina, omijaliśmy takie miejsce z daleka.
Jednakże ta zasada jest niewystarczająca, ponieważ kiedyś daliśmy się omamić
zwykłymi, pustymi stolikami i tłumem ludzi, ale gdy otrzymaliśmy menu nie wiedzieliśmy,
czy zamówić coś na spółkę, wziąć jakąś wodę czy od razu uciekać.
Na
szczęście często restauracje mają cennik wywieszony na zewnątrz w formie
tablicy lub położony na specjalnym stoliku w formie książkowej (to drugie jest również znakiem,
że powinniśmy omijać takie miejsca z daleka, jeśli nie dysonujemy
nieograniczonym budżetem; poza tym możemy stać się punktem zainteresowania
krążącego niedaleko kelnera- jak wówczas odmówić, gdy ceny okażą się dla nas
astronomiczne?) i możemy dzięki temu mieć jakąś orientację co do cen. Jest dużo
miejsc, gdzie przeciętnie zarabiający Polak może zjeść smaczny posiłek w cenie
nie wykraczającej poza podprogową granicę, wystarczy tylko chwilę poszukać.
Najmniej zapłacimy za pitę czy hamburgera (4-6 euro), obfity lunch w cenie 7-10
euro nie jest rzadkością (mięso, frytki, surówka), a i na ciasto z lodami można
się załapać już w granicach 4-6 euro.
Drugim
sposobem żywienia się są zakupy w marketach i mini marketach. Nie trzeba nikogo
przekonywać, że w większych supermarketach (np. market w Sidari) można kupić
żywność z całkiem widoczną różnicą w cenie, ale nie jest to aż taka różnica,
żeby opłacało się specjalnie jechać do miejscowości obok. Jednak jeśli
przejeżdżamy akurat koło takiego supermarketu, a mamy listę zakupów, warto tam
wydać pieniądze, zwłaszcza jeśli jesteśmy akurat w drodze do domu, lub lista
zakupów zawiera produkty, którym słońce nie może zaszkodzić. Warto też przejść
się po sklepach w swojej miejscowości, bo każdy market ma swoje własne ceny i
taki shop tour pomoże nam wybrać miejsca, gdzie nie przepłacimy za ulubione
produkty.
Czasem
też w takich marketach można kupić pamiątki dla najbliższych podobnej jakości
jak w sklepikach pamiątkarskich przy ulicach widokowych, a są one znacznie
tańsze. Nie polecam jedynie kupować w marketach biżuterii robionej ręcznie,
typu bransoletki i wisiorki, ponieważ może się zdarzyć, że kupimy bransoletkę,
którą w przerwie między kasowaniem produktów zrobiła sprzedawczyni, nizając
koraliki na zwykłą nitkę. Ale nawet bransoletka w sklepie pamiątkarskim może nam się szybko zepsuć w domu, a czasem
nawet można znaleźć na wieszakach wyblakłe lub zniszczone czasem dodatki,
których od lat nikt nie kupował. Należy więc dobrze obejrzeć produkt w
poszukiwaniu odstających nitek, rozsypujących się plecionek czy wyblakłych,
zakurzonych kolorów. Wydaje mi się nawet, że nie warto wydawać zbyt dużej kwoty
na tego rodzaju pierdołki, ponieważ większość z nich prezentuje jakość podobną
do pamiątek, jakie możemy kupić nad Bałtykiem. Jeśli więc cena bransoletki w
sklepie z pierdółkami przekracza 3 euro, warto pomyśleć o innej pamiątce lub po
prostu wybrać się do sklepu z biżuterią i dorzucić 20 euro, by zakupić prezent,
która przetrwa lata.
Oczywiście
decydując się na żywienie w marketach trzeba przeliczyć, czy to naprawdę się
opłaca, bo często wychodziło nam, że kupując słodycze, owoce i podobnego typu
przekąski, wydawaliśmy taką samą kwotę jaką zapłacilibyśmy za dwa ciepłe
posiłki w restauracji. Niepotrzebnie więc rezygnowaliśmy z ciepłej kolacji lub
obiadu tylko dlatego, że zdawało nam się, iż oszczędzamy. Zamiast tego
fundowałam mojemu organizmowi su gar party. Niestety mądrość ta przyszła zbyt
późno, więc nasze raczkujące doświadczenie przyniosło nam zyski dopiero w
drugim tygodniu. Kiedy zdobyliśmy mądrość mędrców, zaczęliśmy co wieczór
zachodzić do naszej ulubionej restauracji i zawsze starczało nam pieniędzy na
kolację i na drobne przekąski w trakcie podróży (oczywiście kupowane w
marketach). Czasem nie było wyjścia, gdy wybieraliśmy się na odległe i opustoszałe miejsca (np. na double
Beach), gdzie trzeba było mieć ze sobą jedzenie, gdyż droga na plażę zajmowała
średnio 40 minut, a na dole zbocza, gdzie ukrywały się przepiękne plaże, nie
było nawet sprzedawcy owoców, wędrującego wzdłuż plaży. Warto więc podzielić
sobie pieniądze, które przywieźliśmy, na każdy dzień pobytu i odpowiednie
strefy (jedzenie osobno, rozrywka osobno, samochód i paliwo osobno), aby starczyło
na wszystko.
2. Czapkę,
kapelusz, chustę- (a cap or a hat to protect your head from the Sun)
nieważne co by to było, ważne, aby było. Przy temperaturze dochodzącej do 30
stopni Celsjusza bez odpowiedniego nakrycia głowy możemy skończyć w szpitalu.
Nawet jeśli wydaje się, że chmury na niebie nie dopuszczą słońca na ziemię i wydaje
Wam się, że nie potrzebujecie w związku z tym zabierać ze sobą nakrycia głowy.
Nic bardziej mylnego. Pogoda w Grecji w miesiącach wiosna-lato, jesień jest tak
stabilna, że są niewielkie szanse na kompletnie pochmurny dzień. Nie dajcie się
więc zwieść i zawsze zabierajcie ze sobą swój kapelusz. Po co narażać się potem
na dodatkowe koszty, gdy nagle wiatr rozwieje chmury, a słońce zacznie
przypiekać nasz czerep do gołej skóry. Ja przeżyłam raz coś podobnego do
porażenia słonecznego, gdy z deszczowej, pogoda nagle zmieniła się na
słoneczną, na co byłam kompletnie przygotowana. Nikomu nie polecam tego
uczucia.
3. Okulary
przeciwsłoneczne.
(Sunglasses of good quality, with UV and polarized) Porządne. Nie takie, jakie można kupić na straganach za 20 zł. Nie dajmy się
zwieść. Okulary za 20 zł nie posiadają filtrów UV, nawet jeśli na soczewce
doklejona jest karteczka o filtrze. Nie warto też kupować okularów na miejscu,
ponieważ tutaj cena nie może być żadną gwarancją, zwłaszcza jeśli jej wysokość
ustalamy w porównaniu z polskim przelicznikiem. Wysoka cena (bo w końcu w euro)
niekoniecznie oznacza wysoką jakość.
Solano, model SS 20344 D, Cat. 3 |
Do każdego modelu Solano dostajecie etui i ściereczkę z mikrofibry do wycierania soczewek |
Solano model SS 20095 A, Cat 3 |
Za
granicą łatwo można dać się nabrać na markę. Należy pamiętać, że w Grecji aż
roi się od podróbek, które mogą, ale nie muszą być wysokiej jakości. Lepiej nie
ryzykować i kupić okulary z certyfikatem w Polsce, u optyka, i oszczędzić sobie
potem cierpień, gdy pod koniec upalnego dnia będziemy czuli, jakby oczy miały
nam wybuchnąć. Ja kiedyś pojechałam do Grecji z okularami kupionymi w Tesco i
tylko robiłam sobie nimi krzywdę, narażając oczy na jeszcze większe
promieniowanie, niż gdybym nie nosiła na oczach żadnej „ochrony”. Dlatego w tym
roku przedłożyłam jakość i bezpieczeństwo nad oszczędnością i zakupiłam okulary
u optyka za 190 zł, z filtrami UV i polaryzacją. To ostatnie przydaje się nad
wodą, gdy refleksy słońca odbijające się od tafli morskiej błyskają nam po
oczach, oślepiając nas i krzywdząc soczewki oczu. Zdecydowałam się na markę
Solano, model SS 20344 D, Cat. 3 (kategoria 3 i 4 pochłania do 100 %
promieniowania słonecznego) i jestem tak zadowolona z tej decyzji, że po
powrocie do kraju kupiłam mamie model SS 20095 A, Cat 3, również z soczewkami
polaryzacyjnymi. Chciałam pomóc mamie chronić jej ostatnio wrażliwe oczy,
ponieważ wiem, że gdyby nie ja, sama kupiłaby sobie okulary za 6 zł z
przypadkowego marketu. A tak wydałam raz 190 zł i jestem pewna, że oczy mojej
mamy są bezpieczne. Okulary na pewno przydadzą się jej na wycieczkę do Włoch,
którą planuje na wrzesień. Jest to inwestycja na lata i inwestycja w swoje
zdrowie. Na zdrowiu nie warto oszczędzać, ponieważ na starość Wasze ciało
zemści się na Was i przypomni te wszystkie lata zaniedbania, których nie
będziecie już mogli cofnąć.
Po
tamtym pierwszym roku, gdy jak głupia wybrałam się z okularami za 10 złotych,
wiem już jak ważne są dobre soczewki. Porządne okulary są niezbędne nie tylko w
krajach, gdzie słońce świeci cały czas, ale i w naszych umiarkowanych
warunkach. W tamtym pamiętnym roku bolały mnie oczy od nadmiaru słońca, mimo iż
nie rozstawałam się z okularami. W tym roku moje oczy odpoczywały ilekroć
zakładałam okulary. A założyłam je już po wyjściu z lotniska i miałam na nosie
do ostatnich chwil, gdy wysiedliśmy z samochodu na lotnisku w Korfu w dniu
powrotu. Miałam je w samochodzie, na plaży, od rana, gdy wybierałam się do
sklepu, do wieczora, dopóki słońce świeciło nad horyzontem. Mam nadzieję, że
już nigdy nie będę musiała znosić gehenny bolących od słońca oczu, ale wiem, że
póki mam moje Solano, jestem bezpieczna w 100 %
Główne zasady doboru okularów szczegółowo opisano tu: http://www.jakkupowac.pl/jakie-okulary-przeciwsloneczne-kupic/
4. Filtry do ciała. (Sunscreens) Im większy filtr tym lepszy. Może
na nasze polskie warunki filtr 6 w kremie do opalania wystarczy, ale w Grecji
człowiek jest cały czas wystawiony na działanie promieni słonecznych. Nieważne
czy opala się na plaży, czy tylko spaceruje wzdłuż portu. Czy wędruje po
mieście, czy też siedzi na tarasie, spożywając śniadanie. Można bardzo łatwo
ulec poparzeniu słonecznemu, zatem należy przynajmniej o dwa razy zwiększyć
filtr, który zazwyczaj używa się nad Bałtykiem czy polskim jeziorem. Dla
bezpieczeństwa. Nie używamy olejków czy
przyspieszaczy opalania. Kupmy kremy ochronne, bo gwarantuję Wam, że nawet
tydzień w Grecji starczy Wam na złapanie złotej opalenizny. A jeśli nie
będziecie uważać, wrócicie ze schodzącą skórą lub czerwonym, poparzonym ciałem.
Takie kremy bierzemy ze sobą wszędzie i aplikujemy na skórę jak najczęściej, a
przynajmniej co dwie godziny. Zwłaszcza po wyjściu z wody, bo nawet wodoodporny
krem zostanie w morzu, a Wy wyjdziecie z niego całkowicie bez ochrony.
Pamiętajmy więc, wysokie filtry, częsta aplikacja, aplikacja zaraz po wyjściu z
wody i osuszeniu ciała (użyjcie ręczników, nie suszcie się na słońcu, ponieważ
pieczecie ciało, które wystawione jest na działanie promieni słonecznych jak
schabowy na patelni), a po prysznicu w domu kremujemy ciała zwykłym balsamem
lub specjalnym po opalaniu.
Oczywiście
można by pomyśleć, że kremy i balsamy do opalania możecie równie dobrze kupić
na miejscu i po co targać to wszystko ze sobą. Już spieszę tłumaczyć dlaczego-
z oszczędności. Przypominam, że 1 euro to ponad 4 zł. Zatem za granicą owszem,
kupicie wszystko, co jest Wam niezbędne, ale będzie to przepłacone. Kosmetyki
do opalania wahają się w granicach 15-20 euro, przy czym im większy filtr, tym
drożej. Poza tym nie jestem pewna, czy będą to kosmetyki ochronne, czy raczej
olejki do opalania, kosmetyki brązujące i kremy przyspieszające opalanie
(przynajmniej ja nie mogłam takowego znaleźć podczas pierwszej greckiej
podróży, gdy wzięliśmy za małe opakowanie balsamu do opalania). A nawet jeśli
mają filtry, to są zbyt niskie i niedostosowane do polskiej, bladej skóry.
Lepiej więc kupić kosmetyki z polską metką, bo wówczas wiemy, co kupujemy i
wydamy dużo mniej na coś, co jest niezbędne do przeżycia. Dobrze jest zakupić
takie produkty po sezonie, najlepiej we wrześniu (wtedy są najtańsze)i zostawić
je do przyszłego roku. Dzięki temu zaoszczędzimy jeszcze więcej, a kosmetykom
nic się nie stanie, bo mają długi okres używania. Mi kiedyś udało się kupić
filtr 30 za jedyne 5 zł. Pamiętajmy też, że lepiej wziąć za dużo, niż za mało.
Naszym standardem po pierwszym urlopie w Grecji, kiedy musieliśmy dozować sobie
ochronę, jest jedna buteleczka kremu na dwa tygodnie na jedną osobę. Dwie
osoby, to już dwie butelki. A jeśli lecicie na tydzień, jedna buteleczka
powinna Wam starczyć, jeśli podróżujecie we dwójkę. Trzy osoby to już kolejna
buteleczka. Lepiej zrezygnować z dodatkowego ciuchu, niż z dodatkowego kremu
ochronnego.
5. Żel lub inny
kosmetyk na poparzenia słoneczne.
(cosmetics against sunburn e.g. SOS skin Soraya) Sprawdzonym kosmetykiem jest produkt Soraya z d-pantenolem (stosowany na
poparzenia, nie tylko słoneczne). Zawsze go biorę ze sobą na wakacje
zagraniczne na wszelki wypadek. Zresztą doświadczenie nauczyło mnie, że
nieważne jak bardzo jestem ostrożna, zawsze spalę się na ramionach.
Prawdopodobnie dlatego, że nie przestrzegam własnej zasady, aby ochraniać ciało
kremem do opalania przynajmniej raz na dwie godziny. Nawet jeśli mam balsam do
opalania przy sobie, to czasem zapominam o upływie czasu, lub wstydzę się
aplikować krem podczas spaceru po mieście. A właśnie w mieście jesteśmy
najbardziej narażeni na poparzenia- bo zapominamy wówczas o ostrożności i
zapominamy również o tym, że jesteśmy na ulicy wystawieni na tak samo mocne
promieniowanie, jak na plaży. Ulice i chodniki są wówczas jak patelnia, bez
odrobiny chłodzącego wiatru, który swoją drogą może i chłodzi, ale jednocześnie
pomaga słońcu spalać ciało do czerwoności, pod pozorem ochłody.
6. Długi rękaw z
oddychającego materiału.
(Clothes made of linen) Najlepiej w takim przypadku sprawdza się len. Ochroni ciało przed spiekotą i
pozwoli mu oddychać, zabezpieczy przed przegrzaniem, a i my będziemy się czuli komfortowo
nawet w południe. Weźmy też jakąś chustę do ochrony dekoltu i długie spodnie
czy spódnicę maksi, również najlepiej lnianą. Bawełna nie do końca się
sprawdzi. A już na pewno zrezygnujmy z jeansów. Możemy się tylko nabawić
odparzeń. Jedna para rurek może się sprawdzić przy chłodniejszych wieczorach
lub deszczowej pogodzie, ale reszta ubrań powinna być luźna i oddychająca. Długie
lniane spodnie mogą się również przydać w wędrówkach po wąskich ścieżkach (ja
na to mówię „kozie ścieżki”), gdzie z każdej strony próbują nas schwytać
chaszcze i ostre krzaki. Ochronimy w ten sposób skórę przed zadrapaniami, które
potem będą o sobie przypominać w słonej wodzie.
7. Parasol lub
kurtka przeciwdeszczowa (dot. tylko Korfu). (Umbrella or raincoat) Może to wydać się dziwne jak na
Grecję, ale pamiętajmy, że głęboka zieleń tak bardzo ciesząca oczy nie bierze
się znikąd. Możecie spotkać przelotne burze i półgodzinne deszcze, które mogą
Was zaskoczyć w najmniej odpowiednim momencie. Jeśli macie samochód, nie ma
sprawy, ale na spacerze taki parasol może się bardzo przydać, zwłaszcza jeśli jeszcze
przed wyjściem z hotelu widzicie, że deszcz wisi w powietrzu. Oczywiście w
mieście zawsze można się schować w restauracji, sklepie czy markecie, ale tam
trzeba już będzie wydać trochę grosza, żeby nie czuć się głupio. A dzięki
parasolce będziemy mogli sobie dalej spacerować, romantycznie trzymając się za
ręce i przytulając do siebie, aby nie zmoknąć.
8. Wygodne obuwie. (Comfortable shoes) Zostawicie fashion obcasy i
niesprawdzone nowe buty, które kupiliście na tę okazję. Weźcie obuwie
sprawdzone, wygodne i wytrzymałe. Najlepiej oddychające, aby spacery były
przyjemnością a nie gehenną. Lepiej wyglądać skromniej, ale nie narażać swojego
portfela na wymuszone zakupy. Dobrym sposobem jest też chodzenie w klapkach
kąpielowych, jeśli ich kształt nie powoduje u nas uczucia wstydu. Wówczas
możemy w każdej chwili pobrodzić po wodzie na przypadkowo spotkanej plaży. Dodatkowo
nasze stopy będą odczuwać komfort przez cały dzień spędzony na słońcu. Kolejnym
plusem takiego rozwiązania jest to, że będziemy mieć mniej par butów w walizce,
a zaoszczędzone miejsce w torbie możemy wypełnić pamiątkami w drodze powrotnej,
lub dodatkowym kosmetykiem ochronnym.
9. Pomadka ochronna do ust. (Lipstic with UV) Najlepiej z filtrami UV. Noście ją
ze sobą zawsze, zwłaszcza na plażę. Po kąpieli w słonej wodzie będzie prawdziwym
zbawieniem i uchroni Wasze usta od popękania i obrzęków, a także zmyje smak
soli na ustach.
10. (niekoniecznie)
Buty trekkingowe.
(Hiking shoes) Zależnie od Waszych upodobań możecie się wybrać na zwiedzanie górskich ostępów
lub mniej dostępnych miejsc. Ale takie buty mogą się Wam przydać nawet wędrując
na plażę. Double Beach Porto Timoni jest ukryta na dole zbocza i trzeba przez
40 minut w upale wędrować po skałkach, na których można się poślizgnąć i
zwichnąć kostkę, jeśli nie będziemy wystarczająco uważać. Wówczas stabilna i
twarda podeszwa pomoże nam zejść, a wysoka cholewka ochroni kostkę przed
skręceniem i ugryzieniem przez węża. Dodatkowo nie zniszczycie sobie Waszych
ulubionych konwersów czy adidasów. Jeśli zaś ufacie swoim sandałom, klapkom czy
japonkom, możecie na takie podróże wybrać się właśnie w wymienionym obuwiu, ale
pamiętajcie wówczas, żeby bardzo uważać przy stąpaniu i nie brać obuwia, w
których stopa może Wam się ślizgać, gdy się spocicie. Szkoda by było
zrezygnować z Double Beach tylko dlatego, że mamy kiepskie obuwie i boimy się
zejść na plażę.
11. Maskę lub
okularki pływackie plus anti-fog czyli kosmetyk chroniący przed parowaniem szkieł.
(Diving mask or googles and anti-fog)Woda w morzu jest tak czysta, że warto zobaczyć, co znajduje się pod jej
powierzchnią. A są to naprawdę piękne widoki- ryby podpływające tak blisko do
człowieka, że niemal można je dotknąć. Skały i pieczary podwodne oraz uczucie
samotności i bliskości z przyrodą. Taka podwodna przygoda. To naprawdę warto
przeżyć.
Nie
wszystkie plaże na Korfu charakteryzują się przezroczystą wodą. Jeśli zależy
nam na podwodnym świecie, wybierajmy plaże kamieniste. Jeśli zaś chcemy poczuć
się jak nad Bałtykiem, szukajmy piaszczystych, których też sporo na Korfu
znajdziecie. Jednak jadąc na piaszczystą
plażę nie ma po co zabierać maski, chyba żeby zrobić frajdę dzieciom. Ja
preferowałam plaże kamieniste, bo uwielbiam nurkować, a piaszczyste wybierałam
raczej na wieczór, aby pospacerować wzdłuż brzegu w świetle zachodzącego słońca.
Nie wszystkie też kamieniste plaże były gwarancją czystej wody. Tam, gdzie w
pobliżu był port, lub pływały prywatne łodzie, woda bywała zanieczyszczona (plaża
w Nissaki, plaża w Ermones-mimo iż woda przezroczysta, to jednak dziwnie
pachniała). Dla amatorów nurkowania wybrałabym
plaże: Porto Timoni, Barbati, Paleokastritsa (pomimo iż piaszczyste, wody na
plażach Paleo były czyste), Liapades, Kasiopi, Limni lub po prostu inną wyspę
(polecam Samos).
12. Buty do wody, (Water shoes) z twardą podeszwą, w których można
się kąpać. Nie jest to jednak konieczność, z racji tego, że plaże na Korfu są
piaszczysto-kamieniste. Ale mimo wszystko warto takie buty kupić przed wyjazdem
na wakacje, ponieważ w Polsce będziemy mieć ogromny wybór, natomiast na
straganach greckich znajdziemy najprostszą wersję, która nie każdej stopie może
pasować pod względem wygody. Poza tym ochronimy stopy przed jeżowcami, popularnymi na wyspach kolczastymi stworami, z którymi zbyt bliski kontakt może skończyć się nieprzyjemnie.
13. Plecak, wygodną
torbę, (Rucksuk or comfortable bag) lekką i
pojemną. Nigdy nie wiadomo, jak daleko trzeba będzie pójść na rajską plażę i
jaki ekwipunek będzie nam potrzebny. Plecak powinien być wygodny, z
oddychającego materiału, aby nasze plecy się nie przegrzewały. Dobrze by było,
aby był pojemny, aby mógł pomieścić podstawowe rzeczy jak żywność, wodę, maskę
lub okularki do pływania, buty do chodzenia po kamienistym brzegu, ręczniki.
Wszystko to powinno znaleźć się w plecaku, aby ręce pozostały wolne. Niektóre
ścieżki są bowiem strome, wąskie i kamieniste i ręce przydadzą się Wam do
utrzymania równowagi jeśli się poślizgniecie. Oczywiście każdy bierze ze sobą
to, co uważa za stosowne, jednak woda i jedzenie to podstawa, kiedy wybieramy
się na dłuższą wycieczkę i nie wiemy, gdzie znajduje się plaża. Jeśli natomiast
interesuje Was tylko wybrzeże i łatwo dostępne plaże, może się Wam wydawać, że
plecak lub torba są Wam zbędne. Ale pamiętajcie, że możecie kiedyś zapragnąć
wybrać się na spacer do miasta i dobrze jest wówczas mieć ze sobą plecak z wodą
i jakąś przekąską, bo w greckich uliczkach łatwo się zgubić, a przytłaczający
upał wzmaga pragnienie i głód. Lepiej więc mieć coś do jedzenia pod ręką,
zamiast na szybko szukać sklepu, gdy umieramy z pragnienia lub gdy trzęsą się
nam już ręce z głodu. Będzie też w co włożyć niespodziewanie kupioną pamiątkę i
nadal mieć wolne ręce na romantyczny spacer we dwoje.
14. Kilka strojów
kąpielowych.
(A few swimming trunks and swimsuits) Może się to wydać banalne, ale takie nie jest. Wiadomo, że strój kąpielowy to w
Grecji podstawa. Jednak ja polecam Wam wziąć ich kilka. Zwłaszcza, jeśli
lubicie podróżować na własną rękę i macie w planach wynajęcie samochodu. Wówczas
będziecie mogli jednego dnia zwiedzić kilka plaż, na każdej się wykąpać, bez
konieczności zakładania wilgotnego stroju lub suszenia się na słońcu po wyjściu
z wody, bo to tylko strata czasu. Jeśli zaś lubicie przebywać codziennie na tej
samej plaży i nie planujecie zawojować Grecji, wówczas drugi strój może się Wam
przydać dnia następnego, gdy okaże się, że otrzymaliście pokój z zacienionym
tarasem, gdzie wszystko wysycha minimum dwa dni.
16. Własne ręczniki
na plażę.
(Your own towels to take them to a beach, you aren't allowed to take with you towels from a hotel)Rzadko się zdarza, aby goście hotelowi mogli zabierać ręczniki otrzymane przez
obsługę hotelu na basen czy na plażę. Nie wolno ich wynosić na zewnątrz i służą
nam tylko pod prysznic. Często w hotelach umieszcza się taką informacje w
pokojach lub w lobby hotelowym. Oczywiście w przypadku hoteli
pięciogwiazdkowych goście mogą dużo więcej, ale ten post skierowany jest raczej
do osób z niższym budżetem. Dlatego aby uniknąć przykrych niespodzianek i
konieczności kupowania ręczników na miejscu, zabierzmy ze sobą dwa komplety.
Drugi komplet przyda się z tych samych względów co kilka strojów kąpielowych.
17. Proszek do
prania.
(washing powder) Przesypcie trochę do osobnego pojemniczka i zabierzcie ze sobą. Może się Wam
wydaje, że wzięliście ze sobą odpowiednią ilość ubrań na całe dwa tygodnie lub
tydzień, ale warto wziąć ze sobą trochę proszku na ewentualne przepranie
spoconej ulubionej koszulki czy bielizny. Nie ma sensu potem kupować całego
opakowania, płacąc w euro, bo nagle okazało się, że zabrakło nam skarpetek.
18. Mydło, szampon
i przybory do mycia.
(Soap, shampoo end so on.) Jeśli nie mieszkacie w hotelu pięciogwiazdkowym, może się okazać, że nie
dostaniecie tych mini mydełek i szamponów, które można dostać w hotelach na
innych wyspach. Mam wrażenie, że hoteliki na Korfu , przynajmniej te mniejsze,
trzygwiazdkowe, nie mają takich standardów, jakie znaleźliśmy na Krecie i na
Samos. Co więcej może się zdarzyć, że nie otrzymacie tak podstawowego
wyposażenia jak papier toaletowy, który będziecie musieli kupić na własny koszt
(hotel Mikelis), a sprzątanie pokoju, a także łazienki, łącznie z wyrzucaniem
śmieci (pamiętajmy, że w całej Grecji nie wolno wyrzucać zużytego papieru
toaletowego do muszli klozetowej ze względu na wąskie rury ściekowe), będzie
odbywało się co dwa dni. Można też wziąć trochę płynu do mycia naczyń, ale nie
jest to konieczne, bo najtańszy płyn można kupić już za 1 euro. Ale gąbkę i
ręcznik do wycierania rąk lub naczyń można już wrzucić do bagażu.
19. Odstraszasz na
komary (Insect repellent agains mosquitos) i
ewentualnie łapkę na muchy, którą wykorzystacie przeciwko komarom, aby nie
zabijać ich w środku nocy butem. Po co tworzyć konflikty z sąsiadami. Możliwe,
że wyposażenie pokoju będzie zawierało wtyczkę do kontaktu, do której wkłada
się specjalny preparat w kostkach w kształcie karty do telefonu. Wkłady oczywiście
będziecie musieli kupić sami. Koszt- ok. 1,40 euro za 10 kostek. Pomijając
zdrowotne czynniki (chemiczny środek odstraszający, którym Wy również
oddychacie, ponieważ kostka musi być cały czas podłączona do kontaktu, aby
działała prawidłowo), jest to jeden z lepszych sposobów walki z komarami,
pleniącymi się w Grecji jak grzyby po deszczu. Można też kupić cytrynową
świeczkę, ale wątpię, żeby to coś dało, skoro nawet nasz elektroniczny odstraszacz
nie odstrasza komarów, tylko je osłabia, gdy już zagoszczą w naszym pokoju
(dużo łatwiej jest je zabić). Raczej więc odradzam przesiadywanie na tarasie
lub spanie przy otwartym oknie. Można spróbować kupić w Polsce aromat waniliowy
do ciasta i trzymać otwarty blisko łóżka. Podobno czyni cuda. Niestety nawet w
największym sklepie w Sidari nie mogliśmy znaleźć takiego aromatu, więc nie
mogliśmy sprawdzić tego na sobie. Następnym razem będzie to pierwszy zakup,
zaraz po balsamach do opalania.
20. Lekarstwa. (Medicines you use) Jeśli macie nawet drobne problemy
zdrowotne, weźcie swoje lekarstwa ze sobą. Jak potem wytłumaczycie w aptece, że
chodzi Wam o liść szałwi, który pomaga Wam na puchnące dziąsła w wyniku
dostawania się resztek pokarmu między zęby? Może Wy posiadacie tak szerokie
słownictwo jeśli chodzi o język angielski, ale pamiętajcie, że być może język
angielski może tu nie wystarczyć i będziecie musieli posługiwać się łaciną
(język lekarski). Chyba dużo prościej będzie wziąć zestaw leków ze sobą.
Dorzućcie krople żołądkowe, bo nigdy nie wiadomo jak zareagujecie na obcą
kuchnię i nitkę dentystyczną. I oczywiście tabletki na problemy gastryczne
(znowu- obca kuchnia).
21. Europejska
Kartę Zdrowia (EKUZ)- dotyczy krajów Unii Europejskiej. Załatwicie ją w jeden dzień w
najbliższym oddziale NFZ. Pomimo iż każde biuro podróży posiada zbiorowe
ubezpieczenie zdrowotne dla swoich klientów, nigdy nie wiadomo, w jakiej
sytuacji się znajdziecie. Dzięki EKUZ macie prawo do bezpłatnych świadczeń
zdrowotnych (UWAGA! Przeczytajcie regulamin, gdyż nie za wszystko Państwo
Polskie zwraca pieniądze- np. transport do szpitala musicie opłacić lub
zorganizować sami) więc warto mieć ją zawsze przy sobie.
22. Dodatkową kartę
do aparatu. Za
granicą tracimy poczucie rzeczywistości i chcemy uwiecznić wszystkie chwile na
wieki. Zamiast męczyć się ze zgrywaniem zdjęć na tablet czy inny nośnik, kupcie
drugą kartę. Będzie znacznie wygodniej.
23. Tablet. (A mobile phone with wi-fi to check maps on it) Jeśli nie macie- pożyczcie. Nie chodzi mi o
mailowanie ze znajomymi czy wrzucanie zdjęć na facebooka, ale o dostęp do map.
Jeśli dużo podróżujecie, dobrze jest oprócz mapy papierowej sprawdzać mapę
internetową, gdyż możemy nie tylko odnaleźć najdokładniejszą drogę, ale i
sprawdzić na zdjęciach, czy miejsce jest warte odwiedzenia. Wiele hoteli
oferuje darmowe wi-fi, trzeba tylko mieć własny sprzęt do odczytu. Z kolei
korzystanie z Internetu z komputerów ustawionych w lobby jest bardzo drogie (1
euro za 15 minut). Czasem można też wykupić kilkudobowy dostęp wi-fi, który
zawsze wyjdzie nam taniej niż wrzucanie monet co 15 minut.
Dostęp
do map jest bardzo ważny ze względu na źle oznakowane drogi na Korfu. Warto
więc wydać na miejscu więcej pieniędzy na mapę papierową, ale kupić najbardziej
dokładną. A i tak może być ona niewystarczająca w styczności z kofrijskimi
drogami. Drogi są nieoznakowane lub oznakowane źle. Zdarza się, że miejscowości
pisane są wyłącznie alfabetem greckim, bardzo często znaki są postawione za
daleko lub za blisko, wprowadzając mętlik. Jest to prawdziwy labirynt, z
którego może nas wyprowadzić tylko dobra mapa i wrodzony zmysł zwany orientacją
przestrzenną. Nieraz widzieliśmy zagubionych kierowców i sami często nimi
byliśmy. Dobrze jest też zabrać ze sobą dużo cierpliwości i wyjeżdżać w miarę
wcześnie, na wypadek gdybyśmy wpadli w jeden z takich labiryntów.
24. Ulubioną
podusię. (Your favourite pillow, you might find bed in your hotel very uncomfortable, then your pillow will help you to go through it) Łóżka
w hotelach są twarde i niewygodne (zdarzają się także wgniecenia w materacach-
poproście wówczas o wymianę materaca; nie powinni pobrać za to opłaty) a
poduszki tak napchane, że nie sposób się na nich wyspać. Własna poduszka choć
częściowo pomoże nam uporać się z tym problemem, a przyda się na wiele innych
okazji- na plażę, do samolotu, do samochodu pod głowę czy pod plecy. Wypełni też
puste miejsce w walizce i pomoże uchronić przed pęknięciami przy przerzucaniu
ich na lotnisku lub ochroni kupiony w prezencie alkohol.
25. Puszki z
konserwami.
„Jakie to polskie…” – mógłby ktoś pomyśleć. I tu będzie w błędzie. Nie chodzi o
oszczędność, choć i to jest bez znaczenia. Przede wszystkim chodzi o to, że
śniadanie musicie sobie sami zorganizować, a w Grecji nie ma smacznych wędlin,
parówek ani serów. Wszystko jest tam sztuczne i niesmaczne, a raz po zakupie
parówek w lidlu było mi niedobrze. Chleb jest dmuchany i bez smaku i potrafi
popsuć najlepiej przyrządzone śniadanie. Najsmaczniejszy chleb jest w piekarni
(póki jest świeży, z chrupiąca skórką, następnego dnia robi się gumowaty), choć
wiele marketów w naszej wiosce było zaopatrywanych przez tę piekarnię. Ale
nawet najlepszy chleb prosto z greckiej piekarni nie równa się polskim wypiekom. Bądźcie na to
przygotowani. Zaś sery i wędliny są nie do zjedzenia bez pomidora z cebulką.
Jeśli zabierzecie ze sobą swoje ulubione konserwy, będziecie mieli co jeść. Bo
nawet najtańszy polski pasztet czy szynka konserwowa będzie lepsza niż
najdroższa wędlina grecka. Herbata czy kawa również nie będzie Wam smakowała, bo przyrządzana jest na wodzie z kranu, która nadaje się do picia ale ma dziwny posmak. Jeśli macie w swoim pokoju hotelowym czajnik, gotujcie wodę z butelki, wówczas dobrze jest wziąć ze sobą ulubione herbaty, bo zagraniczne mogą Wam nie smakować.
Co
więcej taka puszka przyda się Wam w trakcie dalekich wojaży. Wytrzyma grecką
spiekotę, możecie ją trzymać pół dnia w aucie i zjeść w każdej chwili, gdy
nagle złapie Was głód, a Wy będziecie wysoko w górach. Zatem pamiętajcie, nie
wszystko co polskie jest złe. Dobry jest nasz zmysł przetrwania i myślenia o
wszystkim. Pomyślcie więc zawczasu i zadbajcie więc o swoje żołądki na
wymarzonych wakacjach (polecam sałatkę rybną z tuńczykiem firmy Graal- puszki
są małe i poręczne, a zawartość przepyszna). Nie musicie się przecież
przyznawać przed znajomymi, że zabraliście ze sobą puszeczki, prawda? : )
26. Ręczną
wyciskarkę do cytryn,
(Handheld squeezer to make yourself a fresh orange juice; or you can buy it in restaurants ready to drink:)) taka plastikową. Będzie idealna do świeżo wyciskanego soku pomarańczowego-
smaczne zwieńczenie każdego śniadania.
27. Wodoodporną torbę (Waterproof bag to go on adventures, finding new beaches and so on)- zwłaszcza, jeśli lubicie przygody. Zapakujecie w nią ubrania, ręczniki, buty, dokumenty, co tylko chcecie (zależnie od pojemności) i tak uzbrojeni popłyniecie na niedostępną od strony lądu plażę. Ekscytujące, prawda?
Co warto przywieźć ze sobą.
(What you might consider bringing with you as presents)
1.
Mydełka. (Soaps made of olive oil) Koszt
ok. 2 euro za kostkę, ale można znaleźć bez problemu już o 1 euro. Szukajcie
tych z naturalnymi składnikami, inaczej kupicie sobie mydło toaletowe, które
można dostać w każdym sklepie w Polsce, tyle że zapłacicie za nie cztery razy
drożej. My szukaliśmy ubogiego składu- olej z oliwek (ewentualnie palmowy),
woda, ewentualnie miód lub lawenda, ale bez sztucznych barwników i zapachów.
Mydła te są zdrowe dla naszej skóry i nie zawierają chemicznych składników.
Musimy tylko uważać, aby po kąpieli zostawiać je w suchym miejscu, aby nie były
wilgotne, bo zamienią się w nieprzyjemną w dotyku i wyglądzie papkę.
2.
Likier z kumkwatu,
(Kumquat liqueur- be careful, it's really sweet!) jeśli lubicie słodkie trunki. Polecam firmę Old Fortress. Można ją dostać w
dużych marketach lub na lotnisku w strefie wolnocłowej. Koszt półlitrowej
butelki to ok. 9 euro. Jeśli kupujemy ją dla siebie, nie w formie prezentu dla
najbliższych, warto kupić barmańską butlę (chyba 2 litrową), w cenie ok. 25
euro. Nie dostaniecie jej na lotnisku greckim ani tym bardziej na lotnisku w Polsce,
ponieważ jest to wyrób regionalny, produkowany tylko na Korfu.
3.
Dżem z fig lub opuncji. (Fig or prickly pear marmalade) Produkowany z dostępnych na wyspie
produktów. Opuncja to kaktus z kolorowymi kwiatami, który można spotkać np.
przy ulicach. Najlepiej kupić go w przydrożnych sklepikach z pamiątkami,
wówczas możemy trafić na wyroby organiczne. Te zakupione w markecie będą raczej
gorszej jakości, gdyż produkuje się je na szeroką skalę.
4.
Oliwa z oliwek.
(Organic olive oil- be carefil- not each olive oil in Greece is organic) Jeśli uda nam się znaleźć rolnika (Grecja to kraj rolniczy i dużo osób uprawia
oliwki na własne potrzeby), który sprzedaje swoje produkty, warto taką oliwę
kupić u niego, ponieważ jest duża szansa, że będzie organiczna, a więc zdrowsza.
Ostatecznie dostaniecie ją każdym markecie lub w tym samym sklepiku, gdzie
znaleźliście dżem.
Co warto spróbować na Korfu:
-
pomidory- przepyszne!
-
czerwona cebula- nasza nie umywa się do kornijskiej, słodka i nie piekąca oczu
-
dżem z kumkwatu- smakuje jak pomarańcza ze skórką, smak dość specyficzny,
bardzo słodki
-
sałata rzymska
-
ogórki szklarniowe- smaczne
-
pomarańcze, zwłaszcza jeśli jesteście we wrześniu na Samos
-
białe winogrono- ale tylko na Samos w trakcie wrześniowych upałów- tak słodkich
winogron nigdy wcześniej nie jadłam.
3 komentarze:
Świetny wpis, bardzo dużo ciekawych i praktycznych informacji! Czytam już drugi raz, żeby wszystko ogarnąć :)
Też będę czytałą drugi raz, wpis super.
Ja jadę na wakacje pierwszy raz od 2 lat i mam stres, ponieważ nie mam pomysłu na to co zabrać, a z czego lepiej zrezygnować. Zawsze zabierałam za dużo rzeczy. W tym roku jedziemy do Florencji. Czytałam na https://florencja.pl/ o miejscach, które będziemy zwiedzać i wiem, że na pewno muszę zabrać płaskie buty. Szpilki będą niepraktyczne :D Kiedyś zabierałam haha :D
Prześlij komentarz