Po rozstaniu z Babi Step wyjeżdża do Nowego Jorku. Chce dać sobie szansę, by zapomnieć w ten sposób o przeszłości, która już nie wróci, o swoim cierpieniu, o dziewczynie, która podarowała mu to, co najpiękniejsze w życiu, miłość. W Stanach Zjednoczonych może żyć spokojnie, bo ma pewność, że tam jej nie spotka, na ulicy, w restauracji, w sklepie, robiącą jakieś prozaiczne zakupy. To daje mu siłę, aby trwać, pomimo ogromnego bólu, który nosi w sobie.
Gdy wspomnienia blakną, a on może wreszcie ponownie oddychać, Step postanawia wrócić do Rzymu. Po co? Bo zdobył
zawód i powinien znaleźć
sobie pracę? Ale
przecież to może równie dobrze zrobić za granicą… Bo Rzym to jego dom? Ale
dlaczego w takim razie szuka czegoś
na lotnisku? A może
kogoś? Po co tak
naprawdę wrócił?
Chce sprawdzić,
czy przeszłość
to naprawdę już przeszłość? Że uwolnił się od wspomnień i od niej raz na zawsze? Skąd więc to przyspieszone bicie
serca, gdy ją
widzi na skuterze? Nie, to nie ona, tylko mu się wydawało. Ale skoro na widok obcej dziewczyny,
która mu ją
przypomina, nie może
opanować drżenia, to co zrobi, gdy
naprawdę ją zobaczy? Czy dobrze zrobił, że wrócił, skoro tyle miejsc
mu ją
przypomina? A może
wrócił nie po to, czy sprawdzić,
że jest na tyle
silny, aby mieszkać
w mieście, w
którym jest ona, tylko po to, aby ją
wreszcie spotkać?
I co wtedy? Czego się
po tym spotkaniu spodziewa?
Wspomnienia
wracają,
przynosząc cień tamtego bólu z przeszłości. Jednak Step jest silny,
stara się zacząć życie od nowa. Ale czy da się to zrobić, gdy jego legenda wciąż krąży po ulicach Rzymu? Legenda o
nim i o Babi. Ten napis na moście,
Ja i ty, trzy metry nad niebem, wszyscy zdają się
go znać i uparli
się, aby
przypominać o
tym Stepowi. Nie da się
żyć anonimowo w mieście, gdzie wszyscy cię znają, nawet jeśli ty połowy imion nie pamiętasz. Ale są też tacy, na których ci zależy, o których pamiętasz i którzy chcą ci pomóc wrócić do dawnego życia. Są więc towarzysze bijatyk, koledzy
z siłowni, kumple z imprez. Jest też
Pallina, kobieta Pollo, jego najlepszego przyjaciela. Przyjaciela, który nie żyje. Jest też matka, która tak bardzo go
zawiodła. Tyle cierpienia na ulicach Rzymu, a jednak trzeba iść dalej. Trzeba wreszcie o
wszystkim zapomnieć,
bo dawne czasy już
nie wrócą, to już niemożliwe.
Jednak
życie to nie
same wspomnienia. To również
przyszłość,
która ma na imię
Gin. Ginevra Biro. Wchodzi przebojem w życie
Stepa i sprawia, że
wspomnienia się
zacierają i
liczy się tylko
tu i teraz. Dzięki
niej Step znowu zaczyna żyć i czuć. Czy to możliwe, aby jeszcze mógł czuć się szczęśliwy? Bez niej? A jednak, to
sprawka Gin, że
przestaje o niej myśleć, że znajome miejsca nie
przywołują już bolesnych wspomnień. Jest dobrze, pięknie. I nagle spotyka Babi.
Swoją Babi, uśmiechniętą, piękną, wróciła ze snu. Tak,
przeszłość
zawsze do nas wraca, choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo
chcieli jej uniknąć…
Lub pragnęli jej
powrotu…
Książka nie spodobała mi się. Ale
w nieco innym sensie, niż wtedy, kiedy się mówi, że coś się nam nie podoba, bo
jest kompletnie beznadziejne. „Tylko ciebie chcę” została napisana bardzo
dobrze, niosła ze sobą część tego klimatu, jaki zapamiętałam z poprzedniej
części, zatytułowanej „Trzy metry nad niebem”. Jednak, zgodnie z moim
przeczuciem, które podpowiadało mi szeptem, że nie powinnam czytać kontynuacji
tej pięknej książki, druga część w ogóle do mnie nie trafiła. Czytało mi się ją
gładko, wzruszyłam się kilka razy, a jednak stale czułam ten cień, który kładł
się pomiędzy mną, a książką. Są takie tytuły, które nie powinny mieć
kontynuacji. Powinny zostać nienaruszone, pozostawione w spokoju, idealne,
przynoszące przemyślenia i pragnienia, smutek lub radość. „Trzy metry nad
niebem” jest dla mnie taką właśnie książką. Piękną, smutną, idealną. Dwoje
ludzi, którzy nie powinni się w sobie zakochać, spotykają się i poznają, jak
silna może być prawdziwa miłość. Pokonująca granice, burząca mury, łącząca dwie
dusze w jedną całość. Gwałtowna jak burza i przynosząca takie same szkody.
Pozostawiająca po sobie zwalone pnie i kałuże deszczu. A może to były łzy?
Potrafiąca na zawsze rozdzielić to, co przedtem połączyła i co wydawało się
niepodzielne. Czasami bywa tak, że miłość daje nam najcenniejsze wspomnienia, a
potem przemienia je tylko we wspomnienia czegoś, co nie może już wrócić, bo
zostało bezpowrotnie zniszczone przez nas samych. Tak czasem bywa i trzeba się
z tym pogodzić, choćby ta świadomość była bardzo bolesna.
Czasami też jest tak, że do końca
chcemy wierzyć w bajki. I na siłę tworzymy nową bajkę, aby zapomnieć o tej
poprzedniej, jedynej w swoim rodzaju. Której nie można zastąpić niczym innym,
tylko my jeszcze o tym nie wiemy. Federico Moccia dał się ponieść tym
złudzeniom, że można odtworzyć to, co niepowtarzalne. I tak jak się tego
spodziewałam, pomimo kunsztu pisarskiego, nie przywrócił do życia poprzedniej
bajki. A właściwie popsuł trochę to, co wówczas stworzył. Jego nowa książka nie
powinna była opowiadać o tamtych bohaterach. Powinna wymyśleć sobie nowych i
dla nich stworzyć całkiem nową bajkę, nie mającą nic wspólnego z tamtą, którą
wciąż tak dobrze pamiętam. A może to jak za szybko tę drugą książkę przeczytałam?
Może powinnam to zrobić po 30 latach, a nie po trzech miesiącach? Może wówczas
odebrała bym ją lepiej? Spojrzała na nią łaskawiej?
Jednak stało się. Zrobiłam ten
błąd i sięgnęłam po nią, gdy jeszcze miałam na świeżo w pamięci miłość Stepa i
Babi. Dlatego nie mogę przestać zadawać sobie pytania, czy to naprawdę było
konieczne? Czy naprawdę trzeba było zmienić Babi aż tak bardzo, aby przy niej
Gin wydała się lepsza? Przecież Babi wcale taka nie była, nie mogła się aż tak
bardzo zmienić w ciągu dwóch lat. Miłość do Stepa wyzwoliła ją z pęt, w jakich
żyła, w jakie wcisnęła ją jej matka i środowisko, w którym przyszło jej żyć.
Ona naprawdę kochała Stepa i nie zostawiła go z powodu zwykłego widzimisię.
Zrobiła to, bo zobaczyła, że te dwa tak różne światy, które na chwilę połączyły
się, aby przeżyć coś jedynego i niepowtarzalnego, nie mogą długo obok siebie
egzystować, jeśli jedno lub drugie się nie zmieni. Brutalny świat, w którym żył
Step, był nie do zaakceptowania. Decyzja, by zostawić chłopaka, była najtrudniejszą
decyzją, jaką Babi musiała podjąć. Cierpiała z tego powodu równie mocno jak
Step. Związała się z innym, to prawda. Prawdą jest też to, że Alfredo pochodził
z jej środowiska i został łatwo zaakceptowany przez matkę. Ale stało się to
dlatego, że Step nie potrafił żyć na granicy dwóch światów, a ona uwierzyła, że
to, co matka uważała za słuszne, faktycznie bardziej do niej pasowało. To, że
ten piękny związek stał się przeszłością, było winą Stepa, który wciąż wracał
do swojego brutalnego świata. To on zniszczył ten związek, nie Babi. Mimo to
cała wina została przerzucona na Babi. Dokonano na niej straszliwych zmian, by
przekonać czytelnika, który jeszcze pamięta tamtą cudowną miłość, że należy o
Babi całkowicie zapomnieć, gdyż jest zwykłą jędzą, jak jej konserwatywna matka.
Nie mogłam się zgodzić na ten
gwałt na pamięci Babi Gervasi. Przecież to dzięki niej Step złagodniał i zaczął
bardziej zwracać uwagę na innych. Dlaczego Babi miała za to zapłacić taką
zmianą charakteru w książce „Tylko ciebie chcę”? Owszem, zwariowana Gin
bardziej pasuje do Stepa charakterem, jednak to Babi starała się zrobić z niego
lepszego człowieka, podczas gdy Gin zdaje się nie mieć nic przeciwko temu, że
Step się bije, byle tylko jej bronił. Ciężko mi było patrzeć, jak autor kazał
się Babi tak bardzo zmienić, byle tylko usprawiedliwić pojawienie się Gin w
życiu Stepa. Moccia postanowił wymyśleć dla Stepa szczęśliwe zakończenie, dla
mnie zbyt sztuczne, zbyt na siłę, abym mogła całą tę książkę uznać za świetną.
Też lubię happy endy, ale czasami po prostu trzeba zaakceptować fakt, że niektórych
historii nie można poprowadzić ku takiemu zakończeniu. W przeciwnym wypadku
można zrujnować coś fajnego, jakiś piękny pomysł, godny zapamiętania przez
lata.
Książka „Tylko ciebie chcę”
byłaby całkiem inna, gdyby wymyślono dla niej zupełnie nowych bohaterów i nie
maltretowano się nad pamięcią o nich. Dlatego uważam, że twe dwie książki
powinny być czytane zupełnie oddzielnie, nie połączone ze sobą żadną, nawet
najcieńszą nicią wspomnień. Sięgnijmy zatem po jedną z tych książek, drugą
pozostawiając w spokoju na półce bibliotecznej. Jeśli macie taką sentymentalną
duszę jak ja, wyjdzie Wam to na plus. Jeśli zaś nie zwykliście przywiązywać się
do bohaterów, myślę, że i tak nie odbierzecie żadnej z tych książek na tyle
głęboko, aby polubić „Trzy metry nad niebem” tak bardzo jak ja. A następna
książka Mocci „Tylko Ciebie chcę” będzie dla Was zwykłą książką, którą miło się
czytało i tyle. I wówczas na pewno tylko zerkniecie na recenzję i nawet nie
zwrócicie większej uwagi na słowa w niej zapisane. Dla takich osób Federico
Moccia będzie zwykłym autorem, który napisał kilka powieści i tyle. Chociaż
ostatecznie myślę, że takie osoby nigdy nie trafią na ten blog :)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
czytających blog i tych, którzy kochają książki tak bardzo jak ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz