W drugiej części Odysei Kosmicznej ponownie spotykamy się z
tajemniczymi władcami wszechświata, którzy ukształtowali ludzkość trzy miliony
lat temu i wciąż obserwują z ukrycia swoje dzieło. Dowód ich milczącej obecności
w postaci tajemniczego Monolitu, usytuowanego pomiędzy Jowiszem, a jednym z
jego księżyców, wciąż intryguje ludzkość, nieświadomą tego, że ważą się ich
losy. Tymczasem z Ziemi wyrusza kolejna ekspedycja naukowa, mająca za zadanie
dotrzeć do porzuconego przed laty statku kosmicznego „Discovery”, pobrać dane
zapisane na jego urządzeniach i sprowadzić „Discovery” do domu. Główną jednak
misją jest zbadanie wciąż tajemniczego Monolitu, który opiera się wszelkim
ludzkim instrumentom pomiarowym i zazdrośnie strzeże swojej tajemnicy.
A jednak komuś udało się te tajemnicę zgłębić. Nie da się
uznać za zwyczajne i nic nie znaczące słowa ostatniego żyjącego członka załogi
Discovery, który wykrzyknął chwilę przed tym, jak zniknął z radarów: „Boże! Tu
jest pełno gwiazd”. Cóż mógł oznaczać ten okrzyk, zwłaszcza, że miał związek z
Monolitem, którego obecność na Ziemi datowała się na początki ewolucji gatunku
ludzkiego? I co się stało z Davidem Bowmanem?
Tego wszystkiego chcą się dowiedzieć kolejni wysłannicy
ludzkości, udający się w stronę Jowisza i jego księżyców. Załoga „Leonowa”
składa się z Amerykanów i Rosjan, a jej misja nie jest już okryta tajemnicą.
Tym razem rząd Stanów Zjednoczonych postanowił podzielić się nowinami z
ludzkością i dopuścić ją do tak pilnie niegdyś strzeżonej tajemnicy. Wszyscy
czują, że Monolit ma ogromne znaczenie dla ludzkości, tylko nikt nie wie, czy
spodziewać się od strony jego twórców przyjaznych czy wrogich zamiarów. Opinia
publiczna cały czas śledzi wyprawę „Leonowa” i z zapartym tchem czeka na to, co
przyniesie ta ważna misja.
Tymczasem okazuje się, że powodzenie misji stanęło pod
znakiem zapytania, ponieważ „Discovery” z cennym ładunkiem zaczął opadać szybko
ku Jowiszowi, gdzie czekała go zagłada, a do wyścigu po informacje dołączyła
tajna grupa chińskich badaczy, których statek „Tsien”, budowany pod nosem
Amerykanów, wyprzedził „Leonowa” w drodze do porzuconego amerykańskiego statku.
Pytanie brzmi, kto pierwszy doleci do „Discovery”, co tam zastanie i jakie
niespodzianki czekają go ze strony Monolitu. Ale głównym pytaniem, które
zadawali sobie wszyscy, a zwłaszcza załoga „Leonowa”, była obawa, czy Monolit
kiedykolwiek zdradzi swoje tajemnice, czy też będzie tak milczał aż do zarania
ludzkości, pozostając beznamiętnym obserwatorem przez kolejne miliony lat.
Na początku niewiele się w książce dzieje. Za to powieść
nadrabia barwnymi, pobudzającymi wyobraźnię opisami kosmosu. Autor robi to z
taką znajomością tematu i tak dobrym warsztatem pisarskim, że cały kosmos i
jego tajemnice stają nam przed oczami jak żywe. Czytelnikowi cały czas
towarzyszy poczucie zagrożenia i tajemnicy, a im bardziej zbliżamy się do
Monolitu, tym to poczucie wzrasta i wciąż zadajemy sobie pytanie, co się za
chwilę stanie? Bo wciąż mamy przeczucie, że Monolit wreszcie „przemówi” do
słabego rodzaju ludzkiego, narodziła się więc obawa, co przyniesie ludzkości
ten pierwszy od wielu milionów lat przejaw aktywności. Powstaje też pytanie,
kim są twórcy czegoś tak doskonałego i znacznie wykraczającego poza ludzkie
poznanie jak Monolit i czy ci, którzy prawdopodobnie przyczynili się do
ewolucji homo sapiens lata temu jeszcze się nami interesują? I jeśli tak, to
czy z radością patrzą na swoje dzieło czy też wstydzą się tego, co pomogli stworzyć?
W „Odysei Kosmicznej 2010” spotykamy po raz kolejny Davida
Bowmana, ostatniego członka załogi statku badawczego „Discovery”, jedynego,
który ocalał w wyniku napadu schizofrenii komputera pokładowego HAL 9000.
Również włączony zostaje sam HAL, choć nikt do końca nie ufa komputerowi, który
przyczynił się do trzech śmierci. Do samego końca nie wiadomo, czy komputer
ponownie nie zawiedzie i czy zdoła podołać zadaniu sprowadzenia „Discovery” na
Ziemię. Tu rozpoczyna się też najbardziej fantastyczny wątek, kiedy David
Bowman wraca, całkowicie odmieniony, do Układu Słonecznego przez kosmiczne
wrota, nazywane przez ludzi Monolitem. Jego misją jest służyć swoim nowym
władcom w kolejnym eksperymencie, którego wyniki mogły zaważyć na dalszej
historii ludzkości.
Następuje też pierwszy kontakt obcej cywilizacji z
ludzkością, który daje wreszcie odpowiedź na pytanie, zadawane od wieków przez
uczonych. Nareszcie wiemy, że nie jesteśmy tutaj sami. I jest to tym bardziej
przerażające, że obca inteligencja przewyższa naszą wiedzą i doświadczeniem o
miliony lat świetlnych. Wątek fantastyczny zatacza coraz szersze kręgi, a jego
skutkiem jest zmiana nie tylko całego ludzkiego światopoglądu, ale i
rozmieszczenia sił w Układzie Słonecznym. Tak jak w poprzedniej części została
nam odsłonięta tylko cząstka tajemnicy Monolitu i jego budowniczych, tak w
kolejnej części dowiadujemy się następnego kawałka przerażającej prawdy. Myślę,
że kolejna część przyniesie całkiem nowy świat i rozpocznie się prawdziwa walka
ludzkości o przetrwanie, czyli dalszy ciąg rewolucji, której wynik stanie pod
znakiem zapytania. I szczerze mówiąc, nie mogę się już doczekać, aby zagłębić
się w kolejną część Odysei.
Mimo, iż, tak jak wspominałam, połowa książki nie wnosi
niczego nowego do informacji, jakie posiada ludzkość na temat Monolitu i obcej
inteligencji, która go stworzyła, to jednak opisy kosmosu nie są ani
przydługie, ani nudne. Nawet dla tych, którzy nie interesują się zupełnie tą
tematyką, znajdzie się wiele fascynujących opisów, które mogą obudzić w
czytelniku nowe zainteresowania, lub przynajmniej pozwolić mu miło spędzić
czas. Ponadto, zagłębiając się w tajemnice kosmosu, wciąż pamiętamy o misji
„Leonowa”, o Monolicie i HALU, który już raz odmówił posłuszeństwa i stale w głębi
duszy zadajemy sobie pytania, czym jest Monolit i co dla gatunku ludzkiego
oznacza jego obecność w kosmosie i to nie daje nam spokoju. Wciąż czekamy na
jakiś zwrot akcji, który, czujemy to wyraźnie, czai się na kolejnej stronie. I
mimo że ta kolejna strona nie przynosi żadnego rozwiązania, to czujemy, że te
odpowiedzi gdzieś tam są i na pewno będę zaskakujące.
Gdy czytałam tę książkę, nie tylko nie nudziłam się ani
przez chwilę, ale i pozwoliłam swojej wyobraźni otworzyć się na dobre.
Chłonęłam całą atmosferę zagrożenia, wypływającą z kart powieści, oraz
fascynację kosmosem i nieznanym. Cały czas miałam też wrażenie, że niedługo
nastąpi decydujący moment i Monolit pokaże, na co go stać. I okazało się, że
nie myliłam się. Książkę czytałam wieczorami, gdy całe mieszkanie cichło i
powoli doba zmierzała ku końcowi, aby tym łatwiej wyobrażać sobie wszystko to,
co czuli i widzieli kosmonauci. Była to wspaniała podróż i chętnie ją powtórzę
przy najbliższej sposobności.
Nastąpiła też mała, myślę że niezbyt znacząca zmiana i jak
zrozumiałam z przedmowy autora, związana była z filmem Stanleya Kubricka pod
tym samym tytułem. Mianowicie Monolit i krążący niedaleko porzucony „Discovery”
przeniosły się z okolic Saturna, w okolice Jowisza. I to właśnie przy Jowiszu
rozegrała się najbardziej emocjonująca część akcji. Jednak nie wpłynęło to w
ogóle na odbiór książki, może za wyjątkiem takiej mojej małej myśli, że im
większe oddalenie akcji od Ziemi, tym poczucie bezradności, osamotnienia i
zagrożenia, jakie musieli odczuwać pierwsi badacze Monolitu, było większe.
Na koniec dodam, że obcowanie z tak wspaniałym dziełem było
prawdziwą przygodą. Myślę, że rzadko się spotyka tak doskonałe połączenie nauki
z fantastyką, jak w powieściach Arthura C. Clarka. I uważam, że każdy książko
maniak, który nie przeczytał do tej pory tej znanej klasyki, bardzo wiele traci
i tak naprawdę nie zasługuje na miano książko maniaka :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz