Przypadkowe zdarzenia czasami przynoszą
nieoczekiwane i miłe rezultaty. Tak było w przypadku książki „Girl 15, Charming
but Insane” napisanej przez Sue Limb. Pamiętacie jak ględziłam ostatnio o
książkach Jacqueline Wilson? Jak byłam zachwycona jej pisarstwem? Dzisiaj z
radością mogę powiedzieć, ze znalazłam jej godną następczynię. Jest nią właśnie
Sue Limb. Jak na razie znalazłam tylko jedną jej książkę, ale z miejsca
zakochałam się w jej luzackim stylu. I powiem Wam, że ta pisarka nie tylko jest
w stanie zastąpić mi Wilson, ale także pomóc otrzeć łzy po niezapomnianej
Louise Rennison i jej wspaniałej Georgi Nicolson, której do dzisiaj nie mogę
odżałować. Nasza przygoda z Georgią skończyła się zdecydowanie zbyt szybko i
wciąż nie mogę się pozbierać po tym rozstaniu, a na każde wspomnienie uśmiecham
się czule do tej starej przyjaciółki. Ale dzisiaj jest mi łatwiej, bo zupełnie
przypadkiem natrafiłam na „Charming but Insane”. Jess Jordan, jej główna,
zwariowana bohaterka, jest wprawdzie tylko cieniem Georgii, ale dużym i
znaczącym cieniem. Piszę, że Jess jest zaledwie cieniem, bo drugiej takiej
osoby jak Georgia Nicolson nie ma na całym świecie i choćby Jess i jej
zwariowany sposób myślenia bawił mnie do łez, to wciąż nie jest to to samo.
Jednak będzie musiała mi ona musiała wystarczyć, dopóki Rennison nie wymyśli
nowej bohaterki na miarę Geoorgii Nicolson.
Książka Sue Limb trafiła w moje ręce jak
zwykle przypadkowo, ale już wiem, że będzie to jedna z moich ulubionych
pozycji, rozświetlających monotonię jesiennych, burych dni. Książka niepozorna,
z różowo-srebrną okładką, nie zapowiadającą nic większego od zwykłego umilacza
czasu, nagle stała się moim hitem. Mogę ją polecić z całego serca już teraz, w
drugim akapicie tej recenzji. Będzie idealna dla wszystkich wariatów, którzy
lubią żyć niestandardowo, jak i dla tych, uwielbiających zwariowanych
bohaterów, z własnymi regułami i patrzących na świat inaczej niż inni. Książka
Sue Limb ucieszy wszystkich fanów Georgii Nicolson, Mii Thermopolis z
„Pamiętników Księżniczki” i Tracy Beaker razem wziętych. Jest to książka
energiczna i całkiem szalona, więc myślę, że nie zrobię błędu, polecając ją
wszystkim nastolatkom, także chłopakom. A zwłaszcza chłopakom, którzy myślą, że
dziewczyny są sztywne i nie ma o czym z nimi rozmawiać. Przeczytajcie „Charming
but Insane” to nie tylko zobaczycie, że dziewczyny mogą być fajne, ale i
dowiecie się paru prawd o sobie. Będziecie zdziwieni, jak fantastycznymi
mówcami potraficie czasem być ;)
Wiecie, szalonej Georgii nie da się nikim
zastąpić, to jest pewne. Louise Rennison wykonała kawał dobrej roboty i
stworzyła niepowtarzalną, wyjątkową postać, o której mogą czytać nastolatkowe,
jak i dorośli, jeśli tylko mają choć trochę wyobraźni i otwartości umysłu. Nie
wiem, czy Louise potrafiłaby powołać do życia następną Georgię, nie wpadając
jednocześnie w pułapkę kopiowania bohaterów, ale wiem na pewno, że Georgia
stanie się na zawsze moją nastoletnią ulubienicą, za swoją żywość, pomysłowość
i to, w jak zabawny sposób potrafiła przeżywać swoje problemy, nawet jeśli
część z jej fanów uważa te problemy za przerysowane. Ale tak naprawdę kto
potrafi przewidzieć zachowania dzieciaków i ich pomysły? Myślę, że nawet oni
sami nie są w stanie określić swoich zdolności pakowania się w tarapaty. Zatem
nie chcę tu słuchać, ani mówić o przerysowaniu bohaterki, ponieważ uważam, że
taka Georgia z łatwością może istnieć wśród nas. I marzę o tym, żeby taką
osobowość spotkać kiedyś na swojej drodze, ponieważ może być bardzo
inspirująca, mimo iż na pierwszy rzut oka może się wydawać głupkowata. Ale mi
nigdy nie przeszło przez myśl, że Gergia Nicolson jest głupkowata. Ona była po
prostu żywiołowa i ta żywiołowość czasem przeszkadzała jej w przewidzeniu
skutków swoich pomysłów. A to przecież nic złego, prawda? Na takiej znajomości
można tylko zyskać, gwarantuję Wam.
Tak samo można zyskać na spotkaniu z Jess.
Napisałam, że bohaterka Sue Limb jest tylko cieniem Georgii, ale nie dlatego,
że jest płaska czy mało interesująca, a jedynie dlatego, że Georgii nie da się
skopiować. I nie sądzę, aby Sue starała się to osiągnąć. Może nawet nigdy nie
miała w ręku książek Louise Rennison. Jeśli tak faktycznie się sprawy miały,
tym bardziej będę ją wynosić ponad inne pisarki, gdyż udało jej się stworzyć
kolejną ciekawą osobowość i na tyle szaloną, że obdarzyłam ją ogromną sympatią
już od pierwszych stron, a nawet zdań. Powiem Wam, że ja swoich przyjaciół
dobieram bardzo starannie, a właściwie sami się dobierają, dzieje się to niemal
bez mojej obecności. Moim przyjacielem może zostać tylko osoba, która niczego
nie udaje i jest sobą oraz nie zamierza się wstydzić tego kim jest. Dodatkowo
musi mieć to coś, co będzie ją wyróżniało spośród innych i po prostu musi przypaść
mi do gustu. Muszę mieć z nią milion tematów do obgadania, a jeśli połowa z
nich będzie wspólna, to tym lepiej. Muszę się z nią dobrze czuć nawet jak
będziemy milczeć godzinami. Nie może się obrażać na mnie tylko dlatego, że mam
swoje zdanie. Reszta sama się ułoży. Gdy nawiąże się nić porozumienia, nie
zerwie jej nic, ani czas ani przestrzeń między nami. Wiedzcie, że nie wyszukuję
przez lornetkę takiej przyjaźni. Ona sama mnie znajduje, a ja nawet nie wiem,
kiedy się to dzieje, ani w jaki sposób. Jest chwila, szybka jak mgnienie oka,
krótka rozmowa, jedno spojrzenie i uśmiech i nagle okazuje się, że ta osoba
wpasowuje się w miejsce, które dla niej trzymałam od wieków, tylko nawet o tym
nie wiedziałam.
Na Jess czekałam bardzo długo. Właściwie od
dzieciństwa, jak tylko zaczęłam czytać książki. A tęsknić za nią zaczęłam po
utracie Georgii. Ta szalona dziewczyna z książki Sue Limb była moim
przeciwieństwem, którego potrzebowałam, żeby moje życie stało się bogatsze i
ciekawsze. Gdy ją znalazłam, poraziło mnie to. Bo do tej pory nie wiedziałam,
że jest we mnie aż taka pustka. Czy osoba, która jest tak odmienna ode mnie
może się stać tak bliskim przyjacielem? Brzmi prawie jak fantasy, ale to rzecz
namacalna, prawdziwa, kawałek mojego życia. Jak to się stało? Nie mam pojęcia.
Pamiętam tylko jak się spotkałyśmy, gdy na szybko wybierałam książki na weekend.
Pamiętam dobrze gdy, już w domu, otworzyłam okładkę po dłuższej chwili
obracania jej z namysłem w dłoniach. Nie
zapomnę tego uczucie pozytywnego oczekiwania, jakbym czuła jakieś wibracje
przepływające przez moje palce. Pamiętam dokładnie pewność, że ta książka jest
tym, czego potrzebuję.
Nie wiem dlaczego takie uczucie się we mnie
zrodziło od pierwszej sekundy znajomości z dziełem stworzonym przez Sue Limb.
Właściwie poczułam to już od pierwszej chwili, gdy tylko wyłuskałam tę
niewielką książkę spośród innych, ściśniętych obok tej jedynej, próbujących
schować ją między sobą i skraść moją uwagę. Jednak ta srebra okładka wyzierała
spomiędzy większych tomów, usilnie starając się spojrzeć mi prosto w oczy. Ona
też to czuła, tę niepowtarzalną więź, która nas połączyła, gdy tylko weszłam do
pokoju z książkami. A gdy moje oczy spoczęły na tytule, ta piętnastka na
różowej koszulce powiedziała mi, że właśnie tego teraz potrzebuję. Jakiejś
zwariowanej osobowości kryjącej się w nastolatce. I że ta nastolatka zmieni
moje zwykłe dni w coś niesamowitego, podniecającego i pełnego nadziei na wspaniałą
przyszłość. I to naprawdę się sprawdziło. Czuję się tak rześko i mam w sobie
takie pokłady wiary w siebie, że mogłabym je wypożyczać na godziny. I to
wszystko za sprawą jednej książki. Wyobrażacie sobie takie coś?
Pamiętam również ten pierwszy uśmiech,
który wykwitł na mojej twarzy, gdy Jess musiała zostać w kozie za jakieś drobne
przewinienie. Jej sposób postrzegania świata był tym, czego potrzebowałam. Gdy
jest się dorosłym i ma się pracę, która nie spełnia oczekiwań, ktoś taki jak
Jess jest potrzebny, aby świat stanął na nogach, a życie znowu stał się
przygodą, a nie czymś, co trzeba przeżyć. Wiele razy pisałam, jak tęsknię za
wolnością tamtych czasów, kiedy trzeba było chodzić do szkoły i ta świadomość
była najgorszą rzeczą, z którą trzeba było się wówczas uporać. To, że każdego
dnia o 8 trzeba było siedzieć na lekcjach i modlić się o to, żeby nauczyciel
nie zrobił kartkówki lub nie zaczął przepytywać uczniów, zaczynając od
pierwszej ławki, podczas gdy my siedzieliśmy w środku i liczyliśmy na to, że
nauczycielowi zabraknie czasu lub sił zanim do nas dotrze, było największym
koszmarem, jaki mógł się wtedy wydarzyć. Ach, jak śmieszne wydają się dzisiaj
te problemy, które dawno temu spędzały mi sen z powiek. Pamiętam jak bardzo
wyczekiwałam dorosłości i życia na własnych zasadach. Nie miałam wówczas
pojęcia, że zasady nałożone przez rodziców są niczym w porównaniu do zasad,
jakimi rządzi się świat dorosłych. Dzisiaj nie mogę wrócić już do tych wspaniałych,
bezproblemowych czasów, bo nikt jeszcze nie wymyślił maszyny przenoszącej w czasie.
Ale mogę chociaż zamknąć się w świecie czyjejś wyobraźni i chociaż w ten
doraźny sposób wrócić do czasów, które były najlepszym czasem w moim życiu.
Wiecie, gdy zaczęłam chodzić do szkoły,
spotkała mnie najwspanialsza rzecz w życiu. Spotkałam moją najlepszą
przyjaciółkę. Nikt mi jej nie zastąpi, bo ona jest niezastąpiona. Do dzisiaj w
głowie są jej szaleństwa. Także do dzisiaj się przyjaźnimy i nigdy bym z tej
przyjaźni nie zrezygnowała. Nie tylko dlatego, że gdy jestem z nią, to staję
się tak samo szalona jak ona i czuje się zdolna góry przenosić, ale tez
dlatego, że uratowała mnie gdy byłam jeszcze dzieciakiem i kształtowała się
moja osobowość. Gdyby nie ona, czuję to w kościach, stałabym się sztywniarą i bibliotekarką
ze stereotypowymi szarymi ciuchami i musztardowymi okularami. Ale jej pozytywne
podejście do życia i do wszystkiego co się wydarzyło, jej silna wola i
niestandardowy umysł sprawił, że stałam się silniejsza, niż gdybym wychowywała
się sama. Bo stałyśmy się nierozłączne i
praktycznie wychowywałyśmy się razem. Wyobraźnia zawsze była moja mocną stroną,
ale z nią, z jej pozytywnym wpływem i inspirująca osobowością stała się jeszcze
silniejsza i obecnie jest moim znakiem drogowym, który pomaga wybrać mi
właściwą drogę.
Dzięki mojej przyjaciółce stałam się tym,
kim teraz jestem i będę jej za to wdzięczna do końca życia. I myślę, że tylko
ja potrafię ją zrozumieć tak naprawdę i do końca. Niektórzy powiedzieliby, że
jest bezmyślna, nie potrafiąca zagrzać miejsca lub skupić się na jednej rzeczy
na dłużej, może nawet pomyśleliby, że jest głupiutka. Ale ja wiem, że ona jest
mądra, życiowo i praktycznie, do tego jest inspirująca i wszyscy, którzy ją
dobrze znają, chętnie poddają się jej pozytywnemu wpływowi. Dzięki niej życie
jest kolorowe, a przykre zdarzenia przestają mieć znaczenie. A to, że popełnia
śmieszne błędy nie wynika z jej poziomu IQ, ale z tego, że jej mózg skupia się
na innych, ważniejszych dla niej sprawach. To, że idzie do kina bez biletów, bo
jest święcie przekonana o tym, że ma je w kieszeni i nie sprawdzi tego faktu
przed wyjściem z domu, mimo iż mąż prosi ją o to trzy razy pod rząd świadczy
tylko o tym, że jest nieco roztrzepana, bo jej głowę zaprzątają pomysły, które
w niej ciągle kiełkują. A gdy bierze ze sobą torbę staników na imprezę sylwestrową,
zamiast świeżo zakupionej na ten cel kiecki, w którą miała się przebrać przed
imprezą z wygodnych i porozciąganych dresów i nie ma znaczenia, bo ona potrafi
wybrnąć z każdej sytuacji i niczym nie przejmuje się dłużej niż parę chwil, bo
zbyt wiele się w jej życiu dzieje, aby skupiać się na negatywach. Każdemu życzę
takiej przyjaciółki, takiej żywiołowości obok Was, pomagającej zobaczyć
problemy z właściwej perspektywy. Gdyby nie ona, moje życie w szkole byłoby
smętne w porównaniu z tym, jakie było dzięki niej. Byłam i jestem szczęściarą,
że przydarzyła mi się taka przyjaźń.
Jeśli Wy byliście mniej szczęśliwi i nie
natrafiliście na taką osobę w swoim życiu, polecam Wam Jess Jordan. Ona jest
jak moja przyjaciółka z dzieciństwa. Pełna życia i pomysłów, nie zawsze
szczęśliwych, a często pakujących ją w tarapaty. Myśląca inaczej niż reszta
ludzi, skupiająca się na ważnych dla niej rzeczach, zamiast na nauce. Myśląca
niekonwencjonalnie, zabawna i tętniąca życiem. Jest osobą, która prze do
obranego przez siebie celu bez względu na przeszkody i która poświęca wszystkie
siły i myśli temu celowi. Jest dziewczyną, która kiedy dąży do czegoś, co sobie
wymyśli, wówczas ta rzecz staje się najcenniejszą w jej życiu. Jess jest
odważna i dokładnie wie, czego chce od życia i od innych. I potrafi o to
zawalczyć. Jest osobą bardzo żywiołową i to mi się w niej najbardziej podoba.
Mimo iż Jess Jordan jest pewna siebie, ma
jak każdy swoje kompleksy, które stają się cieniem na jej istnieniu. Nie pomaga
fakt, że jej najlepsza przyjaciółka Flora jest nie tylko piękna, ale i
popularna. Do tego ma bogatych rodziców i idzie jej świetnie w szkole. Do
każdego testu czy zadania szkolnego podchodzi z zapałem, który denerwuje Jess,
mającą problemy także na tym polu. Nasza bohaterka nie rozumie, jak można być
zainteresowanym czymkolwiek, co jest związane z życiem szkolnym, prócz
oczywiście chłopaków. A gdy nie może zostać dziewczyną Bradta Pitta, szuka jego
zastępcy pośród szkolnych kolegów. Najbliższym jej ideałowi jest Ben Jones,
zatem Jess marzy o nim dniami i nocami, nawet jeśli ten w ogóle nie zauważa jej
istnienia. Aż wreszcie staje się cud. Kiedy Flora zaczyna chodzić z
przyjacielem Bena Jonesa, McKenziem, Jess dostaje swoją szansę, na którą tak
bardzo czekała.
Książka jest bardzo zabawna, a wszyscy
bohaterowie interesujący. Dzięki talentowi pisarskiemu Sue czujemy to samo, co
Jess- irytację na wiecznie miłą i
pomocną Florę, której wszystko się udaje, zainteresowanie Benem, gdyż przez
Jess wydaje nam się, że jest on lepszy niż wszyscy inni, staje się niemalże
ósmym cudem świata. A gdy Jess tworzy swoje listy, zamiast pracować nad
zadaniem narzuconym przez nauczyciela, wydaje się nam, że nie ma nic bardziej
interesującego, niż te listy i nic bardziej nudnego, niż zadanie, nad którym
pracuje reszta klasy. Tym samym Jess Jordan zyskuje nasze odkupienie i
zrozumienie, za którymi idzie w ślad sympatia, którą obdarzamy ją za każdym
razem, gdy „niesłusznie” zostaje skazana na siedzenie po lekcjach w kozie. Bo
wiemy w głębi serca, że to nie Jess jest winna, tylko nauczyciele nie
potrafiący jej zrozumieć i tak poprowadzić lekcje, aby nie były tak bardzo
nużące.
Właściwie to obdarzyłam bohaterkę powieści
Sue Limb tak wielką sympatią, że potrafię ją zrozumieć całkowicie, a co za tym
idzie, rozgrzeszyć z każdego przewinienia. Dlatego wiem, że gdy Jess narzeka w
duchu na Florę, tylko wydaje się, że to wcale nie jest przyjaźń, że Jess włóczy
się z Florą dla jej sobie tylko znanych powodów. Ale ja, mając taką samą
przyjaciółkę jak Jess wiem, że bycie dobrym w każdej dziedzinie potrafi
denerwować kogoś, kto ma inne podejście do życia. Podejrzewam, że byłam trochę
taką Florą dla mojej koleżanki, ponieważ zawsze osiągałam dobre wyniki w nauce,
podczas gdy jej rodzice ciągle wracali z wywiadówek z kiepskimi nowinami. Ale i
tak to ona miała ciekawsze życie niż ja, więc naprawdę nie było czego
zazdrościć. Lecz osoby takie jak Jess czy moja przyjaciółka nie zdają sobie z
tego sprawy i starają się dążyć do czegoś, co wcale im w życiu nie jest
potrzebne, a dążą do tego tylko dlatego, że tego oczekuje od nich cały świat. A
przez to, że takim osobom zależy tak naprawdę na innych rzeczach niż reszcie
świata, ich starania zawsze kończą się niepowodzeniem. Moja „mądrość” w tej
kwestii opiera się na życiowych doświadczeniach, dlatego rozumiem doskonale
dziewczynę wymyśloną przez Sue Limb i bardzo ją polubiłam, pomimo jej
psioczenia na Florę. Jest mi ona bliska nie tylko z powodu przeszłości, ale
także dlatego, że jest taka inna niż ja, dzięki czemu wprowadza radość i kolory
do mojego ustabilizowanego i czasem nudnego życia.
Jeśli jesteście tacy jak ja,
ustabilizowani, ale w głębi duszy marzący o jakimś szaleństwie raz na jakiś
czas i potrzebujecie w swoim otoczeniu kogoś, kto Was rozweseli, sięgnijcie po
książkę Sue Limb. Ja mam szczere nadzieje, że uda mi się dorwać kolejną część,
„Girl, 16” bo to naprawdę jest kawał dobrej książki. Jedyne co mogę zarzucić
autorce to fakt, że osoba taka jak Jess, która nie potrafi się skupić na niczym
związanym ze szkołą, jest jednocześnie obeznana z książkami Jane Austen. Jess,
która nie potrafi przeczytać jednego rozdziału Szekspira na zajęcia, nagle zna
się na dawnych romansach. Osoba, która wyśmiewa w duchu dorosłych, nagle
wzoruje się na bohaterkach romansów. Coś mi tu nie pasuje. Moja kumpelka nigdy
nie sięgnęłaby po powieść z własnej, nieprzymuszonej woli. Nawet zmuszana do
tego miałaby opory. Co więcej Jess, która ciągle siedzi w kozie za brak zainteresowania
tym, co dzieje się na lekcjach, staje się wzorem dobrego wychowania, ponieważ
matka ją tego nauczyła. Znowu coś mi tu nie gra. Moja przyjaciółka raczej
puszczała mimo uszu wszystkie matczyne kazania, a tymczasem Jess, która nie ma
żadnych autorytetów prócz siebie nagle staje się ambasadorką kulturalnego
zachowania. Te dwie cechy charakteru całkowicie mijają się z tym, jak została
stworzona cała postać. Dodatkowo tak jak charakter Jess wyzierał z jej
zachowania, tak to, że dziewczyna jest dobrze wychowana zostało nam chamsko
wciśnięte słowem pisanym przez autorkę, która dwa razy wyraźnie to podkreśliła.
Złamało to nieco spójność książki i moją radość ze znalezienia nowej pisarki,
którą mogłabym wychwalać pod niebiosa, ale na szczęście było to tylko
niewielkim zgrzytem i resztą książki mogłam się cieszyć w nieograniczony
sposób.
Ta radość może się stać także Waszym
udziałem, wystarczy sięgnąć po „Girl 15 Charming but Insane”. A jeśli dodatkowo
jesteście fanami Georgii Nicolson, nie wahajcie się ani chwili. Ta książka nie
będzie tak płynna i przezabawna jak książki Louise Rennison, ale z powodzeniem
zastąpi Wam Waszą ulubioną bohaterkę. Uśmiejecie się z Jess Jordan nie raz, a
gdy skończycie jedną książkę, zaraz będziecie chcieli sięgnąć po następną. Ja
miałam dokładnie tak samo. Tutaj podzielę się z Wami od razu moją radością.
Przeszukałam trochę Internet i okazało się, że Jess Jordan jest bohaterką całej
serii! Nie mogło być piękniej, prawda? A jednak może, ha ha! Udało mi się
wczoraj znaleźć kolejne trzy części tej serii i to za niewielkie pieniądze i
już je zamówiłam. Lada dzień będą u mnie w domu, a jak tylko dotrą, rzucę się
na nie wygłodniała, bo polubiłam Jess Jordan niesamowicie i tęsknię już za nią
jak za dawno nie widzianą przyjaciółką. Tak się cieszę, że nie mogę się skupić
na aktualnej książce, którą właśnie czytam. Prawdopodobnie ją porzucę dla Jess
i wrócę do niej gdy tylko skończę czytać te trzy zamówione książeczki. Zaznaczę
tutaj, że to, iż je w ogóle kupiłam, dodatkowo świadczy o tym, jak dobra jest
ta seria, bo ja nie kupuję książek, tylko je wypożyczam, bo po prostu szkoda mi
pieniędzy. No i nie mam miejsca w mojej kawalerce na przechowywanie tomów przez
lata. Jednak w tym przypadku nie mogłam się oprzeć pokusie, a do tego nie byłam
w stanie przeżyć tego, że nie przeczytam całej serii (wciąż brakuje mi 3 tomów,
ale o tym problemie pomyślę później), więc tym razem musiałam po prostu te
książki kupić. Zdarzyło mi się to dopiero drugi raz w życiu (mówię tu o nowych
książkach, bo mam też paręnaście kupionych lata temu w sklepie z angielską
odzieżą używaną, ale one kosztowały grosze i służyły mi kiedyś za okazję do
nauki języka angielskiego bardziej niż jako książki do relaksu) i to również
może być świadectwem tego, jak ciekawa jest seria stworzona przez Sue Limb.
Zatem polecam polecam i jeszcze raz polecam.
Poniżej prezentuję całą serię w kolejności
części (okazało się, że ja zaczęłam dopiero od drugiej części):
1.
Girl Barely 15,
Flirting for England
2. Girl 15, Charming
but Insane
3. Girl nearly 16,
Absolute Torture
4. Girl Going on 17,
Pants on fire
5. Girl 16, Five-Star
Fiasco
6. Chocolate SOS
7. Party Disaster