Ostatnia książka
Jacqueline Wilson, która wpadła w moje ręce, jest przeznaczona dla dzieci.
Typowe to dla tej autorki. Aczkolwiek ta opowiada o dziesięciolatkach, więc
jest jeszcze bardziej dziecięca. Ale sięgając po książki Wilson trzeba się na
to przygotować. Jednak nie martwcie się, jej styl jest tak wyluzowany, że z
taką samą radością przeczyta jej książkę dziecko, jak i osoba dorosła.
Wystarczy tylko odrobinę poczucia humoru i już stajemy się wiernymi
czytelnikami Jacqueline.
Ja zakochałam się w jej
stylu przez Tracy Beaker, a każda następna książka potwierdzała celność mojego
wyboru. Nie inaczej jest z „Podwójną rolą”. Początkowo byłam nieco zaskoczona,
jeśli nie powiedzieć zniechęcona, gdy zauważyłam, że książka napisana jest w formie
dziennika/pamiętnika i że tylko jedna z bohaterek, Ruby, jest typową
wilsonowską bohaterką- o ciętym języku i buńczucznej duszy. Jej bliźniacza
siostra, Garnet, od pierwszych słów nie pasowała mi w tej książce, bo była
spokojna i przygaszona gwiazdą pomysłowej Ruby. Była po prostu zwykłą
dziewczynką, podczas gdy ja żądałam czegoś więcej od bohaterek Jacqueline.
Tymczasem nieśmiałe wtrącenia Garnet pośród słowotoku Ruby były niczym małe
zgrzyty, które psuły czar opowieści.
Jednak szybko dałam się
wciągnąć w tę zabawę dwóch różnych charakterów i mimo iż uwielbiałam Ruby od
pierwszych słów, a Garnet tylko lubiłam, a nawet zaledwie znosiłam,
stwierdziłam, że jakoś to przeżyję, bo przecież w nadaniu tak różnych
osobowości bliźniaczkom miało swój sens i było dobrze przemyślane. Poza tym na
tle Garnet, Ruby stawała się jeszcze bardziej komiczna i świeciła jeszcze
jaśniej, niż gdyby występowała na scenie sama. Poza tym nieśmiałość Garnet
dodawała pasji przemowom Ruby i siły jej przywódczemu charakterowi i bez swojej
młodszej o 20 minut siostry Ruby nie byłaby tą samą dziewczynką, to jest pewne.
Co więcej, obecność
osobowości, którą można było kierować sprawiła, że bliźniaczki miały większą
swobodę we wpadaniu w tarapaty, zwłaszcza, gdy działały na przekór ojcu i nowej
osobie w rodzinie, znienawidzonej Rose. Dodatkowo gdyby nie obecność Garnet,
zabrakłoby tej końcowej lekcji i tych paru łez, które pojawiły się pod koniec,
gdy Ruby zapadła się w swoją złość i sprzeciw wobec wszystkich, swoją
zawziętością i przekonaniem o własnej inteligencji oraz nieomylności powodując
rozpad więzi między siostrami i pchając samą siebie w pułapkę samotności.
Dlatego bardzo szybko pogodziłam się z obecnością tej nieśmiałej dziewczynki i
nawet w połowie książki zaczęłam cieszyć się jej perypetiami tak samo, jak
wpadkami Ruby.
Nie będę się rozpisywać, o
czym jest ta książka, bo bez problemu znajdziecie miliony streszczeń w
Internecie. Jednak chcę przy okazji tej krótkiej recenzji podkreślić talent
Jacqueline Wilson i podpowiedzieć, że jeśli nie macie pomysłu, jaką literaturę
podsunąć pod nos swojemu dziecku, sięgnijcie po książki tej autorki. Po trzech
tytułach moje statystyki są tak wyraziste, jak smak gorzkiej czekolady Wedla.
Są to książki zabawne i z przesłaniem i śmiało możecie je sami przeczytać. A
jeśli przypadkowo jesteście nastolatkami, nie wahajcie się przed tym wyborem
tylko dlatego, że nie jesteście już dziećmi. Gwarantuję Wam, że po książkach
Wilson znowu zapragniecie nimi być.
Cóż więcej mogę
powiedzieć, książka jest zabawna (powtarzam się, ale to najprawdziwsza prawda),
chwilami wzruszająca i bardzo wciągająca. Tytuł na jeden wieczór, przeczytacie
ją jednym tchem i nawet nie będziecie wiedzieli, kiedy to się stało. Tym,
którzy biegle posługują się językiem angielskim zalecam czytanie w oryginale
(Double act), bo dzięki temu nie uronicie ani odrobiny z żywego języka Wilson
(każdy przekład bowiem nosi ślady czyjejś interpretacji, która czasami może
zaburzyć całość narracji).
Jeśli macie ochotę sięgnąć
po drugą część pt. „Dziewczyny się zakochują”, możecie to zrobić bez wahania,
bo choć przeczytałam o istnieniu tej części dopiero dzisiaj, to jestem
przekonana, że będzie ona tak samo dobra jak pierwsza. Bo mimo, iż Ruby
otrzymała swoją lekcję, to na pewno nie spowodowała w dziewczynce zwrotu charakteru
o 180 stopni i na sto procent znajdziecie ją w jeszcze większych tarapatach,
niż te, w jakie się sama wkopała swoją „mądrością”. Życzę Wam wspaniałej zabawy
z żywiołową i przezabawną, a także straszliwie upartą Ruby i jej słodką
przeciwwagą Garnet. Bawcie się dobrze i do zobaczenia wkrótce, gdy wrócę z
kolejnym odkryciem sezonu, od którego nie mogę się oderwać. Ciao!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz