Ostatnimi czasy uzależniłam się od dużej dawki pozytywnej
energii, którą otrzymuję w prezencie od Justyny i Kasi, wspaniałych dziewczyn,
prowadzących blog Love and great shoes Blog ten przeglądam od
ponad dwóch lat. Umieściłam go na liście Top 7 moich ulubionych blogówmodowych. Stał się on jednym ze składników mojego codziennego życia zanim
jeszcze stał się popularny. Gdy go odkryłam, licznik odwiedzin był znacznie
skromniejszy, komentarze nieliczne, styl Kasi nieco inny od obecnego. Właściwie
to przegapiłam ten moment, w którym dziewczyny podbiły serca rzeczy
czytelników. Nie zauważyła tego, ponieważ dla mnie one od początku były kimś,
kto zasługiwał na uwagę i dziwiłam się, że tak niewiele osób doceniało
pomysłowość Justyny i Kasi i odmienność ich bloga od innych, które
obserwowałam. Nie potrafię do końca uchwycić i opisać tej cechy, która
powodowała, że ten blog wyróżniał się na tle innych, które kiedyś przypadkiem
odwiedziłam. Może to przez niewymuszoność stylizacji, urok dziewczyn, ich
fotogeniczne rysy, sympatię, którą wymuszały ich charaktery? Niewiele można
powiedzieć o osobie, którą się zna wyłącznie przez zdjęcia i komentarze, ale
mnie to wystarczyło. Uśmiechy, tak szczere i sympatyczne, od razu trafiły do
mojego serca. Polubiłam tak blog jak i jego prowadzące. A zwłaszcza polubiłam
diastemkę Kasi, tę drobną niedoskonałość, która nadawała jej wyjątkowości, a
była często komentowana jako minus w urodzie Kasi. Mnie zaś ten szeroki uśmiech
od razu powiedział, że mam do czynienia ze wspaniałym charakterem, diastema zaś
wyróżniała Kasię z tłumu. Wprawdzie za jakiś czas przyjdzie mi się pożegnać z
tym widokiem, ponieważ Kasia postanowiła ukryć się w tym anonimowym tłumie i
pozbyć się swojej cechy charakterystycznej, lecz nawet to nie zmieni faktu, że
wciąż będzie tą wspaniałą dziewczyną sprzed dwóch lat, którą przypadkiem
odkryłam w gąszczu internetowych bzdur.
Przyjaźń jest jednym z najcenniejszych darów, jakie
ofiarowuje nam życie. Zawsze doceniałam prawdziwą przyjaźń, jakże więc mogłabym
pozostać obojętna na przyjaźń Kasi i Justyny? To jeden z takich związków, który
nadaje sens życiu, wywołuje uśmiech na twarzy, łączy na całe życie, rysuje
wspaniałe i ciekawe historie, pozwala uwierzyć w bezinteresowność. Na
przyjaciółce można polegać w każdej sytuacji, czas z nią spędzany mija jak
jedna chwila, można cały dzień strawić na rozmowach o niczym, bez poczucia, że
straciliśmy choćby minutę, a godziny wydają się być sekundami. Można się
spotykać codziennie, a zawsze jest temat do rozmowy, choćby nawet wracało się
do tych samych tematów z poprzedniego dnia. W przyjaźni nie istnieje nuda ani
zazdrość. Jest to uczucie uzależniające swoimi pozytywnymi wibracjami. Ja dałam
się usidlić tej przyjaźni. I jestem od niej coraz bardziej uzależniona.
Od dobrego miesiąca jestem niemal codziennie na blogu, sprawdzając
czy dziewczyny dodały coś nowego. Zauważyłam, że gdy jestem na którejś ze stron
należących do LGS (skrót od bloga) poprawia mi się humor. Nie jestem płytką
dziewczyną. W blogach modowych bardziej niż ciuchy interesują mnie ludzie,
piękno, jakie pokazują na zdjęciach i radość życia, które z pasją przeżywają.
Mówiąc, że nie jestem płytką dziewczyną, bronię się z góry przed oskarżeniami,
że skoro oglądam ciuchy z takim zainteresowaniem, to muszę być niezbyt
rozgarnięta. Ale prawda jest inna, nie jestem płytka. Mam swoje
zainteresowania. Uwielbiam tańczyć, jazda rowerem i pikniki, nadają sens mojemu
życiu, kiedy nie mam innej alternatywy dla spędzanie czasu w mieście latem.
Kocham książki, a godziny, jakie spędziłam na oglądaniu filmów ułożyłyby się w
całkiem nowe życie. Uwielbiam spotykać się z przyjaciółmi, mogłabym pogłaskać
każdego przechodzącego psa lub kota, lubię uczyć się języków obcych, wspaniale
się czuję, gdy mogę udawać profesjonalnego fotografa. Uwielbiam piękno w każdej
postaci, lubię je oglądać uwiecznione na fotografii. Kocham czekoladę. Lubię od
czasu do czasu wypróbować dla przyjaciół jakiś nowy przepis na potrawę lub
ciasto. Mogłabym wymieniać i wymieniać. Choć czasem czuję, że moje życie jest
nudne, przewidywalne i rutynowe, to gdy zaczynam się nad tym głębiej
zastanawiać, wychodzi mi całkiem inny wynik. Ale jak każdy, mam czasem swoje
chwile zwątpienia. Wówczas przychodzą mi na pomoc inni ludzie.
Lubię podglądać cudze życia. Gdy wieczorami spaceruję
ulicami, nie potrafię się powstrzymać przed zajrzeniem w rozjarzone światłami
okna. Spoglądam pomiędzy firanki, widzę sylwetki ludzi, krzątające się w swoim
życiu. Od szklanych ekranów od razu odwracam wzrok, bo wiem, że tam nie znajdę
nic interesującego. Ale jak tylko dojrzę pomiędzy firankami żonę przygotowującą
kolację dla swojego męża, matkę bujającą niemowlę, dzieci bawiące się z psem,
roześmianych przyjaciół, kradnących dla siebie przyjemne chwile spośród tak
samo wyglądających dni, wówczas muszę na chwilę przystanąć pod takim oknem.
Czasami czuję się wtedy jak dziewczynka z zapałkami, marznąca w obojętnym
świecie, która stara się ogrzać szczęściem innych. Jestem szczęśliwa, mam
cudowne życie, lecz lubię podglądać życie innych. Moja wyobraźnia pracuje
wówczas na najwyższych obrotach. Wyobrażam sobie, jak bardzo ci ludzie są
szczęśliwi, czerpię radość z ich radości, mimo iż tak naprawdę są to tylko moje
wyobrażenia. Bo czyż można stwierdzić, że człowiek jest szczęśliwy, spoglądając
przez chwilę przez firankę?
Mimo to takie podglądanie cudzego życia budzi we mnie
radość. Gdy ktoś odsłania mi kawałek swojego życia, jest to takie uczucie,
jakbym uczestniczyła w jakiejś bajce. Wszędzie królują uśmiechy, radość,
przeżywanie życia w całej jego pełni. Może to dlatego tak bardzo lubię
przeglądać blogi modowe? Zdjęcia są jak okna bez firanek. Mogę spokojnie
zajrzeć do środka, bez obaw, że firanka zasłoni mi to szczęście, które
spodziewam się odnaleźć po drugiej stronie szyby. Gdy zaś na zdjęciach
odnajduję piękno, radość i szczerość, dzień od razu staje się przyjemniejszy.
Na LGS zawsze znajduję same pozytywne uczucia. Prawdziwa
przyjaźń już taka jest. Nie ma w niej negatywnych przeżyć. Pasja jest kolejnym
pozytywnym uczuciem, która wpływa na moje własne życie. Gdy widzę, jak ktoś z
pasją oddaje się swoim zainteresowaniom, ten widok dodaje mi sił, aby dorzucić
jeszcze więcej pasji do tego, co sprawia mi przyjemność i zmienia zwykłe dni w
bajkę. Chyba dlatego uzależniłam się od Kasi i Justyny. Ich przyjaźń dodaje mi
sił w codziennej walce o przetrwanie wśród nudy dorosłego życia, a pasja, z
jaką dziewczyny oddają się swoim zainteresowaniom sprawia, że jeszcze bardziej
chce mi się żyć i starać przeżyć swe życie właściwie. Młodość wyróżnia się tym,
że ma się siłę sprostać każdemu zadaniu, że chce się robić dużo więcej, niż
można zmieścić w 24 godzinach, ma się niespożytkowane siły, które utrzymują
powieki otwarte nawet wtedy, gdy czujemy zmęczenie po pracy, które prostują
plecy i każą iść tu i tam, spotkać się z kimś miłym, zrobić jeszcze to i to.
Pamiętam jeszcze tamte odległe czasy młodości i choć codziennie borykam się z
chronicznym zmęczeniem, wywołanym rannym wstawaniem i pracą, to gdy wchodzę na
blog LGS, wstępuje we mnie drugie życie i od razu chce mi się więcej. To chyba
jest fenomen tych dziewczyn. Ich wesołość jest zaraźliwa, pasja życia
uzależniająca, a siły do walki z życiem wręcz pomagają mi uporać się z
własnym zmęczeniem. Lubię to uczucie odrodzenia, gdy wchodzę na blog lub instagram
LGS.
Lubię wspólne zdjęcia dziewczyn. Są takie wesołe i
pozytywne. Uwielbiam oglądać filmiki z udziałem Kasi i Justyny na YouTubie. Ich
siłą jest przyjaźń. Filmy, w których dziewczyny występują osobno, są również
ciekawe, jednak gdy Justyna i Kasia są razem, dopiero wtedy jest moc i power.
Tak pozytywnych charakterów nie spotyka się codziennie. Ich wspólne filmy
wywołują uśmiech na mojej twarzy. Mogę je oglądać codziennie, po kilka razy.
Zawsze myślę sobie wtedy, że chciałabym te dziewczyny poznać, czuję, że dobrze
byśmy się razem bawiły. Ich siła przyciągania jest tak wielka, że mogę nawet
słuchać o rzeczach, które kompletnie mnie nie interesują, tak ciekawie
dziewczyny opowiadają o przyziemnych sprawach. Bije od nich tak wiele
pozytywnej energii, że nie sposób przejść obok nich obojętnie. Ta energia bije
od nich i wpływa na mnie przez ekran. Jak to jest możliwe? Wystarczy, że
obejrzę jeden ich film i od razu na duszy robi mi się lepiej, lżej... nagle
czuję, że potrafię zrobić rzecz, która wcześniej wydawała mi się niemożliwa,
przetrwać kolejny nudny dzień w pracy bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym czy
natychmiast podjąć się czegoś, co odwlekałam z powodu braku sił. Jak one to
robią? Jak to się dzieje, że zerknę na profil dziewczyn na Instagramie, a od
razu mam tysiące pomysłów na dzień i mnóstwo zamiarów w głowie, które wydają
się tak bardzo możliwe do spełnienia, mimo że wcześniej sama myśl o nich
wywoływała ból głowy? Nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie. Mam tylko
nadzieję, że dziewczyny nie przestaną nagrywać, prowadzić blog i nigdy nie
pozwolą, aby walka z szarą rzeczywistością kiedykolwiek zerwała tę nić
przyjaźni, którą dziewczyny utkały pośród gąszczu obojętności, fałszu i brudu życia.
I że nie przestaną się nią z nami, czytelnikami bloga, dzielić.
Moje ulubione filmiki:
2 komentarze:
Trafiłam tu dzięki Twojemu wpisowi o Przeminęło z wiatrem - z dawien dawna. I powiem Ci, że ja też kocham to dzieło! :) najlepsza książka wszechczasów, chociaż mole książkowe podobno ulubionych książek nie mają. Przygarnęłabym w swoje ręce wszelkie wersje wydań, jakie się ukazały, kocham ;)
krolowamoli.blogspot.com
To ja jestem jakimś nieudanym molem, bo mam jeszcze jedno ukochane dzieło :) Niesamowite zaś w Przeminęło z wiatrem jest to, że czytają ją pokolenia. Myślę, że ten tytuł nigdy nie zostanie zapomniany. Na pewno nie przeze mnie. Ja czytałam ją wielokrotnie i zawsze płakałam i wzruszałam się w tych samych momentach, mimo iż wiedziałam, co się stanie. To jest właśnie piękne w tej książce. Za każdym razem czyta się ją tak, jakby się ją dopiero poznawało.
Prześlij komentarz