Pierwsza część, która wciągnęła mnie w magiczny świat Sandemo na 2 miesiące :) |
Jestem ciekawa czy pokolenie blogów zna wielotomową serię książek fantasy napisaną przez Margit Sandemo. Dla mnie Saga o ludziach lodu jest już książką kultową. Czytałam ją jako nastolatka, czytała ją moja kuzynka (już wtedy lubiłam polecać innym ciekawe tytuły), czytało ją wiele innych osób z mojego pokolenia (cudowne lata 80-te moi drodzy:)), a w biblioteczkach miejskich czekały na spragnionych przygód czytelników wszystkie tomy, które jednak rozchodziły się jak świeże bułeczki. Pamiętam jak z kuzynką narzekałyśmy w listach do siebie, że nie możemy wypożyczyć jakiegoś tomu Sagi, bo ciągle ktoś inny nas uprzedzał (tak, tak- moje pokolenie pisało listy jeśli chciało "porozmawiać" z kimś z daleka, bo telefony komórkowe nie były znane, a telekomunikacja polska święciła swoje triumfy. Internet i gadu-gadu były luksusem deficytowym a na ulicach królowały budki telefoniczne, służące za przenośne telefony tym, którzy nie chcieli mieć nic wspólnego z TP. Rozrywka była monotematyczna - wybór między telewizorem a książką był szczytem możliwości, nie dziwiło więc to, że najpoczytniejsze książki szybko znikały z półek bibliotecznych. W tych właśnie pięknych latach mojej młodości pojawiła się jak sen Saga o ludziach lodu.
Właściwie to był przypadek, że ta fantastyczna książka trafiła w moje ręce. Dostałam od kogoś pierwszy tom i postanowiłam go podarować na zbliżające się święta mojej ukochanej kuzynce. Książeczka była niepozorna, taki nieco grubszy Harlequin (tylko nie mówcie, że tej serii też nie znacie!! W moich czasach nawet kobiety po 50-ce rozczytywały się w tych prostych i powtarzalnych historiach miłosnych), z niewyszukaną grafiką i działającym na wyobraźnię tytułem. Wiedziona prostą ludzką ciekawością postanowiłam przeczytać kilka pierwszych słów i zobaczyć o czym może opowiadać ta mała książeczka. Chyba nie muszę mówić, że te ok. 150 stron przeczytałam w jeden dzień i na jednym tchu? Ta książeczka miała w sobie taką magię, że nie potrafiłam się od niej oderwać. Mało tego- za wszelką cenę musiałam zdobyć kolejny tom. Potem kolejny i kolejny... i tak przeczytałam wszystkie 47 tomów! Bez najmniejszego wysiłku. Przez ten czas nie dotknęłam żadnej innej książki. Jakże mogłabym opuścić świat Margit Sandemo i ludzi lodu? Jakże mogłam spojrzeć w twarz szarej rzeczywistości otaczającej mnie ze wszystkich stron? Kiedy już weszłam do świata ludzi lodu, nic innego nie miało dla mnie znaczenia. Po tylu latach wciąż się zastanawiam czy byłabym w stanie z takim samym zainteresowaniem przeczytać tę niepozorną serię i dać się jej pochłonąć bez reszty? Moja wyobraźnia nie jest już tak elastyczna jak kiedyś, kuleje przez codzienne zgryzoty i mogłaby nie dać sobie rady z taką ilością czarów i niewyjaśnionych zjawisk. Niestety nie dowiem się już tego, ponieważ cała seria, którą trzymałam pod łóżkiem przez 10 lat (nie martwcie się, nie okradłam biblioteki- to był mój własny zbiór, który ktoś mi podarował, niemal kompletny, który przez tyle lat chroniłam przed zapomnieniem i który miałam nadzieję jeszcze kiedyś odświeżyć w pamięci) została w końcu wyniesiona podczas remontu i wydana. Teraz żałuję tak pochopnego kroku, ponieważ obawiam się, że seria ta nigdy już nie zdobędzie takiej popularności jak kiedyś i za kilka lat zniknie z półek bibliotecznych, by ustąpić miejsca innym bestsellerom swoich czasów. A ja bym chętnie serię tę dała do przeczytania mojej córce, gdybym kiedyś zdecydowała się na dzieci, żeby pomóc jej otworzyć wrota do własnej wyobraźni. Jest to doskonała seria dla nastolatków, u których dopiero rodzi się miłość do książek i fascynacja wszystkim co niewytłumaczalne.
Zadziwiające jest to, że cały czas pamiętam ten klimat towarzyszący wszystkim tomom Sagi- czułam się otoczona tym wszystkim co opisywała autorka, ten świat żył we mnie, towarzyszył mi codziennie, zabierał mnie w całkiem inną przestrzeń, z której nie chciałam wracać. I nawet jeśli dziś nie potrafiłabym wymienić nawet jednego imienia z bohaterów mojego dzieciństwa, to nadal pamiętam jak mnie ta seria pochłonęła. Moja wyobraźnia była pełna run, mandragor, czarów. Pamiętam też, że zrobiłam sobie runy (talizman z pismem runicznym, służącym do zabiegów magicznych) i wierzyłam w ich moc na tyle, że nosiłam je ze sobą w torebce. Oczywiście trzeba złożyć to na karb tego iż byłam jeszcze dzieckiem i nie bardzo potrafiłam rozróżnić fantazję od rzeczywistości. Teraz uśmiecham się na tę myśl i jednocześnie pragnę znów stać się tym dzieckiem, które wierzy w magię i potrafi spędzić cały miesiąc w świecie czyjejś wyobraźni i nie pamiętać o wszystkich zgryzotach tego świata, który nas otacza.
Gdybym miała powiedzieć o czym jest Saga o ludziach lodu, odpowiedziałabym tak po prostu, bez zbędnych słów- o magii (i o miłości, jakże by inaczej:P). Czasem sobie myślę, że można by porównać Sagę o Ludziach Lodu do Sagi Zmierzch czy do Władcy Pierścienia Tolkiena. Ale chyba to za daleko idące porównanie (dla niektórych Saga to zwykły Harlequin z elementami magii ;)). Obie wspomniane przeze mnie książki zostały napisane z dużo większym rozmachem niż seria Margit Sandemo. Jednak książki te mają jedną rzecz wspólną- autorzy tych dzieł dali się ponieść wyobraźni i stworzyli magiczne światy, w które chce się wierzyć z całych sił i które kradną nasze dusze na zawsze. I które potem żyją w nas wiecznie, w naszych wspomnieniach, tak jak żyją cały czas we mnie bohaterowie Sagi o ludziach lodu. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała na tyle odwagi, aby zmierzyć się z moimi wspomnieniami z młodości i jeszcze sięgnę po tę fantastyczną serię. I mam też nadzieję, że po tylu latach kurzenia się na bibliotecznych półkach, ktoś znowu zapała miłością do tej zapomnianej serii, tak jak kiedyś ja oddałam jej serce (i Marco :D). I być może odda jej na zawsze zakątek w swoim sercu i wspomnieniach, tak jak ja to kiedyś uczyniłam.
1 komentarz:
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
Prześlij komentarz