Uwielbiam podróżować. Jest to
priorytet numer jeden w moim życiu. Wydałabym na podróże ostatnią złotówkę i
przeznaczyłabym ostatni dzień urlopu bez mrugnięcia okiem. Ci, co znają mnie
najdłużej, wiedzą ile mam nałogów. Ale gdy przychodzi moment, że trzeba
oszczędzać na wyjazd, jestem w stanie odmówić sobie wszystkiego, byle tylko
wyjechać. Już w grudniu, długo po urlopie, nosi mnie na następny wyjazd. A w
lutym, najbardziej przygnębiającym miesiącu roku, osiągam szczyt swojej
cierpliwości. Wówczas zaczynam przeglądać loty, oglądać w Internecie zdjęcia miast,
które chętnie bym obejrzała i fantazjować, bo najczęściej tylko to mi
pozostaje. Na szczęście, gdy ma się wyobraźnię, często wystarcza ona przetrwać
najtrudniejsze chwile i wyjechać w głowie, bez wydawania pieniędzy, kiedy tylko
ma się ochotę, czy ma się z kim podróżować, czy nie; bez względu na fundusze i
dni urlopu.
Dlatego też od pewnego czasu
staram się z każdej swojej podróży stworzyć film, który potem umieszczam w
Internecie dla innych, by podzielić się wrażeniami i wspomnieniami, zmotywować
do podróżowania tych, którzy się wahają, zarekomendować ciekawe miejsca czy
„opowiedzieć” o miejscach, które zobaczyłam. Ale w dużym stopniu robię to także
dla siebie. Bo gdy przychodzi ciężki moment w życiu, gdzie sama potrzebuję
motywacji, oglądam te filmy i od razu mi lepiej. Bo dają mi one nadzieję, że
znowu wyjadę, poznam nową kulturę, może nowych ludzi i znowu zachłysnę się
światem, co przypomni mi, jaki jest on piękny i że nie warto się martwić
niczym, tylko iść do przodu. Te filmy pomagają mi też przetrwać tej najcięższy
miesiąc w roku, kiedy mogę podróżować wyłącznie w wyobraźni. A dzieje się to
dlatego, że przypominają mi się wszystkie fajne sytuacje, jakie przeżyłam i od
razu poprawia mi się humor, nieważne w jakim bym nie była stanie. Dlatego tak
wielkie przywiązanie czuję do swoich pierwszych, kiepskiej jakości filmów z
Włoch. Tam spotkały mnie najlepsze rzeczy, czułam się najbardziej wolna i
spędzałam czas w najlepszym towarzystwie.
Jednak w pewnym momencie
wyobraźnia i wspomnienia to za mało i trzeba zacząć działać, zwłaszcza gdy
pojawia się możliwość. Nie ma się co za długo zastanawiać, gdy pojawia się tani
bilet, propozycja wspólnej wycieczki czy też dodatkowe dni wolne. Zwłaszcza gdy
mamy czym i z kim wyjechać. Zmarnowanie takiej okazji, gdy się czekało na nią
miesiącami, byłoby największym grzechem.
Wiecie, pieniądze to nie
wszystko. Wyjazd da się zorganizować nawet gdy wydaje się to ciężkie do
przeprowadzenia. Wszystko jest możliwe, gdy mamy przed oczami cel, jaki chcemy
osiągnąć. Tak jest z każdą dziedziną życia, tak jest z podróżowaniem. Trzeba
tylko użyć wyobraźni i wytężyć wszystkie siły i środki.
Wiem o czym mówię, bo sama nie
leżę na pieniądzach, a byłam już w tylu pięknych miejscach, że jeszcze 5 lat
temu bym w to nie uwierzyła. Ostatnio lista miast, w których byłam, poszerzyła
się o dwa kolejne. Wcześniej nie myślałam o nich, nie były w centrum mojego
zainteresowania. Ale gdy nadarzyła się okazja, zrobiłam wszystko, aby je
zobaczyć. I właściwie zorganizowałam z mężem całą wyprawę w 1/3 dnia. Wieczorem
powiedziałam: chciałabym tam pojechać, następnego dnia byliśmy już w drodze,
dopracowując szczegóły. Jednak żeby nie było tak różowo, inspirująco i
spontanicznie, dodam, że wcześniej zadbałam o to, żeby mieć wolne przez 5
kolejnych dni. Ale gdy te dni organizowałam, do końca nie wiedziałam, czy gdziekolwiek
pojedziemy z wielu życiowych względów, które stały nam na przeszkodzie.
Jednak ja lubię robić rzeczy na
przekór światu i udało mi się również tym razem. Miałam wszystko, czego
potrzebowałam do zorganizowania tej podróży i żałowałabym teraz, gdybym
pozwoliła się pokonać problemom. A tak spakowałam walizki, spakowałam pół
lodówki, aby nic się nie zmarnowało, poszukałam hotelu w pierwszej
miejscowości, do jakiej się udawaliśmy, powyciągałam z zakamarków gotówkę,
której zebrało się 350 zł, zatankowaliśmy auto do pełna i ruszyliśmy.
Pamiętajcie, że aby wyjechać,
wcale nie trzeba mieć zaplanowanego każdego kroku. My nie mieliśmy zaplanowane
praktycznie nic, wszystko robiliśmy po drodze. To właśnie w drodze wyszukiwałam
w Internecie informacje o przepisach drogowych państw, do których się
udawaliśmy, żeby nie nazbierać po drodze dodatkowych wspomnień. To w
samochodzie zajmowałam się zbieraniem informacji o plakietkach ekologicznych, o
przepisach dotyczących parkowania, to w hotelu mój mąż zamawiał przez Internet
miejsce na parkingu publicznym niedaleko naszego hotelu. I to dopiero na
miejscu szukaliśmy atrakcji i następnego hotelu w kolejnym państwie.
Jechaliśmy bez większego planu,
całkowicie spontanicznie, po drodze, na jakimś postoju przygranicznym,
wymieniając złotówki na euro, szukając miejsca, gdzie można kupić winiety na
przejazd autostradami zagranicznymi i dwa dni spędzając w kraju, w którym nie
mieliśmy nawet drobnych w walucie kraju, w którym mieszkaliśmy. Przetrwać
pomogły nam zapasy z Polski, owinięte w torbę termiczną i gruby koc, a także
karta kredytowa, dzięki której mogliśmy płacić za hotel i paliwo oraz zakupy w
marketach, które były otwarte, gdy w naszym kraju trwała majówka. I mimo, że
ciężko było chodzić starym miastem i nie móc sobie kupić butelki wody, czy
lodów na straganie, to przymykałam na to oko, bo najważniejsze dla mnie było
to, że byłam tam, mogłam chłonąć atmosferę, mogłam zapomnieć o wszystkich
problemach, a oszczędzanie ostatnich łyków wody z małej butelki jaką przywieźliśmy
ze sobą z Polski było moim jedynym zmartwieniem.
Do tematu wyjazdu za granicę
własnym autem podchodziliśmy kilka razy, ale nigdy nie udało się tego
zrealizować. Aż do teraz, gdy los dał nam kilka dodatkowych dni wolnych do
wykorzystania. Może to i lepiej, że nie było czas na przygotowania, bo w życiu
bywa tak, że gdy jest zbyt dużo czasu, pojawia się też zbyt dużo wątpliwości. A
w pewnych kwestiach lepiej działać niż za dużo myśleć. Poza tym taka
spontaniczna decyzja pozwoli nam się sprawdzić w sytuacjach stresowych i pod
względem organizacyjnym. Może się wtedy okazać, że posiadamy w sobie cechy, o
które się nigdy nie podejrzewaliśmy, a które pozwolą nam zmienić całe swoje
życie. Wiadomo, że wątpliwości i wahania, które sami sobie narzucamy, są naszym
najgorszym wrogiem, dlatego czasem warto z tego zrezygnować i pozwolić sobie
puścić się na głębokie wody, nawet jak inni dookoła będą się pukać w głowę.
Dlatego my, oprócz całego tego
wariackiego pomysłu, wypróbowaliśmy w tym roku coś dla nas zupełnie nowego.
Miał być couchsurfing w ramach oszczędności (raczej nie polecam na spontaniczne
wypady w najbardziej oblegany długi weekend i inne znaczące terminy), nie
wyszło. Za to wyszło bardzo spontaniczne skorzystanie z serwisu bla bla car.
Jako, że mieliśmy „car”, a inni mieli równie spontaniczne co my pomysły na ten
weekend, okazało się to strzałem w dziesiątkę. Na post wrzucony na serwis
późnym wieczorem, zgłosiła się dwójka chętnych obcokrajowców, która
towarzyszyła nam od Wrocławia do Pragi, będącej pierwszym celem naszej podróży.
Takim samym sposobem nie zabrakło nam towarzystwa z Pragi do Wiednia oraz w
drodze powrotnej z Wiednia do Kalisza, przy drobnych zmianach wśród
współpasażerów. Wynikiem tej nowej dla nas metody podróżowania po świecie było
280 zł zwrotu za paliwo (z 750 wydanych), dwóch poznanych Ukraińców, troje
Polaków i jeden Czech, jeden mandat i wiele interesujących rozmów, wiele okazji
do wymiany doświadczeń oraz jedna inspirująca osobowość, która być może
zmotywowała mnie do zrobienia jednej rzeczy, nad którą wciąż się waham, a którą
bardzo chcę zrobić. Także rachunek ogólny wyszedł bardzo pozytywnie i
zdecydowanie na plus.
Oczywiście wiadomo, że pomimo
wszystkich zabezpieczeń serwisu można natknąć się na „autostopowicza”, ale
czasem warto zapomnieć o zagrożeniach, jakie niesie świat, aby zacząć żyć.
Każda nowa rzecz w naszym życiu przynosi obawy, ale gdybyśmy z nimi nie
walczyli, nigdy nie poszlibyśmy do przodu. A my, gdybyśmy nie zdecydowali się
na ten sposób podróżowania, nie mielibyśmy tych wszystkich fajnych wspomnień,
które dzięki temu zdobyliśmy.
Nie wspominałabym na przykład z
uśmiechem rozmów z młodą, piękną Ukrainką, która opowiadała o swoich pierwszych
doświadczeniach w Ameryce, do której udała się na studia z koleżanką. Jej
odważne podejście do życia sprawiło, że zaczęłam i ja podejmować w myślach
pewne decyzje i mam nadzieję, że starczy mi wewnętrznej odwagi, aby wprowadzić
je w życie. To z tą Ukrainką zaczęłyśmy żartobliwie planować wspólną wycieczkę
do Barcelony, którą obie bardzo chciałybyśmy zobaczyć. I czuję, że gdybym miała
w sobie więcej pewności siebie i zdecydowania, to ta wycieczka mogłaby się
przerodzić w fakt.
Następny był Karol, niegdyś
introwertyk, obecnie podróżnik ze znajomymi porozrzucanymi po całym świecie.
Jazda z Pragi do Wiednia minęła w błyskawicznym tempie, gdy wymienialiśmy
życiowe doświadczenia. I może nawet udało mi się namówić go do poprowadzenia
własnego kanału podróżniczego na YouTube, do którego go gorąco zachęcałam. Gdy
spotkam ciekawą osobowość, ciężko mi się oprzeć aby jej nie popchnąć do
działania, gdy tego potrzebuje. Jeśli więc spotkacie na Youtube kanał IntroTV
(żartobliwa nazwa wymyślona przez mojego męża), będzie to moje dzieło! Będzie
to znaczyło, że przelałam część własnej motywacji na innego człowieka, a to
naprawdę niemały sukces. Jednak nie żyłam na marne, jeśli mogłam zmienić życie choć
jednej jednostki.
W drodze powrotnej z Wiednia
trafiły się dwa wesołe chłopaki z Polski, które poczęstowały nas ciastkami,
swoim jedyny pożywieniem na całą drogę i wieloma opowieściami z Bratysławy,
gdzie spędzili weekend. Dzięki nim czas minął tak szybko, że nawet nie
zauważyłam jak dojechaliśmy na miejsce. I dodatkowo wiem, że nie mam po co
jechać do stolicy Słowacji.
Natomiast Oliwier z Czech stał
się gwoździem programu. Mogliśmy się z chłopakami poznać bliżej czekając bite
pół godziny na Oliwiera, który okazał się słuchaczem na wrocławskiej Wyższej
Szkole Oficerskiej, mając nadzieję na stopień pułkownika w przyszłości. Zapewne
studia mu w tym bardzo pomogą, ale wrodzone roztrzepanie może sprawić pewne
trudności w dojściu do celu. Bo w połowie drogi przypomniało mu się, że nie
zabrał kluczyków do samochodu i musiał wracać do Brna, z którego go zabraliśmy.
Na pamiątkę spotkania z Oliwierem
dostaliśmy mandat od miejscowej policji w wysokości 100 koron (które nawiasem
mówiąc były jedynymi koronami, jakie posiadaliśmy i dostaliśmy je od Oliwiera
za przejazd) za zatrzymanie się w niedozwolonym miejscu, gdy podrzucaliśmy
chłopaka na pociąg w Ołomuńcu (mówiłam Wam, że policjant chciał od nas 200
koron, ale z litości wziął tę stówkę, którą znaleźliśmy w portfelu? Nie zdążyła
się jeszcze zadomowić u nas, a już musieliśmy się z nią pożegnać; jednak prawdę
mówiąc wyjeżdżaliśmy już z Czech, więc nie była nam do niczego potrzebna,
została więc w kraju, do którego należała ;)). I to również Oliwier rozkręcał
towarzystwo zmęczone podróżą, okazując się wspaniałym kompanem do rozmowy. A
dzięki niemu nauczyliśmy się, żeby uważać na to co mówimy, gdy mamy
obcokrajowca obok siebie. Bo na moje słowa skierowane do pozostałych
uczestników podróży: „No to teraz powinniśmy kurtuazyjnie przejść na angielski”
i na reakcję drugiego ze współpasażerów: „A nie chce mi się za to spóźnienie”,
Oliwier odparł: „Nie ma problemu, ja rozumiem trochę polski” lekko kulejącą
polszczyzną. Dobrze, że nie dosiadł się do nas chwilę wcześniej, jak robiliśmy
sobie niegroźne żarty na temat jego przedłużającego się spóźnienia :) Jak widzicie,
podróżując z bla bla car można się wiele nauczyć.
I gdybyśmy nie zdecydowali się
dzielić naszego samochodu z innymi, nie poznalibyśmy dziewczyny z Kalisza,
która towarzyszyła nam od Katowic do domu. Na początku cicha i zamknięta, kiedy
chłopaki wysiedli we Wrocławiu, od razu stała się duszą towarzystwa, zabawiając
nas opowieściami ze swojego życia oraz wspomnieniami związanymi z podróżowaniem
po Francji i przygodami z jeżdżeniem na stopa. Nie tylko wszyscy uśmialiśmy się
do łez, ale również mieliśmy okazję porównać nasze życia. Bo ja, pracując
stacjonarnie od 11 lat, marzę o życiu, jakie miała tamta dziewczyna, natomiast
ona, po tych latach luzu, nie mogła się doczekać, aby wreszcie gdzieś osiąść na
stałe. A gdy ja powiedziałam jej, jakie jest moje stanowisko w tej sprawie,
stwierdziła ze śmiechem, że musi w takim razie jeszcze raz to przemyśleć. To
spotkanie potwierdziło moje wcześniejsze wnioski o tym, jak wiele możemy się
nauczyć od siebie nawzajem, musimy się tylko otworzyć na innych.
Bo tak jak ja nie wpłynęłam na
nią w żaden sposób i byłam tylko przypadkową dziewczyną, spotkaną w
przypadkowych okolicznościach, tak rozmowa z nią dla mnie była bardzo znacząca.
I mam szczerą nadzieję, że otworzyła moje horyzonty jeszcze bardziej, dodała mi
odwagi, aby podążać za własnymi marzeniami i nie bać się tego, co znajduje się
za otwartymi drzwiami, prowadzącymi do miejsc, w których jeszcze nigdy nie
byłam.
Tych wszystkich wspomnień
związanych z podróżą nie oddałabym nikomu i naprawdę cieszę się, że mój mąż
podjął decyzję, aby zareklamować się na bla bla car. Mimo, że z natury jestem
introwertykiem, lubię te chwile, gdy okazuje się, że przy odpowiednich ludziach
potrafię zmienić się w kogoś innego, odważnego i towarzyskiego. Lubię siebie
taką i cenię ludzi i sytuacje, które dają mi okazję do owej wewnętrznej zmiany.
Poza tym te setki kilometrów, jakie mamy do przejechania, stają się krótkimi
chwilami właśnie z pomocą innych ludzi. Naprawdę warto to przeżyć samemu. I
nieważne są pieniądze, jakie nam się zwróciły, gdyż są to symboliczne kwoty. Bo
teraz wiem, że gdyby ktoś potrzebował pomocy, przewiozłabym go za darmo lub za
cenę dobrego towarzystwa i ciekawych opowieści. Tak naprawdę nigdy nie wiem,
jak takie spotkania wpłyną na moje życie. A ja, mimo swojej natury kochającej
stałość, lubię, gdy moje życie się zmienia, choćby o 5 stopni.
Uważam całą tę spontaniczną
podróż za sukces. Poznałam wielu nowych ludzi, poznałam lepiej siebie i swoje
potrzeby oraz zobaczyłam piękne miejsca, które nie sądziłam, że kiedykolwiek
zobaczę. Jeśli będę przejazdem, chętnie zobaczę Pragę ponownie. Natomiast do
Wiednia chcę jeszcze wrócić, bo to miasto przekonało mnie do siebie od
pierwszego dnia. Również Austria okazała się na tyle piękna, że mam nadzieję,
iż jeszcze ją zobaczę, nie tylko przejazdem. W Czechach miałam zbyt bliskie
skojarzenia z Polską (którą uwielbiam, nie zrozumcie mnie źle; jednak gdy
wyjeżdżam poza granicę swojego kraju, oczekuję cudów ;)), natomiast Austria
mogłaby zostać moim domem, gdybym nie była tak bardzo zakochana w Grecji,
Hiszpanii i Włoszech, które są moimi top miejscami do życia. No i Finlandia,
której nigdy na oczy nie widziałam :)
Jednak moje wrażenia z samej wycieczki opiszę w następnym poście oraz „opowiem”
o nich troszkę w filmach. Nie mogę się już doczekać, aż zacznę nad nimi
pracować.
Zatem do zobaczenia wkrótce!
P.S. Zdjęcia pochodzą z Pragi.