Ostatnia książka z serii o Jess Jordan, którą udało mi się nabyć, jest zdecydowanie najlepsza. Jest to czwarta część serii i nosi tytuł „Pants on fire”. Już sam tytuł świadczy, że będzie się działo. I faktycznie tak jest. Na Sue Limb można polegać jeśli chodzi o dobry i wyważony humor, a także o liczne nieporozumienia i zabawne sytuacje. A wiele z nich wydaje się być sytuacjami, które mógłby przeżyć każdy z nas, gdybyśmy mieli tak jak Jess tendencję do wpadania w kłopoty i brnięcia w nie coraz głębiej podczas prób wykaraskania się z owych kłopotów. Życie Jess Jordan jest jak ruchome piaski, im bardziej walczy o przetrwanie, tym głębiej zakopuje się w problemach, aż wreszcie wystaje jej tylko szyja. I w tym momencie, gdy wydaje się, że już wszystko się rozpadło, Jess zawsze udaje się wykaraskać nawet z największego bagna, dzięki swojej pomysłowości.
Bardzo mi się spodobało to jak
zgrabnie Sue Limb napisała tę część. Oprócz okropnego rozdziału pierwszego –
wydaje się, że Sue pomimo swojego talentu kompletnie nie potrafi rozpocząć
swojej intrygi, czym zdecydowanie przegrywa z Louise Rennison (przepraszam,
znowu ją wspominam) – cała reszta pięknie się ze sobą zazębia. Jess przez swoją
lekkomyślność i żywiołowość wpada w pierwsze tarapaty, przypadkowo zadzierając
z nową osobistością w szkole, Panną Thorn, sztywną i nieprzejednaną
nauczycielką języka angielskiego. W wyniku zbiegu okoliczności (i wielu spraw,
które są dla dziewczyny stokroć ważniejsze niż punktualne przybywanie na
lekcje) Jess coraz bardziej podpada Pannie Thorn i obie szybko zostają
największymi wrogami. Tak wielkimi, iż Jess odmawia wzięcia udziału w
przesłuchaniach do sztuki Szekspira, którą szkoła ma w planach wystawić przed
świętami Bożego Narodzenia. Duma i obrażona godność każe jej przeciwstawić się
Pannie Thorn za wszelką cenę, nawet za cenę tego, że zostaje sama ze swoimi
problemami, gdyż cała reszta przyjaciół zaangażowana zostaje w przedstawienie.
Zostaje jej tylko nieśmiały Ben Jones, który w swój słodki sposób wkracza
ponownie na arenę, stając się jedyną opoką w życiu Jess. Życiu, które zdaje się
iść całkiem na opak. Tak bardzo, że jedno małe nieporozumienie prowadzi do
kolejnego, aż wreszcie zbiera się ich tyle, że nawet sama Jess nie wie, jak
sobie poradzić z tą lawiną zdarzeń. Jedno jest pewne, jej życie legło w
gruzach. I tylko ona sama może naprawić to, co się stało, mimo iż kolejne próby
kończą się jeszcze większymi nieporozumieniami. Jednak pomysłowość Jess nie zna
granic, więc możemy być pewni, że i tym razem sprosta ona zadaniu i przywróci
ład w swoim zagmatwanym życiu nastolatki.
Jak już wspomniałam, ta część jest
najzabawniejsza ze wszystkich. Sue Limb wzniosła się na szczyty swojego
talentu, bawiąc nas praktycznie od samego początku (pomijając ten nieszczęsny
pierwszy rozdział). Pojawienie się na scenie Bena Jonesa, dawną miłość Jess,
sprawia, że sytuacje gmatwają się jeszcze bardziej, a atmosfera między Jess i
Fredem zagęszcza się z rozdziału na rozdział. Przez całą książkę Sue Limb
częstuje nas swoim inteligentnym i subtelnym humorem, jednocześnie sprawiając,
że Jess wydaje się być jeszcze bardziej szalona i jednocześnie jeszcze
zabawniejsza (jak to w ogóle możliwe?). Wszystkie rozdziały są ze sobą zgrane
niezwykle precyzyjnie, a wszystkie postacie idealnie opisane. Zwłaszcza osoba
Panny Thorn jest tak żywa, że cały czas widziałam ją przed oczami. I bałam się
oraz nienawidziłam jej tak samo jak Jess i reszta klasy. Z kolei większa
obecność ekscentrycznej babci Jess budowała dodatkową sielską i rodzinną
atmosferę, dorzucając jednocześnie szczypty dodatkowego osobliwego humoru we
wszystkie sytuacje, jako, że babcia Jess, w odróżnieniu od sztywnej matki
dziewczyny, jest osobą, którą kocha się od samego początku, za jej niezwykłe
zainteresowania, mądre rady i zabawne teksty. Każdy chciałby mieć taką babcię
jak Jess, to jest pewne. A przynajmniej każdy nastolatek.
Co do matki Jess, jest ona także
odmalowana w sposób idealny. Jest to typowy przedstawiciel swojego gatunku-
matka zamartwiająca się o swoją córkę i jednocześnie kompletnie jej nie
rozumiejąca. Typowa nudna matka żyjąca swoim życiem, w którym trzeba gdzieś
upchnąć krnąbrne dziecko. W tej części Sue Limb udoskonaliła ten typ przez
włączenie do życia matki Jess mężczyzny, przez co dodała smaczku do życia
nastolatki, jak i dodatkowego humoru. Jest on zwłaszcza widoczny gdy matka Jess
zaczyna okłamywać swoją córkę z obawy
przed jej reakcją na wieść o tym, że w jej życiu pojawił się mężczyzna. Jak
można się domyślać, sytuacja staje się coraz gęstsza i daje dodatkowe
możliwości do wykazania się doskonałym wyczuciem i świetnym dowcipem.
Czwarta część serii o Jess Jordan
uświadomiła mi jak bardzo nie jestem jeszcze gotowa na rozstanie z Jess. Kunszt
pisarski Sue Limb z każdą częścią wydaje się być coraz lepszy, a dowcip zdaje
się wyostrzać. Przez co jestem coraz bardziej ciekawa co jeszcze się wydarzy,
zwłaszcza po tej pierwszej poważnej kłótni Jess z Fredem.
Bo właśnie od tego się wszystko
zaczęło. Pomimo wspaniałych wakacji (pełnych nieporozumień, a jakże) Jess nie
może się doczekać, aby wrócić do szkoły w celu pochwalenia się swoją zdobyczą,
Fredem. Jednak w przeddzień powrotu do szkoły spotyka ją niemiła niespodzianka,
Fred wcale nie chce się przyznawać do tego związku. Jak można się było
spodziewać, takie wyznanie ze strony Freda przesłania Jess resztki rozsądku.
Wściekła i zraniona Jess rzuca parę przykrych słów w stronę Freda i ucieka z
płaczem. Następnego dnia, gdy chce wszystko naprawić, sprawy komplikują się za
sprawą nieobecności Freda jak i obecności nowego nauczyciela, wspomnianej Panny
Thorn. Zaślepiona swoim bólem i zamartwiając się o Freda i swoje z nim stosunki,
Jess coraz bardziej podpada nauczycielce, aż wreszcie sprawy wymykają się spod
kontroli. I nie tylko w związku ze szkołą. Także z Fredem, gdzie jedno
nieporozumienie goni drugie, a kłopoty z matką dolewają oliwy do ognia. Robi
się naprawdę gęsto, a wynikiem tego jest spacer do przychodni z babcią, ale bez
majtek. Tylko Jess mogła wpaść w takie kłopoty. Choć patrząc na całą sytuację,
z czego ona wynikła, jestem prawie pewna, że mogłabym skończyć dokładnie tak
samo. I za to cenię Sue Limb tak bardzo. Jej gmatwanie sytuacji jest tak
subtelne i idealne, że naprawdę jest możliwe, aby podobne sytuacje mogły
zdarzyć się w prawdziwym życiu, gdy ma się podobny charakter do Jess. A ja w
pewnym sensie utożsamiam się z nią, jako że też mam problemy do przyznawania
się do swoich błędów i wolę brnąć w nie jeszcze bardziej, niż przyznać się do
czegoś żenującego. Jess jest dla mnie jak najbardziej prawdziwa i dlatego od
samego początku stałyśmy się nierozerwalnymi przyjaciółkami. W literackim
sensie oczywiście, choć nie miałabym absolutnie nic przeciwko, aby poznać kogoś
takiego, szalonego i inspirującego, aby cieszyć się jego obecnością na co dzień
i zmieniać się pod jej wpływem na lepsze.
Ta książka, choć na pierwszy rzut
oka głupkowata (mimo iż jednocześnie prawdziwa, o czym pisałam wyżej), jest w
rzeczywistości inspirująca, dzięki obecności Jess Jordan. Ta pomysłowa
nastolatka poprawia mi humor, uświadamia co jest w życiu ważne i potrafi tchnąć
w nie kolor i sprawić, że wszystko odczuwam mocniej, wyraźniej. Do tego jest
diabelnie inteligentna i jednocześnie prosta w swojej inteligencji. A także
najzwyczajniej w świecie zabawna w swój rozumny i subtelny sposób. Podczas
czytania tej części śmiałam się najczęściej. I najbardziej wyraźnie zdawałam
sobie sprawę jak świetną pisarką jest Sue. Wprawdzie nie potrafi napisać
wprowadzenia (nie tylko pierwszy rozdział był wyrwany z kontekstu, ale i
przemowa Freda nie miała większego sensu, ponieważ tak naprawdę nie można z
niej zrozumieć, skąd wziął się u Freda strach przed związkiem z Jess), ale za
to genialnie wplątuje Jess w śmieszne i nieomal prawdziwe sytuacje. Natomiast
jej spostrzeżenia na temat relacji rodziców i nastolatków są godne Oskara. Z
każdego gagu przebłyskuje ironiczna inteligencja. Jedyne, co mnie prawie wcale
nie śmieszy są skecze Jess. Przemyślenia nastolatki na temat miłości, dorosłych
i jedzenia są godne oprawienia w ramki (przy tym naprawdę zabawne), natomiast
gdy autorka opisuje próby Jess aby zostać mistrzynią kabaretów, ja nie
odnajduję jej skeczów jako śmieszne. Na szczęście jest tego tak mało, że jestem
w stanie wybaczyć autorce jej brak kunsztu w zakresie komedii kabaretowej.
Ponieważ gdy tylko Jess schodzi ze sceny, wraca przenikliwy humor i świetna
atmosfera książki. Ach, zazdroszczę Sue Limb tego humoru. Gdybym miała go choć
krztynę, zaraz rzuciłabym się do pisania książek. Niestety, będzie musiało mi
wystarczyć tylko ich opisywanie.
Skończyły mi się już książki o Jess
Jordan. Aczkolwiek mam już namiary na stronę, na której będę mogła kupić
ostatnie trzy części. Niestety są one droższe niż pierwsze trzy, które udało mi
się zakupić w promocji. Jednak są one warte każdej złotówki (no, może oprócz ”Flirting
for England” : )), więc jak tylko znajdę jakąś niepotrzebną gotówkę, pobiegnę
do sklepu (metaforycznie, ponieważ sklep jest internetowy : )). A jeśli Wy nie
macie kompletnie pojęcia, co kupić na prezent (świąteczny, urodzinowy,
imieninowy) swojej dorastającej córce, możecie jej podsunąć właśnie tę serię.
Będzie to sprytny rodzicielski zabieg, aby zmusić ją do nauki języka angielskiego
(plus jest to świetna okazja do uświadomienia dziecku ważności wartości
rodzinnych, jak miłość do rodziców oraz dziadków oraz wyrozumienie dla słabości
i niedoskonałości dorosłych, gdyż książka mimo swojego lekkiego tonu zawiera
duży ładunek tych przesłań, zakamuflowanych w bardzo sprytny sposób i
pochowanych gdzieś między akcjami Jess). Bo gdy Wasza córka zacznie czytać tę
serię, nie będzie w stanie odpuścić. A może dzięki temu pokocha naukę tak jak
ja. W końcu w znajomości angielskiego leży tyle możliwości, że nie da się ich wszystkich
opisać. Niestety jeśli Wasza nastoletnia latorośl nie zna tego języka ni w ząb,
chyba nie będzie to dobry prezent, ponieważ ta seria raczej nie została
przetłumaczona na polski. Jednak jeśli Wasze dzieci są choć trochę obeznane z
angielskim, możecie zaryzykować rzucenie ich na głęboka wodę, bo język tej
serii jest bardzo przystępny i łatwo się go czyta, nawet bez większych
umiejętności językowych. Zaryzykujcie, spróbujcie, macie aż 50% szans na
sukces. Jeśli się nie uda, zawsze możecie sami po nią sięgnąć, aby nie kurzyła
się na półkach. Wam też gwarantuję dobrą zabawę i naukę jednocześnie. Nie tylko
języka angielskiego, ale i sposobu myślenia Waszego dziecka. A czy poznanie na
nowo własnej latorośli nie jest warte wydania każdej złotówki? : )
Pozdrawiam i do usłyszenia przy
kolejnej części serii o szalonej Jess Jordan.