Good news! Ledwo co wróciłam z wakacji a już dowiaduję się, że moja praca domowa na koniec roku szkolnego wylądowała u dyrektora generalnego, razem z nauczycielką. I to wcale nie dlatego, że dostałam naganę za ściąganie czy przepisanie wszystkiego z Internetu. Sytuacja była wręcz odwrotna. Dostałam 19,5 pkt na 20 możliwych! Moja nauczycielka czym prędzej pobiegła do dyrektora, aby oznajmić mu moje super wyniki w nauce i razem wykombinowali, że muszą dać mi szansę, abym mogła od razu wskoczyć na poziom C1- czyli zaawansowany. Oznacza to, że przeskoczę kolejny rok, omijając poziom B2. Oczywiście nic nie przychodzi łatwo- muszę najpierw zdać test, aby nie przynieść szkole wstydu. Tego niestety obawiam się najbardziej, bo jeśli pisanie i rozumienie przychodzi mi łatwo, tak z wymową kuleję. Zupełnie, jakby mój mózg drętwiał ze strachu widząc obcą twarz naprzeciwko. Gdy chodzi o luźną rozmowę, robię tak karygodne błędy, że powinnam ze wstydu zapaść się pod ziemię. Przekonałam się o tym na moim ostatnim zagranicznym wyjeździe, kiedy usłyszałam samą siebie, mówiącą: "he don't"! Toż to przedszkolak takiego błędu by nie zrobił! Ale mój mózg czasem odmawia współpracy w najmniej oczekiwanych momentach. Jeśli na teście poproszą mnie o wymienienie miesięcy- leżę! (Mam nadzieję, że nikt z nauczycieli International House nie zagląda na ten blog :))
No cóż, wiem że nie będzie łatwo ale mam zamiar podejść do tego testu. Nawet nie dla siebie, bo mi to wszystko jedno, który poziom będę wkuwać, i tak prędzej czy później dojdę do C1. Zawsze powtarzam, że to życie zweryfikuje, na którym poziomie jestem. Ale chcę spróbować dla Kate, mojej super nauczycielki, która jak na złość postanowiła w tym roku wrócić do Szkocji. Zrobię to dla niej, bo uwierzyła, że mogę to zrobić. A jak się nie uda, nawet się o tym nie dowie ;)
Tak więc z kompletnego zera i poziomu elementary (A1) w przyszłym semestrze zobaczą mnie na C1 (co będzie oznaczało, że przeskoczyłam już 2 poziomy w ciągu 4 lat nauki) lub B2, co i tak będzie dla mnie sukcesem. Nigdy bym nie przypuszczała, że tak szybko mogę zakumać cza-czę, skoro 10 lat nauki szkolnej w młodości nie dało żadnych rezultatów. Choć to głupio, muszę jednak to przyznać- jestem z siebie cholernie dumna!
Oczywiście nie zwykłam spoczywać na laurach. Jeśli faktycznie mam iść na advanced to muszę przerobić samodzielnie B2, żeby nic nie stracić. Od czego w końcu są wakacje? Chcę, aby angielski wrósł w moją duszę tak, jakbym się z nim urodziła. Chcę więcej takich wpadek jak ta na lotnisku greckim, kiedy powiedziałam do mojego męża przy kasie "Do you have one euro?" Mam już na oku książkę McMillana Destination z poziomem B1 i B2, przemyśliwam też o kupnie książki wydawnictwa Oxford. Ale z tym drugim poczekam do września i sławetnego testu. Jeśli nie zdam, dostanę tę książkę za darmo :D
Zatem do zobaczenia w następnym odcinku poradnika samodzielnej (no, prawie ;)) nauki języka angielskiego. Zamierzam się skupić na książkach do nauki i powiedzieć Wam, która moim zdaniem jest najlepsza. Już mam swój typ, ale o tym na razie ciiiiiiii :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz