Nie jest dla nikogo tajemnicą, że jestem obserwatorką blogów
modowych. Znajduję tam wiele cudownych zdjęć i inspirujących osób. Czasem też
znajdę jakąś inspirację dla siebie w kwestii ubioru. Jednak nie dla inspiracji
przeglądam te blogi. Robię to głównie dla samych zdjęć. Często są one tak
piękne, że nie potrafię od nich oderwać oczu. I to nie tylko za sprawą pięknych
dziewczyn, które się do mnie uśmiechają z tych zdjęć, ale za sprawą
nadzwyczajnego klimatu, jaki te dziewczyny potrafią wyczarować swoimi zdjęciami.
Ich fotografowie tak potrafią uchwycić chwilę, że staje się ona żywa. Mam
wrażenie, jakby zdjęcie mnie porwało i w cudowny sposób przeniosło w miejsce,
które jeszcze przed chwilą oglądałam na ekranie komputera. A te miejsca są
nierzadko cudowne. A nawet gdy wydają się zwykłe, takie, na które normalnie nie
zwrócilibyśmy większej uwagi to za pomocą jakichś czarów przemieniają się na
zdjęciach w miejsca niezwykłe. I nie wiem czy to dzięki wykonaniu zdjęcia
dobrym aparatem, czy przez wyczulone oko fotografa, czy piękną dziewczynę na
zdjęciu czy wszystkich tych czynników razem- zdjęcie ożywa, nabiera barw i
zmienia najzwyklejsze miejsce w miejsce, w którym pragnę się znaleźć. I tak się
właśnie dzieje. Jestem tam, choć tak naprawdę wciąż siedzę przed komputerem w
swoim własnym mieszkaniu. Dzięki tym zdjęciom podróżuję w przestrzeni i jestem
w wielu miejscach naraz. Jednym kliknięciem przenoszę się tam, gdzie świat
wydaje się barwniejszy i ciekawszy. To mnie bardzo pociąga i sprawia, że mogę
bez zmęczenia przesiedzieć dwie godziny przed komputerem, wcale nie czując
upływającego czasu, po czym wyłączyć go z uśmiechem na twarzy i poczuciem
spełnienia. Bo jak nie mam czuć się wyjątkowo patrząc na świat zupełnie inny
niż to co widzę za oknem? Dzięki tym zdjęciom nie muszę ubolewać nad deszczem
padającym od kilu godzin bez przerwy. Potrzebuję słońca i kolorów? Wchodzę na
ulubiony blog modowy i szukam zdjęcia, które poprawiłoby mi humor swoimi
kolorami, klimatem, niezwykłą chwilą uchwyconą przez fotografa. Nie wiem czy to
się dzieje za sprawą mojej wyobraźni, czy też Wy również czujecie się tak jak
ja, gdy wkraczacie w świat tych blogów? Te zdjęcia jakimś magicznym sposobem
przynoszą mi radość i spokój. Kiedy jakieś zdjęcie wyjątkowo mi się spodoba,
wrzucam je do specjalnego folderu i sięgam do niego zawsze, gdy czuję się
smutna, przygnębiona czy zmęczona. Bo te zdjęcia przywracają mi radość z życia
zalewając mnie kolorami, słońcem, nierzadko pięknymi krajobrazami. Jestem
estetką i czerpię radość z rzeczy małych. Gdy czuję się źle nie potrzebuję iść
na zakupy, aby poprawić sobie humor. Nie zżymam się, że nie mogę pojechać do ciepłej
i słonecznej Hiszpanii, gdy u mnie w kraju dzień po dniu oglądam tylko chmury,
zamiast pięknego słońca, którego tak bardzo potrzebuję. Wystarczy mi, gdy odwiedzę
jakieś piękne miejsce poprzez książkę czy zdjęcie. Zdjęcia mają jakiś taki czar
w sobie, że nawet pochmurna pogoda przedstawiona na nich nagle jest ładna i
klimatyczna. To co za oknem wydaje się ponure, na zdjęciach przemienia się w
tęsknotę, aby być tam, gdzie to zdjęcie było robione. I tak zimowy deszczowy
poranek staje się niezwykłą krainą, gdzie deszcz nie jest czymś przykrym, ale
nadającym niezwykłego klimatu całemu otoczeniu. Wysuszona szara trawa jest
oznaką piękna i sprawia, że zaczynam tęsknić za takimi dniami, kiedy na drzewach
nie ma liści, na łąkach nie zieleni się trawa i nie pachną kwiaty, a jednak
pięknie świeci zimowe słońce i zmienia wszystko dokoła w bajeczną i tajemniczą
krainę spokoju, skłaniającą do przemyśleń. Za pomocą zdjęć wszystko ożywa i
staje się inne, lepsze, piękniejsze, spokojniejsze, nieprzemijające. I te
wszystkie uczucia mogę odnaleźć nie robiąc nic wielkiego, wystarczy że wejdę na
któregoś z moich ulubionych blogów i za chwilę zostawiam wszystkie troski
mojego małego świata za sobą i mogę cieszyć się nieprzemijającą chwilą
uwiecznioną na zdjęciach zawsze wtedy, kiedy tego potrzebuję.
W świecie zdjęć
piękno goni piękno, a to co na pozór brzydkie staje się tłem do czegoś
pięknego. To, co w pojedynkę przyniosłoby mi smutek, w połączeniu ze stylizacją,
ujęciem, osobą na zdjęciu zmienia się nieznacznie i zamiast smutku przynosi
melancholię i tęsknotę, aby być właśnie tam, w tym pochmurnym a jednocześnie
pięknym miejscu, czy w tym zapłakanym deszczem, a jednocześnie tak spokojnym
świecie, czy też w tym mroźnym, a jednocześnie oblanym słońcem mieście, a także
w tej wysuszonej krainie sawann, w które zmieniają się łąki, jeszcze niedawno
tak zielone i tętniące życiem, teraz przynoszące spokój i ukojenie.
Niestety od czasu
do czasu ten spokój, który odnajduję w zdjęciach, zostaje zakłócony . Mój świat
ładu i harmonii zostaje zaburzony przez nienawiść, jaka sączy się w ludziach. A
czując się anonimowi w sieci, dają jej upust, czasem z wielką zajadłością. To,
czego nie powiedzieliby człowiekowi w twarz, zdolni są pisać w komentarzach do
osób całkiem im obcych, bo chowają się za ekranem komputera, który jest ich
barierą i obrońcą przed wyrzutami sumienia. A kiedy nie widzi się tak naprawdę
człowieka, którego się obraża, dużo łatwiej dać upust nagromadzonym do świata
żalom za swoje nieudane życie i wyżyć się na obcej osobie, której się powiodło
lepiej. Czytając komentarze do ulubionych blogów zauważam coraz więcej
rozpasania w tej kwestii. Coraz więcej osób i coraz częściej pozwala sobie na
wyrażanie swoich opinii w sposób obraźliwy. Chowając się za ekranami swoich
komputerów rzucają obelżywe uwagi, uważając że jest to ich świętym obowiązkiem.
Wydaje im się, że ubliżanie osobie, której się nie widziało na oczy, dobrze jej
zrobi i osoba ta zawróci ze źle obranej drogi właśnie dzięki takim opiniom,
uważanym w oczach ich twórców za konstruktywne. Lub mające człowiekowi pokazać
kim naprawdę jest, a więc czymś gorszym niż osoba pisząca komentarze. Bo osoby
te, śledzące blogi modowe, uważają się za dużo lepszych ludzi, bo nie wystawiają
na widok publiczny swoich zdjęć dla poklasku, tak jak w ich oczach robią to
blogerki. Takim ludziom wydaje się, że oglądając zdjęcia blogerek i czytając
ich teksty przez kilka tygodni czy miesięcy, poznały dogłębnie osobowość osoby
prowadzącej bloga, myślą, że znają te osoby lepiej niż ich przyjaciele i
znajomi, a nawet lepiej niż one same. Są przekonani, że rozgryzły osobę ze
zdjęć, i pokazują jej prawdziwe oblicze światu. Obalają teorie, które sami
wcześniej stworzyli i o tym zapomnieli i obnażają prawdziwe oblicza zakłamanych
blogerek modowych. Mówią światu, że wcale nie są takie uzdolnione, łagodne,
pracowite, skromne, obalają wszystkie mity, które powstały dookoła tych osób, a
stworzyły je inne osoby obserwujące blogi, nieznające osób, które je prowadzą,
a mimo to pozwalając sobie nadawać im różne cechy charakteru, które wyczytały
ze zdjęć.
Odkąd zaczęłam
czytać komentarze pod postami, zaczęłam się zastanawiać skąd wzięła się ta fala
nienawiści, która zdaje się szerzyć każdego dnia, a która jest skierowana
przeciwko blogerkom modowym. Pierwsze co przychodzi na myśl to zazdrość. Nie
tylko o to, że jest się ładnym, bo nie wszystkie blogerki zajmujące się modą są
jednocześnie pięknościami. Część z nich jeśli chodzi o urodę nie wyróżniałaby
się w ogóle z tłumu, i gdyby nie eksponowanie swoich ubrań w Internecie,
mogłyby w ogóle nie zostać zauważone. Ja myślę, że ta zazdrość, jeśli
oczywiście nienawiść w sieci wypływa faktycznie z zazdrości, dotyczy raczej
tego, że ktoś osiągnął sukces „nic nie robiąc”. Ludzie nie mogą pojąć dlaczego
osoby zamieszczające swoje zdjęcia w sieci nagle stają się znane,
rozpoznawalne, występują w telewizji w programach poświęconych modzie, są
zapraszane na pokazy mody, coraz częściej pojawiają się przy boku znanych z
innych dziedzin osób, które w opinii gawiedzi bardziej zapracowały sobie na
swoją rozpoznawalność niż upubliczniające swoje wizerunki młode dziewczyny,
zakochane w modzie. Ludziom trudno jest pojąć skąd się nagle wziął szał na
blogi modowe i wykorzystywanie ich do celów marketingowych a wokół tego
zjawiska zaczynają rosnąć mity, które jeszcze bardziej utrudniają życie
blogerkom. Bo nagle czyta się i słyszy, że na blogach modowych dziewczyny
zarabiają mnóstwo pieniędzy ,nic właściwie nie robiąc, tylko chodząc po ulicach
w ciuchach, które dostały za darmo od firm odzieżowych i szczerząc się do
obiektywu. Trudno jest ludziom, którzy nigdy nie prowadzili bloga, zrozumieć,
że to też jest praca, że też wymaga poświęcenia czasu, czasem nawet całego
swojego wolnego czasu, który zostaje po wykonaniu innych obowiązków.
Zapominają, że aby zrobić zdjęcie, trzeba poświęcić kolejne godziny na
wykonanie odpowiednich ujęć, a następnie przesiedzieć kolejną dawkę czasu
wrzucając zdjęcia do sieci i odpisując na komentarze i zapytania. Jeśli człowiek
nie ocieka potem ze zmęczenia, jeśli nie mdleje z głodu, bo nie miał w pracy
czasu zjeść śniadania, jeśli jego twarzy nie wykrzywia grymas bólu, jeśli nie
sypia po 3-4 godziny dziennie, bo pracuje po 16 godzin na dobę, to robienie
czegoś bez tych aspektów nie jest pracą. Można tak określić tylko pracę
fizyczną, gdzie odczuwamy zmęczenie całego ciała lub pracę umysłową po 20
godzin na dobę, najlepiej bez wychodzenia z biura. Kiedy więc słyszy się, że
blogerki siedząc w domach i robiąc głupie miny do aparatu zarabiają więcej od
człowieka uczciwie pracującego w kopalni, na polu, czy jakiegoś wyzyskiwacza,
to nic dziwnego, że nie możemy się powstrzymać, żeby zganić niewinną
blogerkę za to, że w ogóle te pieniądze
bierze. A jeśli któraś zechce się bronić i obalać te mity, jej opowieści
uznawane są za wyssane z palca. Bo niestety jako ludzie jesteśmy
wszystkowiedzący i znamy się na wszystkim lepiej od samych zainteresowanych. Do
tego, gdy dochodzi do nas informacja (nikt nie wie z jakiego źródła, ale po co
się w ogóle nad tym zastanawiać, skoro to na pewno prawda?), że blogerka nie
kupuje już ubrań, które prezentuje na swoim blogu, tylko dostaje je całkowicie
za darmo od firm odzieżowych, to już jesteśmy w stanie zlinczować ją słowem.
Ile z tego prawdy? Wie tylko sama blogerka. Ale przypuśćmy, że faktycznie
ubrania są podarowane w zamian za prezentowanie ich na blogu, a za swoją pracę
dziewczyna dostaje wynagrodzenie, to czy należy ją za to ganić? Czy za wykonaną
pracę, nieważne jakiego by ona nie była charakteru, nie pobiera się
wynagrodzenia? Nawet jeśli zrobiliśmy coś ze zwykłej pasji, to czy jeśli ktoś
chce nam za to ofiarować wynagrodzenie to czy jest to coś złego? Czy te
dziewczyny naprawdę tracą na wiarygodności przyjmując od firm ubrania za darmo,
jeśli i tak są to ubrania, które same bez wahania założyłyby na siebie, bez różnicy
czy wydałyby na nie pieniądze czy nie? Albowiem wątpię, aby nagle te dziewczyny
stały się bezwolnymi manekinami, przyjmując wszystko jak leci, zatracając swój
własny styl. Jestem pewna, że przyjmowanie takich ubraniowych prezentów przez
blogerki modowe są dokładnie przemyślane, zgodnie z ich gustem.
Prowadzenie bloga
zajmuje czas. Nie jest to pięć minut, tylko znacznie więcej. Trzeba to lubić i
mieć w sobie upór. Jeśli ma się dobre pomysły, ludzie zaczynają się interesować
tym, co robimy. Jeśli zaś pomysły są naprawdę dobre i ciekawe, zaczynają się
nami interesować firmy i media. Potem zaczyna się kręcić machina, którą śmiało
można nazwać sukcesem. Każdy pracuje na swój własny sukces, na swój własny
sposób. Nie jest to nic złego. Taki jest już świat. Każdy chce coś osiągnąć.
Jedni tylko chcą, inni robią coś w kierunku, aby swoje plany zrealizować. Jeśli
się uda, należy taką osobę tylko podziwiać, że miała w sobie dość siły, by się
realizować. Po co więc ta zazdrość? Jeśli i my chcemy do czegoś dojść, czy to
będą pieniądze, czy rozpoznawalność czy jeszcze coś innego, zacznijmy działać,
zacznijmy realizować swoje plany. Rzucanie obraźliwych uwag w kierunku osoby,
która się spełniła, nie spowoduje, że i my będziemy spełnieni. Nie mówię tu
oczywiście o osobach, które skomentują źle dobrane ubranie czy uczesanie. Takie
jest prawo człowieka, może wyrazić swoją opinię i nie musi ona być zawsze
pozytywna. Jeśli coś się nam nie podoba, mamy prawo powiedzieć to głośno. Ale
róbmy to z kulturą i nie oceniajmy poprzez zdjęcia całego życia innego
człowieka i jego cech charakteru. Nie oceniajmy, że jest gruby, brzydki, chudy.
Napiszmy zamiast tego, że według nas osoba nie dobrała dobrze ubrania do
swojego typu urody czy do kształtu swojego ciała. Jeśli napiszemy, że blogerka
ma brzydkie oczy- ona tego nie zmieni. Taka już się urodziła. Nie zmusimy jej
komentarzami o otyłości do tego, by zaczęła się odchudzać. Może ma jakąś chorobę, która nie pozwala jej
schudnąć? A może tylko nam przeszkadza jej ciało, bo ona je akceptuje?
Komentujmy tylko to, co jest przedmiotem bloga i róbmy to z kulturą.
Uczymy nasze
dzieci, że zawiść i zazdrość są rzeczami złymi i należy ich unikać. Dlaczego
więc tak trudno nam, dorosłym, pamiętać o własnych przykazaniach? Raz
spotkałam się z artykułem w Internecie,
w którym autorka zajęła się sprawą tzw. szafiarek, czyli dziewczyn zajmujących
się modą i umieszczających swoje stylizacje w sieci. Był to artykuł napisany
dla mediów, przez osobę prawdopodobnie aspirującą do tytułu profesjonalnej
dziennikarki. Niestety nie pamiętam już strony, na której artykuł był
umieszczony ani nie pamiętam nazwiska autorki tekstu. Wspominam tu o tym,
ponieważ jedno mnie uderzyło podczas czytania tego pseudo-profesjonalnego
artykułu. Mianowicie przebijał z niego rażący subiektywizm. „Dziennikarka”
opisywała zjawisko zainteresowania modą wśród zwykłych dziewczyn zwanych
„szafiarkami” oraz ich blogami, a także korzyściami, jakie czerpią ze swoich
blogów. Opisywała też różne przekręty, jakich dopuszczały się szafiarki, aby
zdobyć ubrania do swoich zdjęć, nie płacąc za nie. Trudno mi powiedzieć, ile z
tego było prawdy, ale nie jest to moim celem. Od razu zwróciłam uwagę na to, że
artykuł jest jednostronny i przesycony jadem. Autorka artykułu nie mogła się
powstrzymać od pisania pod wpływem negatywnych emocji, które sama musiała
odczuwać wobec zjawiska blogów modowych. W pewnym momencie zaczęła nazywać
szafiarki „szafiarami” i to według mnie odkryło jej nieprofesjonalizm i
subiektywizm. Takie coś nie powinno mieć miejsca, gdy pisze się dla mediów.
Artykuł był jednostronny i nacechowany złymi emocjami samej autorki. Gdyby
pisała sama dla siebie, nie uznałabym tego za jakiś wybryk, jednak pisząc na
zlecenie musimy się powstrzymać od emocji, bo w mediach nie ma na to miejsca.
Jeśli jednak tą
falą nienawiści, która przybiera na sile, nie kieruje zazdrość i zawiść, to
czymże ona jest? Skąd się bierze? Co sprawia, że czujemy się w obowiązku rzucić
wiązanką przekleństw lub insynuujących komentarzy w kierunku osoby, której nie
znamy? I co sprawia, że na jednych blogach tej nienawiści i niezadowolenia
gawiedzi jest więcej, a na innych mniej? Weźmy taką Maffashion. Na początku był
spokój. Komentarze były chwalące oraz niepochwalające wyborów Julii. Każdy mógł
się wypowiedzieć zgodnie z własnymi uczuciami. Jednak wszystko odbywało się
kulturalnie. Z czasem, gdy jej popularność rosła, objawiało się również coraz
więcej antyfanów, zdających się czekać na jakieś potknięcie w ich oczach, za
które mogli ją ukamienować swoimi słowami. Czy to dlatego, że coraz więcej osób
kłuje po oczach to, że dziewczyna z małego miasteczka nagle dostała się na
salony, nie robiąc nic prócz siedzenia przed komputerem? A może razi to, że
ubrania nie są już z drugiej ręki, tylko prosto ze sklepów odzieżowych? Nie
wiadomo dlaczego tak ludzi boli to, że nagle blogerka ma pieniądze na to, żeby
kupować nowe ciuchy. Od razu dopisuje się historię, że ubrania są za darmo od
firm, że blogerka uważa się za zbyt światłą aby nosić tanie ubrania, które
nosiła z lubością zanim stała się sławna, że tylko o to dziewczynie od samego
początku chodziło, by dostawać ubrania za darmo i tylko po to założyła bloga. A
przecież gusta są zmienne jak ludzie. Jest rzeczą normalną, że zmieniamy swoje
przyzwyczajenia i nie jest rzeczą niezwykłą, że dziewczyna zaczyna kupować
ubrania z innych sklepów niż kiedyś. Nie zamykajmy ludzi w szufladkach i
przypomnijmy sobie jak sami zmieniliśmy zdanie co do jakiejś kwestii. Czas
zrozumieć, że zmienność jest rzeczą ludzką i nie należy tego ganić.
A co z Charlize
Mystery? Nie jest piękna, więc zdałoby się, że nie ma jej czego zazdrościć
prócz nagłej sławy, a jednak pod jej postami również często pojawiają się
negatywy, często nie wnoszące nic opiniotwórczego, a będące po prostu okazją do
wyrzucenia z siebie zalegającego jadu. Jeśli są one spowodowane zazdrością, to
wydaje mi się, że może ona wynikać z tego, w jakich sklepach ubiera się autorka
bloga. Są to bowiem często sklepy z ubraniami drogimi. Kiedyś Karolina
stworzyła post o najnowszych ciuchach, które znalazły się w jej szafie. Nie
dość, że było ich naprawdę dużo, to jeszcze okazało się, że ich ceny były tak
wysokie, iż post wywołał burzę komentarzy z pytaniami o zarobki Karoliny.
Pominę to, że pytania te były bardzo niegrzeczne. Dziewczynie dostało się za
to, że jest bogata, że ma bogatą rodzinę, że nie jest jej wstyd pokazywać
ciuchy i obuwie często kosztujące połowę pensji przeciętnego Polaka. Oberwała
za to, że w ogóle prowadzi bloga, bo przecież nie sztuką jest prowadzenie bloga
modowego, gdy stać nas na zakup tylu drogich ubrań, ile nasza dusza zapragnie.
Zazdrość więc w przypadku Karoliny może wynikać z posiadania pieniędzy. Gdy
tylu ludzi boryka się z biedą, ciężko jest znieść w milczeniu to, że ktoś „marnotrawi”
pieniądze na ubrania. Jeśli natomiast nieprzyjemne komentarze kierowane w
stronę Karoliny nie są wynikiem zazdrości, to nie potrafię zgadnąć skąd biorą
swoje źródło. Warto jednak pamiętać, że nawet jeśli blogerka ubiera się w
drogich sklepach, a my chcielibyśmy się nią inspirować, to nie musimy wcale
wydawać ostatnich złotówek na takie same ubrania, z tych samych sklepów, tylko
poszukać czegoś podobnego, choćby w second-handzie. Dużo łatwiej dla wszystkich
będzie, gdy zaczniemy używać swojej wyobraźni do tworzenia własnych wersji
„bogatych” stylizacji, zamiast sięgać do bogatego słownika przekleństw.
Trudno mi też zrozumieć
skąd się bierze w ludziach żółć jeśli chodzi o cajmel. Na jej blogu są często
prezentowane tak śliczne zdjęcia, że naprawdę nie wiem do czego miałabym się
przyczepić. A jednak dla chcącego nic trudnego. A to włosami za często się
bawi, a to jest wyniosła (zdjęcie prawdę Ci powie o człowieku...), a to za
chuda, a to za gruba (obserwatorzy zauważą nawet wyimaginowane dodatkowe
kilogramy)... mnożyć by można drobne uszczypliwości, jakich naczytać musi się
na swoim blogu Karolina Ościk. No ale w końcu sama tego chciała, skoro wrzuca
swoje zdjęcia w sieci...
Są jednak blogi,
które najwyraźniej są chronione przez jakieś magiczne moce, bo omijają je siły
zła w postaci obraźliwych komentarzy. Mam tu na myśli choćby Rouquin Monde, ewibar, raspberry and red, mariannan czy love
and great shoes. Choć ten ostatni notuje coraz większy przypływ osób,
które chętnie wyrażają swoje podnoszące na duchu opinie, jak choćby wyśmiewanie
się z zębów jednej z blogerek (bloga prowadzą dwie dziewczyny). Byłby to dowód
na to, że wraz ze wzrostem popularności bloga, rośnie liczba osób, których razi
po oczach blask sukcesu innych. Jednak raspberry and red oraz mariannan to
blogi z dużą liczbą obserwatorów, a jednak od lat skutecznie opierających się
fali nienawiści. Czy to dlatego, że obie dziewczyny prezentują raczej klasyczny
styl, do którego ciężko jest się przyczepić? A może dlatego, że Marianna
prowadzi blog zagraniczny, a zazdrość wypływająca z komentarzy jest raczej
polską domeną? A może dlatego, że blog raspberry and red prowadzi młoda
dziewczyna, która do tego dobrze się uczy, ładnie się wysławia i jest zbyt
młoda, aby wystawiać ją na tego typu komentarze? Jakie siły powodują, że
niektóre blogerki walczą z wiatrakami, a inne nawet nie czują powiewu z ich skrzydeł?
Na to pytanie nie potrafię sobie odpowiedzieć. Nie wiem też, czy nie zbłądziłam
podążając za swoimi tezami. Jedno jest pewne. Nie mogłam bezczynnie stać i
patrzeć jak fala nienawiści pochłania coraz więcej blogów modowych i
postanowiłam napisać ten post w formie protestu przeciwko złym komentarzom.
Jeśli choć jedna osoba się opamięta i przestanie brukać mój świat pełen barw,
będę mogła uznać to za sukces a godziny poświęcone na napisanie tego postu nie
pójdą na marne :)
2 komentarze:
Zatrważające to wszystko i smutne zarazem. Bo faktycznie prowadzenie bloga zajmuje sporo czasu! Samo napisanie posta czasami potrafi zająć dłużej niż godzinę, bo przecież chcemy, aby nasi czytelnicy mogli z zaciekawieniem obserwować bloga! Szkoda, że nie każdy to widzi i nie docenia. W tym blogowym świecie nie powinno być rywalizacji, a przyjaźń, bo przecież każda z nas bloguje bo to lubi! Ogromną radość sprawia mi każdy kolejny komentarz, obserwator czy po prostu czytelnik. Daje mi to niesamowity power do działania, aż chce się pisać i dodawać kolejne posty - bo wiem, że ktoś na nie czeka. To w blogowaniu jest zdecydowanie najpiękniejsze :)
Pozdrawiam!
Słusznie napisałaś o tej rywalizacji. Po co to komu? Zajmijmy się sami sobą i swoimi zainteresowaniami, a na pewno wszyscy będziemy bardziej szczęśliwi. Ja nas swoimi postami pracuję najczęściej 2-3 godziny i wolałabym nie usłyszeć nigdy, że na tym swoim blogu nic nie robię :)
Prześlij komentarz