Gdy wjeżdżałam do Francji po raz pierwszy w życiu, nie wiedziałam jeszcze, że tak mi ten kraj przypadnie do gustu. Był dla mnie czymś nowym, znanym jedynie z Internetu i z filmów. Po spędzonych tam 10 dniach stwierdzam, że razem z przepięknymi Włochami jest to kraj z pierwszej trójki najlepszych europejskich kierunków na liście krajów do zwiedzania, a nawet do życia. Niezmiernie na tej liście króluje Grecja, którą nie pokonało jeszcze żadne państwo. Również Hiszpania budzi moje ogromne zainteresowanie, tak słabo przeze mnie poznana podczas dwóch podróży na wyspy. Być może ona pobije kiedyś ukochaną, leniwą, spokojną, przyjazną i piękną Grecję. Czas pokaże.
Jeśli wziąć pod uwagę jedynie
wicekrólowe, czyli trzy kraje o południowym klimacie i podobnej strukturze- Hiszpanii, Włoch i
Francji, ciężko jest mi wybrać tę jedną, jedyną i wyjątkową, bo każda z nich ma
cechy, które mnie przyciągają. W Hiszpanii jest to piękny język, we Włoszech
ciepłe wieczory, a we Francji wspaniałość krajobrazu. W każdym z tych krajów jestem
w stanie już dziś powiedzieć, że mogłabym w nich zamieszkać i żyć, mimo że mam
świadomość, iż ciężko tak naprawdę cokolwiek powiedzieć o życiu w obcym kraju
na podstawie tego, czego doświadczyło się na wakacjach, gdzie tak naprawdę nie
jesteśmy członkiem społeczeństwa i żyjemy niejako z boku. Jednak z tego, co
udało mi się zaobserwować, byłabym w stanie zaryzykować. Mogłabym się
przeprowadzić, nawet jutro, do każdego z tych krajów. I jedynie co do
wspomnianej wcześniej, koronowanej królowej- Grecji, nie miałabym żadnych obaw.
Jednak i tak potrafiłabym zaryzykować i spróbować jak smakuje życie w każdym z
państw, które zostały tu dzisiaj wymienione.
A dlaczego Francja stała mi się
tak droga po zaledwie niepełnych dwóch tygodniach wakacyjnego pobytu? Czy nie denerwuje
mnie wyniosłość Francuzów, nie dziwią ich zwyczaje, nie razi brak empatii wobec
przybyszów z innych krajów i często okazywany wobec nich brak kultury? Czy nie
mierżą mnie ich zawyżone ceny i nie doprowadza do spazmów ich sposób jeżdżenia,
jak i kompletny brak gotowości do pomocy bliźnim? Czy nie męczy mnie trudny
język i nie wkurza mowa ciała, tak wszystkim znana z francuskich komedii, która
jest żywym odzwierciedleniem faktycznego francuskiego sposobu bycia?
Może mogłabym odpowiedzieć na
wszystkie pytania „tak”, ale jestem ponad tymi sprawami. Maniera francuska mnie
śmieszy, nieprzystępność może być tylko wrażeniem, u podstaw którego leży
nieznajomość kultury francuskiej, język uważam za interesujący, choć nieziemsko
trudny, kuchnia francuska nie wydaje mi się zbytnio interesująca więc tym samym
odchodzi sprawa zawyżonych cen w restauracjach, a ich zamknięte umysły mogą
wywodzić się z problemów związanych z najazdem obcych z różnych stron świata i
zmęczeniem byciem wzorem dla reszty świata w zakresie gościnności wobec
obcokrajowców.
Wiem, że wielu rzeczy mogę nie
rozumieć, bo nie żyłam nigdy we Francji, nie miałam okazji porozmawiać z nikim
szczerze na temat tego, jak wygląda życie w tym kraju, dlatego nie mogę
potępiać tego, o czym nie mam pojęcia. Do wielu zaś spraw mogę się
przyzwyczaić, jak choćby do temperamentu za kółkiem kierownicy. Bo poza tymi
wszystkimi rzeczami, które rażą Polaków we Francuzach, kraj ten jest naprawdę
piękny. I z tego powodu jestem w stanie nauczyć się Francji od zera,
powstrzymać się przed narzucaniem Francuzom mojego sposobu bycia i myślenia i
mojej kultury i myślę że z dużą dozą poczucia humoru i otwartością, jestem w
stanie pokochać Francję całym sercem, pomimo jej słabych stron. Wystarczy
przyznać przed samym sobą, że każdy ma swoje słabe i mocne strony, dotyczy to
zarówno ludzi, sytuacji jak i kultur. Trzeba to sobie tylko uświadomić i skupić
się na tych jasnych stronach, a wszystko będzie łatwiejsze i lepsze.
Według mnie Francja ma dużo
mocnych stron i to nadaje jej uroku, który
mnie przyciąga jak magnes. Mnie i miliony innych turystów oraz tych, którzy pragną związać swoje życie na stałe z tym krajem. Ja nie jestem od nich ani trochę inna. I gdyby ktoś mi powiedział, że jest tam dla mnie praca i cztery kąty, pojechałabym z radością.
mnie przyciąga jak magnes. Mnie i miliony innych turystów oraz tych, którzy pragną związać swoje życie na stałe z tym krajem. Ja nie jestem od nich ani trochę inna. I gdyby ktoś mi powiedział, że jest tam dla mnie praca i cztery kąty, pojechałabym z radością.
Pojechałabym dla tych pięknych
rolniczych widoków, tej soczystej zieleni i przyrody w pełnym rozkwicie. Dla
żyznych ziem rodzących soczyste jabłka i słodkie winogrona. Dla spokoju na wsi
i nieokrzesanej aktywności w dużych miastach. Dla wspaniałej architektury miast
i kamiennych ulic, dla architektonicznie pięknych domów małych miasteczek i
wsi. Dla spokoju wieczora i błękitu nieba. Dla górskich widoków i zachodów
słońca. Dla dodatniej temperatury przez większą część roku i dla promieni
słonecznych wpadających do mieszkania od wczesnych godzin porannych. Dla szumu morskich
fal na południu Francji i głośnych owadzich koncertów o zmierzchu. Dla
wpadającego w ucho języka i śmiesznej francuskiej maniery czy wydymania ust
przy każdej okazji. Dla wszystkich tych uroczych absurdów francuskiej
mentalności, których nie spotkamy nigdzie indziej. Dla uroczych latarni ze
szkła i stali oraz drewnianych okiennic na milionach okien w budynkach
mieszkalnych czy materiałowych markiz nad witrynami sklepów. Dla zwalającego z
nóg upału latem. Dla dużych i ruchliwych miast, dla hałasu klaksonów na ulicach
i niezwykłej ciszy poza miastem. Dla niesamowitych górskich wschodów słońca.
Dla głębokiego wrośnięcia w swoją własną kulturę. I dlatego, że Francuzi nie
boją się mówić na głos tego, co myślą.
Myślę, że ta ostatnia cecha jest
bardzo odświeżające po latach tłamszenia własnych uczuć i opinii przez wzgląd
na innych ludzi, jaką to zasadę nasze matki wpajają nam od młodego, co kończy
się tak często niezadowoleniem z własnego życia i antypatią do ludzi. Każdemu
przyda się powiew świeżego powietrza, dlatego doradzam wszystkim krótkie
antidotum na frustrację w postaci lekcji nauki współżycia z ludźmi od nowa. A
to wymaga spakowania walizki i udania się do Francji na co najmniej tygodniowy
detoks i poznanie się z tą wymowną i żyjącą według własnych zasad kulturą.
Podstawowa różnica między
południową Francją a włoską Toskanią to zagospodarowanie terenu, które wpłynęło
bardzo na mój osobisty odbiór obu regionów. Tak jak pisałam w poprzednim
poście, Toskania to całe połacie opustoszałych, dzikich terenów. I nie jest to
urzekająca dzicz, porośnięta różnorodną roślinnością na urokliwych terenach.
Mówię tu o kompletnym braku zagospodarowania i ogólnej pustce płaskiego w
większości terenu, bez zabudowań, bez bujnej roślinności, bez lasów, puszcz,
gajów czy sadów. Po prostu trawy i wszechobecna pustka na sporym procencie
toskańskiego terenu. W skrócie, nie ma na czym oka zawiesić, przejeżdżając
dwugodzinną trasą spod Vicopisano do Montepulciano.
Natomiast Francja to zupełnie
inny świat. Tak jak lubię dzikość terenów, gdy zawiera ona w sobie nienaruszoną
przez człowieka przyrodę, nie przypominający monotonii krajobrazu widzianego z
autostrady, tak Toskania lekko mnie znudziła swoją jednostajnością. Jedynie
miasta i wsie, zwłaszcza te leżące w bardziej górskim terenie, były piękne i
przyciągające wzrok. Duży zaś obszar terenu był zwyczajnie ubogi i jednostajny.
Zaś Francja już po przekroczeniu granicy od strony górskiego Piemontu, przez
przejście przez Montegenévre, oczarowała mnie swoją rozmaitością terenu i
krajobrazu.
Potem było coraz lepiej i
ładniej. Również są we Francji połacie terenu zagospodarowane pod jeden rodzaj
upraw, jak na przykład jabłonie, ciągnące się wzdłuż paru kilometrów, ale ma to
znacznie większy urok niż potargane przez wiatr trawy. W większości jednak ,
tereny które przemierzaliśmy w kierunku Prowansji, były jedną wielką płachtą
różnorodności. Winnice, górskie tereny i pola uprawne ciągnące się na nierównym
terenie, zielone łąki, krowy i konie, pojedyncze zabudowania i ogrodzone
prywatne zagony, ot prawdziwy sielski krajobraz- wszystko to migające za oknem
było prawdziwym lekiem na moje oczy.
Do tego wijące się pomiędzy
lasami i polami wąskie drogi, kolarze mijani na zakrętach, prześliczne małe
miasteczka i wioski, drzewa tworzące nad głowami zieloną aureolę, słońce
migające przez liście i różne odcienie zieleni, poprzecinane fioletem winogrona,
nierówność górskiego terenu. Małe miasta w Prowansji i Sabaudii przyciągają
leniwym spokojem, duże miasta zaś są żywe, ruchliwe i wciągające, aż nie
wiadomo, w którą stronę zwrócić oczy. Francja jest po prostu ciekawa pod
względem różnorodności krajobrazu, ciekawych miast z architektonicznymi cudami
i odmiennością kultury. Byłam pod wrażeniem i to pozytywne wrażenie zostało do
teraz, po 5 miesiącach od powrotu do kraju.
Nie sądzę, żeby ten kraj
zachwycił mnie bezpodstawnie. Nie jestem aż tak niewybredna. Spodobał mi się
spokój poza miastami, piękno krajobrazu, śliczne budynki, drewniane okiennice,
ciekawy język, górskie alpejskie tereny, drewniane płotki okalające łąki, na
których paszą się krowy dzwoniące dzwonkami u szyi nawet w środku nocy, obecność
morza, szybkość życia w dużych miastach, a najbardziej zauroczyła mnie
sielskość wsi. Nie da się przejechać przez Francję nieporuszonym jej wdziękiem
zewnętrznym. Po prostu się nie da.
Prowansja jest prawdopodobnie
jednym z najpiękniejszych rejonów Francji, a także najbardziej interesującym,
jako, że zbiega się tu morze z górami, a sielanka wsi współżyje w najlepszej
komitywie z gwarnością miast. Liczne małe miasteczka i cudowne kamienne wioski,
pola słoneczników powiewające na wietrze i zielone łąki, drzewka winogronowe
rosnące na wzgórzach, szalona Marsylia i senne Saint-Tropez, słońce odbijające
się od morskiej tafli i przesuwające się po bielonych ścianach domów, to
wszystko składa się na niepowtarzalny czar tego regionu.
Również region Sabaudia odznacza
się wyjątkowym pięknem przez towarzystwo Alp, winogron na sabaudyjskie wino
uprawiane w każdej wsi tego regionu. Do tego należy dodać unikalny klimat
Lyonu, miasta leżącego 200 km na zachód od Sabaudii i zyskamy kolejny ciekawy
rejon do zwiedzania. A stamtąd to już blisko do Szwajcarii, która jest równie
piękna jak Francja i grzechem byłoby tam nie pojechać, choćby tylko na chwilę.
W swojej zeszłorocznej wycieczce
po Europie zdecydowaliśmy się odwiedzić Francję po raz pierwszy w życiu i
zrobiliśmy to bez większego planu. Wiedzieliśmy tylko, że chcemy zobaczyć
Prowansję i Marsylię, reszta wynikła sama. Wycieczka w bardziej północne rejony
Francji wyszła spontanicznie, wraz z planem na szybki wypad do Szwajcarii. To
był świetny wybór, bo dzięki temu mogłam spędzić trochę czasu po północnej
stronie Alp i przede wszystkim zobaczyłam Lyon, miasto jedyne w swoim rodzaju. Ale
o tym poniżej. Będzie tam krótki opis miast i miasteczek, które zwiedziłam.
Będzie to niejako mapa miejsc, wartych zwiedzenia lub przystani, które można
spokojnie pominąć. Oto one:
Ogromne portowe miasto, zajmuje
powierzchnię 240 km kwadratowych, a
zamieszkująca ją ludność to ponad milion mieszkańców, z czego 1/3 populacji należy do wyznawców islamu. Miasto jest okryte złą sławą z powodu wzrastającej ciągle przestępczości, a jego przeludnienie objawia się w ogromnym ruchu ulicznym, ciągłym hałasie, tłumach na ulicach i dzielnicach, do których lepiej się nie wybierać. Mimo to miasto jest na tyle interesujące, że wciąż napływają do niego nie tylko nowi imigranci, ale i rzesze turystów, które albo nie znają ciemnej strony Marsylii, albo wolą zamknąć się na wszelkie informacje napływające z tego regionu, aby tylko nie psuć sobie wakacji. Ja byłam jedną z tych ostatnich.
zamieszkująca ją ludność to ponad milion mieszkańców, z czego 1/3 populacji należy do wyznawców islamu. Miasto jest okryte złą sławą z powodu wzrastającej ciągle przestępczości, a jego przeludnienie objawia się w ogromnym ruchu ulicznym, ciągłym hałasie, tłumach na ulicach i dzielnicach, do których lepiej się nie wybierać. Mimo to miasto jest na tyle interesujące, że wciąż napływają do niego nie tylko nowi imigranci, ale i rzesze turystów, które albo nie znają ciemnej strony Marsylii, albo wolą zamknąć się na wszelkie informacje napływające z tego regionu, aby tylko nie psuć sobie wakacji. Ja byłam jedną z tych ostatnich.
Nie dałam się odstraszyć i
zobaczyłam Marsylię od tej dobrej i ciekawej strony. Zobaczyłam jej energię krążącą
ulicami starego miasta nad portem, chłonęłam jej ruchliwość wszystkimi zmysłami
i zachwycałam się jej wigorem i potencjałem, który można było niemal chwycić
dłonią już od pierwszego momentu wyjścia z podziemnego parkingu wprost w
nieznany świat wielokulturowości i życia z dnia na dzień, z nadzieją na lepsze
jutro.
Przyjeżdżając do Marsylii swoim
samochodem najlepiej jest skorzystać z płatnych i strzeżonych parkingów, z
dwóch prostych powodów: bezpieczeństwa i bezpieczeństwa. Jedno związane jest z
bezrobociem panującym w mieście i ściśle z nią powiązaną przestępczością, która
nie omija także stojących na poboczu aut, druga tyczy się sposobu parkowania na
trzeciego Francuzów.
Jeśli będziemy mieli w ogóle
szczęście, aby w zatłoczonym mieście znaleźć
miejsce parkingowe przy ulicy, to jeszcze musimy się liczyć z tym, że może nam ktoś zastawić wyjazd i to nie wiadomo na jak długo (szukanie właściciela pojazdu w milionowym mieście jest bezcelowe), albo nam po prostu poobija auto, bo fama głosi, że tu nikt nie przejmuje się takimi drobiazgami w obliczu przeludnienia. A zważając na ogólne zasady jazdy francuskiej, jakich sama byłam świadkiem, jestem w stanie w to bez większych wątpliwości uwierzyć. Za taki parking w tak ruchliwym mieście trochę zapłacimy, ale zupełnie bez nerwów będziemy mogli się poruszać po Marsylii jak długo chcemy. Miejcie na uwadze, że tu płaci się za konkretne odcinki czasowe i nie ma możliwości wykupienia biletu całodniowego. Duży popyt rządzi się swoimi prawami.
miejsce parkingowe przy ulicy, to jeszcze musimy się liczyć z tym, że może nam ktoś zastawić wyjazd i to nie wiadomo na jak długo (szukanie właściciela pojazdu w milionowym mieście jest bezcelowe), albo nam po prostu poobija auto, bo fama głosi, że tu nikt nie przejmuje się takimi drobiazgami w obliczu przeludnienia. A zważając na ogólne zasady jazdy francuskiej, jakich sama byłam świadkiem, jestem w stanie w to bez większych wątpliwości uwierzyć. Za taki parking w tak ruchliwym mieście trochę zapłacimy, ale zupełnie bez nerwów będziemy mogli się poruszać po Marsylii jak długo chcemy. Miejcie na uwadze, że tu płaci się za konkretne odcinki czasowe i nie ma możliwości wykupienia biletu całodniowego. Duży popyt rządzi się swoimi prawami.
Gdy wyjedziemy windą z parkingu
wprost w turystyczne centrum miasta, natychmiast otoczy nas żarliwa atmosfera
miasta. Wszędzie ludzie, wszędzie auta i skutery i nie wiadomo na co patrzeć.
Szybko też ogarnia nas gorączka tego miejsca i udziela nam się jego energia.
Marsylia jest niesamowita. Ogromne kamienice, ogromne stare miasto, piękne
budynki ściśnięte jak stado przestraszonych owiec, ciągnące się jak okiem
sięgnąć i robiące niesamowite wrażenie, pnące się w górę wąskie ulice, których
gardło zwężają jeszcze zaparkowane na poboczu rzędem skutery, czerwone dachy
widziane ze wzgórza La Garde, na szczycie którego dumnie stoi katedra Notre
Dame de la Garde.
Dalsze dzielnice to już
nowocześniejsze, niskie domy, gęsto otaczające sieć małych uliczek. Zresztą i
główna część miasta to bardzo różnorodne zbiorowisko, mogące świadczyć o wielu
wiekach istnienia miasta oraz o posiadaniu przez niego różnych „właścicieli” na
przestrzeni wieków. Bo jak inaczej wytłumaczyć istniejące w dziwnej harmonii
majestatyczne cuda architektoniczne obok których stoją kolonialne kamienice
poprzeplatane zwykłymi wielorodzinnymi budynkami czy nawet wielopiętrowymi
blokami, by za chwilę przeistoczyć się w spokojną i najbardziej urokliwą
dzielnicę Le Panier, która wydaje się być wyjęta z innego świata i oddana innym
bożkom niż pieniądz i dobrobyt.
Le Panier to według mnie
najpiękniejsza część Marsylii. Znajdziecie tu spokój i oderwanie od tego, co
się dzieje na dole. Piszę na dole, bo aby dostać się do Le Panier, trzeba
wspiąć się na wzgórze za ratuszem. I jak już zaczniecie swoją wspinaczkę, od
razu zrozumiecie, że znaleźliście się w zupełnie innej Marsylii, takiej, która
pamięta najstarsze czasy istnienia miasta. Otoczą Was kolorowe niskie budynki,
z okien będzie zwisało pranie, na parapecie spotkacie mało strachliwego kota i na
pewno nie znajdziecie tu turystów, bo ta część miasta należy wyłącznie do
mieszkańców Le Panier.
Ciężko jest opisać tak piękne
miejsce, ale wyobraźcie sobie wystające z
budynków latarnie, donice z kwiatami stojące wzdłuż uliczek, po obu stronach których patrzą sobie w oczy z półprzymkniętych drewnianych powiek sąsiadujące ze sobą barwne budyneczki, wyłożone kostką brukową schodki z metalowymi poręczami na środku, drewniane kolorowe drzwi i brak samochodów, bo jak tu wjechać jak w niektóre uliczki dostać się można tylko na nogach? Ta dzielnica to klasa sama w sobie, klasa i elegancja, ale płynąca od kobiety wiekowej, która swoje już przeżyła i teraz jej oblicze zawsze jest pogodne i uśmiechnięte, codziennie oczekujące nowego dnia z taką samą nadzieją. Więcej o Le Panier znajdziecie tutaj.
budynków latarnie, donice z kwiatami stojące wzdłuż uliczek, po obu stronach których patrzą sobie w oczy z półprzymkniętych drewnianych powiek sąsiadujące ze sobą barwne budyneczki, wyłożone kostką brukową schodki z metalowymi poręczami na środku, drewniane kolorowe drzwi i brak samochodów, bo jak tu wjechać jak w niektóre uliczki dostać się można tylko na nogach? Ta dzielnica to klasa sama w sobie, klasa i elegancja, ale płynąca od kobiety wiekowej, która swoje już przeżyła i teraz jej oblicze zawsze jest pogodne i uśmiechnięte, codziennie oczekujące nowego dnia z taką samą nadzieją. Więcej o Le Panier znajdziecie tutaj.
Myślę, że każdy, kto odwiedzi
Marsylię, będzie pod wrażeniem tego miasta. Niektórych zachwyci, innych
przytłoczy. Ale na pewno jest to miasto na dłuższą penetrację, ze względu na
swój wielki obszar, wielorakość kulturową,
zaludnienie, różnorodność rzeczy do robienia, jak i niejednolitość architektoniczną. Jest to tak niejednorodna struktura, że aż zadziwia. Wydaje
się też już na pierwszy rzut oka, że to miasto nigdy nie śpi. Ja nie mogłam się o tym przekonać osobiście, ponieważ spędziłam tu tylko parę godzin. Ale patrząc na jej żywotność za dnia, nie wyobrażam sobie, aby było inaczej po zachodzie słońca. Jest to miasto szybkiego życia, gdzie ciągle się coś dzieje, gdzie masa ludzi ciągle gdzieś się udaje, spieszy, nie zwracając uwagi na innych. Przejeżdżają szybko koło Was aby za chwilę stać się niewielkim punktem na końcu długiej ulicy, albo zwykłym wspomnieniem, szybko zastąpionym przez kolejne wspomnienia i nowe wrażenia.
zaludnienie, różnorodność rzeczy do robienia, jak i niejednolitość architektoniczną. Jest to tak niejednorodna struktura, że aż zadziwia. Wydaje
się też już na pierwszy rzut oka, że to miasto nigdy nie śpi. Ja nie mogłam się o tym przekonać osobiście, ponieważ spędziłam tu tylko parę godzin. Ale patrząc na jej żywotność za dnia, nie wyobrażam sobie, aby było inaczej po zachodzie słońca. Jest to miasto szybkiego życia, gdzie ciągle się coś dzieje, gdzie masa ludzi ciągle gdzieś się udaje, spieszy, nie zwracając uwagi na innych. Przejeżdżają szybko koło Was aby za chwilę stać się niewielkim punktem na końcu długiej ulicy, albo zwykłym wspomnieniem, szybko zastąpionym przez kolejne wspomnienia i nowe wrażenia.
Wydaje mi się, że to miasto jest
dobrym punktem odniesienia dla podróżników szukających prawdziwej nowoczesnej
Francji, powoli uginającej się pod naporem imigrantów, przyciąganych przez
wizje dostatku i możliwości, które kryć się mogą tylko w tak wielkich
metropoliach jak Marsylia, Paryż czy Londyn. Dla wszystkich będzie to
interesujące doznanie, dla jednych przyciężkawe, dla innych wprost odwrotnie, przyciągające.
Ja jestem gdzieś pośrodku.
Najbardziej niesamowite, fascynujące
miasto, w jakim byłam. Najbardziej zróżnicowane pod każdym względem.
Urbanistyki, architektury, kultury i mody. Miejsce nie do sklasyfikowania, tak
bardzo jest niejednorodne. Idąc ulicami miasta, jest się pod ciągłym wrażeniem
zmieniających się jak w kalejdoskopie obrazów. Nie wydaje mi się, aby można się
tu było kiedykolwiek znudzić tą wszechobecną wielorakością wszystkiego, co
składa się na Lyon.
Miasto jest tak nowoczesne, że
ciężko uwierzyć w jej historyczne korzenie sięgające I wieku p. n. e. Jednak
architektoniczne skarby Starego Lyonu nie kłamią. Pośród zaś nich budowane są
nowoczesne budynki wyrastające ponad jasne i potężne kamienice z czerwonymi
dachami, ustawione w równym rządku według kwadratowego rozplanowania
urbanistycznego miasta. A pomiędzy tym wszystkim mamy dzielnice zupełnie nie
pasujące do siebie nawzajem, jak i do przepięknych majestatycznych kamienic
wzdłuż Rodanu, rzeki która nadaje miastu jeszcze większego uroku.
Ja mam wrażenie, że Lyon to
posklejane ze sobą luźno odmienne światy,
które zazębiają się w niezwykłej harmonii ze sobą, mimo iż zupełnie do siebie nie pasują. Najpierw jestem pośród nieco kolonialnych paropiętrowych kamienic, w których spokojnie pomieścił by się duży dom towarowy i kluczę między przechadzającymi się mieszkańcami, którzy tam po prostu żyją, by za chwilę wkroczyć w spokojniejszą dzielnicę ze starszymi budynkami, wyrastającymi między swoimi dużymi i nowocześniejszymi braćmi, a z kolei między nimi, wśród tego dziwnego i niejednorodnego gąszczu budynków wyrastają małe zielone skwerki, gdzie życie biednie spokojnie, jakby nie było to to samo miasto.
które zazębiają się w niezwykłej harmonii ze sobą, mimo iż zupełnie do siebie nie pasują. Najpierw jestem pośród nieco kolonialnych paropiętrowych kamienic, w których spokojnie pomieścił by się duży dom towarowy i kluczę między przechadzającymi się mieszkańcami, którzy tam po prostu żyją, by za chwilę wkroczyć w spokojniejszą dzielnicę ze starszymi budynkami, wyrastającymi między swoimi dużymi i nowocześniejszymi braćmi, a z kolei między nimi, wśród tego dziwnego i niejednorodnego gąszczu budynków wyrastają małe zielone skwerki, gdzie życie biednie spokojnie, jakby nie było to to samo miasto.
Główne ulice, zwłaszcza starej
części miasta, są jakby wyrysowane według linijki, ale pomiędzy tworzy się cała
plątanina pomniejszych uliczek, tworzących najróżniejsze geometryczne wzory.
Ruch na starym mieście jest niesamowity i tak naprawdę ciężko jest zorientować
się, kto jest turystą, a kto mieszkańcem. Również nie ma pewności, kto
reprezentuje jaką nację. Ma się wrażenie, że panuje tu niesamowita wolność życia,
ale też przetaczają się tu w widoczny sposób wielkie pieniądze, bo bogactwo i
spokój w tym mieście jest niemal namacalny. Jednocześnie płynie ulicami
niesamowita energia, widać ją w ludziach, w ruchu ulicznym, w tłumach na ulicy.
Marsylii. Może to dlatego, że nie widać, aby miasto było opanowane przez islamskich emigrantów, bardziej królują tu Romowie jeśli chodzi o emigrację, a wszyscy wiemy, że naród ten potrafi sobie dobrze radzić w każdych warunkach. Myślę też, że bogate miasto Lyon nie przyjmie do siebie ludzi, którzy nie będą sami potrafili o siebie zadbać, nie będzie im rozdawał pieniędzy, aby tylko bawić się w Chrześcijan, tylko da im takie same warunki do rozwoju, jakie mają inni jego mieszkańcy, nie dając nikomu żadnych ulg. Jeśli sobie nie poradzisz, zawsze możesz szybką linią kolejową udać się do Marsylii i w prawie dwie godziny później stać się jej mieszkańcem, gdzie ceny życia są na pewno dużo niższe niż w bogatym Lyonie.
Niezwykłość tego miasta podkreśla
jeszcze bardziej jego nowoczesność i konkurencyjność nie tylko wobec innych
miast Francji, ale i innych państw. Wystarczy tylko przyjrzeć się tłumom
przepływającym codziennie ulicami miasta, niezależnie od pory dnia, a
dostrzeżemy dobrze ubranych ludzi, nowe samochody, błyszczące skutery, na
których przemieszczają się ubrani w garnitury młodzi ludzie, z najlepszymi
telefonami w ręku i zegarkami na nadgarstkach. Jest to region Iphonów, Ma się
wrażenie, że 2/3 społeczeństwa wierna jest marce Apple, bo ciągle miga w
dłoniach najnowszy model Iphona.
Ale dobre samochody i telefony to
nie wszystko. Lyon zdaje się być stolicą mody, a co piąty człowiek wygląda jak
fashionista z górnej półki, ubierający się u Prady i Channel. I to niezależnie,
czy jest mężczyzną czy kobietą. A interpretacji znaczenia słowa modny i
kierunków modowych jest tyle, że poważnie zastanawiałam się, czy to właśnie nie
tu tworzą się wszystkie nowe trendy, po czym rozprzestrzeniają się po całym
świecie. Niesamowite jest to, jaki smak mają mieszkańcy tego miasta, high
fashion to drugie imię Lyonu, a nasze polskie blogerki modowe mogą się schować
przy bogatej wyobraźni mieszkańców Lyonu.
Gdy zawitałam w gościnne progi
Szwajcarii, spokój i bogactwo tego kraju wywołało we mnie lekką zazdrość
połączoną z marzeniami, aby kiedyś tam mieszkać. Ale Szwajcaria jako całość
wypada i tak słabiej w porównaniu z
Lyonem. Tylko tutaj znajdziecie tak niesamowitą energię, zadowolenie i ogólny dobrobyt. Jest to miasto dla młodych i przedsiębiorczych, pełnych energii, planów i marzeń. Zwykły turysta może być przytłoczony mocą i wigorem miasta, szybkością życia i ilością ludzi na tak małej przestrzeni (500 tysięcy ludzi zamieszkujących teren 50 km kwadratowych. Mimo, że jest to trzecia co do wielkości aglomeracja we Francji, wypada całkiem blado w liczbach w porównaniu z wyprzedzającą ją Marsylią i Paryżem. Jednak ja wybrałabym właśnie to miasto do życia. Jest tak barwne i interesujące, że poleciłabym je każdemu podróżnikowi i każdej osobie z otwartą głową i ogromnymi planami na życie, bo jest to miejsce dla tych, którzy nie mają w sobie strachu i chcą dążyć do realizacji swoich założeń. Myślę, że Lyon da im wszystko, czego potrzebują do ich spełnienia.
Lyonem. Tylko tutaj znajdziecie tak niesamowitą energię, zadowolenie i ogólny dobrobyt. Jest to miasto dla młodych i przedsiębiorczych, pełnych energii, planów i marzeń. Zwykły turysta może być przytłoczony mocą i wigorem miasta, szybkością życia i ilością ludzi na tak małej przestrzeni (500 tysięcy ludzi zamieszkujących teren 50 km kwadratowych. Mimo, że jest to trzecia co do wielkości aglomeracja we Francji, wypada całkiem blado w liczbach w porównaniu z wyprzedzającą ją Marsylią i Paryżem. Jednak ja wybrałabym właśnie to miasto do życia. Jest tak barwne i interesujące, że poleciłabym je każdemu podróżnikowi i każdej osobie z otwartą głową i ogromnymi planami na życie, bo jest to miejsce dla tych, którzy nie mają w sobie strachu i chcą dążyć do realizacji swoich założeń. Myślę, że Lyon da im wszystko, czego potrzebują do ich spełnienia.
Annecy
Leżące w regionie górnej
Sabaudii, pod szwajcarską granicą od strony Genewy, miasto i gmina liczące 50
tysięcy mieszkańców. Ośrodek francuskiej turystyki, do którego tłumnie
przybywają francuskie rodziny z dziećmi, podstarzałe małżeństwa, nowożeńcy i
fani sportów wodnych. Do którego zjeżdżają się również przedstawiciele innych
nacji, zwabionych bliskością jeziora, gór i prawdopodobną sławą ciągnącą się za
Annecy.
Natomiast dla mnie jest to miasto
dla emerytów i rodziców z dziećmi. Typowo turystyczne miejsce. Przesuwające się
wolno i bez celu tłumy, oglądające witryny sklepowe i studiujące restauracyjne
menu, robiące zdjęcie każdemu napotkanemu budynkowi.
Chcąc nie chcąc musiała
sklasyfikować Annecy wyłącznie jako miejsce na
krótki odpoczynek przed dalszą podróżą, na pół dnia bezcelowego zwiedzania. Nie dla żądnych przygód podróżników, co najwyżej na weekendowy wypad z ciocią lub rodzicami. Również dobry kierunek dla osób, które rozpoczynają swoją podróżniczą historię oraz takich, którym wystarczy sam fakt pobytu w innym kraju, pośród innej kultury, ale bez zbędnego wgłębiania się w tę kulturę. Po prostu atrakcja dla ludzi prostych lub zmęczonych życiem, którym odpowiadają klimaty wolnego życia spędzanego pomiędzy jedną restauracją a drugą. Dla tych, którzy chcą zobaczyć i posmakować prawdziwej Francji to miejsce nie zrobi żadnego wrażenia. Będzie jak Biskupin dla dorosłego, które traci urok wraz z ukończeniem wieku szkolnego (wszyscy pamiętamy szkolne wycieczki w miejsca takie jak Biskupin, gdzie bardziej liczyło się sam fakt wyjazdu, nieuczestniczenia w zajęciach i spędzanie czasu z kolegami, niż samo miejsce).
krótki odpoczynek przed dalszą podróżą, na pół dnia bezcelowego zwiedzania. Nie dla żądnych przygód podróżników, co najwyżej na weekendowy wypad z ciocią lub rodzicami. Również dobry kierunek dla osób, które rozpoczynają swoją podróżniczą historię oraz takich, którym wystarczy sam fakt pobytu w innym kraju, pośród innej kultury, ale bez zbędnego wgłębiania się w tę kulturę. Po prostu atrakcja dla ludzi prostych lub zmęczonych życiem, którym odpowiadają klimaty wolnego życia spędzanego pomiędzy jedną restauracją a drugą. Dla tych, którzy chcą zobaczyć i posmakować prawdziwej Francji to miejsce nie zrobi żadnego wrażenia. Będzie jak Biskupin dla dorosłego, które traci urok wraz z ukończeniem wieku szkolnego (wszyscy pamiętamy szkolne wycieczki w miejsca takie jak Biskupin, gdzie bardziej liczyło się sam fakt wyjazdu, nieuczestniczenia w zajęciach i spędzanie czasu z kolegami, niż samo miejsce).
Annecy leży nad ogromnym jeziorem
Lac d’Annecy, które dodaje piękna
całej okolicy, jednak nie nadaje się ono do kąpieli wpław ze względu na swoją
płytkość i dno usiane milionem drobnych muszelek. Samo miasto jest ładne, umiejscowione nad malowniczym kanałem Le Thiou niczym Wenecja, przez co stara część miasta jest naprawdę śliczna, z żółtymi latarniami, drewnianymi okiennicami na tysiącach okien, starymi kamienicami z pochyłymi dachami, przyklejonymi do siebie jak bliźniacze rodzeństwo, które można odróżnić od siebie po kolorze farby, różnokolorowymi markizami, brukowanymi chodnikami, mini balkonami w oknach wykonanymi ze zdobnie wygiętego metalu i uroczymi małymi mostkami, które mogą nas zaprowadzić w największe tłumy, jak i w bardziej spokojne miejsca, gdzie będziemy mogli wypocząć w cieniu drzew lub na ganku stworzonym przez wysokie kamienice.
płytkość i dno usiane milionem drobnych muszelek. Samo miasto jest ładne, umiejscowione nad malowniczym kanałem Le Thiou niczym Wenecja, przez co stara część miasta jest naprawdę śliczna, z żółtymi latarniami, drewnianymi okiennicami na tysiącach okien, starymi kamienicami z pochyłymi dachami, przyklejonymi do siebie jak bliźniacze rodzeństwo, które można odróżnić od siebie po kolorze farby, różnokolorowymi markizami, brukowanymi chodnikami, mini balkonami w oknach wykonanymi ze zdobnie wygiętego metalu i uroczymi małymi mostkami, które mogą nas zaprowadzić w największe tłumy, jak i w bardziej spokojne miejsca, gdzie będziemy mogli wypocząć w cieniu drzew lub na ganku stworzonym przez wysokie kamienice.
Annecy to miasto starszych i
młodszych kamienic, pięknych budynków z
wystającymi z dachów kominami, pośród których wije się kanał z płytką wodą, przepływający pod licznymi mostkami. Idealne miejsce na romantyczny spacer, przepłynięcie się łódką po jeziorze lub kanale, wypicie kawy w małym barze lub przejazd rowerem wzdłuż jeziora. Na przeżycie przygody to miejsce jest zbyt komercyjne, ludne i turystyczne. I w mojej ocenie dość nudne.
wystającymi z dachów kominami, pośród których wije się kanał z płytką wodą, przepływający pod licznymi mostkami. Idealne miejsce na romantyczny spacer, przepłynięcie się łódką po jeziorze lub kanale, wypicie kawy w małym barze lub przejazd rowerem wzdłuż jeziora. Na przeżycie przygody to miejsce jest zbyt komercyjne, ludne i turystyczne. I w mojej ocenie dość nudne.
Stokroć bardziej wolałabym
mieszkać w dwóch poprzednich miastach,
choć nigdy nie ciągnęło mnie do wielkich metropolii. Ale z kolei Annecy jest zbyt senne, idealne, jak z broszur u pośrednika turystycznego, jak obrazki na błyszczącym papierze, podkolorowane w Photoshopie i nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością. Takie perfekcyjne broszurki są nie dla mnie, ja wolę przeżyć wszystko sama, niż poddawać się opinii innych. Annecy jest dla mnie właśnie taką narzuconą opinią, kompletnie nie wpasowującą się w mój świat.
choć nigdy nie ciągnęło mnie do wielkich metropolii. Ale z kolei Annecy jest zbyt senne, idealne, jak z broszur u pośrednika turystycznego, jak obrazki na błyszczącym papierze, podkolorowane w Photoshopie i nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością. Takie perfekcyjne broszurki są nie dla mnie, ja wolę przeżyć wszystko sama, niż poddawać się opinii innych. Annecy jest dla mnie właśnie taką narzuconą opinią, kompletnie nie wpasowującą się w mój świat.
To miasteczko jest tak dziwne, że
nie potrafiłam go przedstawić w interesującym świetle na moim filmie,
niezależnie od której strony próbowałam ująć je na klatkach filmowych. Jedyne
co przyciągało mój wzrok to malownicze żółte latarenki na tle kolorowych
budynków z drewnianymi okiennicami. To był cały urok tego miasteczka, reszta to
turystyka i zabawy wodne, restauracje, wydawanie pieniędzy i zachwycanie się
brakiem charakteru, na który wszyscy zwiedzający zdają się być ślepi.
Dla mnie to miejsce to zamknięty
rozdział, bo jest to miasto dla tego typu
turystów, którzy chodzą od knajpy do knajpy, niby rozglądają się wkoło ale tak naprawdę nic nie widzą, bo bardziej skupieni są na swoim towarzystwie, swoim ego i możliwością pochwalenia się przed znajomymi, że było się za granicą. Mówię tu o ludziach, którzy wyjeżdżają do Turcji i zbierają wrażenia jedynie z terenu czterogwiazdkowego hotelu, który mają do dyspozycji i wszystkich jego udogodnień- basenu, animacji i posiłków all inclusive. Którzy rezygnują z poznania kultury,
do której się udali, bo myślą, że świat hotelowy to esencja Turcji, nie jadą nad morze bo mają basen w zasięgu ręki i nie wyjdą na miasto dalej jak po głównych uliczkach ze sklepami, z których przywiozą parę pamiątek dla kręgu biednych znajomych, którzy w Turcji nigdy nie byli. Anncey to właśnie miejsce dla płytkiego podróżowania, którego nigdy nie zrozumiem i którego nie zamierzam nawet próbować rozumieć.
turystów, którzy chodzą od knajpy do knajpy, niby rozglądają się wkoło ale tak naprawdę nic nie widzą, bo bardziej skupieni są na swoim towarzystwie, swoim ego i możliwością pochwalenia się przed znajomymi, że było się za granicą. Mówię tu o ludziach, którzy wyjeżdżają do Turcji i zbierają wrażenia jedynie z terenu czterogwiazdkowego hotelu, który mają do dyspozycji i wszystkich jego udogodnień- basenu, animacji i posiłków all inclusive. Którzy rezygnują z poznania kultury,
do której się udali, bo myślą, że świat hotelowy to esencja Turcji, nie jadą nad morze bo mają basen w zasięgu ręki i nie wyjdą na miasto dalej jak po głównych uliczkach ze sklepami, z których przywiozą parę pamiątek dla kręgu biednych znajomych, którzy w Turcji nigdy nie byli. Anncey to właśnie miejsce dla płytkiego podróżowania, którego nigdy nie zrozumiem i którego nie zamierzam nawet próbować rozumieć.
Kolejne sielskie i turystyczne
miasteczko, jednak z charakterem, w dużej mierze zawdzięczającym swojemu
położeniu na południu Francji, nad samym morzem Liguryjskim, na Lazurowym
Wybrzeżu. Jest to również senne miejsce do wydawania pieniędzy, ale przez swój
śródziemnomorski klimat wydaje się być bardziej przyjazne i interesujące niż
Annecy.
Otynkowane na pastelowe odcienie
czerwonego przylegające do siebie
domki, urocze latarenki z kutego metalu, wąskie uliczki, małe drewniane i kolorowe drzwi z kołatkami i jednym schodkiem, lśniący lakier zaparkowanych w ustroniu skuterów, donice z roślinami, poukrywane na uboczu małe restauracyjki z kwadratowymi stolikami i białymi krzesłami, niezmienne okiennice, czerwone dachówki ciągnące się w jedno długie pasmo dachów nierównych wielkością kamieniczek, zakończonych u dołu markizami chowającymi przeszklone restauracje ustawione wzdłuż ulicy Quai Jean Jaurès, palemki i lekki posmak stylu kolonialnego przy nowocześniejszych budynkach, wszechobecny spokój i turyści rozglądający się z ciekawością wokół, strzelający fotki bogatym łodziom na nabrzeżu, głośna muzyka wydobywająca się z restauracji nabrzeżnych, cichość i błogość wewnątrz, wystarczy tylko zgubić się w uliczkach idących głębiej w najstarszą część miasta oraz wspaniały widok na najbardziej turystyczną część miasta ze wzgórza, z którego spogląda na Saint-Tropez Cytadela.
domki, urocze latarenki z kutego metalu, wąskie uliczki, małe drewniane i kolorowe drzwi z kołatkami i jednym schodkiem, lśniący lakier zaparkowanych w ustroniu skuterów, donice z roślinami, poukrywane na uboczu małe restauracyjki z kwadratowymi stolikami i białymi krzesłami, niezmienne okiennice, czerwone dachówki ciągnące się w jedno długie pasmo dachów nierównych wielkością kamieniczek, zakończonych u dołu markizami chowającymi przeszklone restauracje ustawione wzdłuż ulicy Quai Jean Jaurès, palemki i lekki posmak stylu kolonialnego przy nowocześniejszych budynkach, wszechobecny spokój i turyści rozglądający się z ciekawością wokół, strzelający fotki bogatym łodziom na nabrzeżu, głośna muzyka wydobywająca się z restauracji nabrzeżnych, cichość i błogość wewnątrz, wystarczy tylko zgubić się w uliczkach idących głębiej w najstarszą część miasta oraz wspaniały widok na najbardziej turystyczną część miasta ze wzgórza, z którego spogląda na Saint-Tropez Cytadela.
Ogólnie Saint-Tropez jest małym
miasteczkiem, a jego sercem jest część położona na nabrzeżu. Jest to
najbardziej urocza część miasteczka, ze starymi, ale zadbanymi domkami, z
oknami, z których zwisają pojedyncze sztuki ubrania, z cichymi i ukwieconymi
uliczkami, z ciasnotą która pozwala sąsiadom zaglądać sobie nawzajem w okna, z
żaluzjowymi okiennicami o różnych kolorach, pozwalającymi odróżnić granice
poszczególnych budynków, z kablami zwisającymi nad głowami, z niskimi
drewnianymi drzwiami otoczonymi białym progiem ze zdobnego kamienia.
Reszta miasta to prywatne domy
rozrzucone po całym terenie miasta na powierzchni 15 km kwadratowych, wśród
śródziemnomorskiej roślinności.
Te tereny nie są już takie turystyczne, ale najbardziej prawdziwe. To tu możemy
się przyjrzeć prawdziwemu życiu, bo tu nikt nie zwraca uwagi na turystów, którzy tak naprawdę nie zapuszczają się w te rejony, bo prócz prawdziwego Saint-Tropez, nie znajdą tu nic dla siebie. Dla mnie jest to raj, bo tak bardzo przypomina mi ukochaną Grecję. Wiem też, że tu znajdę autentyczność południowej Francji. I to właśnie ta część miasta najbardziej mi przypomina, dlaczego mogłabym zamieszkać we Francji. Wydaje mi się, że najlepiej zwiedzać te rejony na skuterze, bo wówczas najlepiej widać jego piękno.
Te tereny nie są już takie turystyczne, ale najbardziej prawdziwe. To tu możemy
się przyjrzeć prawdziwemu życiu, bo tu nikt nie zwraca uwagi na turystów, którzy tak naprawdę nie zapuszczają się w te rejony, bo prócz prawdziwego Saint-Tropez, nie znajdą tu nic dla siebie. Dla mnie jest to raj, bo tak bardzo przypomina mi ukochaną Grecję. Wiem też, że tu znajdę autentyczność południowej Francji. I to właśnie ta część miasta najbardziej mi przypomina, dlaczego mogłabym zamieszkać we Francji. Wydaje mi się, że najlepiej zwiedzać te rejony na skuterze, bo wówczas najlepiej widać jego piękno.
Saint-Tropez to miasteczko dla
zakochanych, rodzin, starszych. Oni tu się odnajdą najbardziej. Dla mnie jest
to punkt na mapie, który należy odwiedzić ze względu na
swój niepowtarzalny charakter i bycie ambasadorem Lazurowego Wybrzeża. Można tu wracać co roku jak do miłego przystanku w dalszej podróży. Dla podróżnika jest to miejsce na pół dnia do dwóch, potem rusza dalej, ale z miłymi wspomnieniami i słońcem w oczach. Turysta może tu spędzić nawet tydzień, choć będzie to głównie powracanie na te same uliczki i jedzenie w tych samych restauracjach. Ale jest to tak miłe miasteczko, że jestem w stanie im wybaczyć ten brak chęci, aby przeć naprzód by zobaczyć coś jeszcze, by poznać piękno południowej Francji jako całości, a nie tylko na podstawie jednego, bardzo znanego miasteczka.
swój niepowtarzalny charakter i bycie ambasadorem Lazurowego Wybrzeża. Można tu wracać co roku jak do miłego przystanku w dalszej podróży. Dla podróżnika jest to miejsce na pół dnia do dwóch, potem rusza dalej, ale z miłymi wspomnieniami i słońcem w oczach. Turysta może tu spędzić nawet tydzień, choć będzie to głównie powracanie na te same uliczki i jedzenie w tych samych restauracjach. Ale jest to tak miłe miasteczko, że jestem w stanie im wybaczyć ten brak chęci, aby przeć naprzód by zobaczyć coś jeszcze, by poznać piękno południowej Francji jako całości, a nie tylko na podstawie jednego, bardzo znanego miasteczka.
Bo prawda jest taka, że to miasto
żyje z turystyki, więc jego autentyczność przez lata mocno się zatarła, a jego
ostatnie ślady ukryte są za
zamkniętymi okiennicami, do których turyści nie mają wstępu. Jedynie po ułatwieniach dla starszych w postaci rurki wspierającej przy drzwiach można poznać, że w tych ślicznych domkach w głównej części miasta mieszkają jego najstarsze i najbardziej interesujące warstwy. Bardzo żałuję, że nie było mi dane ich poznać. Myślę, że byłoby to bardzo ciekawe doświadczenie. Tymczasem musi mi wystarczyć zewnętrzne oblicze miasteczka, śliczne, słoneczne i spokojne jak upalny letni dzień w niedzielne popołudnie.
zamkniętymi okiennicami, do których turyści nie mają wstępu. Jedynie po ułatwieniach dla starszych w postaci rurki wspierającej przy drzwiach można poznać, że w tych ślicznych domkach w głównej części miasta mieszkają jego najstarsze i najbardziej interesujące warstwy. Bardzo żałuję, że nie było mi dane ich poznać. Myślę, że byłoby to bardzo ciekawe doświadczenie. Tymczasem musi mi wystarczyć zewnętrzne oblicze miasteczka, śliczne, słoneczne i spokojne jak upalny letni dzień w niedzielne popołudnie.
Po Lazurowym Wybrzeżu i Sabaudii
muszę przyznać, że Francja naprawdę mi się spodobała i chciałabym poznać jej
kolejne oblicza. Bo to co zobaczyłam w zeszłym roku zwiększyło mój apetyt. Jest
jeszcze tyle do zwiedzenia. Europa jest naprawdę piękna. Cieszę się, że
zdecydowałam się na tę miesięczną wycieczkę w najpiękniejszym miesiącu roku.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się to powtórzyć. W ostatnim zaś ujęciu
mojej wycieczki zabiorę Was do Kraju mlekiem i miodem płynącego, pięknej
Szwajcarii.